„Edyta zdradzała męża, bo ten traktował ją jak powietrze. Gdy dowiedział się o romansie, wpadł w szał” 

Kobieta, która pociesza przyjaciółkę fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Edyta od dawna miała jakieś problemy, ale ilekroć spotykałyśmy się w babskim gronie, tryskała humorem. Tym razem było inaczej. Przyjechała do mnie w piątkowy wieczór. Nie wyglądała najlepiej. Była blada, w jej oczach widać było smutek..."
/ 11.08.2021 13:40
Kobieta, która pociesza przyjaciółkę fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Z przepastnej kosmetyczki wyrzuciła na tapczan masę kosmetyków i bezradnie rozłożyła ręce.

– Zobacz – powiedziała – to wszystko jest reklamowane jako najlepsze, a efekt jest taki, jakbym nie używała nic. Artur nawet nie zauważa moich starań… – zaczęła mówić, przekładając tubki i słoiczki z kremami.

„A więc to tutaj jest pies pogrzebany” – pomyślałam, przyglądając się kolorowym opakowaniom, i pokręciłam głową. Niezły majątek ulokowany w przypadkowo zgromadzonej kolekcji kosmetyków. A wszystko po to, żeby podobać się temu patafianowi.

Nigdy nie przepadałam za mężem Edzi, ale nie wtrącałam się do ich życia. Myślałam, że są szczęśliwi. Okazało się, że nie do końca. Czekało mnie nie lada zadanie. Trzeba było zająć się nie tylko ciałem, ale i duszą Edyty.

– Schowaj to wszystko. Nie będzie nam potrzebne. Mam dla ciebie coś specjalnego. Każda kobieta czuje się po tym jak nowo narodzona… – powiedziałam z uśmiechem.

– Co masz na myśli? – przyjaciółka spojrzała na mnie sceptycznie.

– Najpierw zrobimy się na bóstwa, a potem sama zobaczysz, że nie taki ten świat straszny – oznajmiłam radośnie. – Zaczynamy od opalania się.

Edyta nie była zachwycona. Powiedziała, że jest zmęczona i nie ma ochoty na bieganie po solariach.

– Spokojnie, nigdzie nie idziemy – powiedziałam z tajemniczą miną.

– Wystarczy nam to – dodałam, pokazując jej tubkę z balsamem.

– Nie, nie, proszę, żadnych samoopalaczy! – zaprotestowała natychmiast. – Nie chcę wyglądać jak jakaś niedorobiona indianka!

Zmarszczyłam brwi.

– No dobrze, daj ten balsam – skapitulowała, widząc moją minę.

Po kilkunastu minutach obie, wysmarowane balsamem po same uszy, gapiłyśmy się w lustro.

– Jest dobrze – oceniła Edyta. – Jutro będę wyglądała, jakbym wróciła z wakacji w ciepłych krajach.

– Nie tak szybko – roześmiałam się. – To nie farbka do malowania skóry. Pierwsze oznaki opalenizny będą widoczne dopiero po 2–3 dniach.

Dopiero następnego dnia zaczęła mówić

Rano obudziłyśmy się w dobrych nastrojach. Zauważyłam, że Edzia uważnie ogląda swoją skórę, szukając smug po samoopalaczu. Nic nie znalazła. Poszłam zrobić kawę, a kiedy przyniosłam filiżanki, Edyta była już po kąpieli. W miękkim szlafroku, z burzą wilgotnych włosów, wyglądała na nastolatkę. Tylko w oczach miała smutek.

– Musimy się sprężać, bo nie zdążymy ze wszystkim – oznajmiłam.

– Jeżeli się nie pośpieszymy, ucieknie nam autobus, a jeździ tak rzadko, że przed przyjazdem następnego zdążymy omówić kilka zestawów najnowszych kosmetyków, repertuar kin i jeszcze parę interesujących tematów.

Dzień spędziłyśmy na bieganiu po sklepach, krótkiej wizycie w zaprzyjaźnionej galerii sztuki i plotkach z dawno niewidzianymi koleżankami z liceum. Kiedy wróciłyśmy do domu wieczorem, byłyśmy wykończone.

– Moje nogi nadają się do wymiany – utyskiwała Edyta, ale twarz miała znacznie pogodniejszą niż poprzedniego dnia, gdy przyjechała.

– Zaraz coś na to zaradzimy – uspokajałam ją. – Biegnij pod prysznic, a ja tymczasem przygotuję coś pysznego.

Kwadrans później siedziałyśmy już w piżamach, popijając owocową herbatkę. Dopiero wtedy zaczęła mówić.

– Monika, ja nie wiem, co mam zrobić… – westchnęła. – Starałam się przez te wszystkie lata, ale Artur i tak zaczął się ode mnie oddalać. Może to ta jego praca, ciągłe wyjazdy… Mam wrażenie, że żyjemy obok siebie.

Pokiwałam głową, zachęcając ją do dalszych zwierzeń.

– Kilka miesięcy temu spotkałam przypadkowo chłopaka, z którym kiedyś mieliśmy poważne plany na wspólne życie. Dwa lata był w Japonii. Tam się ożenił, ale nic z tego małżeństwa nie wyszło. Podobno różnice kulturowe dały o sobie znać już na weselu. Potem było już tylko gorzej. Rozstali się i teraz wrócił do Polski. Spotkanie ze mną potraktował jak zrządzenie losu. Ja też się ucieszyłam. Już na wstępie powiedział, że nigdy nie przestał mnie kochać. Ja chyba też coś do niego czułam. Tamtej nocy poszliśmy do łóżka… Szczerze mówiąc, dobrze mi to zrobiło. Nareszcie ktoś dostrzegał we mnie kobietę. Mój mąż od dawna mnie tak nie traktował. Przez następne tygodnie żyłam jak we śnie.

– I Artur naprawdę niczego nie zauważył? – zdziwiłam się.

– Nie. A szkoda, bo chyba gdzieś tam w głębi duszy marzyłam, że zauważy we mnie jakąś zmianę, i coś zrobi. Ja naprawdę go kocham i nie chcę rezygnować z naszego małżeństwa. Niedawno Jacek zaproponował mi, żebyśmy razem wyjechali i zaczęli wspólne życie. To mnie przeraziło. Poczułam się jak dziecko bawiące się zapałkami, które ze zdumieniem spostrzegło ogień. Chciałam z Arturem poważnie porozmawiać. Zanim zaczęłam, oznajmił, że wyjeżdża służbowo na 3 dni, a kiedy obudziłam się następnego dnia rano, już go nie było. Zadzwonił Jacek i zaproponował spotkanie. Powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. „Czekam na ciebie w ogródku w naszej knajpce” – powiedział i nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się…

Edyta westchnęła głęboko, po czym mówiła dalej

– Miałam złe przeczucia i szłam na to spotkanie niemal wbrew swojej woli. Zobaczyłam Jacka przy stoliku. Rozmawiał z kelnerką. Wyglądało na to, że coś zamawia, ale dziewczyna mizdrzyła się tak, jakby umawiał się z nią na randkę. Patrzyłam na to ze spokojem i nagle zdałam sobie sprawę, że nawet nie jestem zazdrosna. A przecież powinnam, skoro mi na nim zależy i rozważam z jego powodu odejście od męża.

Gdy podeszłam do stolika zobaczyłam, że trzyma w ręce jakieś papiery.

„Dwa bilety na wycieczkę do Włoch – potrząsał kartonikami, ciesząc się jak dziecko. – Wyjeżdżamy pojutrze” – dodał zadowolony z siebie.

„Chyba oszalałeś! – byłam naprawdę wkurzona. – Przecież ja mam pracę, obowiązki. Nie mogę ot tak, z dnia na dzień wyjechać!”.

„Daj spokój z tą pracą – machnął ręką. – Nie mówiłem ci, ale ja mam wystarczająco dużo pieniędzy, żebyś w ogóle nie musiała pracować”.

– O, ten facet chyba bardzo lubi decydować za innych… – zauważyłam.

– No właśnie, to samo pomyślałam – przyznała Edyta. – Najwyraźniej miałam być jego zabawką i robić tylko to, czego on sobie zażyczy. Nie jestem taka, przecież wiesz. Nikomu nie pozwolę sobą kierować. Powiedziałam mu to, a potem odwróciłam się na pięcie i chciałam odejść, kiedy chwycił mnie za rękę i wysyczał: „Chyba nie zamierzasz odejść? Ode mnie się nie odchodzi. Ciekaw jestem, co powie twój mąż na naszą znajomość”.

Tego się po Arturze nie spodziewałam…

– Bezczelny! – zawołałam oburzona.

– Owszem – pokiwała głową Edyta. – I teraz mam problem. Bo nie wiem, co będzie dalej, czy on zrealizuje swoje groźby, może już zrealizował… Zostawiłam Arturowi kartkę, że wyjeżdżam do ciebie, i jestem. Powiedz, co ja mam zrobić. Jacka nie chcę już widzieć na oczy. Ale jeśli on powie o nas Arturowi, to moje małżeństwo też będzie skończone.

Ta opowieść wyraźnie ją wyczerpała, bo nagle zrobiła się bardzo zmęczona.

– Połóż się. Dziś już nic nie wymyślimy. Porozmawiamy o tym rano – powiedziałam.

Wyszłam do kuchni i wysłałam do Artura SMS-a, żeby jak najszybciej się ze mną skontaktował. Prawie usypiałam, kiedy zadzwonił telefon.

– Monika, jest u ciebie Edyta? – zapytał, zanim się przywitał.

– Tak, śpi – westchnęłam.

Wyraźnie odetchnął z ulgą.

– Dzięki Bogu – powiedział. – Wiem, że to wariactwo, ale czy mogłabyś wyjść przed dom? – poprosił.

– Jest druga w nocy – zauważyłam.

– Nie prosiłbym cię, gdyby to nie było takie ważne – nalegał.

– Dobrze, niech ci będzie, a gdzie jesteś? – skapitulowałam.

– Pod twoją klatką – odparł szybko, jakby w obawie, że się rozmyślę.

Z westchnieniem zarzuciłam na siebie dres i zeszłam na dół.

– Kocham Edytę – zaczął, jak tylko otworzyłam drzwi. – Wiem, że zawaliłem, ale nigdy nie myślałem, że mogę ją stracić. Tak niewiele brakowało…

– O czym ty mówisz? – zapytałam.

– Jesteś jej przyjaciółką, więc na pewno wiesz o jej romansie z tym całym Jackiem – powiedział. – Nie zaprzeczaj i nie potwierdzaj, to i tak nie ma teraz żadnego znaczenia.

– Skąd wiesz o… – zaczęłam zaskoczona, ale mi przerwał.

– Głupi by się zorientował. Edyta bardzo się zmieniła… – pokiwał głową. – Na początku zajęty pracą nic nie zauważyłem. A kiedy wreszcie dotarło do mnie, co się święci, chciałem koniecznie się upewnić, czy na pewno mnie zdradza. Wynająłem detektywa – przyznał, spuszczając wzrok.

– Naprawdę? Chyba rozum ci odebrało! – aż złapałam się za głowę.

– Może, ale dzięki temu dowiedziałem się, kto sprawił, że moja żona wydaje się taka szczęśliwa, jak już od dawna nie była ze mną – oznajmił, mimowolnie zaciskając ręce w pięści. – Dwa dni temu Edyta zapowiedziała wieczorem, że chce ze mną porozmawiać. Przestraszyłem się i na szybko wymyśliłem wyjazd służbowy. Chciałem odwlec tę chwilę, kiedy powie: „Żegnaj”. Ale nigdzie nie wyjechałem. Następnego dnia widziałem, że spotkali się w ogródku kawiarenki pod naszym domem. Do wieczora włóczyłem się po mieście. Kiedy wróciłem do domu, znalazłem kartkę od niej. Jak myślisz, czy już wszystko stracone? – zapytał z lękiem.

– Nie – usłyszałam za plecami głos Edyty. – Dobrze, że jesteś – powiedziała, szybko podeszła do Artura i przytuliła się do niego.

Czytaj także:
„Byłam szaleńczo zakochana. Ale Łukasz zaopiekował się nie tylko moimi dziećmi, ale też moimi oszczędnościami...”
„Mąż tak często wyjeżdżał w delegacje, że nie umieliśmy już żyć razem. Wracał i wymagał, żeby koło niego skakać"
„Już jako kilkulatka chciałam uciec z domu. Brat wmawiał mi, że jestem za głupia i za brzydka, żeby zostać w rodzinie”

Redakcja poleca

REKLAMA