Reklama

Przelewałem jej co miesiąc pieniądze, kupowałem jedzenie, opłacałem lekarstwa. Nie byliśmy z Kasią bogaci, ale zawsze coś się znalazło. Żona miała jednak swoje podejrzenia. „Marek, a skąd twoja matka ma na sanatoria?” – rzucała, ale machałem ręką. Myślałem, że odkłada grosz do grosza. Przez lata nie miałem powodu, by jej nie wierzyć.

Reklama

Cóż za niespodzianka

– Mamo, co to za konto? – spytałem, wpatrując się w wydruk bankowy.

Matka podniosła głowę znad herbaty i spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała pytania. Po chwili jednak jej dłoń gwałtownie przesunęła kartkę w swoją stronę.

– Ach, to nic ważnego – powiedziała, uśmiechając się nerwowo. – Jakieś stare oszczędności, nie warto o tym mówić.

Ale ja już widziałem. Na koncie było grubo ponad trzysta tysięcy złotych. Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Stare oszczędności? Mamo, całe życie mówiłaś, że ledwo wiążesz koniec z końcem! – podniosłem głos.

– Marek, nie krzycz, sąsiedzi usłyszą! – syknęła, wstając od stołu.

Patrzyłem na nią, czując rosnący gniew. Przez lata rezygnowałem z własnych potrzeb, zaciskałem pasa, bo wierzyłem, że matka nie daje sobie rady. A ona miała pieniądze. I to jakie!

– Po co ci tyle kasy? – zapytałem wprost.

– To nie twoja sprawa – odpowiedziała chłodno, sięgając po filiżankę.

Czułem się oszukany. Po powrocie do domu rzuciłem dokument na stół przed Kasią.

– A nie mówiłam? – skwitowała sucho.

Akcja manipulacja

Nie mogłem tego tak zostawić. Następnego dnia pojechałem do matki ponownie. Gdy tylko otworzyła drzwi, zobaczyłem, że nie jest zadowolona z mojej wizyty.

– Po co znowu przyjechałeś? – zapytała, jakbyśmy wczoraj rozmawiali o pogodzie, a nie o latach kłamstw.

Wszedłem do środka bez zaproszenia.

Chcę odpowiedzi – powiedziałem stanowczo. – Latami ci pomagałem, a ty ukrywałaś przede mną, że masz pieniądze. Dlaczego?

Matka westchnęła ciężko i usiadła na kanapie. Przez chwilę milczała, bawiąc się rogiem obrusu.

– Bo wiedziałam, że jeśli ci powiem, przestaniesz się mną interesować – powiedziała cicho.

Poczułem, jak zalewa mnie fala wściekłości.

– Żartujesz sobie?! Miałem prawo wiedzieć! Harowałem, żebyś miała na życie, a ty? Co robiłaś z tymi pieniędzmi?

– Odkładałam. Na przyszłość – rzuciła obojętnie.

Patrzyłem na nią w osłupieniu. Nie wyglądała na skruszoną. Wręcz przeciwnie, wydawała się zirytowana moimi pytaniami.

– Mamo, czy ty w ogóle rozumiesz, co zrobiłaś? – zapytałem z goryczą.

– Gdybym ci powiedziała, nigdy byś mi nie pomógł.

Nie wierzyłem własnym uszom. Moja własna matka mną manipulowała.

Tajemnica poliszynela

Wyszedłem od matki wściekły i skołowany. Czułem się jak głupek, który przez lata dawał się wodzić za nos. Wsiadłem do samochodu, ale zamiast wracać do domu, wybrałem inny kierunek.

Paweł otworzył drzwi w podkoszulku i bokserkach, trzymając w ręku kubek z kawą.

Co ty tu robisz o tej godzinie? – zapytał, mrużąc oczy.

– Wiedziałeś, że matka ma kupę pieniędzy na koncie? – wypaliłem, nawet nie próbując się powstrzymać.

Paweł westchnął i odwrócił się na pięcie.

– Wchodź – rzucił przez ramię.

Usiadłem na kanapie i czekałem, aż usiądzie naprzeciwko.

– Ty naprawdę myślałeś, że ona nie ma oszczędności? – prychnął. – Marek, przecież to było oczywiste.

– Oczywiste?! – zakpiłem. – Może dla ciebie, ale ja naprawdę wierzyłem, że potrzebuje pomocy!
Paweł wzruszył ramionami.

– Bo jesteś łatwowierny. Mama zawsze była sprytna, oszczędzała każdą złotówkę. A ty dałeś się nabrać na jej gadki o biedzie.

Patrzyłem na niego oszołomiony.

– To czemu nic nie powiedziałeś?

– Bo to nie moja sprawa – odpowiedział bez emocji. – Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego.

Siedziałem w milczeniu, czując się jeszcze większym idiotą. Okazało się, że wszyscy wiedzieli – tylko nie ja.

Dlaczego to robiłaś?

Wracałem od Pawła z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Jeśli on wiedział o pieniądzach matki, to kto jeszcze? I po co ona to wszystko robiła? Nie mogłem przestać o tym myśleć i musiałem wyjaśnić sprawę do końca.

Gdy ponownie stanąłem w drzwiach matki, przewróciła oczami.

– Ile razy będziemy to wałkować? – westchnęła ciężko.

– Aż mi powiesz prawdę – rzuciłem ostro. – Po co ci te pieniądze? Na co je odkładałaś, skoro ciągle powtarzałaś, że nic nie masz?

Spojrzała na mnie długo, po czym odwróciła wzrok w stronę okna.

– Po prostu nie chciałam skończyć jak inne stare kobiety, które muszą liczyć na łaskę dzieci – powiedziała w końcu. – Widziałam, jak wygląda starość bez zabezpieczenia. Nie chciałam być od was zależna.

Zaśmiałem się gorzko.

– Czyli wolałaś mnie oszukiwać i wyciągać pieniądze, zamiast powiedzieć prawdę?

– A ty byś mi dalej pomagał, gdybyś wiedział, że mam oszczędności? – spytała z przekąsem.

Nie miałem na to odpowiedzi. Może rzeczywiście przestałbym dawać jej pieniądze. Może uznałbym, że powinna sobie radzić sama. Ale czy to usprawiedliwiało lata kłamstw?

– Myślałem, że robisz to, bo musisz. A ty to robiłaś, bo mogłaś – powiedziałem cicho.

Nie zaprzeczyła.

Kochać nie znaczy ufać

Wracałem do domu z ciężarem, który przygniatał mnie jak młyńskie koło. Czułem się, jakbym całe życie nosił na plecach kamienie, które teraz ktoś mi pokazał i powiedział: „To było bez sensu”. Gdy tylko przekroczyłem próg, Kasia spojrzała na mnie uważnie.

– I co? – zapytała bez zbędnych wstępów.

– Miała pieniądze, odkładała na starość, żeby nie być od nas zależna – rzuciłem sucho, ściągając kurtkę.

– Nie żartuj. – Kasia przewróciła oczami. – Czyli przez lata wolała kłamać i wyciągać od ciebie kasę, bo… co? Bała się, że jak powie prawdę, to nie będziesz jej kochał?

Usiadłem ciężko na krześle, opierając łokcie na stole.

– Nie wiem. Może bała się, że przestanę jej pomagać? Może lubiła mieć kontrolę? Nie potrafię rozgryźć jej toku myślenia.

Kasia usiadła naprzeciwko, splatając dłonie.

– Co teraz?

Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko.

– Nie wiem, czy jeszcze potrafię jej zaufać.

Kasia kiwnęła głową, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi.

– Może czas od niej odpocząć.

Nie zaprzeczyłem. Bo pierwszy raz w życiu poczułem, że nie muszę być dla niej synem, którego można wykorzystywać.

Koniec złudzeń

Kilka dni później matka znowu zadzwoniła. Tym razem odebrałem.

– W końcu! – zaczęła od razu, tonem pełnym pretensji. – Ile można się dąsać? Naprawdę jesteś tak małostkowy?

Zacisnąłem palce na telefonie.

– Małostkowy? – powtórzyłem z niedowierzaniem. – Mamo, przez lata mnie oszukiwałaś! Udawałaś biedną, choć miałaś fortunę! A ja sobie niemal od ust odejmowałem, żeby ci udzielać pomocy, której wcale nie potrzebowałaś.

– I co z tego? – fuknęła. – Nadal jestem twoją matką, a ty powinieneś mi pomagać, niezależnie od wszystkiego!

Poczułem, jak we mnie wrze.

– Powinienem?! – krzyknąłem. – Powinienem pomagać kobiecie, która traktowała mnie jak bankomat?!

– Przesadzasz! – warknęła. – Nie zrobiłam nic złego. Oszczędzałam, bo świat jest okrutny. A ty mi pomogłeś. Nie miałam obowiązku ci mówić!

– Nie miałaś obowiązku?! – wstałem gwałtownie, krzesło przewróciło się z hukiem. – Nie chodzi o pieniądze, tylko o kłamstwo! O to, że przez lata mną manipulowałaś!

Po drugiej stronie zapadła cisza. Po chwili matka odezwała się zimnym, wyrachowanym głosem:

– Skoro tak uważasz, to może rzeczywiście powinieneś przestać mi pomagać. Może zobaczymy, kto sobie lepiej poradzi bez kogo.

– Może rzeczywiście – powiedziałem cicho i rozłączyłem się.

Patrzyłem na telefon, oddychając ciężko. Zrozumiałem, że straciłem matkę dawno temu i nawet tego nie zauważyłem. Została tylko kobieta, dla której byłem źródłem pieniędzy.

Marek, 41 lat

Czytaj także:„Uciekłem od matki, bo miałem dosyć jej życiowych dobrych rad. Zabolało, gdy zrozumiałem, że to jednak ona miała racjꔄChciałem mieć dużą rodzinę, ale żona nie chce więcej dzieci. Chyba zasieję nasionko w innym ogródku”„Poszłam na kurs tańca, by dobrze wypaść na weselu. Narzeczony nie miał pojęcia, jakie figury ćwiczyliśmy po godzinach”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama