Kiedyś myślałem, że Karolina to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło. Była jak żywioł, pełna energii i spontaniczności. Każdy dzień z nią przypominał przygodę – niespodziewane wyjazdy, kolacje w drogich restauracjach, drobne szaleństwa, które nadawały naszej codzienności barw. Uwielbiałem to. Uwielbiałem ją.
Na początku w ogóle nie zwracałem uwagi na jej podejście do pieniędzy. „Pieniądze są po to, żeby je wydawać” – powtarzała z uśmiechem, kiedy kupowała kolejną parę butów, choć szafa już pękała w szwach. Kiedyś zażartowałem, że niedługo zabraknie nam miejsca w mieszkaniu, a ona tylko machnęła ręką: „To wynajmiemy większe!”. Wtedy jeszcze się śmiałem. Teraz już nie było mi do śmiechu.
Zaczęło się niewinnie – nowe ubrania, biżuteria, gadżety, których nawet nie rozpakowywała. Potem doszły drogie wyjazdy, weekendy w spa, spontaniczne zakupy na kredyt. „Kochanie, przecież na raty to jakby za darmo!” – mówiła beztrosko. Na początku to ignorowałem, próbowałem usprawiedliwiać. Może faktycznie warto czasem zaszaleć? Może to ja jestem tym zbyt poważnym i spiętym człowiekiem?
Ale coś we mnie zaczęło pękać. Czułem niepokój, który nie dawał mi spokoju. Czasem w nocy budziłem się zlany potem, zastanawiając się, czy aby na pewno kontrolujemy nasze wydatki. Tylko że w tym temacie tak naprawdę byłem sam.
„Może przesadzam?” – myślałem. – „Może faktycznie warto żyć chwilą? Ale jeśli to tylko chwilowa przyjemność, a potem zostanie nam sam strach?”. Nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo ten strach mnie pochłonie.
Miałem nadzieję, że to błąd
Przyszedł mi mail z banku. Na początku nie zwróciłem na niego uwagi – pewnie kolejne przypomnienie o jakiejś promocji, które i tak od razu skasuję. Ale coś mnie tknęło. Kliknąłem. Saldo konta kredytowego wskazywało czterdzieści tysięcy na minusie.
Serce podskoczyło mi do gardła. Zamrugałem kilka razy, jakbym źle widział. Ale liczby nie chciały się zmienić. Karta była wyczyszczona do zera. Cały limit. Wszystko.
– To jakiś błąd – powiedziałem do siebie. – To musi być błąd.
Ale nie był. Przeszukałem historię transakcji. Butik, drogeria, kolejne sklepy z markowymi ciuchami, zamówienia z internetu… A potem lot do Mediolanu. Co do cholery?
Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem laptopa. Karolina była w salonie, leżała na kanapie, oglądała jakiś program o wnętrzach. Wyglądała na absolutnie zrelaksowaną.
Podszedłem do niej powoli i usiadłem naprzeciwko.
– Karolina, co to ma znaczyć? – podsunąłem jej telefon z wyciągiem z konta.
Zerknęła, uniosła brwi i… wzruszyła ramionami.
– Ojej, to już tyle?
Patrzyłem na nią, czując, jak moje wnętrze wypełnia chłód.
– My mamy czterdzieści tysięcy długu, Karolina. Czterdzieści tysięcy.
– Przesadzasz, to tylko pieniądze – westchnęła, jakbym robił awanturę o zjedzoną ostatnią kanapkę.
– Skoro to tylko pieniądze, to może ty je spłacisz?
Spojrzała na mnie, jakbym właśnie zaproponował jej pracę na kopalni.
– Jesteś strasznie spięty – przewróciła oczami. – Michał, co się z tobą dzieje? Przecież nie chcesz, żebym chodziła jak jakaś biedaczka, prawda?
– To nie o to chodzi! – podniosłem głos. – Chodzi o to, że nie możemy żyć ponad stan!
– Przestań dramatyzować – prychnęła. – Wszystko da się spłacić. A w ogóle, to co ty mi tu wypominasz? Pracujesz, zarabiasz, to na co masz wydawać, jak nie na nas?
„Na nas”? Czułem, jak zaciskają mi się pięści. Przez chwilę nie mogłem wydusić z siebie słowa.
– Wiesz co? – powiedziałem w końcu, wstając z kanapy. – Ty naprawdę nie masz pojęcia, czym są zarobione pieniądze.
– Michał, nie bądź nudziarzem – westchnęła, znowu skupiając się na telewizorze.
Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech. Boże, w co ja się wpakowałem?
Przyjaciel dał mi dobrą radę
Siedzieliśmy w barze, w tym samym, do którego chodziliśmy od lat. Zawsze braliśmy to samo. Kiedyś te spotkania były beztroskie, pełne żartów, opowieści o pracy, wspomnień z czasów studenckich. Tym razem było inaczej.
Paweł patrzył na mnie uważnie, trzymając szklankę w dłoni.
– Stary, ty naprawdę kiepsko wyglądasz – powiedział w końcu.
Przetarłem twarz dłońmi.
– Bo jest kiepsko.
– Karolina? Co nawywijała?
Skinąłem głową i sięgnąłem po piwo.
– Zadłużyła nas – powiedziałem, nie owijając w bawełnę. – Czterdzieści tysięcy w plecy. Karta kredytowa wyczyszczona do zera, zakupy, wyjazdy, rzeczy, których nawet nie potrzebuje.
Paweł zagwizdał cicho.
– A ty na to pozwoliłeś?
Podniosłem na niego wzrok.
– Myślisz, że wiedziałem? Że mieliśmy jakiś plan, że się na to zgodziłem? – prychnąłem. – Ona po prostu… To dla niej jak zabawa. Jakby pieniądze były czymś abstrakcyjnym.
Paweł pokręcił głową i napił się z kufla.
– Stary, to nie jest normalne.
– Wiem.
– I co zamierzasz?
– Nie wiem – przyznałem cicho. – Rozmawiałem z nią. Wiesz, co powiedziała? „To tylko pieniądze”.
Paweł oparł się łokciami o stół.
– Bo dla niej to naprawdę tylko pieniądze. Takie osoby jak Karolina nie rozumieją, czym jest odpowiedzialność. Dopóki kasa się nie skończy, wszystko jest zabawą. Ale wiesz co jest najgorsze?
Podniosłem na niego oczy.
– Ty to pozwalasz.
– Nie przesadzaj.
– Przesadzam? – Paweł spojrzał na mnie ostro. – Michał, ona cię zadłuża, a ty próbujesz to racjonalizować. A może naprawdę myślisz, że to się kiedyś zmieni?
– Nie wiem – powtórzyłem.
– Stary, to nie jest miłość – powiedział Paweł cicho. – To jest wykorzystywanie.
Poczułem, jak coś zaciska mi się w klatce piersiowej.
– Nie chcę jej zostawiać – powiedziałem. – Ale… czuję, że tonę.
Paweł patrzył na mnie przez chwilę, jakby ważył każde słowo, które chciał powiedzieć. W końcu westchnął i dopił drinka.
– Może czas przestać tonąć i nauczyć się pływać, stary.
Siedziałem w milczeniu, ściskając w dłoni szklankę. Może miał rację.
Przekroczyła pewną granicę
Zmieniłem hasło do konta. Zablokowałem Karolinie dostęp do karty kredytowej. Uznałem, że to najlepszy sposób, by zapanować nad sytuacją. Przez dwa dni było spokojnie. Myślałem, że coś do niej dotarło. Do wczoraj.
Wracałem z pracy, zmęczony i zrezygnowany, gdy coś przykuło moją uwagę. Karolina stała w galerii handlowej. Obładowana torbami. Markowe logo na każdej z nich. Zatrzymałem się.
Ona mnie nie zauważyła. Rozmawiała z kasjerką, śmiejąc się w najlepsze. W dłoni trzymała inną kartę. Nie moją.
Czułem, jak odpływa ze mnie resztka nadziei. Nie musiała nic mówić. Ja dobrze wiedziałem, że to nasz koniec.
Nie będę jej sponsorować
Wróciłem do domu i zacząłem pakować swoje rzeczy. Każdy ruch był mechaniczny – koszule do walizki, laptop do torby, dokumenty do teczki. Karolina weszła, gdy byłem w połowie.
– Co ty robisz? – zapytała, marszcząc brwi.
– Wyprowadzam się.
Roześmiała się.
– Michał, przestań dramatyzować.
Zatrzymałem się i spojrzałem jej prosto w oczy.
– Widziałem cię w galerii.
Twarz jej stężała.
– Wszystko ci wyjaśnię…
– Nie chcę już tego słuchać. Znalazłaś sposób, by dalej wydawać, bo nie umiesz inaczej żyć.
Zamilkła. Po raz pierwszy od dawna.
Zapiąłem walizkę, minąłem ją bez słowa i wyszedłem. Gdy byłem już na dole, telefon zaczął dzwonić. Karolina. Nie odebrałem. Bo miłość na kredyt zawsze kończy się bankructwem.
Michał, 34 lata
Czytaj także:
„Odkąd zostałam samotną matką, dokładnie oglądam każdą złotówkę. Mój były ma w nosie alimenty i własną córkę”
„Matka latami żyła na mój koszt, skarżąc się na niską emeryturę. Gdy zobaczyłem wyciąg z jej konta, zamarłem”
„Z litości zaprosiłam na obiad samotnego sąsiada. Nie spodziewałam się, że miły, starszy pan ma lepkie ręce”