„Dziewczyna zostawiła go dla innego. Zabił ją w porywie zazdrości, po czym roztrzęsiony zgłosił jej zaginięcie”

Zabił ukochaną, po czym zgłosił jej zaginięcie fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Tak, zdarza się, że w porywach afektu albo przy niektórych zaburzeniach człowiek nie pamięta, co robił – powiedział znajomy psychiatra. – To bardzo rzadkie, sam nie spotkałem się ze zbrodnią dokonaną w takich okolicznościach, ale możliwe”.
/ 08.05.2022 22:14
Zabił ukochaną, po czym zgłosił jej zaginięcie fot. Adobe Stock, Photographee.eu

W jej życiu było aż dwóch mężczyzn. Ciekawe, czy jeden wiedział o istnieniu drugiego? Sprawa była dziwna i niepokojąca od samego początku, odkąd ten mężczyzna przekroczył próg mojego biura. W zasadzie wyglądał zupełnie zwyczajnie – średniego wzrostu, w średnim wieku, średniej budowy ciała, w ogóle taki bardzo średni.

Ale oczy miał pełne niepokoju

– Nie ma jej! – wykrzyknął, nie mówiąc nawet dzień dobry. – Zniknęła!

Zaskoczył mnie na tyle, że milczałem, zbierając myśli:

– Zniknęła! – powtórzył. – Rozumiesz, człowieku?! Nie ma jej!

– Tak, słyszę – odzyskałem wreszcie głos. – Ale może usiądzie pan i spokojnie opowie, co się stało?

– Nie ma jej!

– Kogo? – zaczynałem się niecierpliwić, chociaż widziałem rozpacz tego mężczyzny i mogłem przypuszczać, że stało się coś strasznego.

Spojrzał na mnie jak na głupiego.

– Jej nie ma!

– Kogo, do jasnej cholery?! – podniosłem głos, żeby go przekrzyczeć. – Siadaj pan, niech to szlag, i proszę mówić z sensem!

Potrząsnął głową, spojrzał na krzesło, które wskazywałem, a potem klapnął na nie ciężko.

– Kto zniknął? – zapytałem już normalnym tonem.

– Ona… – zaciął się na chwilę. – Patrycja zniknęła. Nie ma jej! – zaczął znowu, ale tym razem opanował się, widząc grymas na mojej twarzy.

– Kim jest Patrycja?

– Moja Patrycja. Nie ma jej…

Przynajmniej nie wrzeszczał, co już samo w sobie budziło nadzieję, że uda się z nim porozmawiać.

– Kim jest ta kobieta? A może dziewczyna, czy też dziecko?

– Patrycja to moja… moja… – znów się zaciął. – Kocham ją najbardziej na świecie! Musisz ją znaleźć, człowieku!

Na końcu języka miałem uwagę, że nie przechodziliśmy na „ty”, ale odpuściłem sobie. Gość wyglądał na skrajnie zdesperowanego, w takim stanie nie myśli się racjonalnie i nie zwraca uwagi na konwenanse.

– Nie wróciła na noc do domu! – opanował się nieco, kiedy zwróciłem mu uwagę, że jeśli mam pomóc, muszę wiedzieć, w czym problem.

– Rozumiem, że mieszkacie państwo razem? – spytałem.

– Nie do końca – zmieszał się. – To znaczy mieszkaliśmy, ale musiałem się wyprowadzić. Moja ciotka umarła i trzeba było zająć się jej domem.

– W takim razie, skąd pan wie, że pani Patrycja nie wróciła na noc?

Okazało się, że dzwonił do niej rano, nie odpowiadała, więc pojechał, żeby sprawdzić.

– Może po prostu wyszła? – wyraziłem przypuszczenie. – Ludzie czasem nie odbierają telefonów…

– Gada pan jak ten glina! – podniósł głos. – Powiedział, że przyjmą zgłoszenie, ale szukać jej zaczną dopiero jutro. Jak tak można?!

– Nie istnieje przepis, który by nakazywał policjantom zwlekać ze wszczęciem poszukiwań, ale często przyjmuje się, że w przypadku osoby dorosłej należy chwilę odczekać. Wie pan, różne pomysły przychodzą do głowy dorosłym ludziom…

– Ale nie Patrycji! Powinna być w pracy, ale nie przyszła. Nie ma jej!

Wziąłem tę sprawę

Szalona rozpacz mężczyzny nie mogła pozostawić mnie obojętnym. Jeżeli kobieta znikła, chociaż nie miała zwyczaju balować, być może zdołam pomóc. Ale też wszystko to wydawało się naprawdę nieco dziwne. Ukochana klienta, z którą nie mieszkał… To znaczy już nie mieszkał, bo gdyby cały czas żyli osobno, nie byłoby to zaskakujące.

Twierdził, że się nie pokłócili, chociaż ten lokal zmarłej ciotki nie budził mojego zaufania. Coś tu było nie tak. Czułem to swoim psim nosem. Z drugiej strony, facet był naprawdę zrozpaczony i zdezorientowany. Oczywiście sprawdziłem, czy poszukiwana dotarła do pracy i uzyskałem potwierdzenie, że nie zjawiła się tego ranka, nie uprzedziła również o nieobecności.

– Próbowałem się do niej dodzwonić, ale telefon nie odpowiadał – powiedział mi jej kierownik.

Rzeczywiście coś mogło się stać. Klient nie miał kluczy do mieszkania ukochanej, co też wydawało się nietypowe, jeśli mieszkali do niedawna razem i nie pokłócili się. Postanowiłem wypytać sąsiadów.

– A przychodził tu taki – powiedziała kobieta mieszkająca piętro niżej. – Często go widziałam, więc może i mieszkał. Taki niepozorny, jakby… – szukała słowa.

– Średni? – podpowiedziałem.

– Właśnie! Średni. Nie pasował do takiej ładnej kobiety, ale wie pan, jak to jest. Każda potwora znajdzie swego amatora. W sumie najgorszy nie był. Ale ostatnio jakoś nie przychodził, za to bywał taki młody…

Milczała przez chwilę. Nie popędzałem jej, w takich sytuacjach trzeba się nastawić na odbiór, a nie nadawanie. Ale kobieta machnęła tylko ręką.

– Nie moja sprawa, jak inni żyją! Ale tam było coś nie tak. Tyle panu powiem i koniec.

Poczułem ukłucie zawodu

Nic więcej od niej wyciągnąłem, tyle tylko, że ten drugi facet był wysoki, dobrze zbudowany i całkiem przystojny. Czegoś mi nie mówiła. Czegoś ważnego, ale nic nie mogłem na to poradzić.

– To nieprawda! Babsko kłamie! – oznajmił klient, kiedy zapytałem go o drugiego mężczyznę. – Patrycja kochała tylko mnie. On ją nachodził, ale go nie chciała!

Westchnąłem w duchu. Sąsiadka nie wyglądała na niespełna rozumu, a z jej słów wynikało coś innego. Jednak pan Jerzy upierał się, że nie było nikogo innego w życiu Patrycji.

– Może to brat albo jakiś kuzyn? – spróbowałem z innej strony.

Tylko się wściekł i zaczął znowu krzyczeć. Był okropnie nerwowy. Prowadziłem już wiele spraw zaginięć, ale tak pobudzonego klienta chyba jeszcze nie widziałem. Zwróciłem też uwagę, że ma połamane, brudne paznokcie, do tego ogryzione porządnie, aż do krwi. To skutek zdenerwowania, wzburzenia tym, co się stało, czy też objaw jeszcze czegoś innego? Bo że gość był poważnie zaburzony, nie miałem wątpliwości.

– Gdyby pan sobie jednak coś przypomniał – powiedziałem – proszę natychmiast dzwonić. Na razie muszę wracać do pracy.

Zanim klient zgłosił zaginięcie, zrobiła to siostra

Odnalazłem policjanta, który przyjął zgłoszenie od klienta.

– Szukamy jej – powiedział zdziwiony. – A ten wariat powiedział inaczej?

– Narzekał, że policjant przyjmujący zgłoszenie zbył go, opowiadając o dwudziestu czterech godzinach, jakie muszą minąć, zanim zostaną wszczęte czynności.

Młodszy aspirant pokręcił głową.

– Ten człowiek jest naprawdę nieogarnięty. Powiedziałem mu wyraźnie, że od dwudziestu czterech godzin realizujemy zgłoszenie zaginięcia, bo ktoś inny już je złożył. Ale był w takim stanie, że faktycznie mógł nie zrozumieć.

W każdym razie wyleciał z komendy jak z procy. On zupełnie nic nie wie o losie tej kobiety?

– Mówi, że nie – potwierdziłem. – Ale jak to? Szukaliście już jej, kiedy przyszedł?

– Tak. Jej siostra zgłosiła zaginięcie.

– Siostra?

– Yhm. Umówiły się w sobotę na spotkanie, miały iść na zakupy i jakieś babskie plotki. Zaginiona nie przyszła, a ponieważ siostra nie mogła się do niej dodzwonić i nie zastała jej w domu, przyszła do nas.

W sobotę? Klient zorientował się, że jej nie ma dopiero w poniedziałek rano… Czy to nie dziwne?

– Da mi pan namiary na siostrę zaginionej? – spytałem.

– Ale mogę liczyć na informacje, jeśli pan cos ustali? – odpowiedział funkcjonariusz pytaniem na pytanie.

– Oczywiście. I liczę na wzajemność. Przecież i mnie, i panu zależy na tym, żeby jak najszybciej zlokalizować zaginioną. Widział pan jej zdjęcia, prawda? Taka piękna kobieta mogła stać się ofiarą napaści.

– Fakt, bardzo atrakcyjna – zgodził się młodszy aspirant. – A z tą siostrą warto jeszcze raz pogadać. Była strasznie roztrzęsiona, kiedy przyszła. Ja teraz mam pilne zajęcia, takie, wie pan, kaprysy wierchuszki…

Młodsza siostra zaginionej nie była tak piękna, jak Patrycja, ale i tak mogła wpaść w oko.

– Zawsze się dziwiłam, że chciała się zadawać z tym całym Jurkiem. Przecież to jest takie nic…

– Miłość nie wybiera – zauważyłem sentencjonalnie.

– To fakt – przyznała kobieta. – On nieraz powtarzał, że kocha ją na zabój. Podobno kiedy dowiedział się, że nie jest już tym jedynym, wściekł się.

– Słucham? – nadstawiłem uszu. – Czyli dobrze się domyślałem, że pan Jerzy nie pilnuje domu ciotki, tylko został wyrzucony z mieszkania siostry?

– Tak panu powiedział? – zdziwiła się. – Że pilnuje domu? To nie jest tak. Ta ciotka nie żyje od dawna, a lokal należy do niego. Tyle że Patrycja miała go dość, tej jego szalonej miłości i równie wariackiej zazdrości.

Rozmawiając z nią, zastanawiałem się, dlaczego klient nie mówił prawdy. Dlaczego wymyślił to pilnowanie? Dlaczego nie wspomniał, że się rozstał z poszukiwaną?

– Pan Jerzy nie zachowuje się jak ktoś, kto uważa, że został porzucony. Upiera się, że wciąż są razem. Przepraszam – rzuciłem, bo właśnie zadzwonił mój telefon.

– Młodszy aspirant z komendy, widzieliśmy się rano – odezwał się policjant ponurym głosem. – Znaleźliśmy ją. To znaczy znalazł ją patrol, zupełnie przypadkiem.

– Nie żyje? – spytałem.

– Niestety – potwierdził.

Teraz chodziło o zabójstwo

Znaleziono ją w zagajniku tuż za miastem. Była zakopana płytko w ziemi, więc jakieś zwierzęta bez trudu odgrzebały ciało. Traf chciał, że patrol policji właśnie tam tropił młodzież oddającą się rozrywkom z substancjami psychoaktywnymi. Kiedy funkcjonariusze zobaczyli pryskających z zarośli ewidentnie przerażonych gówniarzy, poszli tam.

– Jakby ktoś rył w ziemi rękami – powiedział młodszy aspirant. – Tak mówią technicy, ale też tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Ciało płytko zakopane. Rana głowy zadana tępym narzędziem, ślady pobicia.

– Trzeba znaleźć tego drugiego – powiedziałem. – Wie pan, o kim mówię?

Nie wiedział. No tak, klient go nie poinformował, a siostrze zabitej też nie przyszło do głowy, że to ważne.

– Myśli pan, że to on ją zabił? – spytał, gdy mu opowiedziałem o niejakim Filipie.

– Pojęcia na razie nie mam, co o tym myśleć – odparłem.

Przesłuchanie Filipa komendant pozwolił mi obserwować przez lustro weneckie. W mniej poważnej sprawie pewnie by mi robił problemy, choćby dla zasady, ale morderstwo to morderstwo. Każde oko i każda głowa się liczy.

– Widziałem Patrycję w sobotę tuż po dwunastej – zeznawał. – Miała się spotkać ze swoją siostrą.

– A co robił pan w niedzielę między godziną szóstą a dziesiątą rano? – spytał ostro policjant.

Patolog określił wstępnie czas zgonu między ósmą trzydzieści a dziesiątą piętnaście, nie dalej.

– Byłem w trasie – odparł mężczyzna. – Przecież mówiłem, że pracuję jako kierowca. Wyjechałem o piątej… Do Patrycji dzwoniłem koło południa, bo wiedziałem, że zechce pospać dłużej. Nie odbierała, ale też się nie denerwowałem za bardzo, bo zdarzało jej się zapomnieć komórki, kiedy wychodziła z domu.

– Ktoś to może potwierdzić? Mógł pan przecież wrócić do miasta, dokonać zabójstwa i pojechać dalej w trasę.

– Po co miałbym ją zabijać?! – schował twarz w dłoniach.

– Może pan nam powie, dlaczego ją zabił? – odpowiedział pytaniem młodszy aspirant. – Miał pan sposobność, a rana głowy mogła zostać zadana łyżką do opon. A motyw? Możliwe, że denatka chciała się z panem rozstać i dlatego…

– Nie! Nie! Nie! – zawołał mężczyzna. – Nie zabiłem jej! Prędzej siebie bym zabił! Weźcie lepiej w obroty tego jej byłego, jak mu tam… Może dowiedział się jakoś, że byliśmy w urzędzie stanu cywilnego, żeby ustalić datę ślubu? Nikomu nie mówiłem, Patrycja nie zawiadamiała nawet siostry na razie, jednak może się zorientował?

– Ale on zgłaszał jej zaginięcie, nie pan – powiedział spokojnie policjant.

– Przecież byłem w trasie! Wróciłem godzinę temu, zaraz potem mnie zgarnęliście.

A mnie w tej chwili coś zaświtało w głowie. Wyszedłem z komendy i od razu pojechałem do bloku, w którym mieszkała ofiara.

– Oj, jakiś czas temu była tam awantura – powiedziała sąsiadka z dołu. – Słyszałam, jak ktoś się wydzierał, że prędzej ją zabije, niż straci.

– Rozumiem, że mężczyzna? Ale nie wie pani, kto? – upewniłem się.

– Skąd. Albo ten jeden, albo ten drugi. A może jeszcze kto inny? Kto tam wie. Jak kobieta ładna, to się przy niej cały tłum kłębi.

Trochę jej się rozwiązał język, kiedy usłyszała, że Patrycja nie żyje. Ale było widać wyraźnie, że nie darzyła sympatią pięknej lokatorki z góry.

– Wtedy to myślałam, że to tylko takie gadanie, wie pan. Ludzie różne rzeczy mówią, a to nic nie znaczy.

– Wygląda na to, że tym razem znaczyło – mruknąłem.

– Ale powiem panu, że jakbym miała na którego stawiać, to bym uważała, że to ten niepozorny. Bo on czasem jak jakiś wariat od niej wypadał i pędził na dół, a potem wskakiwał do auta i ruszał z piskiem opon…

Tylko że mój klient wyglądał na niesamowicie wstrząśniętego zniknięciem ukochanej… Ale z drugiej strony zachowywał się, jakby ich związek wciąż trwał. Doszedłem do wniosku, że potrzebuję konsultacji fachowca.

– Tak, zdarza się, że w porywach afektu albo przy niektórych zaburzeniach schizofrenicznych człowiek nie pamięta, co robił – powiedział znajomy psychiatra. – To bardzo rzadkie, sam nie spotkałem się ze zbrodnią dokonaną w takich okolicznościach, ale możliwe. Czytałem kiedyś studium przypadku przykładnego ojca rodziny, który co jakiś czas wymykał się nocą i mordował młode kobiety. Kiedy prawda wyszła na jaw, wszyscy przyjaciele, znajomi i najbliższa rodzina nie mogli w to uwierzyć. A on naprawdę nie pamiętał, co wyprawiał w tym odmiennym stanie świadomości.

Słuchałem lekarza i czułem narastający niepokój

Wszystko łączyło się w logiczną całość. Nowy i dawny partner zabitej, słowa sąsiadki, podejrzenia policjanta i... Tym razem mogłem wejść do pokoju przesłuchań razem z młodszym aspirantem. Komendant chciał jak najszybciej skończyć sprawę, którą już wywęszyli dziennikarze. W jaki sposób dowiedzieli się o zabójstwie, mogłem się tylko domyślać. Pewnie ktoś z komendy sprzedał informację. Na mój widok Jerzy poderwał się z miejsca, ale pilnujący go funkcjonariusz posadził skutego kajdankami mężczyznę z powrotem.

– Co to ma znaczyć?! Zamiast aresztować mordercę… Tego Filipa…

– To pan jest mordercą, panie Jerzy – powiedziałem ze smutkiem.

To moje przygnębienie musiało go zaskoczyć, bo siedział nieruchomo.

– Ja? – spytał. – Jak to?

– Nie zastanawiał się pan, dlaczego ma paznokcie w takim stanie? – nadal mówiłem bardzo łagodnie. – Z początku myślałem, że je pan obgryza, to się zdarza. Ale one są nie tylko poobgryzane, ale też połamane…

Mężczyzna dłuższą chwilę patrzył na swoje dłonie. Wyglądał, jakby był zdziwiony tym, co widzi.

– Wzięliście próbki spod paznokci? – spytałem policjanta.

– Tak – pokiwał głową. – Pod kilkoma znajdowały się resztki ziemi. W laboratorium już ustalili, że pasują do próbek pobranych w miejscu odnalezienia zwłok.

Mój klient podniósł wzrok i teraz patrzył z niedowierzaniem to na mnie, to na policjanta. Najwyraźniej niewiele do niego docierało.

– Zabił pan Patrycję w porywie gniewu, pewnie podczas awantury o jej nowego partnera…

– Ona nie miała żadnego nowego partnera! – upierał się mężczyzna. – Była ze mną i mieliśmy wziąć ślub!

– Przed chwilą wymienił pan imię Filipa – wciąż mówiłem cicho i spokojnie. – Przecież wie pan doskonale, że właśnie on zastąpił pana u boku…

Zanim zdążyłem dokończyć zdanie, zabójca zerwał się i skoczył na mnie. Policjant z eskorty chwycił go za ubranie na plecach, materiał zatrzeszczał. Młodszy aspirant ruszył na pomoc koledze. Ledwie mogli utrzymać furiata. Dopiero kiedy dołączyłem do nich, udało się go posadzić. Spodziewałem się, że za chwilę nastąpi nowy atak, ale Jerzy nagle zwiotczał, spuścił głowę.

– Ja ją zabiłem? – spytał aresztowany. – Naprawdę to byłem ja?

– Wszystko na to wskazuje – odparłem. – Nie pamiętał pan tego, ale czuł cały czas niepokój. Dlatego nie rozumiał pan, co mówi policja, nie docierały do pana moje słowa.

Rozpłakał się, a ja z młodszym aspirantem wyszliśmy z pokoju.

– Można powiedzieć, że kochał ją na zabój – powiedział policjant.

Nie mogłem się z nim nie zgodzić. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA