„Edzio ma 70 lat, ale postanowił znowu wziąć ślub. Jest jeden problem. Brak kandydatki na żonę”

70-latek, który marzy o powtórnym małżeństwie fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„Jedna za wysoka, inna zbyt wykształcona, kolejna źle gotowała, inna czyhała tylko na jego pieniądze... W Marcie nie pasowało mu to, że była starą panną. Bo skoro do tej pory nikogo sobie nie znalazła, to znaczy że na pewno coś jest nie w porządku”.
/ 01.11.2021 04:39
70-latek, który marzy o powtórnym małżeństwie fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Mnie i mężowi wydawało się, że dobrze znamy Edwarda, a jednak nas zaskoczył. Cztery lata po śmierci swojej żony postanowił znów się ożenić. Kazik o mało nie zakrztusił się śledziem.

– Ożenić się? Żenić się chcesz?!

Edek, najlepszy przyjaciel mojego męża, tak jak i on ma siedemdziesiąt lat. Jest w świetnej formie, to fakt, ale jednak jego matrymonialne plany wprawiły nas w osłupienie. Edek owdowiał cztery lata temu. Wydawało się, że w swoim małym domku z ogródkiem sam radzi sobie bardzo dobrze. Nagle dwa miesiące temu zaczął mówić o ponownym ożenku. Zresztą, żeby tylko mówił. Edzio zabrał się z zapałem do dzieła.

Na tym obiedzie, na którym zakomunikował nam o swoich planach, opowiedział nam jeszcze, że już miał jedną kandydatkę. „Pomyślał” o swojej szwagierce, wdowie…

– Poszedłem do niej na obiad. Ale wiecie, rozmyśliłem się. Tak się jakoś brzydko zestarzała – oświadczył. Nie wytrzymałam, roześmiałam się.
– Nikt się ładnie nie starzeje, Edziu. Nie ma siły. A na młódkę to chyba nie masz co liczyć, nie jesteś Rockefellerem – przypomniałam mu.

Okazało się, że Edzio w ogóle nie żartował

Dwa tygodnie później zadzwonił do mojego męża i zdał mu relację z podjętych działań:

– Poszedłem na zajęcia uniwersytetu trzeciego wieku. No i wyobraź sobie, jest potencjał. Więcej pań niż panów, z rozmów wynika, że większość z nich to wdowy albo rozwódki. W każdym razie wolne. Zapisałem się też do klubu seniora w dzielnicy. Jutro idę na wieczorek taneczny.

Cóż. Uznaliśmy z Kaziem, że wybić z głowy Edkowi ożenku nam się nie uda, nie mamy więc innego wyjścia – tylko mu kibicować. Gdy odwiedził nas po raz kolejny, już od przystawek nie mogliśmy się doczekać nowin z „placu boju”. Edek przetrzymał nas aż do deseru, w końcu zaczął mówić o tym, co nas ciekawiło najbardziej:

– Halina, parę lat młodsza ode mnie. Emerytowana przedszkolanka. Chodzimy razem na wykłady z historii. Przystojna kobieta. Postawna. No i tu jest problem, bo wyższa ode mnie. Źle razem wyglądamy. Dalej Irena, na oko ledwie skończyła 70. Wesoła wdówka, pierwsza na parkiecie…

– To świetnie – wszedł mu w słowo mój Kazik, mistrz walca.
– …i pierwsza do kieliszka – ciągnął Edek. – No i bardzo żywiołowa, trochę za bardzo. I jest jeszcze Alina. Rozwódka. Bardzo dystyngowana. Byliśmy już na kolacji. Zwróciła mi uwagę, że źle trzymam łyżkę. Chyba ma mnie za prostaka, więc raczej nic z tego.

Zgodnie orzekliśmy, że Edek powinien szukać dalej

– Co nagle, to po diable – zauważył filozoficznie Kazimierz.

Złapałam się na tym, że u znajomych, w przychodni, w sklepie – zaczęłam rozglądać się za kandydatkami na żony Edzia: „Za wysoka, ooo, ma męża, uuu, zaniedbana, to nie”. Okazało się jednak, że Edek nie potrzebuje mojej pomocy.

– Wpadnijcie w niedzielę na obiad, mam niespodziankę – zakomunikował tajemniczo przez telefon.

Niespodzianką była oczywiście kobieta. Marta, młodsza od nas z 10 lat. Sympatyczna, świetna kucharka.

– Tak, tak, te zraziki to Marta przywiozła. I serniczek… – zachwalał Edzio.
– Całe życie przepracowałam w aptece – opowiadała Marta. – Nie mogłam się już doczekać emerytury. A teraz jednak mi tego brakuje. Widać ciężko mi dogodzić – żartowała.

Z Edkiem spotkali się na wykładach.

– Potem byliśmy z grupą na wycieczce w Zamościu. Siedzieliśmy koło siebie w autokarze i świetnie nam się rozmawiało – tłumaczył Edek.

Po kolacji poszłam pomóc Marcie w kuchni. Zauważyłam, że czuła się w niej całkiem swobodnie, widać już tu parę razy była. Przy zmywaniu i wycieraniu naczyń próbowałam pociągnąć ją za język. Marta od razu mnie rozgryzła.

– Wiem, że się martwicie o Edwarda. To zrozumiałe. Czy na pewno mam uczciwe zamiary. Rozumiem, że ciężko uwierzyć, że zainteresowałam się mężczyzną starszym o ponad 10 lat bez ukrytych motywów. Ale, Tereso, jakie ja bym mogła mieć motywy? Mam mieszkanie i działkę nad rzeką. Nie czyham na spadek. Zresztą – co oprócz tego domu ma Edward? Dajcie mi szansę – uśmiechnęła się.

A to głupek, mógł mieć taką babkę!

Czerwona ze wstydu bąkałam, że nic takiego nie myślałam, że po prostu zależy mi na szczęściu Edka, że to najlepszy przyjaciel męża… Po tym trudnym początku zmieniłyśmy temat i wkrótce się okazało, że mamy dużo wspólnych zainteresowań. Historia naszego miasta, książki biograficzne, teatr. Zaczęłyśmy razem wychodzić, spotykać się. Ku uciesze mojego męża, którego wreszcie przestałam go na siłę wyciągać z domu. Bardzo polubiłam Martę, zaczęłam więc kibicować jej związkowi z Edkiem. Ale sprawy nie potoczyły się w dobrym kierunku.

– Nic z tego nie będzie, w sumie nie wiem, czemu – zwierzyła mi się Marta. – Już się prawie nie spotykamy. Może poznał inną panią.

Zleciłam mężowi zbadanie sprawy. Odbyli długą konferencję telefoniczną.

– Marta ma rację, Edek postanowił nie kontynuować ich znajomości. Ostatnio spotyka się z Zofią.

Wycisnąłem z niego tylko tyle, że Marta jest starą panną. I to go zniechęciło. Że jak nikt jej nie chciał przez tyle lat, to pewnie coś jest z nią nie tak. I że nie umie zadbać o mężczyznę. Taka wdowa czy rozwódka, to co innego… Wściekłam się. „Ty mały szowinisto. Hipokryto! – przeklinałam Edka w myślach. – Adonis się znalazł, chodząca doskonałość, bo raz dawno temu kobieta się ulitowała i za niego wyszła”.

A głośno powiedziałam:

– Marta to wspaniała kobieta. I naprawdę chciała spróbować. Ale jak Edzio taki mądry i takie głupoty o niej opowiada, to widać na nią nie zasłużył. I dobrze. Szkoda jej czasu!

Od tej pory nie chciałam już słuchać o kolejnych podbojach Edzia. Nie zapraszałam go do nas. Dalej spotykałam się zaś z Martą. Kazik rozmawiał czasem z Edkiem, był też u niego na obiedzie (ja się wykręciłam migreną). Czasem próbował mi coś opowiedzieć, ale nie chciałam słuchać. Padały kolejne imiona: Halina (ale inna, nie ta przedszkolanka), Aleksandra, Janina… Zaczęłam podejrzewać, że Edek jest jednak zbyt wybredny. I że nic z jego planów nie wyjdzie. Za stara, za młoda, za wysoka, za gruba, za głupia, zbyt wykształcona, źle gotuje, zagłaszcze go…

Ja wiedziałam, że idealna dla niego była Marta – kobieta inteligentna, z własnym zdaniem, nieczyhająca na majątek i bardzo spragniona miłości. Na szczęście Marta poznała Tadeusza – starszego od niej o pięć lat, przystojnego i wysportowanego.

– Edek stracił swoją szansę – powiedziałam do męża. – On Tadeuszowi do pięt nie dorasta!

Po kilku miesiącach Edek chyba się poddał

Przestał opowiadać o kolejnych kandydatkach. Zarzucił uczęszczanie na wykłady i potańcówki. Poszarzał, przygarbił się. Przestał dbać o garderobę, zdarzyło mu się przyjść z wizytą w poplamionej koszuli. Było mi go żal, choć dalej nie mogłam mu darować, jak potraktował Martę. Pod koniec września zadzwoniła do mnie Marta. Płakała.

– Tadeusz cały ten czas mnie oszukiwał. On ma jakiś problem, chyba wydaje mu się że jest Casanovą! Jednocześnie spotykał się jeszcze z trzema kobietami, wszystkie młodsze ode mnie. Jedna to nawet trzydziestki jeszcze nie miała – szlochała w słuchawkę. – Idiotka ze mnie, tyle czasu zmarnowałam.

Próbowałam jej wytłumaczyć, że to nie jej wina, że skąd miała wiedzieć. Ale oczywiście nie słuchała. Wieczorem opowiedziałam o zdradzie Tadeusza Kazikowi. Jak skończyłam, zamyślił się, w końcu spojrzał na mnie i już wiedziałam, że pomyśleliśmy o tym samym.

Edek chyba już zmądrzał. Powinien się ucieszyć, że dostanie drugą szansę. A Marta jeszcze niedawno mnie o niego pytała… Musimy zabawić się w swatów – oświadczyłam, a Kazimierz tylko kiwał głową.

Okazja nadarzyła się niebawem – w październiku świętuję imieniny. Zaprosiłam kilka osób. Marty nie uprzedziłam, że będzie Edek. Wykręcała się, że nie ma humoru, że się nie nadaje do ludzi, ale ją przekonałam. Gdy weszła do salonu, trochę spóźniona, i zobaczyła Edka, chciała wyjść…

– Daj mu szansę, on już chyba zrozumiał, że zachował się jak idiota – wyszeptałam jej do ucha i popchnęłam w stronę stołu.

Na widok Marty Edek zerwał się na równe nogi

Odruchowo zaczął przyczesywać włosy. I zarumienił się jak sztubak. Naprawdę! Tym chyba złamał opór Marty. Nie wytrzymała, uśmiechnęła się, ale jednak, żeby nie myślał, że tak mu łatwo pójdzie, wbiła byłemu narzeczonemu małą szpileczkę:

– Edziu, jeszcze nie po ślubie?

Ten zmieszał się jeszcze bardziej, ale Marta, wyraźnie usatysfakcjonowana tą małą zemstą, przez cały wieczór była już miła. A Edzio dwoił się i troił. Dolewał, podawał, zabawiał… Z kolacji wyszli razem. Przez jakiś czas nie dopytywaliśmy, jak im idzie. Ale że Marta miała dla mnie mało czasu – czułam, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Nie pomyliłam się. Przed chwilą odwiedzili nas Marta i Edek. Osobiście przynieśli zaproszenia. Ślub zaplanowali w sylwestra – na weselu wszyscy razem powitamy nowy rok. 

Czytaj także:
Byłam nauczycielką i nie lubiłam swojej pracy. Nie zamierzałam tego ukrywać
Mam 5 wnuków i żadne nie jest przy mnie. Niektórych nigdy nie widziałam
Narzeczona syna zostawiła go z kredytem i wyjechała do USA robić karierę

Redakcja poleca

REKLAMA