Kiedy do mieszkania obok wprowadzili się nowi sąsiedzi, chciałam się z nimi zaprzyjaźnić. Oni jednak wyraźnie mnie unikali. W końcu nabrałam podejrzeń, że u nich w domu źle się dzieje.
Nie mieli ochoty na przyjaźń
Dawniej żyło się trudniej. Może dlatego dbaliśmy o relacje z ludźmi, z rodziną i znajomymi. Razem było łatwiej. Sąsiad przywiózł od rodziny ze wsi mięso, siostra podzieliła się papierem toaletowym, szwagier odsprzedał kartki na meble. Jakoś się żyło. Tempo było wolniejsze, nie tak zawrotne jak dziś, mieliśmy czas interesować się sobą nawzajem. A teraz? Szkoda gadać.
Pani Janeczka była dobrą sąsiadką, kiedy odeszła, na naszym piętrze zrobiło się cicho i pusto. Dlatego ucieszyłam się, słysząc, że wnuk Janeczki wynajął mieszkanie miłemu małżeństwu z małym dzieckiem. Od razu spróbowałam się z nimi zaprzyjaźnić, bo nie ma to jak dobrosąsiedzkie stosunki. Upiekłam babkę i zadzwoniłam do ich drzwi.
Nikt mi nie otworzył, chociaż byłam pewna, że w wizjerze mignęło czyjeś oko. Słuch mi szwankuje, ale wzrok, od czasu operacji na zaćmę, gdy przy okazji skorygowano krótkowzroczność, mam znakomity. Wróciłam do domu jak niepyszna. Od razu postanowiłam, że to nie koniec, nie będą mnie trzymać na wycieraczce. Już ja ich dopadnę. Rano, gdy tylko usłyszałam ruch na schodach, otworzyłam szeroko drzwi.
– Miło mi państwa poznać, cieszę się, że będziemy sąsiadami – zagaiłam najmilej, jak umiałam.
Kobieta zatrzymała się, uśmiechnęła i odpowiedziała na przywitanie. Zaraz jednak zgarnął ją mąż, popędzając.
– …bry – burknął do mnie w przelocie.
No cóż, nie od razu Kraków zbudowano, postanowiłam być cierpliwa.
Wieczorem trochę przysypiałam w fotelu nad krzyżówką, kiedy podniósł mnie na nogi hałas za ścianą. Coś upadło z brzękiem, ktoś krzyknął. Potem zapłakało dziecko. O wszystko można mnie posądzić, tylko nie o znieczulicę. Owinęłam się szalem i poczłapałam do sąsiadów. Tym razem otwarto drzwi.
– Słyszałam straszny hałas, chciałam się upewnić, czy wszystko u państwa w porządku. Sąsiedzi powinni sobie pomagać – powiedziałam do mężczyzny.
Wyglądał na rozzłoszczonego, znam się na tym. Mój widok raczej go nie uspokoił.
– Nie ma pani własnych spraw? Proszę nas nie niepokoić o tak późnej porze – nie pozostawił mi złudzeń co do przyszłych stosunków sąsiedzkich.
Zamykając drzwi, mamrotał coś o wścibskich babach. Zatęskniłam za panią Janeczką. Miała swoje wady, ale przynajmniej była sympatyczna.
Zaniepokoiły mnie te odgłosy
Wycofałam się z mocnym postanowieniem monitorowania wydarzeń za ścianą. Niejedno już w życiu widziałam. Wściekły mąż, milcząca, potulna żona, krzyki i płaczące dziecko. To mogło oznaczać tylko jedno: przemoc domową. Ciągle bębnią o tym w telewizji. Byłam tak podekscytowana wydarzeniami, że musiałam komuś o tym powiedzieć.
W sklepie spotkałam panią Kasię, potem jeszcze pana Kazimierza. Wysłuchali opowieści o wieczornych wydarzeniach i w pełni poparli moje zdanie.
– Wciąż się słyszy o przemocy domowej, ale ja bym się do tego nie wtrącał – powiedział pan Kazimierz. – Po co pani kłopoty? My już ledwie chodzimy, gdzie nam do nierównej walki stawać. Sąsiadka jest młoda i silna, powinna się przeciwstawić mężowi. Jeśli tego nie robi, to widocznie nie chce. W rodzinie różnie bywa, niech swoje problemy sami rozwiązują.
– Ot, powiedział. – prychnęła pani Kasia. – Gazet pan nie czyta? Wszędzie piszą, że ofiary przemocy nie potrafią się obronić. Starają się nie denerwować oprawcy, chcą zasłużyć na dobre traktowanie.
– To chore – zamachał ręką pan Kazimierz.
– Otóż to. Dlatego trzeba pomagać.
To właśnie miałam zamiar robić. Miałam mnóstwo czasu, mogłam więc poświęcić się obserwacji sąsiadów. Trochę straciłam zapał, bo przez następne trzy dni za ścianą nic się nie działo. Za to udało mi się przydybać sąsiadkę wracającą ze spaceru z dzieckiem. Wydała mi się przybita. Od słowa do słowa poprowadziłam rozmowę ku zwierzeniom.
– Gdyby pani kiedykolwiek potrzebowała pomocy, proszę pamiętać o mnie. Drzwi dla pani i dziecka są zawsze otwarte – powiedziałam.
Sąsiadka odsunęła się lekko i nagle ochłodła.
– Nie rozumiem, o czym pani mówi – powiedziała lodowato i odeszła bez pożegnania.
Zamyśliłam się. Chyba zbyt otwarcie postawiłam sprawę. Ona pewnie wstydziła się tego, co musi przeżywać w domu.
Nie zostawię tak tego
Kolejnego dnia utwierdziłam się w przekonaniu, że kobieta jest bita. Miała na nosie okulary słoneczne. Teraz? Przecież to nie lato. Co prawda dzień był słoneczny, ale moim zdaniem sąsiadka chciała ukryć podbite oko.
– Ty się, babciu, kiedyś doigrasz – podsumował Mariusz, mój kochany wnuczek.
Odwiedza mnie czasem i robi cięższe zakupy. Opowiedziałam mu o swoich podejrzeniach.
– A to niby dlaczego? – zaperzyłam się – Mam się nie interesować tym, co się dzieje za ścianą? A potem pytają w dzienniku: „Gdzie byli sąsiedzi, kiedy wydarzyła się tragedia?”
– Babcia! Jaka tragedia? Zaczepiasz spokojnych ludzi, puściłaś po osiedlu plotkę, że mąż bije żonę. Nie zdziwiłbym się, gdyby twoje ofiary stały się dla ciebie bardzo niemiłe. Gdyby tak się stało, to mnie zawiadom. Dobrze? Będziesz pamiętała?
Mariuszek jest naprawdę kochanym chłopcem, dba o mnie jak nikt inny. Jego słowa dały mi trochę do myślenia. Może rzeczywiście się zagalopowałam?
Pora dać sąsiadom spokój – zdecydowałam i wtedy usłyszałam huk. Hałas dobiegał z wynajętego mieszkania pani Janeczki, tym razem nie miałam wątpliwości.
On się nad nią pastwił
Stanęłam w otwartych drzwiach, nasłuchując. Co teraz, wezwać policję? A jeśli zastraszona żona wszystkiego się wyprze? One zawsze mówią, że spadły ze schodów lub nadziały się na szafkę kuchenną. Drgnęłam, bo znów ktoś uderzył o drzwi. Tym razem głuchemu dźwiękowi towarzyszył jęk i podniesiony męski głos, który zaraz obniżył się o kilka tonów.
Zdecydowanym ruchem sięgnęłam do dzwonka. Przerwę mu tę sesję bicia – postanowiłam, dzwoniąc jak do pożaru.
– Proszę otworzyć – krzyczałam, dołączając uderzenia pięścią. Za drzwiami ucichło.
– Stało się coś? – piętro niżej uaktywnił się rzadko widywany młody człowiek.
– Pan tu przyjdzie, źle się czuję – powiedziałam, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
Po chwili staliśmy pod drzwiami we dwoje. Wciąż nie zdejmowałam palca z dzwonka. Po dłuższej chwili sąsiad otworzył drzwi. Jego żony nigdzie nie było widać.
– Co tu się dzieje? Proszę odejść! – zażądał.
– Mam podejrzenia, że bije pan żonę – powiedziałam.
– Co też pani – spłoszył się towarzyszący mi młody człowiek. – Spadam, nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
– I słusznie – pochwalił go sąsiad. – Pani też tu nie powinno być. Oskarżę panią o najście.
Znów musiałam się wycofać jak niepyszna. Żałowałam, że nie ma ze mną Mariuszka, moglibyśmy we dwoje wejść do tego mieszkania. Sama się bałam, sąsiad mógł mnie poturbować.
Musiałam jej pomóc
W nocy nie mogłam zasnąć ze zdenerwowania. Musiałam wziąć tabletkę, a i tak zmrużyłam oczy dopiero przed świtem. Rano byłam nieprzytomna i o mało nie przegapiłam cichego pukania. Za drzwiami stała sąsiadka.
– Dziękuję za wczoraj – powiedziała cicho – ale to się na nic nie zda. On jest silniejszy.
– Musi pani o siebie zadbać – posadziłam ją w kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. – Pomogę, lecz inicjatywa musi wyjść od pani. On nie może pozostać bezkarny.
Kobieta spuściła głowę i zaczęła ostrożnie popijać gorący płyn. Kilka dni później już jej nie było. Wyprowadziła się z mężem i dzieckiem. Nie wiem, jakie były jej dalsze losy. Mam nadzieję, że wzięła sobie do serca moje słowa. A ja nadal zamierzam być wścibską babą i nie obchodzi mnie, co o tym ludzie pomyślą.
Czytaj także:
„Zrobili ze mnie potwora, który znęca się nad chorym mężem. Nikt nie wiedział, jaka jest prawda i jak wiele poświęciłam”
„Doniosłam na policję, że mąż się nade mną znęca. W ramach zemsty porwał naszą córkę i powiedział jej, że już jej nie chcę”
„Mąż znęcał się nad żoną i dwójką swoich dzieci. Tragedii udało się uniknąć tylko dzięki mnie i... moim przeczuciom”