Znalazłam miejsce w przedziale, z uczuciem ulgi wtuliłam twarz w kołnierz kurtki. Wszystko co najgorsze miałam już chyba za sobą. Ale co będzie dalej? Czy tam, dokąd dopiero wczoraj zdecydowałam się pojechać, znajdę swoje miejsce, swój dom? Bo do tego domu, jaki miałam tutaj, do domu mojego ojca, już nigdy nie wrócę. Zresztą, co to był za dom? Tylko ściany, podłogi i dach, przestrzeń wypełniona meblami. Bez kochających się ludzi, bez śmiechu, wspólnych posiłków, nawet bez złości i bez płaczu.
Przymknęłam oczy; wolałam udawać, że drzemię. Nie chciałam odpowiadać na żadne odzywki czy zaczepki ludzi siedzących ze mną w przedziale. Myślami wróciłam do tamtych lat, kiedy w naszym domu było jeszcze jako tako – gdy mieszkała z nami ciocia Hania, siostra ojca, która nigdy nie wyszła za mąż i nie miała swojej rodziny.
Nie chciał rozmawiać o mamie
Swojej mamy prawie nie pamiętam. Tylko jakieś niewyraźne, mgliste wyobrażenia jej długich, jasnych włosów, gdy się nade mną pochylała; jakieś melodie, które nuciła mi na dobranoc, i jeszcze krzyk – jej ostry, rozzłoszczony głos, który czasem budził mnie ze snu. Są też zdjęcia, które mi po niej pozostały…
Mama umarła, gdy miałam niecałe pięć lat. Podobno na coś chorowała – zmarła w szpitalu przecież, tak wszyscy mówili – lecz tak naprawdę to nie wiedziałam, co się wtedy wydarzyło. Chociaż, gdy dorosłam i sporo już rozumiałam, dochodziły do mnie jakieś plotki, w pół urywane na mój widok słowa, z których wywnioskowałam, że moja mama piła. I że od tego picia umarła. Gdy jednak zapytałam kiedyś ojca, co właściwie stało się mamie i dlaczego nie utrzymujemy kontaktów z nikim z jej rodziny, strasznie się rozgniewał.
Nakrzyczał wtedy na mnie, właściwie to nie wiadomo o co, bo nic złego nie zrobiłam; chciałam tylko wiedzieć coś więcej o mamie. I nawymyślał mi wtedy od niewdzięcznych smarkul, które nie potrafią docenić tego, co mają, a on ręce sobie po łokcie urabia, żeby w domu wszystko było, że do najlepszej w mieście szkoły chodzę, ciuchy mam tylko markowe i jeszcze mi źle. A moja matka nie była dobrą kobietą, a że o umarłych mówi się tylko dobrze albo wcale, więc nie będziemy na jej temat rozmawiać. I żebym już więcej o mamę nie pytała. Więc nie pytałam.
Ciocia Hania mieszkała z nami przez kilka lat po śmierci mamy, lecz gdy podrosłam, wróciła do siebie. Czasem tylko wpadała coś ugotować, ogarnąć dom. Bardzo ją lubiłam. Była wesołą, pełną radości kobietą, ciągle się śmiałyśmy i nigdy się mnie o nic nie czepiała. Ojciec zresztą też nie, ale to dlatego, że prawie nigdy go w domu nie było. Zawsze myślałam, że to z powodu obowiązków służbowych, jednak z czasem dotarło do mnie, że tata bardzo interesuje się kobietami, i to z nimi spędza większość wolnego czasu. I noce też.
Nie miałam do niego o to pretensji, dla mnie – poza tym jednym wybuchem – był dobrym ojcem, niczego mi nie brakowało. Nie sprowadzał też swoich kochanek do naszego domu. Żałowałam jednak, że nie mieszka z nami ciocia, bo czułam się bardzo samotna. Dopiero gdy poszłam do liceum, wreszcie miałam jakieś swoje towarzystwo.
Byłam blisko zwłaszcza z Anką, moją najlepszą kumpelką. To z nią spędzałam najwięcej czasu. Razem uczyłyśmy się, chodziły do kina, potem na dyskoteki. I właśnie tam któregoś wieczoru poznałam Emila. Siedziałyśmy z Anką i jeszcze z dwiema dziewczynami, Ewką i Zuzą przy stoliku, wypiłyśmy już po jednym browarku. Żadna z nas nie skończyła jeszcze osiemnastu lat, ale barman był znajomym Anki i ona jakoś to załatwiła. Śmiejąc się, obserwowałyśmy ludzi na parkiecie.
– Widzicie tego blondyna? – spytała w pewnej chwili Ewka. – Niezłe ciacho! Kurczę, chętnie bym takiego skosztowała – śmiała się, robiąc głupie miny.
– Tylko że on nie na ciebie patrzy, a na Majkę – zauważyła Anka, puszczając do mnie oko. – No, dziewczyno, korzystaj z okazji, bo jest z czego…
– Nie wygłupiaj się, przecież ja go nawet nie znam – wzruszyłam ramionami, choć chłopak rzeczywiście był fajny.
Z zadowoleniem spostrzegłam, że rzeczywiście mną się zainteresował, coraz częściej patrzył na mnie, a nawet się uśmiechnął. Jednak udawałam, że tego nie zauważam. Byłam zawsze straszliwie nieśmiała i chociaż kilka miesięcy wcześniej skończyłam 17 lat, nigdy wcześniej nie miałam chłopaka, takiego z prawdziwego zdarzenia. Pewnie, że podobali mi się niektórzy, lecz gdy próbowali się ze mną umówić – tchórzyłam. Wycofywałam się rakiem, nie chciałam dać im numeru swojego telefonu. Potem byłam zła sama na siebie, jednak następnym razem moja nieśmiałość znowu zwyciężała…
Wyczuwało się w nim spokój i dystans
Ale tamtego wieczoru, im dłużej przyglądałam się temu blondynowi, tym bardziej mi się podobał. Wydawał się inny niż chłopaki, których dotąd znałam. Taki bardziej delikatny, subtelny, i ładnie się ruszał na parkiecie, niemal jak dziewczyna. I uśmiechał się też tak jakoś inaczej, łagodnie. Był w nim jakiś spokój, jakiś dystans. Obserwowałam go ukradkiem, czując coraz większe podekscytowanie. W pewnej chwili podeszła do niego kobieta sprzedająca kwiaty. Chłopak wybrał z kosza długą ciemnoczerwoną różę i coś powiedział do kwiaciarki, wskazując głową na nasz stolik. Widziałam też, jak wsunął jej banknot do ręki…
Chwilę później kobieta zatrzymała się obok nas, uśmiechnęła się do mnie i podała mi tę różę.
– Ten pan kazał przekazać, że chociaż ta róża jest bardzo piękna, to blednie w pani obecności – powiedziała i odeszła.
I wtedy dziewczyny się rozszalały. Zaczęły piszczeć, śmiać się i żartować, głośno wołając, jakiego mam romantycznego wielbiciela, jaką jestem szczęściarą. Nie słuchałam ich, patrzyłam na tego chłopaka. A on z tym swoim łagodnym uśmiechem wpatrywał się we mnie. I chociaż jeszcze nie znałam jego imienia, nie zamieniłam z nim jeszcze jednego słowa – wiedziałam już, że się zakochałam. Od pierwszego wejrzenia.
Z głośników popłynęły dźwięki jakiejś nastrojowej melodii, a wtedy on podszedł do naszego stolika i poprosił mnie do tańca. Niewiele pamiętam z tamtego wieczoru. Tylko tyle, że przetańczyłam go w ramionach Emila. A w głowie wciąż mi szumiało, i to wcale nie od piwa. Byłam zakochana, po raz pierwszy tak naprawdę, i wiedziałam, że uczucia Emila do mnie są takie same. Okazało się, że urodziliśmy się w tym samym roku, on był ode mnie starszy tylko o kilka miesięcy.
Spędziliśmy ze sobą klika następnych dni po szkole na spacerach w parku, w kinie, gdzie przytuleni oglądaliśmy po dwa filmy po kolei, korzystając z otaczającego nas mroku i prawie pustej sali. I nigdy nie sądziłam że można być tak szczęśliwą.
Jakiś miesiąc po pierwszym spotkaniu w dyskotece Emil po kinie wpadł do mnie domu. Mojego ojca jak zwykle nie było, tym razem jednak nie spędzał wieczoru u którejś ze swoich kobiet, tylko wyjechał służbowo. I właśnie wtedy mój ukochany zaproponował, że zostanie u mnie dłużej, tak długo, jak będę chciała. Wiedziałam, co to znaczy, że chce iść ze mną do łóżka, ale nie miałam nic przeciwko temu. Bardzo tego pragnęłam, bo pragnęłam Emila. Był moim pierwszym mężczyzną…
Przeżyłam kilka cudownych godzin. Nawet nie sądziłam, że życie może być takie piękne! Już nic więcej nie było mi do szczęścia potrzebne. I chociaż Emil wyszedł zaraz po północy, ja nie zasnęłam już do rana. Wciąż powtarzałam w myślach te wszystkie słowa, które on do mnie mówił; przeżywałam na nowo każde uniesienie, każdą jego pieszczotę. Wciąż czułam jego palce na swojej skórze, jego usta na moich…
Zbierając się rano do szkoły, czekałam na telefon od niego. Sądziłam, że do mnie zadzwoni, kiedy tylko się obudzi. Ale moja komórka milczała jak zaklęta przez cały dzień. Wieczorem sama do niego zadzwoniłam, niecierpliwość mego serca nie pozwalała mi dłużej czekać. Ze zdumieniem usłyszałam, że abonent jest poza zasięgiem lub ma wyłączony aparat.
To nie było podobne do Emila… Z niepokojem pomyślałam, że coś musiało się stać: może jakiś wypadek, może coś z jego mamą. Chociaż nigdy jej nie poznałam osobiście, to Emil czasem mi o niej opowiadał. Był chyba bardzo z nią związany, mama wychowywała go sama, on nawet nie znał swojego ojca.
Odkochaj się – tak poradziła mi Anka
Kiedy następnego dnia też nie odpowiadał na moje telefony, postanowiłam pojechać do niego. I wtedy ze zgrozą uświadomiłam sobie, że przecież nie znam jego adresu! Wiedziałam tylko, że do domu wracał tramwajem numer cztery, że jechał aż do pętli. Tak mi mówił.
Tyle że tam, na końcu linii tramwajowej, było wielkie, nowe osiedle już na obrzeżach miasta. Nie miałam szans, żeby go odszukać. A moja ambicja i poczucie dumy nie pozwalały mi pójść pod jego szkołę, chociaż wiedziałam, w którym technikum się uczy.
– Aleś ty naiwna, Majka! – zaśmiała się Anka, gdy zwierzyłam się jej po kilku dniach. – Tacy właśnie są faceci… Dostał to, czego chciał, i się ulotnił.
– Mylisz się, Emil nie jest taki – powtarzałam, ze wszystkich sił powstrzymując łzy.
– Żaden nie jest taki! – prychnęła. – Na początku…
Ale widząc łzy, które wbrew mojej woli popłynęły mi po policzkach, złagodniała i usiłowała mnie pocieszyć po swojemu:
– Daj sobie z nim spokój, on w ogóle taki był jakiś… – wzruszyła ramionami. – No, jakby z księżyca spadł, taki dziwny.
– Anka, ale ja go kocham, zrozum! – chlipnęłam.
– To się odkochaj – poradziła mi. – Im szybciej, tym lepiej! A poza tym wiesz, klin klinem, więc… – spojrzała na mnie porozumiewawczo. – Jak mówi mój ojciec, tego kwiatu na pół światu.
– Mój chyba też tak uważa – uśmiechnęłam się przez łzy, bo pomyślałam o tych wszystkich kochankach taty.
Minęło kilka dni. Telefon Emila milczał, on też jakby się zapadł pod ziemię. Chociaż włóczyłam się całymi popołudniami po mieście, szukając go w parku, kafejkach, pod kinami – nigdzie nie mogłam znaleźć. Na wypytywanie o niego pod technikum wciąż nie pozwala mi moja duma, a może raczej ta nieszczęsna nieśmiałość. I dobrze, że tego nie zrobiłam, bo któregoś wiosennego dnia ujrzałam Emila idącego po ulicy z jakąś dziewczyną.
Przytulał ją do siebie, a gdy mnie spostrzegł, nawet się nie zmieszał, tylko mocniej ją przytulił, a potem pocałował w usta. Jakby świadomie chciał mnie jeszcze bardziej zranić! Nie mogłam pojąć dlaczego, przecież ja mu nic złego nie zrobiłam…
Po pierwszym szoku zrozumiałam, że Emil zabawił się mną tylko, tak jak mówiła to Anka. I kompletnie się załamałam. Byłam straszliwie nieszczęśliwa, nie spałam po nocach, nie mogłam jeść, wszystko przestało mnie cieszyć. Ojciec, który miał chyba wtedy więcej wolnego czasu, bo wciąż był w domu, musiał zauważyć, że dzieje się ze mną coś niedobrego.
Oczywiście ja nie chciałam mu mówić o Emilu; uznałam, że to tylko moja sprawa. Tata też przecież nigdy nie rozmawiał ze mną o tych swoich kobietach. Zresztą, w ogóle mało ze sobą rozmawialiśmy, odkąd dorosłam. I nie wiem, jak by to się skończyło, gdybym tamtego dnia nie zwolniła się do domu po pierwszej lekcji. Źle się czułam, miałam gorączkę, chyba brał mnie jakiś wirus. Dyrektorka, widząc moją rozpaloną twarz, nawet o nic nie zapytała, od razu kazała mi iść do domu i się położyć.
Z kim rozmawia mój ojciec? Niemożliwe!
Na podjeździe zobaczyłam samochód ojca. A więc był w domu. Pewnie pracował, często przynosił projekty do domu. Nie było mi to na rękę. Weszłam cicho, żeby mnie nie zauważył, bo znowu by zaczął wypytywać. Delikatnie zamknęłam drzwi i podeszłam na palcach do schodów na pięterko, gdy usłyszałam jakąś rozmowę z salonu. Zaciekawiona przystanęłam na moment, natężając słuch. Jednak nie musiałam się wysilać, trudno było nie usłyszeć podniesionego głosu ojca.
– I co, myślisz, że dam ci się szantażować?! – prawie krzyczał. – A w ogóle to nie wierzę ani jednemu twojemu słowu!
– Nie musi pan wierzyć, nie po to tu przyszedłem – odpowiedział ktoś całkiem spokojnie, a mnie serce prawie stanęło w piersi.
To był głos Emila… Poznałabym go między tysiącem innych głosów! Tylko co on robił w moim domu? Dlaczego rozmawiał z moim ojcem?! Te pytania tłukły mi się w głowie, podczas gdy za drzwiami salonu dalej toczyła się dziwna dyskusja:
– Nic od pana nie chcę, brzydzę się takimi ludźmi jak pan – ciągnął Emil. – Chciałem tylko się zemścić na panu, bo widziałem, jak pan rozmawiał z moją matką na ulicy i jak pan ją potraktował… – tu urwał i na chwilę zapanowała cisza.
Wstrzymałam oddech.
– Odepchnął ją pan wtedy, a ona tylko chciała z panem przez chwilę porozmawiać, opowiedzieć o mnie… – usłyszałam nieprzyjemny, ironiczny śmiech Emila. – O mnie, o waszym synu! Nic innego od pana nie chciała, to było przypadkowe spotkanie! Mówiła mi potem o tym i tak strasznie płakała… A pan ją potraktował jak dziwkę, jak wtedy, przed laty, gdy powiedziała panu, że spodziewa się pańskiego dziecka, czyli mnie – znowu ten straszny śmiech Emila. – Pan ją odtrącił wtedy… Ale zapłaci pan za każdą łzę mojej matki! I ta smarkula też, pańska córka, moja siostra… Tak, uwiodłem ją, z premedytacją, krok po kroku! Rozkochałem w sobie, przeleciałem, a potem rzuciłem jak szmatę, żeby cierpiała, tak jak moja matka cierpiała!
– Wynoś się, gnojku! – wrzasnął ojciec. – Nie chcę cię tu więcej widzieć. Won!
Odpowiedzią był tylko śmiech. Straszny, pełen odrazy, sadystyczny rechot Emila…
Chciałam krzyknąć, zawołać ojca, lecz głos uwiązł mi w gardle. Poczułam, że nogi się pode mną uginają, chwyciłam się poręczy, usiadłam na schodach. I wtedy drzwi się otworzyły i z salonu wyszedł Emil. Zauważył mnie natychmiast, zatrzymał się na moment, spojrzał mi prosto w oczy.
– Żal mi cię, mała – powiedział spokojnie. – Że masz takiego ojca… – jakby się zawahał. – Że mamy takiego ojca. To podły typ, wiesz? Zimny sukinsyn.
Wierzę, że teraz może być już tylko lepiej
Nie pamiętam, co dalej się działo. Emil wyszedł, ojciec coś do mnie mówił, podawał mi szklankę z zimną wodą, jakieś tabletki. Ale ja nie chciałam go słuchać. Tak jak stałam, wybiegłam na ulicę. Nie chciałam ani chwili dłużej zostać w tym domu. Wśród ojca kłamstw. Pojechałam prosto do cioci Hani. A ona patrzyła na mnie przerażona, słuchając mojego roztrzęsionego głosu. Potem objęła mnie, otuliła kocem, podała filiżankę jakichś ziółek.
– I co ja ci mogę, dziecko, powiedzieć – pokiwała nade mną głową. – Taki już był ten twój ojciec i najwyraźniej nic się nie zmienił. Tylko kobiety, wciąż inne, coś dla niego znaczą.
– A moja mama? – spytałam.
– Ona piła przez niego, przez te jego kochanki. One nachodziły ją nawet w domu – ciocia Hania ciężko westchnęła. – W końcu przesadziła...
– I co ja teraz zrobię? – popatrzyłam na nią z rozpaczą. – Ja tam nie wrócę. Nie chcę.
– Wiem – skinęła głową. – Zapłaciłaś największą cenę za winy swojego ojca, zakochałaś się w swoim bracie… – zamilkła na moment. – Ja o nim wiedziałam, o tym Emilu, znałam kiedyś jego matkę. Twój ojciec był z nią związany, ale zostawił ją, gdy się okazało, że jest w ciąży. Ożenił się z twoją mamą dla pieniędzy, a potem ty się urodziłaś.
Ciocia Hania powiedziała, że mogłabym u niej zostać, lecz to nie byłby dobry pomysł. I że jest jeszcze ktoś, kto mnie bardzo kocha: moja babcia, matka mojej mamy, mieszkająca nad morzem. Kiedyś, przed laty, ojciec zabronił jej kontaktować się ze mną.
– Ja z nią czasem rozmawiam przez telefon, opowiadam jej o tobie – powiedziała na koniec ciocia. – Zadzwoń do niej…
– Myślałam, że mama nie miała żadnej rodziny – szepnęłam.
– Ojciec mi zabronił ci mówić cokolwiek, zagroził… Ech, nieważne. Twoja babcia czekała, aż skończysz 18 lat, wtedy zamierzała powiedzieć ci całą prawdę – zakończyła ciocia, podając mi notes z zakreślonym numerem telefonu. – Zadzwoń, proszę.
Gdy usłyszałam głos po tamtej stronie, rozpłakałam się. Po raz pierwszy rozmawiałam z moją babcią, mamą mojej mamy!
A teraz jechałam do niej. Bo gdy tylko opowiedziałam jej o wszystkim, natychmiast zaprosiła mnie do siebie. Słyszałam, jak jej głos drżał, też ledwie mogła mówić ze wzruszenia. Zostawiłam całe te prawie 18 lat życia za sobą. Chciałam zapomnieć o tym domu, o ojcu, o mojej miłości do własnego brata, i o tamtej nocy, gdy leżałam w jego ramionach. Jak wielki musiał być ból w jego sercu, jak wielka nienawiść do ojca, skoro zrobił coś takiego?! Nie potrafię tego zrozumieć, wciąż jestem w szoku, ale na razie nie chcę go oceniać.
Mam nadzieję, że w domu babci zacznę nowe życie. Że odnajdę u niej spokój, a los nie każe mi już płacić za winy ojca.
Czytaj także:
„Porzuciłem żonę jak zużytą zabawkę, bo miałem już dość kieratu. Zrozumiałem swój błąd, gdy pomogła mi odbić się od dna”
„Oddałam mu wszystko, a on wykorzystał, zbałamucił i porzucił. Serce złamane przez młodzieńczą miłość, krwawi do dziś”
„Łudziłam się, że to ten jedyny. On wyśmiewał mnie i moje zasady, a w końcu dosypał mi pigułkę gwałtu i wykorzystał”