Niedawno skończyłem 75 lat. Żyję bardzo skromnie, z emerytury. Nieraz kusiło mnie, by wziąć niewielki kredycik, na przykład na nowy telewizor czy lodówkę, ale nigdy tego nie zrobiłem. Głos rozsądku zwyciężał. Pożyczyć jest fajnie, tylko z czego potem spłacić? Kiedy więc kilka dni temu otrzymałem SMS-a z informacją, że mam 10 tysięcy długu, to aż przetarłem oczy ze zdumienia.
„Co? Gdzie? W którym banku?” – kołatało mi się po głowie.
W wiadomości nie było żadnego wyjaśnienia
Tylko numer telefonu i nazwisko osoby z którą powinienem się skontaktować.
„Natychmiast” – podkreślono, bo inaczej wpędzę się w poważne kłopoty.
W pierwszej chwili chciałem od razu chwycić za komórkę. Ale się powstrzymałem. Postanowiłem najpierw zrobić rachunek sumienia. Może jednak kiedyś skusiłem się na pożyczkę i o tym zapomniałem? Dumałem, dumałem i nic takiego nie mogłem sobie przypomnieć. W domowych papierach które skrzętnie przejrzałem, też nie było żadnej umowy kredytowej. Skasowałem więc SMS-a i zapomniałem o całej sprawie. Przez weekend miałem spokój. Ale potem znowu się zaczęło.
Przyszedł jeden SMS, po godzinie drugi i kolejne. Wszystkie były równie tajemnicze jak ten sprzed dwóch dni: 10 tysięcy długu i nazwisko osoby, z którą powinienem się skontaktować. Długo je ignorowałem, ale w końcu miałem dość. Czułem, że jeśli nie wyjaśnię sprawy, to spokojnie nie zasnę. Chwyciłem za komórkę i zadzwoniłem pod podany numer.
Jestem dobrze wychowanym mężczyzną, więc przedstawiłem się z imienia i nazwiska, opowiedziałem o SMS-ach i grzecznie poprosiłem o wyjaśnienie, o co chodzi.
– Twierdzi, pan, że nie pożyczał pan żadnych pieniędzy? – usłyszałem po drugiej stronie.
– Nigdy w życiu! Musieliście się państwo pomylić – zapewniłem.
– Z banku… – tu padła nazwa – też nie? – dopytywała się kobieta.
– Nawet nie wiem, że taki w ogóle istnieje! – zapewniłem gorąco.
– Z informacji, które mam w systemie, wynika, że jednak pan wziął kredyt.
– To jakieś bzdury! Proszę mi natychmiast powiedzieć, gdzie i kiedy! – zdenerwowałem się.
– Oczywiście, zaraz to zrobię. Ale najpierw muszę sprawdzić, czy rozmawiam z właściwą osobą.
– Nie rozumiem…
– No, czy pan to rzeczywiście pan.
– Oczywiście, że ja, przecież sam do pani zadzwoniłem!
– Tak, ale tego wymagają procedury. Pozwoli pan więc, że w celu weryfikacji danych zadam kilka pytań.
– Niech pani pyta, byle szybko. Nie mam czasu na długie pogaduszki – traciłem cierpliwość.
– W zupełności pana rozumiem i postaram się załatwić wszystko jak najszybciej… Czy ma pan pod ręką swój dowód osobisty?
– Nie, a co?
– To proszę przynieść, będzie nam potrzebny.
– Zaraz, muszę poszukać – odparłem i podreptałem do przedpokoju po portfel.
Już miałem się przyznać, że trzymam dokument w ręce, ale zapaliło mi się w głowie ostrzegawcze światełko.
– Może pani jeszcze chwilę poczekać? Nie mogę znaleźć – rzuciłem w słuchawkę i zatopiłem się w myślach.
Dowód? A po co dowód?
Kilka razy w życiu dzwoniłem do banku w sprawach dotyczących mojego konta. Konsultant też zadawał mi dwa pytania weryfikacyjne. Nazwisko panieńskie matki, czy mam w banku konto walutowe… Ale by na nie odpowiedzieć, nie potrzebowałem dokumentów. Wszystko recytowałem z głowy. Czyżby więc ktoś chciał wyłudzić moje dane osobowe? I wykorzystać je w jakiś przestępczy sposób? Tak! Innego wyjaśnienia nie było. Ha!
„Sądzisz, panienko, że jesteś taka sprytna? Czekaj, już ja się z tobą zabawię” – pomyślałem, chowając dowód do portfela; wiedziałem, że nie będzie mi potrzebny.
Przetrzymałem panią jeszcze z pięć minut. A potem wróciłem do rozmowy.
– Już jestem! Przepraszam, że to tak długo trwało, ale sama pani rozumie, w moim wieku… Pamięć już nie ta… – ledwie tłumiłem emocje.
– Naprawdę nic się nie stało. Przejdźmy do rzeczy. A więc pańskie imię i nazwisko już mam. Teraz prosiłabym o podanie numeru pesel. To takie cyferki w górnym rogu…
– Tak, wiem. Już podaję – wziąłem głęboki oddech i wyrecytowałem jedenaście cyfr, pamiętając o tym, że sześć pierwszych powinno być wiarygodną datą urodzenia.
– W porządku. A teraz seria i numer dowodu osobistego.
– Proszę bardzo AB… – rzuciłem kilka przypadkowych cyfr.
– Jeszcze adres zamieszkania.
– Ulica… – podałem wymyśloną nazwę, numer domu i numer mieszkania.
Odpowiadałem w ten sposób na wszystkie pytanie. Plotłem, co ślina przyniosła mi na język, a pani skrzętnie to zapisywała.
– Taaak, to chyba już wszystko – usłyszałem w końcu po drugiej stronie.
– Czyli weryfikacja wypadła pomyślnie? – w duchu zatarłem ręce.
– Bez wątpienia.
– To może mi pani teraz wyjaśnić, co z tym kredytem? Bo naprawdę nie rozumiem… – udałem zniecierpliwienie.
– A więc tak… Widzę, że rzeczywiście zaszła fatalna pomyłka. Wystąpił błąd w przetwarzaniu danych. Nie ma pan żadnego kredytu. Bardzo przepraszam za kłopot. Nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło – kajała się.
– Nie ma sprawy. Chodzi o to, żebyście nie wysyłali już do mnie tych cholernych SMS-ów. Tylko mi skrzynkę zaśmiecają.
– Na pewno nie będziemy.
– W takim razie dziękuję i życzę pani miłej pracy – pożegnałem się.
– Wzajemnie, też życzę wszystkiego dobrego – odparła cieplutkim głosikiem kobitka i się rozłączyła.
Rozparłem się wygodnie w fotelu
Ja na pewno będę się dzisiaj świetnie czuł. Ale ty chyba nie. Zwłaszcza, jak zrozumiesz, że zrobiłem cię w balona...
Byłem z siebie naprawdę dumny. Niedługo po rozmowie z oszustką wpadł do mnie w odwiedziny syn. Natychmiast mu opowiedziałem o dziwnych SMS-ach. Chciałem się pochwalić, jak to załatwiłem wstrętną oszustkę, ale nie zdążyłem. Karol zaatakował mnie niczym rozjuszony byk.
– Rany, tato, sto razy ci mówiłem, żebyś nie reagował na takie wiadomości! Ale nie, ty oczywiście musiałeś zadzwonić! – krzyczał.
– No tak, ale…
– Żadnego ale! Zachowujesz się jak małe dziecko! Boże…
– Chyba przesadzasz, synu.
– Przesadzam? Zaraz się przekonamy! O co się pytali?
– Właściwie nic specjalnego. Adres, numer pesel, numer dowodu osobistego… – wyliczałem.
– I podałeś? – zrobił się biały jak ściana.
– Tak. Wszyściutko – przyznałem
– Boże, co ty najlepszego narobiłeś?! – złapał się za głowę. – Jak nic będą z tego kłopoty! Ktoś weźmie na ciebie kredyt przez internet. Albo nawet kilka. Nie wypłacisz się do końca życia!
– Karol…
– No co?! Uprzedzam cię, że niczego nie będę za ciebie spłacał. Nie stać mnie. Anka postanowiła obdarować nas wnukiem, nie będzie łatwo, więc nawet nie proś mnie o pomoc…
– O, gratulacje! Ale spokojnie, nie poproszę! Nie będzie takiej potrzeby.
– Skąd to możesz wiedzieć? Ci ludzie nie wyłudzają danych dla przyjemności!
– A stąd wiem, że wszystkie informacje, które podałem, były wyssane z palca. Poza imieniem i nazwiskiem, bo jako człowiek dobrze wychowany przedstawiłem się na początku rozmowy.
– Że co? Nie rozumiem – Karol wybałuszył na mnie oczy.
– Synku, to bardzo proste. Prawie od razu zorientowałem się, że ten cały kredyt to bujda na resorach i paniusia chce jedynie wyłudzić ode mnie dane osobowe. Postanowiłem więc dać jej nauczkę. Mówię ci, plotłem, co mi ślina na język przyniosła. Szkoda, że cię przy tym nie było… Miałbyś świetną zabawę. Tak, jak ja… – uśmiechnąłem się.
Niektórzy dorobek życia tracą przez naiwność
– I ta babka naprawdę nie zorientowała się, że ją wkręcasz?
– Chyba nie. Bo jak skończyliśmy rozmowę, była bardzo zadowolona.
– No, wiesz… Nie mogłeś mi od razu powiedzieć? Mało zawału przez ciebie nie dostałem! – złapał się za pierś.
– Chciałem, ale tak na mnie nagle naskoczyłeś, że nie dałeś mi szansy… Więc postanowiłam najpierw dać ci się wykrzyczeć. A dopiero potem wyjaśnić, w czym rzecz.
– No tak… Przepraszam – Karolowi wyraźnie było głupio. – Ale tyle się teraz czyta o oszustach żerujących na starszych ludziach. Niektórzy dorobek życia tracą przez własną naiwność. Byłem pewien, że też dałeś się nabrać.
– Mój drogi, twój ojciec może już ma swoje lata, ale głupi na pewno nie jest. Główka jeszcze pracuje – uśmiechnąłem się i popukałem palcem w czoło.
To był bardzo dobry dzień. Nie dość, że oszukałem oszustkę, to jeszcze synowi zagrałem na nosie. Niech sobie szczeniak nie myśli, że jestem taki bezbronny i nieporadny. A jak mnie spotka coś takiego po raz drugi, to znowu podam dane z sufitu. Na wszelki wypadek jednak też je sobie zanotuję. Tamta oszustka była szczęśliwie sprawna w pisaniu i nie prosiła o powtórzenie. Ale inni mogą… Nie chcę żeby od razu się zorientowali, że ich robię w balona.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”