Mój syn od pewnego czasu był bardzo tajemniczy. Ale raczej w pozytywnym sensie. Kiedy wpadał do mnie w odwiedziny, promieniował dobrym nastrojem. Był zadbany, gładko ogolony, jakiś taki elegancki. Podejrzewałam, że się zakochał, jednak nie pytałam, czekałam, aż sam mi opowie. Ze swoją poprzednią dziewczyną rozstał się ponad rok temu. Bardzo to przeżywał, ale ja byłam zadowolona, że ten związek nie przetrwał próby czasu.
Choć się starałam, nie byłam w stanie polubić Izy
Wydawała mi się pustą lalką, skrajną egocentryczką, obsesyjnie dbającą o swój wygląd. A te jej wieczne pretensje do Kacpra… Wielokrotnie musiałam gryźć się w język, żeby nie powiedzieć jej paru słów od serca. Ona też za mną nie przepadała, podczas nielicznych wizyt zachowywała się tak, jakby chciała być gdzieś indziej. Jak gość z przymusu. Nigdy nie zapytała, czy mogłaby mi pomóc w nakrywaniu do stołu albo sprzątnięciu po obiedzie. W zasadzie jak nie skarżyła się na Kacpra, to przez cały czas jeździła palcem po ekranie smartfona. Czułam, że ten związek nie da szczęścia mojemu dziecku, ale milczałam.
Dobrze wiedziałam, że Kacper musi sam dojrzeć do prawdy i dostrzec wady ukochanej Izuni
Kiedy powiedział, że zerwali, nie byłam zaskoczona. I choć to on podjął decyzję o rozstaniu, widziałam, że nie przyszła mu ona łatwo. Martwiłam się, że będzie chciał odreagować nieudany związek imprezami, piciem czy ryzykownymi eskapadami z kumplami. Ale jeszcze bardziej bałam się tego, że do siebie wrócą. Iza, kiedy chciała, potrafiła być urocza, a dla niej to zerwanie oznaczało rozstanie ze wsparciem finansowym. Skończyły się przyjemne wypady za granicę, codzienne podwożenie do pracy, prezenty z okazji i bez okazji, wyjścia do pubów i klubów.
Dlatego obawiałam się, iż będzie próbowała namówić Kacpra, aby spróbowali jeszcze raz. Czasem miałam ochotę pogadać z synem szczerze, ale bałam się, że go urażę. W końcu nikt nie lubi dowiadywać się o tym, że przez lata był wykorzystywany przez ukochaną osobę, co rodzona matka wiedziała i widziała, ale nic nie mówiła, bo zaślepiony synek i tak nie chciałby słuchać. Tak źle i tak niedobrze. Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły.
Ich drogi rozeszły się na dobre, a Kacper, zamiast rzucić się w wir imprezowania, zapisał się na studia podyplomowe. Byłam dumna, że tak dobrze sobie radzi, ale chciałam też dla niego szczęścia osobistego. Nie samą pracą człowiek żyje. Po cichu nawet robiłam przegląd wolnych córek moich koleżanek i zastanawiałam się, jak tu zaaranżować „przypadkowe” spotkanie.
Zanim jednak na poważnie wzięłam się za swatanie syna – ryzykując, że się dowie i zdenerwuje – sam sobie poradził.
Czułam, że tym razem to coś więcej niż zwykłe „chodzenie ze sobą”
Tamtego dnia zadzwonił do mnie i zapytał z pozoru niewinnie:
– Jakie masz plany na weekend?
– Chcesz mnie porwać na romantyczny wypad do Paryża? – zażartowałam.
– Zamierzam ci kogoś przedstawić…
Aha, czyli moje podejrzenia były trafne.
– Będzie mi bardzo miło. Kiedy chcecie wpaść? Zrobię obiad…
– Super! To może w sobotę o szesnastej? Przyniesiemy ciasto.
Po telefonie od razu rzuciłam się w wir porządków i przygotowań. Tak, aby wszystko wypadło dobrze, ale bez specjalnego zadęcia. Nie chciałam spłoszyć dziewczyny zbytnim perfekcjonizmem ani też urazić brakiem szacunku. Postanowiłam skonsultować swoje pomysły z moją przyjaciółką.
Hanka, jako matka trzech synów, miała w temacie „kolejne narzeczone” o niebo większe doświadczenie
Po krótkim naświetleniu sprawy przeszłam do dręczącego mnie problemu, czyli co zrobić na sobotni obiad.
– Spaghetti napoli!
– Makaron z sosem na proszony obiad? Chyba żartujesz?
– Wcale nie. A pomyślałaś, że ona może być wegetarianką? Albo weganką?
– Ty mnie nie strasz – mruknęłam. – Ale może masz rację, nie mogę ryzykować. Dzięki, sama bym na to nie wpadła…
– Ja też nie wpadłam – przyznała ponuro. – Zaserwowałam dziewczynie Dominika zraziki, a ona mnie wykład o trupojadach…
W obliczu takiej perspektywy uruchomiłam swoją kreatywność.
– To może placki ziemniaczane z różnymi sosami, co? Jeden gulaszowy, gdyby jednak jadła mięso, i drugi warzywny.
– Dobry wybór. Domowe pierogi też na ogół cieszą się uznaniem – podpowiedziała.
– To następnym razem. Teraz placki!
– No to działaj. A jak tylko wyjdą, zadzwoń i opowiedz, jaka jest ta nowa.
Rozmowa z przyjaciółką uświadomiła mi zagrożenia, których do tej pory w ogóle nie brałam pod uwagę. A jeśli dziewczyna Kacpra ma na coś alergię? Rzuciłam się do komputera, by wyszukać najczęstsze przyczyny uczuleń. Aż złapałam się za głowę, tyle tego było. Przy okazji sprawdziłam też, jakich tematów nie powinno poruszać się przy stole podczas pierwszej wizyty – i dopiero się przeraziłam! Okazało się, że aby nie wprawić gościa w zakłopotanie, nie należy rozmawiać o polityce, religii, zdrowiu, poglądach, pracy, nie powinno się też plotkować, wspominać… Rany, to o czym mam z nią gadać? – zastanawiałam się gorączkowo. O pogodzie i literaturze – jak na podwieczorku u królowej angielskiej?
Im bliżej było sobotniego popołudnia, tym bardziej się denerwowałam
Usunęłam ze stołu bukiet kwiatów, bo a nuż uczulają. Z tego samego powodu trzy razy odkurzyłam mieszkanie i przetarłam wszystko na mokro, bo wyczytałam, że kurz jest jednym z najczęstszych alergenów. Pewnie w ferworze profilaktycznego pucowania umyłabym nawet sufity, gdyby nie dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. W drzwiach stał Kacper, obok niego ruda dziewczyna.
– Mamo, pozwól, to jest Majeczka. Majko, to moja mama – przedstawił nas sobie, cały dumny i radosny.
– Bardzo mi miło – wyciągnęłam dłoń, spojrzałam jej w oczy i zmartwiałam.
Nie dało się nie zauważyć, że dzieliło ich z dziesięć lat, a może i więcej To nie była dziewczyna, tylko kobieta. Zdecydowanie starsza od mojego Kacpra. Dzielnie wytrzymała mój wzrok.
– Proszę, obiecane ciasto – wręczyła mi pudełko z logo renomowanej cukierni.
Kiedy przeszliśmy do pokoju, mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Owszem, była ładna i zadbana, nawet wypielęgnowana, ale różnicy co najmniej dziesięciu lat między nimi nie dało się ukryć. Kurze łapki wokół oczu zdradzały, że była już dobrze po trzydziestce, tak bliżej czterdziestki raczej. Boże, czy to moje dziecko musi się tak nieszczęśliwie angażować – pomyślałam z rozpaczą. Jak nie egoistka i materialistka, to kobieta, która mogłaby być moją przyjaciółką! Starałam się nie pokazywać po sobie, jak bardzo jestem zawiedziona. Zaprosiłam ich do stołu i poszłam do kuchni. Po chwili usłyszałam kroki, a za plecami głos.
– Może w czymś pomogę? Ooo, zrobiła pani placki ziemniaczane. Uwielbiam! Kacper pani zdradził?
– Nie, Kacper… niczego mi nie zdradził. – Celowo położyłam akcent na „niczego”. – Po prostu obawiałam się, że może być pani wegetarianką.
Ten formalny zwrot też nie był przypadkowy, bo zwykle zwracałam się do dziewczyn i koleżanek mojego syna po imieniu. Wybuchnęła śmiechem.
– Oj, domyślam się, jaki stres pani przeżywała. Choć jadam w zasadzie wszystko, przyznaję, że z tymi plackami trafiła pani w dziesiątkę! Uwielbiam je!
Muszę przyznać, że całkiem ładnie się śmiała: ani za cicho, ani za głośno, bez piania, rechotów, egzaltacji, ale też bez hamowania się i zasłaniania ust ręką, czego nie znosiłam. Śmiech to przecież nie kaszel.
– Ale stres jednak miałam potężny – wyznałam i też zaczęłam chichotać. – Nie wiedziałam, czy nie jest pani na jakiejś wymyślnej diecie. A potem oczy sobie wypatrywałam, szukając w internecie, na co ewentualnie można być uczulonym.
Teraz i ona śmiała się już na całego, ukazując ładne zęby. Zaczynałam rozumieć, co w niej tak bardzo pociągało mojego syna. Szczerość, spontaniczność, otwartość.
– A co wam tak wesoło? – w kuchni pojawił się Kacper i zaczął zaglądać do garnków. – Placki z gulaszem? Mamo, jesteś aniołem! Dawno nie jadłem. A może zjemy tutaj, co? Takie prosto z patelni są najlepsze, zanim zdążą wystygnąć.
– Jestem za! – poparła go Maja.
Niepotrzebnie się obawiałam, że wspólny obiad okaże się gehenną skrępowania, że nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Choć raz nie musiałam sama sterować konwersacją. Maja wypytała mnie o przepis na placki, a potem opowiadała o swoich kuchennych doświadczeniach, nie pomijając spektakularnych wpadek. Czuło się, że jest pewna siebie, nie ma kompleksów, ale zarazem widzi swoje błędy, potrafi też śmiać się ze swoich drobnych słabostek.
Kacper był nią autentycznie oczarowany. Widziałam to w okazywanej Majce trosce, w gorliwości, z jaką dokładał jej kolejne placki, podsuwał sosjerkę, w drobnych, ukradkowych muśnięciach jej włosów czy dłoni, od których nie mógł się powstrzymać. Ona też patrzyła na niego z czułością. Była między nimi chemia, bez dwóch zdań.
Postanowiłam spotkać się z Majką i porozmawiać w cztery oczy
Przy kawie Maja ujawniła, że ma istnego fioła na punkcie kina i poezji śpiewanej. Z przejęciem opowiadała o koncertach, na których była, dzieliła się wzruszeniami i przemyśleniami. Ku mojemu zdziwieniu zdążyła już swoimi zainteresowaniami zarazić mojego zdecydowanie „technicznego” Kacpra, bo parę razy włączył się w jej opowieść, żartobliwie się z nią sprzeczając. To było zaskakujące i… urocze.
Kiedy oznajmili, że już muszą uciekać, naprawdę żałowałam. Po ich wyjściu w mieszkaniu zrobiło się smutno i cicho. Ukroiłam sobie kolejny kawałek ciasta i zaczęłam rozmyślać. Czar, jaki roztaczała wokół siebie Maja, zniknął wraz z nią, a we mnie znowu zaczęły narastać wątpliwości. Chciałam je trochę uporządkować, zanim zadzwonię do Hanki i zdam jej relację z przebiegu pierwszej wizyty.
Duża różnica wieku to poważny minus. Już teraz daje się ją zauważyć, a co będzie za parę lat? Czas nie jest przyjacielem kobiety. Zastanawiałam się, czy zauroczenie nie minie, kiedy ona wejdzie w wiek średni? Czemu to moje dziecko wybiera sobie takie trudne obiekty uczuć? – dumałam smętnie, skubiąc ciasto. Czułam żal do losu za taki obrót spraw.
No bo, czy zdążę się doczekać wnuków? Mam tylko Kacpra, chciałabym, aby był szczęśliwy, ale czy dojrzała kobieta jest w stanie dać mu szczęście? Nie na chwilę, ale na dłuższy czas? Z drugiej strony ideałów nie ma, więc jeśli jest im ze sobą dobrze… Z trzeciej strony, na początku zawsze jest dobrze. Potem zakochanie mija i zaczynają się schody. Przy takiej różnicy wieku…
Z rozmyślań wyrwał mnie telefon od Hanki. Pękała z ciekawości. Opowiedziałam jej więc wszystko, nie kryjąc swoich rozterek. Przyjęła je ze zrozumieniem, bo też by się obawiała, gdyby któryś z jej synów związał się z kobietą dużo starszą od siebie. Ale radziła zachować spokój.
– Na razie obserwuj, bo co innego możesz zrobić? Choć ja na twoim miejscu umówiłabym się z nią na rozmowę. Mówisz, że sprawia wrażenie rozsądnej. Pogadaj z nią, jak ona to widzi. Przecież też sporo ryzykuje, wiążąc się z dużo młodszym mężczyzną. I to więcej niż Kacper. On ma czas na testowanie, ona już nie za bardzo.
– Może tak właśnie powinnam zrobić, ale trochę mi głupio, tak za plecami syna…
– Dlaczego za plecami? Przecież nie musisz ukrywać przed nim, że chciałabyś z nią porozmawiać, poznać ją lepiej.
– Przecież od razu domyśli się, o co mi chodzi – zaprotestowałam.
– A tobie się, mamusiu, wydaje, że on nie wie, że wolałabyś młodszą synową? – spytała z politowaniem. – A jednak zdecydował się na ujawnienie ich związku. Więc myśli o niej poważnie, choć zapewne obawiał się twojej reakcji, skoro tyle z tym zwlekał.
– Dobra, pogadam z nią. Co mogę zrobić? Wspierać ich oboje i wierzyć, że wszystko będzie dobrze
Długo się jednak zbierałam, by zadzwonić do Mai i zaproponować spotkanie. Odwlekałam tę decyzję, odwlekałam… aż w końcu to ona zadzwoniła do mnie. Umówiłyśmy się na kawę w mieście. W ramach dobrej woli zaproponowałam, żebyśmy przeszły na „ty”, co zdecydowanie ułatwiło konwersację. Rozmawiałyśmy długo i szczerze. Ona też nie ukrywała swoich obaw. Przyznała się, że życie jej dotąd nie rozpieszczało. Rozwiodła się, a z toksycznego małżeństwa wyszła poraniona emocjonalnie. Długo nie dawała sobie pozwolenia na nowe uczucie, a kiedy już ją dopadło, walczyła z nim.
– Przecież zdaję sobie sprawę, że Kacper jest dużo młodszy ode mnie. Rozumiem twoje obawy. Ale są gorsze przeszkody w związku dwojga ludzi niż różnica wieku. Kacper twierdzi nawet, że może nie kochałby mnie tak bardzo, gdybym była młodsza. A ja kocham jego, czego jestem pewna, bo nie angażowałabym się, gdybym nie była.
– Majka, mam go tylko jednego…
– Dla mnie też jest jedyny.
– Chcę, żeby był szczęśliwy…
– Ja też. Nawet jeśli nasza wizja szczęścia niezupełnie pokrywa się z twoją.
Cóż, taki los matek: wspierać i wierzyć, że będzie dobrze. Uniosłam w górę filiżankę z kawą i stuknęłam nią o filiżankę Mai.
– W porządku, daję wam swoje błogosławieństwo, ale ostrzegam, jak go skrzywdzisz, to będę gorsza niż mafia – rzuciłam na pół żartobliwie, na pół serio.
– Zapamiętam, matko chrzestna – odparła i… cmoknęła mnie w rękę. Roześmiałyśmy się obie.
Czytaj także:
Oświadczyłam się mojemu chłopakowi. Wszystko przez ciotkę, która miała 3 mężów
Mama zmarła, gdy miałam 4 latka. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny
Syn mojego faceta specjalnie prowokuje awantury, żeby nas skłócić