„Ukochana przed rodzicami zgrywała niewiniątko. Musiałem wynosić się z domu, gdy pojawiali się na horyzoncie”

skłócona para fot. Adobe Stock, WESTOCK
„W urządzenie naszego gniazdka włożyłem naprawdę wiele serca. Po ojcu jestem majsterklepką, to on mnie wszystkiego nauczył. Wynegocjowałem więc z właścicielką mieszkania, że jak zrobię w nim remoncik, to na dwa pierwsze miesiące obniży nam czynsz. Poszły więc w ruch wiertarka i pędzle, na świeżo pomalowanych ścianach zawisły ładne obrazy”.
/ 12.05.2023 22:30
skłócona para fot. Adobe Stock, WESTOCK

Myśleliśmy z Edytą o tym, aby wspólnie zamieszkać, już od dłuższego czasu. I choć ja naprawdę byłem zapalony do tego pomysłu, to moja ukochana zwlekała. Nie mogłem tego zrozumieć. Oboje mieliśmy po 25 lat, dobrą pracę, a każdego dnia wracaliśmy do rodzinnych domów jak dzieciaki.

W końcu jednak nadarzyła się okazja, bo rodzice Edyty postanowili wyprowadzić się na wieś, do domu po babci. A mieszkanie w mieście wynająć.

– Gdzie się teraz podziejesz? – spytałem.

– Ustaliłam z rodzicami, że wynajmę kawalerkę – odparła moja dziewczyna. Spojrzałem na nią z nadzieją.

– Może razem czegoś poszukamy? – zaproponowałem, a ona się zgodziła.

Po kilku tygodniach się udało

Znaleźliśmy naprawdę fajne mieszkanko w kameralnej dzielnicy, tuż przy parku. „Będę biegał w nim co rano, a wracając, kupował świeże bułeczki” – postanowiłem. I cieszyłem się na myśl o tym, że co dzień będę budzić się u boku mojej kobiety, a potem jeść z nią śniadanie.

W urządzenie naszego gniazdka włożyłem naprawdę wiele serca. Po ojcu jestem majsterklepką, to on mnie wszystkiego  nauczył. Wynegocjowałem więc z właścicielką mieszkania, że jak zrobię w nim remoncik, to na dwa pierwsze miesiące obniży nam czynsz.

Poszły więc w ruch wiertarka i pędzle, na świeżo pomalowanych ścianach zawisły ładne obrazy. Wymieniłem także lampy. I chociaż wydałem na to wszystko swoje ostanie oszczędności, byłem bardzo zadowolony z efektu.

Edyta także. Oczywiście, nie ukrywała przed rodzicami, że po ich przeprowadzce na wieś ma zamiar zamieszkać ze mną. Do tej pory byłem przekonany, że oboje mnie akceptują, a przyszła teściowa nawet na swój sposób lubi.

Kiedy byłem gościem w ich domu, okazywała mi mnóstwo sympatii. Jednak gdy mama Edyty usłyszała, że chcę zamieszkać z jej córką, rozpętało się piekło. Bez końca prawiła nam morały, że tak nie wolno, bez ślubu to nie wypada, to wbrew przykazaniom.

Zacząłem się zastanawiać, kiedy to zrobiła się taka religijna, bo wcześniej jakoś nie zauważyłem, aby specjalnie latała do kościoła. A teraz nagle była niemalże gotowa zasłonić córkę przede mną krucyfiksem!

Powiem szczerze, wkurzyła mnie maksymalnie

Oboje z Edytą byliśmy dorosłymi, samodzielnymi ludźmi, którzy nie muszą prosić mamusi o pozwolenie na wszystko! A jeśli chodzi o ślub, to owszem, mieliśmy go w planach. I żeby dać matce Edyty do zrozumienia, że poważnie myślę o jej córce, poprosiłem nawet oficjalnie moją dziewczynę o rękę.

Byłem pewny, że to wystarczy, i znikną wszelkie obiekcje. Niestety, okazało się, że pierścionek wcale nie załatwił sprawy. Wtedy Edyta mnie poprosiła, abyśmy… udawali, że nie mieszkamy razem!

– Powiedziałam rodzicom, że w pracy dostałam podwyżkę, więc sama wynajęłam to mieszkanie… – tłumaczyła się.

– Dlaczego nie uzgodniłaś tego ze mną? – spytałem, nie wiedząc sam, czy jestem bardziej wściekły, czy rozżalony.

– Ależ, skarbie, przecież to niczego między nami nie zmienia! – zapewniła mnie natychmiast Edyta, obsypując buziakami. – Przecież rodzice nie będą sprawdzać, czy faktycznie mieszkam sama…

„W sumie może i ma rację – uznałem. – W końcu są dwieście kilometrów od nas i chyba nieczęsto będą tu zaglądać”. Nie miałem żadnego wpływu na to, co Edyta powiedziała rodzinie, więc siłą rzeczy musiałem na to przystać.

I początkowo faktycznie nasze wspólne życie przypominało sielankę. Podczas całego upalnego lata rodzice mojej ukochanej wpadli do nas zaledwie raz, na niedzielny obiad. Moja narzeczona przed ich przyjazdem starannie poukrywała wszystkie moje rzeczy. Jakoś to przeżyłem.

Wieczorem przyszli teściowie pojechali do domu przeświadczeni, że ja także niedługo wyjdę, tylko pomogę Edytce posprzątać.

I wszystko wróciło do normy

Niestety, teściowej najwyraźniej spodobało się wyremontowane przeze mnie mieszkanie, bo dwa tygodnie później wprosiła się na cały weekend!

– Kochanie… jest mały problem – zaczęła moja narzeczona ze słodką minką. – Mógłbyś na te dwa dni się wynieść?

– Niby dokąd? – zdumiałem się.

– Może do rodziców? Chodzi tylko o weekend… – Edyta, jeśli chciała, zamieniała się w prawdziwą mruczącą kotkę,a ja nie potrafiłem jej wtedy odmówić.

– Jesteś kochany! – zawołała i rzuciła mi się na szyję, co nieco złagodziło moje niezadowolenie z idiotycznej sytuacji.

No i się wrobiliśmy… To, co miało być sporadyczne, stało się nagminne. Mamusia bowiem zasmakowała w weekendach u córci. Najwyraźniej dała o sobie znać jej natura: urodziła się i wiele lat spędziła
w mieście, a nie na wsi, jak teraz.

– Zrozum, ona tam nie ma porządnego fryzjera! – tłumaczyła mi Edyta przyczynę mojego kolejnego wygnania.

Cierpliwość… Tylko tyle mi pozostało, gdy kolejny raz pakowałem swoje rzeczy, aby spędzić weekend w domu rodziców, w jednym pokoju z młodszym bratem. Młody nawet się nie zdążył nacieszyć samotnością, kiedy mu się znowu zwaliłem na głowę.

Nie żeby był z tego powodu zadowolony

– Fajnie cię traktuje ta twoja laska – nie omieszkał wtrącić swoich trzech groszy. – Zaczynasz być facetem na przychodne!

Wiedziałem, że celowo stara się mi dokuczyć, ale w jego słowach było coś proroczego. Bo wkrótce moje weekendowe wizyty u rodziców stały się niemal normą. A to znowu przyjechała mamusia, a to teść miał coś do załatwienia w poniedziałek w mieście i stwierdził, że mu się nie opłaca wracać. I tak w koło.

Raz przyjechała też siostra Edytki z mężem i zostali na kilka dni, żeby pokazać dzieciom miasto. Jednym słowem, jeszcze tylko dziada z babą brakowało!

Za każdym razem pakowałem trochę swoich ciuchów w torbę i szedłem do rodziców, a Edyta krążyła nerwowo po mieszkaniu, rozglądając się, czy przypadkiem nie zostało w nim nic, co świadczyło
o tym, że mieszka z nią jakiś facet.

Nie ruszała tylko moich rzeczy, które były pochowane w szafach. Do czasu… Kiedyś wróciłem do domu i w przedpokoju zobaczyłem spakowaną walizkę. „Znowu ktoś przyjechał” – pomyślałem sfrustrowany, gdy nagle uświadomiłem sobie, że… to moja walizka i moje rzeczy!

– Wyjeżdżamy gdzieś? – zapytałem z humorem ukochaną, która spłonęła w tym momencie lekkim rumieńcem, po czym wyznała mi niechętnie, że tym razem mamusia zaszczyci nas na dłużej.

– Bo wiesz, ma zapisaną przez lekarza rehabilitację, a tam na wsi przecież nie ma szansy na to, aby ją przeszła. Dlatego musiała na trochę przyjechać do miasta. Nie dłużej niż miesiąc – usłyszałem.
Z wściekłości aż mi para poszła uszami!

Miałem dosyć tego ciągłego krążenia. Od dłuższego czasu nie byłem już w stanie spędzić głupiego weekendu u siebie w domu! W mieszkaniu, które własnoręcznie wyremontowałem, i za które płaciłem. Jak tu się nie wściec?!

Powiedziałem Edycie kilka ostrych słów, czyli co sądzę o tym wiecznym wyrzucaniu mnie. Chyba pierwszy raz się na to odważyłem

Usłyszałem, że jestem samolubny i bez serca...

– Moja rodzina jest dla mnie bardzo ważna! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?! – prawie mi wykrzyczała. – Czy swoich rodziców też byś tak potraktował? Nie wpuściłbyś ich do domu?

– Po pierwsze, moi rodzice mieszkają w sąsiedniej dzielnicy i nie muszą u nas nocować. A po drugie, wiedzą, że mieszkamy razem, i akceptują ten fakt! – odparowałem, a Edyta zrobiła obrażoną minę.

Znałem ten jej wyraz twarzy, lecz tym razem nie miałem zamiaru rzucać się z przeprosinami. Chwyciłem walizkę, okręciłem się na pięcie i tyle mnie widziała.

Dopiero u rodziców zorientowałem się, że w walizce nie ma kilku ważnych rzeczy, których moja narzeczona mi nie spakowała. Zadzwoniłem więc do niej z prośbą, aby mi je przywiozła. Sam się przecież nie mogłem pojawić we własnym domu, a ona dysponowała autem rodziców.

Kiedy zobaczyłem Edytę na progu z kolejną wielką torbą, nieco mnie przytkało.

– Prosiłem tylko o kilka rzeczy…

– Prosiłeś o SWOJE rzeczy. Skąd miałam wiedzieć które? Zgarnęłam wszystko.

Niesamowite! Wszystko wskazywało na to, że… wyprowadziła mnie na dobre z naszego wspólnego mieszkania!

– Oj, nie przesadzaj! – prychnęła, kiedy jej to zarzuciłem. – Oni przecież wyjadą i znów będzie tak jak dawniej…

Chciałem tylko w spokoju spędzać weekendy w swoim mieszkaniu…

Wtedy jeszcze wierzyłem, że to możliwe

„Niedługo zima – myślałem – a wtedy teściom chyba nie będzie się chciało tak często przyjeżdżać”. Karmiłem się tą nadzieją przez kolejne tygodnie. Niestety, działo się dokładnie na odwrót. Im chłodniejsze były dni, tym bardziej ich pobyty w mieście się wydłużały… Miałem wrażenie, że więcej czasu spędzają u córki niż u siebie.

– Po diabła wynajmowali swoje mieszkanie, skoro najwyraźniej na wsi nie potrafią za długo wytrzymać?! – denerwowałem się, a Edyta stroiła urażone miny.

W styczniu, kiedy już straciłem wszelką nadzieję, a brat żartami zdeptał resztki mojej godności – Edytka wreszcie zadzwoniła, że mogę znów się wprowadzić.

– Kochanie, wróć do mnie – poprosiła, a ja poleciałem do niej jak na skrzydłach.

Już od progu rzuciła mi się w ramiona. Zacząłem ją całować, rozbierać… Było cudownie! Kiedy jednak zaspokoiliśmy już swoją namiętność i chciałem rozpakować swoje rzeczy, stanąłem jak wryty.

Z małego pokoju zniknęło moje biurko, na którym właśnie miałem zamiar ustawić laptopa, a zamiast niego pojawiła się rozkładana kanapa. I jakieś szafki…

– O co chodzi? Gdzie moje miejsce do pracy? – spytałem narzeczoną.

– Chodzi ci o biurko? Wywiozłam je do mieszkania rodziców – wyjaśniła, a widząc moją osłupiałą minę, natychmiast dodała, jakby na swoją obronę – Ale za to przywieźliśmy kanapę!

O tak, zauważyłem to rozkładane paskudztwo

Tylko po co nam druga kanapa? Chyba nie będziemy spać osobno?! Gdy zapytałem o to Edytę… dostałem cios w samo serce. Cios ostateczny.

– Bo widzisz, kochanie – zaczęła moja narzeczona. – Rodzice mają już trochę dosyć mieszkania na wsi w zimie. To ciągłe palenie w piecu i odśnieżanie ich po prostu wykańcza! Postanowili przyjechać do miasta i zostać tutaj do wiosny.

I co? Zamieszkają z nami? – spytałem, zupełnie zresztą niepotrzebnie, bo przecież już wiedziałem, co się święci.

– Nie – spokojnie zaprzeczyła moja narzeczona. – Zamieszkają ze mną.

I tak oto po raz ostatni zostałem poproszony, abym za tydzień wyniósł się do diabła… Po raz ostatni, bo dłużej nie zamierzałem grać w tę grę. Zerwałem z Edytą. Płakała mi w rękaw i biadoliła, że nic z tego nie rozumie, bo przecież było nam ze sobą tak dobrze. Ale ja pozostałem nieczuły na jej łzy.

Nie przeczę, kiedy mieszkaliśmy ze sobą, było dobrze. Szkoda tylko, że to „ze sobą” przez moją niedoszłą teściową stało się nieaktualne już kilka miesięcy temu!

Czytaj także:
„Kumple urządzili sobie wyścigi, kto będzie miał więcej panienek. Miałem gdzieś ich szczeniackie zapędy, chciałem miłości”
„Podczas lunchu zauważyłam, że facet zostawił na stole dziwną kopertę. Nie mogłam uwierzyć w to, co w niej znalazłam”
„Potrzebowała roboty, więc poleciłam ją u nas w firmie. Skąd mogłam wiedzieć, że wytnie mi taki numer?!”

Redakcja poleca

REKLAMA