„Dziewczyna suszy mi głowę, że nie zamieszka z moimi rodzicami. Chyba oszalała, gdzie jej będzie wygodniej niż u mojej mamusi?”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Paolese
„Rodzice się irytowali, z biegiem lat coraz bardziej, zwłaszcza ojciec, ale jednak z chaty mnie nie wyrzucali. Mama gotowała obiad, robiła pranie, nawet czasem wpadała na górę, żeby posprzątać. Żadnych opłat za prąd, wodę, czynszu. Żyć nie umierać”.
/ 17.09.2022 11:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Paolese

Dom był stary, ale zadbany. Kilka lat temu przeszedł gruntowny remont. Między innymi odnowiono też pokój, który zajmowałem. Na piętrze znajdowały się pokój-graciarnia i łazienka na końcu korytarza. Ogólnie było mi tu dobrze i wygodnie, nie miałem powodów do narzekań. Najwięcej problemów robił mi ojciec, z którym kiedyś jakoś się dogadywałem, ale ostatnio jakby uwziął się na mnie. Nie wiem, może starość tak zmienia ludzi, ale normalnie zatruwał mi życie swoim ględzeniem.

– Zrób coś ze sobą – marudził.

Niby co? Co mu nie pasowało?

Skończyłem studia, miałem pracę, przyjaciół. Żyło mi się dobrze i nie potrzebowałem żadnych zmian.

– Znajdź sobie jakąś miłą dziewczynę – powtarzał jak zdarta płyta. Nie chciał zrozumieć, że bycie singlem ma wiele zalet.

Mogłem na przykład iść do kina, kiedy chciałem i z kim chciałem. No i nie musiałem godzić się na żadne upokarzające kompromisy. Po seansie poszliśmy całą paczką do pubu. Była nas piątka: dwie pary i ja.

– Niezły film – ocenił Paweł, któremu podobało się prawie wszystko.

– Taaa, tylko fabuła miała dziury, przez które przejechałaby ciężarówka – mruknąłem, po czym zamówiłem pięć piw u kelnerki, która zmaterializowała się przy naszym stoliku.

Gawędziliśmy, piliśmy, czas mijał szybko i przyjemnie. Ani się obejrzałem, jak zrobiła się dwudziesta trzecia.

– Chłopcy i dziewczęta, na mnie czas – powiedziałem. – Jutro do pracy.

– Jasne, jasne! – prychnęła Gosia. – A to nie dlatego, że mama każe ci być w domu przed północą? – zakpiła.

Cała czwórka się roześmiała.

– Bardzo śmieszne – burknąłem. – Może i mieszkam z rodzicami, ale mam się lepiej niż wy.

– Mnie mama nie mówi, o której mam wracać – droczyła się Gosia.

– Za to płacicie tysiaka obcym ludziom za wynajem dwóch małych pokoi – odgryzłem się. – I mogą was wyrzucić w każdej chwili.

– Uspokójcie się – wtrącił Jacek, widząc, że zanosi się na kłótnię.

– Spoko – uniosłem ręce. – Ale i tak muszę iść. Na razie.

Wszędzie dobrze, ale u mamy najlepiej

Rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze, niedawna sprzeczka szybko poszła w niepamięć. Niemniej w drodze do domu rozmyślałem o naszej różnej sytuacji rodzinno-mieszkaniowej. Gosia i Paweł byli razem od dwóch lat. Jej rodzice krzywo patrzyli, gdy Paweł u niej nocował. Ponoć kilka razy pokłóciła się z nimi o to.

Rodzice Pawła niby nie mieli nic przeciwko, ale mimo wszystko był to tylko półśrodek. Kochali się, chcieli być razem, mieli pracę, więc stwierdzili, że pora iść na swoje, pora sprawdzić, jak im się będzie układało wspólne życie. Wynajęli dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta za tysiąc złotych miesięcznie plus czynsz do spółdzielni i opłaty.

Sporo. No ale byli na wymarzonym swoim. Gosia pół żartem mówiła, że teraz podczas seksu nie muszą być cicho jak myszki. Faktycznie, brak rodziców za ścianą zdecydowanie należy zaliczyć na plus. Z kolei Jacek i Iwona byli małżeństwem z czteroletnim stażem. Pobrali się tuż po studiach, a chodzili ze sobą od liceum. Stara miłość. Założyli rodzinę i rzeczywiście byli na swoim.

Niedługo po ślubie zaciągnęli kredyt na mieszkanie. Blisko centrum, trzypokojowe, bardzo ładne, choć kredyt będą spłacać przez ćwierć wieku. Wiem, że Jacek się tym martwił. Miał dobrą pracę jako menedżer, ale przecież nikt nie jest niezastąpiony. Dziś masz etat, jutro możesz go stracić. Starali się o dziecko. Co będzie, jeśli Jackowi podziękują za współpracę, a Iwona będzie już w ciąży? Z drugiej strony, gdyby ludzie aż tak się przejmowali robotą, w ogóle by się nie rozmnażali. Nie można jednak zaprzeczyć, że dzietność w społeczeństwie spada. Ja też jej nie podnosiłem.

I tak przechodzimy do mnie. Niby u siebie, ale nie na swoim, w domu rodzinnym, do którego wróciłem po skończeniu studiów, bo tak było najłatwiej, najtaniej i mimo wszystko najwygodniej. Rodzice się irytowali, z biegiem lat coraz bardziej, zwłaszcza ojciec, ale jednak z chaty mnie nie wyrzucali. Mama gotowała obiad, robiła pranie, nawet czasem wpadała na górę, żeby posprzątać. Aby uniknąć zrzędzenia ojca, mogłem się zamknąć w pokoju i dać głośniej muzykę. Żadnych opłat za prąd, wodę, czynszu. Żyć nie umierać.

– Ty normalnie mieszkasz w hotelu – rzuciła kiedyś z przekąsem Iwona. – W takim Hotelu Mama. Była wtedy świeżo po ślubie, na etapie urządzania mieszkania. Pomagałem im trochę. Po pracy nie miałem wiele do roboty. Siedzieliśmy na pustych skrzynkach i popijaliśmy piwo w czasie przerwy.

Czy w ogóle ją znajdę, to już inna kwestia

– Nie przeszkadza ci to? – spytała.

Wzruszyłem ramionami.

– Niespecjalnie. Jest tak, jak było, zanim wyjechałem na studia. Tylko pokój mam gdzie indziej.

– Tylko pokój – Jacek pokręcił głową. – Nie lepiej mieć dla siebie całe mieszkanie?

– Pewnie tak, ale przecież nie zamorduję staruszków dla chaty.

Pośmialiśmy się trochę z tego głupiego żartu.

– Tylko uważaj… – Iwona puściła do mnie oko. – Żadna cię nie zechce, jeśli będziesz mieszkał z mamusią.

Niespecjalnie się przejąłem. W czasie studiów miewałem dziewczyny, ale jakoś z żadną nie udało mi się stworzyć dłuższego związku. Takiego, który przetrwałby choćby pół roku. Nie wyglądam źle, głupi nie jestem, no i umiem być zabawny. Widać po prostu nie trafiłem jeszcze na tę jedyną.

Nie spieszyło mi się. A bo mi to źle było w wolnym stanie? Żyłem sobie jak pączek w maśle. Praktycznie za darmochę. Musiałem jedynie ścierpieć utyskiwanie rodziców na syna pasożyta. Pieniądze odkładałem na koncie, wydawałem na ciuchy, gry albo elektronikę. Niedawno wpadłem na pomysł, żeby kupić samochód. Może audi? Czemu nie? Mogłem sobie pozwolić na taki luksus, skoro tyle oszczędzałem na mieszkaniu i utrzymaniu.

Aż pewnego dnia rodzice od marudzenia przeszli do czynów…Po powrocie z pracy siedziałem przy komputerze w swoim pokoju. Z dołu dochodziły mnie smakowite zapachy. Wkrótce mama zawołała mnie na obiad. Przy stole siedział już ojciec, co akurat było rzadkością, bo zazwyczaj pracował do późna. Westchnąłem w duchu. O, rany, zaraz zacznie się litania retorycznych pytań i koncert zrzędzenia.

– Synu, musimy porozmawiać – zaczął ojciec. – Ale tak na poważnie.

I zamilkł. Zauważyłem, że nawet nie tknął jedzenia.

– Dobrze ci się mieszka? – zapytał po krótkiej przerwie, a ja poczułem się dziwnie zmieszany.

– No… nieźle – odparłem ostrożnie.

Matka siedziała cicho i wpatrywała się we mnie. Zrobiło mi się jeszcze bardziej nieswojo.

Po co komplikować sobie życie?

– Nie dziwię się – odparł spokojnie. Za spokojnie. – Masz ugotowane, posprzątane, brudne rzeczy same znikają z pokoju, za to pojawiają się wyprane i wyprasowane. Nie musisz nic robić.

– O co ci właściwie chodzi? – mruknąłem. – Znów będziesz krytykował moje życie?

– A żyj sobie, jak chcesz – westchnął. – Byle nie naszym kosztem. Uważamy z matką, że powinieneś się dokładać do wydatków.

– To znaczy, że… mam wam płacić za mieszkanie?

– Nie tylko. Nic nie jest za darmo. Wszystko kosztuje. Woda, prąd, gaz, jedzenie, środki czystości, praca twojej mamy. Nie sądzisz, że traktowanie domu jak darmowego hotelu, a matki jak darmowej służącej to zwykły wyzysk? Pracujesz i zarabiasz. Chyba powinieneś się dokładać do budżetu, prawda?

Odruchowo kiwnąłem głową, bo inna odpowiedź byłaby bezczelnością.

– Ile? – spytałem.

Odpoczywając po wszystkim w swoim  pokoju, rozmyślałem o tym, co się wydarzyło podczas obiadu. Obiektywnie rzecz biorąc, ojciec miał rację. Mój wkład w utrzymanie domu był żaden. Jednak tysiąc dwieście złotych, jakie zaproponował, to była spora kwota. Miałem nad czym myśleć.

Dom był piętrowy. Na parterze znajdowały się kuchnia, łazienka i trzy pokoje. Na piętrze – kolejne dwa i druga, mniejsza łazienka, ale z prysznicem i toaletą. Pralnia była w piwnicy. Mógłbym się wyprowadzić, tylko po co? Na znak protestu? Za stary już byłem na takie gesty.

Nie widziałem sensu w płaceniu obcym ludziom za mieszkanie, które nigdy nie będzie do mnie należeć. Wzięcie kredytu na własne? Powiedzmy, że byłoby mnie stać na kawalerkę – ale znowu: po co? Tylko po to, żeby być na swoim? Albo żeby coś udowodnić rodzicom? Absurd.

No więc zacząłem płacić. I tak wychodziło taniej, niż gdybym wynajmował. Rozważałem też pomysł, by z mojego piętra zrobić odrębne mieszkanie. Osobne wejście, kuchnia w drugim pokoju, instalacja liczników. Tyle że to również nie miało większego sensu. Na dokładkę mogłoby się wiązać z samodzielnym gotowaniem, praniem i tak dalej.

Jednak ja byłem na to za wygodny. Gdybym miał własną rodzinę, to może zdecydowałbym się na taki krok, ale wtedy nie miałem, a zatem po jakie licho wprowadzać takie komplikacje i utrudniać sobie życie?

Chcę z tobą mieszkać, ale nie tutaj

Układ sprawdzał się przez jakiś rok. Potem poznałem Kaję, znajomą Iwony z pracy. Spotkałem ją u nich na imprezie. To było jak grom z jasnego nieba. Może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia ani od pierwszej rozmowy, ale Kaja mnie zauroczyła na tyle, że chciałem się z nią spotkać ponownie. Koniecznie. Nie odmówiła. Zaczęliśmy się umawiać, a im częściej ją widywałem, tym chciałem więcej. Zakochałem się i wpadłem po uszy.

Nawet nie wiem, kiedy zacząłem planować wspólną przyszłości. Czyżby Kaja była tą jedyną, tą, dla której warto zrezygnować z wolności i przy której kompromisy nie wydają się mniejszym złem? Inteligentna, wesoła, energiczna i piękna. Nad czym tu myśleć? Na co tu czekać? Jeszcze mi ją ktoś ukradnie!

– Chciałabyś zamieszkać razem? – zapytałem.

Leżeliśmy w moim pokoju. Popatrzyła na mnie jakoś dziwnie.

– Gdzie?

Sama wynajmowała z koleżanką malutkie dwupokojowe mieszkanko, czyli w sumie miała dla siebie tylko pokój, tak jak ja.

– Moglibyśmy się wprowadzić do mnie. Obok jest drugie pomieszczenie do zagospodarowania.

– Chyba żartujesz – odparła bez wahania, zbijając mnie z pantałyku.

– Co? Dlaczego?

Nie będę mieszkała z twoimi rodzicami. Odwiedzać cię mogę, ale mieszkanie razem to zupełnie inna bajka. Kocham cię, jest mi z tobą dobrze, ale nie zamierzam żyć pod jednym dachem z twoją matką.

– Co w tym złego? Zrobimy osobne wejście, schody…

– Nie – ucięła rozmowę zdecydowanie. Widać już sobie tę kwestię przemyślała. – Twoi rodzice uznaliby to za przyzwolenie do wtrącania się w nasze życie. Zwłaszcza matki szybko obierają taki tok myślenia.

– Moja mama nigdy by…

– Uwierz – przerwała mi łagodnie Kaja. – Wiem, co mówię. Tak będzie. Zawsze tak jest. A nawet gdyby jakimś cudem nie było, i tak wolę nie ryzykować, nie kusić losu. Chcę z tobą zamieszkać, ale nie tutaj.

W prasowaniu jestem lepszy od dziewczyny

Poczułem się rozczarowany. Zupełnie nie potrafiłem jej zrozumieć. Moglibyśmy się naprawdę nieźle urządzić na moim piętrze. Pożaliłem się przyjaciołom i znowu spotkał mnie zawód, bo wszyscy wzięli stronę Kai.

– Ona chce mieszkać z tobą, a nie z twoimi rodzicami w pakiecie – oświecił mnie Jacek. – Ma rację, dziewczyna. Żadna kobieta nie czuje się do końca pewnie, gdy za jej facetem stoi jego mamusia. W razie nieporozumień albo konfliktów między nią a twoją mamą, po czyjej stronie byś nie stanął, masz przechlapane. Będziesz bronił mamy, Kaja uzna, że nie może liczyć na twoje wsparcie. Weźmiesz stronę Kai, to twoja matka poczuje się paskudnie. W jej własnym domu syn staje przeciw niej, broniąc obcej kobiety. Ciężka sytuacja. I jak byście się nie starali, prędzej czy później doszłoby do tarć.

– Właśnie. Podobno złe układy z teściami to jedna z najczęstszych przyczyn rozwodów – dodała złowróżbnie Iwona. Jej głos najbardziej wziąłem sobie do serca.

Byłem w kropce, Kaja już nie wracała więcej do tematu. Najwyraźniej chciała mi dać czas na gruntowne przemyślenie sprawy. A zatem myślałem, i to bardzo intensywnie, bo nie chciałem jej stracić. Naprawdę bardzo ją kochałem.

Potem przedyskutowaliśmy wszystko jeszcze raz i doszliśmy do porozumienia. Ustąpiłem. Przynajmniej w tej kwestii kompromis polegał na mojej całkowitej kapitulacji. Też wolałem nie ryzykować rozstania z powodów kłótni między dwiema gospodyniami mieszkającymi pod jednym dachem. Następnego dnia poinformowałem rodziców o mojej decyzji.

– Mamo, tato, wyprowadzam się.

Przypuszczałem, że oboje się ucieszą

Tymczasem tylko mama się popłakała, natomiast ojciec uśmiechnął się szeroko od ucha do ucha.

– No nareszcie! – zawołał z entuzjazmem, ale o dziwo nie powiedział żadnej złośliwości. Podszedł i mnie objął. – Gratuluję, synu. Jestem z ciebie dumny i cieszę się twoim szczęściem. Powodzenia. I pamiętaj, jakby co, zawsze możesz na nas liczyć.

No i tak zaczęliśmy z Kają wspólne życie w wynajętym mieszkaniu. Dwupokojowym, żebyśmy się nie obijali o siebie non stop. Płacimy za nie niemało. Ja nie mam już tyle czasu, co kiedyś na granie na komputerze, ponieważ muszę pomagać Kai.

Poprawka: nie muszę, ale chcę. Uczę się gotować, robić pranie, a w prasowaniu jestem już lepszy od swojej dziewczyny. Okazało się, że mam do tego dryg. Jest nam dobrze razem. Nie wiem, dlaczego tak się bałem tej dorosłości i odpowiedzialności za siebie oraz za drugiego człowieka.

Gdy się kocha, gdy się dzieli obowiązki na dwoje, to wcale nie jest takie straszne. Co nie znaczy, że zawsze jest różowo. Oboje miewamy swoje humory. Jeśli przez kolejne pół roku się nie pozabijamy, to może się oświadczę.

Czytaj także:
„Przygarnąłem młodą, ładną i chętną smarkulę do swojego namiotu. Może jestem frajerem, ale nie tknąłem jej nawet palcem”
„Na imprezie wpadłam na faceta, któremu kiedyś dałam kosza. Wtedy przypominał żabę, teraz był... księciem z bajki”
„Andrzej miał plan idealny: kochanka na boku, w domu oddana żona i... żadnych dowodów zdrady. Jednak kłamstwo ma krótkie nogi”

Redakcja poleca

REKLAMA