Moja mama nie miała łatwego życia. Najpierw trafił jej się mąż pijak. Dobrze pamiętam swojego tatę i nigdy nie zapomnę tego, jak nas traktował. Ja w sumie i tak najmniej obrywałam. Może dlatego, że byłam dziewczyną, a może dlatego, że byłam najmłodsza? Mama i starszy brat byli bici niemal codziennie. Ja czasem dostałam klapsa, czasem mnie szturchnął czy popchnął, ale nie znęcał się tak, jak nad nimi.
Ale pomimo tego ciągłego poniżania, mama bardzo płakała, gdy tata zmarł. Zapił się po prostu na śmierć. Zresztą nawet nie wiem, czy płakała za nim czy nad sobą, nad swoją biedą. Bo po śmierci taty zostaliśmy praktycznie bez środków do życia. Tak naprawdę, to ratowały nas tylko renty, moja i brata. Mama musiała iść do pracy, ale co mogła robić, nie mając wykształcenia ani doświadczenia? Zaczęła sprzątać po domach i w firmach, bo to było jedyne, co umiała. Okazało się, że ta praca przynosi nawet niezłe dochody. Tyle że jest strasznie męcząca i zabiera jej każdą chwilę.
Wieczorem mama dosłownie padała z nóg. No i niestety, nie zawsze trafiała w swojej pracy na miłych ludzi. Większość uważała, że sprzątaczka to osoba, którą można pomiatać i krytykować na każdym kroku. To było chyba najgorsze.
Pomagaliśmy mamie tak, jak mogliśmy. Brat pracował po szkole w pizzerii, ja czasami chodziłam z nią sprzątać. Była nam bardzo wdzięczna, ale jednocześnie strasznie przeżywała, że zamiast się bawić, musimy pracować.
– Co wy winni jesteście? – powtarzała. – Jak ja bym chciała dać wam wszystko, co mają wasi koledzy…
No i pewnego dnia jej marzenie się ziściło. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nasze życie zupełnie się odmieniło. Istne siedem lat chudych i siedem tłustych. Otóż wygraliśmy w totka! Mama kupiła mieszkanie dla mnie i dla brata, bo byliśmy już pełnoletni i stwierdziła, że nie ma sensu kupować jednego większego. Sama została w naszym starym domu.
Mógł mieć każdą, czemu wybrał ją?
– Po co mi więcej, dwa pokoje dla samotnej osoby zupełnie wystarczą – tłumaczyła, gdy namawialiśmy ją, żeby i sobie kupiła coś nowego. – Wyremontuję je i będzie dobrze.
Resztę pieniędzy wpłaciła na konto i… pracowała dalej. Twierdziła, że nie umie żyć bezczynnie, a jest za stara, żeby zaczynać od nowa. Tyle że zrezygnowała ze sprzątania u osób, które źle ją traktowały. Nie do końca byłam z tego zadowolona. Wolałabym, żeby mama sobie wreszcie odpoczęła, pojeździła po świecie albo chociaż wybrała się do jakiegoś sanatorium. Ale z drugiej strony widziałam, że wreszcie jest szczęśliwa i uśmiechnięta.
– Sprzątam tylko u kilku osób i wcale mnie to nie męczy – przekonywała mnie z uśmiechem. – Zostawiłam sobie domki, w których mam profesjonalny sprzęt. Zobacz, u pani Mączyńskiej jak przyjdę, to najpierw wypijemy kawę, zjemy ciasto, poplotkujemy. Potem ona wychodzi do sklepu, a ja włączam te wszystkie nowoczesne odkurzacze i wycieraczki, i sprzątam. A jak wraca, to zawsze przynosi pizzę albo coś w tym rodzaju i znowu sobie gadamy. To bardziej jak wizyta u przyjaciółki, a nie praca. Lubię to, a przy okazji mam kontakt z ludźmi. Wiesz córciu, teraz mam komfort – jak mnie to zmęczy, to odejdę.
Może i miała rację. Ja nie bardzo mogłam pogodzić się z myślą, że ma pieniądze, a nadal jest sprzątaczką. Ale to była jej decyzja. Podejrzewałam też, że bała się żyć tylko z procentów. Całe życie harowała i borykała się z biedą, teraz tego bogactwa zwyczajnie nie umiała wykorzystać. W sumie, nic dziwnego.
Jakiś czas później wydarzyło się coś, co po raz kolejny zmieniło jej życie. Otóż poznała Waldka, fryzjera, który zaczął niedawno pracować w naszym miasteczku. Nie wiem, skąd się właściwie wziął. On sam twierdził, że przyjechał z drugiego końca Polski, bo chciał wszystko zacząć od nowa. Ponoć miał za sobą jakąś traumatyczną miłość i pragnął o wszystkim zapomnieć, odciąć się. W każdym razie, mama zakochała się jak nastolatka i była naprawdę szczęśliwa. Jak nigdy wcześniej.
Podeszłam do jej faceta ostrożnie. Robił dobre wrażenie: schludny, miły, czarujący. Może trochę za bardzo czarujący jak na mój gust, ale to nie ja z nim byłam. Zachowywał się, jakby świata nie widział poza naszą mamą – i to nam się podobało. Ale byłam też podejrzliwa. Jakoś nie do końca mi to pasowało. Przystojny, elegancki i nieco młodszy od mamy – mógł mieć praktycznie każdą kobietę. A nie ma co ukrywać – mama pięknością nie była, a ciężkie życie zostawiło widoczne ślady na jej urodzie. Teraz co prawda zaczęła o siebie dbać, chodziła do fryzjera, kosmetyczki, ale przecież lat nie da się cofnąć.
Co zatem w niej widział? Kiedyś, gdy siedzieliśmy u niej na kolacji, a mama poszła do łazienki, zapytałam go o to.
– Ależ Marto, jak możesz tak mówić – zaprotestował łagodnie. – Przecież twoja mama jest przystojną kobietą. No i cudowną. Myślisz, że wolałbym jakąś śliczną, pustą lalę? Może, gdybym był młodszy. Ale przecież też mam już swoje lata.
Naprawdę, zachowywał się bez zarzutu. Dlatego nie wiem, co mi w nim nie pasowało. Może to była podświadoma niechęć do nowego partnera mamy? A może intuicja? Rozmawiałam o tym z bratem.
– Przesadzasz – skwitował beztrosko moje niepokoje. – Co ci się w nim właściwie nie podoba?
– No, właśnie nie wiem – zastanowiłam się, jak precyzyjnie opisać mu to, co czuję. – Po prostu coś mi w nim przeszkadza. Jest jakby… za bardzo poukładany. To dziwne.
– Nie rozumiem cię – popatrzył na mnie zdziwiony. – Wolałabyś, żeby był wredny? Albo taki jak tata?
– Przestań! Nie o to mi chodzi. Po prostu martwię się o mamę i nie chcę, żeby ktoś ją skrzywdził.
– Dlaczego Waldek miałby ją krzywdzić? – Bartek widział wszystko w innych barwach. – Wiesz co, Marta, daruj, ale jesteś przewrażliwiona. Zazdrosna albo co? Mama jest szczęśliwa, nie widzisz tego?
Niech chociaż podpiszą umowę
Widziałam i to mnie uspokajało. Rzeczywiście, rozkwitła przy Waldku. Zabierał ją na weekendy za miasto, chodzili do kina i teatru, do kawiarni. Chociaż… za wszystko zawsze płaciła mama.
– No przecież on zarabia grosze – wyjaśniła spokojnie, gdy zdziwiłam się, że tak jest. – Pensja fryzjera nie jest wysoka, a ludzie biedni, więc klientów mało.
– Skoro ta pensja jest taka niska, to ciekawe, że opłaca się w ogóle prowadzić zakłady! – nie mogłam powstrzymać się od złośliwości.
– Jak się jest właścicielem, a nie szeregowym pracownikiem, to może i się opłaca – mama nie wyczuła ironii w moim głosie. – Właśnie dlatego Waldek rozważa, czy nie otworzyć czegoś własnego.
– Za co? – zapytałam, podejrzewając, co usłyszę.
– Pożyczyłabym mu trochę pieniędzy – mama jak zwykle była ufna.
– Mam do ciebie prośbę – powiedziałam ostrożnie. – Zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję w tej sprawie, powiedz mi o tym, dobrze?
– Oczywiście, powiem, ale właściwie o co ci chodzi? – zdziwiła się. – To byłaby dobra inwestycja.
Nie wyjawiłam jej swoich podejrzeń. Nie powiedziałam, że w Waldku jest coś, co mnie niepokoi. Może powinnam, ale z drugiej strony widziałam, jak mu ufa, i jaka jest z nim szczęśliwa. Nie miałam prawa burzyć jej poczucia bezpieczeństwa, tym bardziej że poza podejrzeniami, nie miałam żadnych konkretnych dowodów. A i podejrzenia były mgliste i sama nie potrafiłam sprecyzować, dlaczego właściwie nie ufam temu facetowi. Jednak to, co powiedziała mama, zaniepokoiło mnie.
Nie wiem, ile potrzeba pieniędzy na taki zakład fryzjerski, ale na pewno nie mało! A jaką mama ma gwarancję, że to w ogóle wypali, i że Waldek podzieli się z nią zyskami?
Postanowiłam trzymać rękę na pulsie i namówić ją, żeby spisała z nim jakąś umowę. Niestety, nie rozumiała, o co mi chodzi i nie była przekonana do tego pomysłu. Ale tak długo na nią naciskałam, że obiecała pomyśleć o umowie.
Po kilku dniach Waldek do mnie zadzwonił. Był wyraźnie wściekły.
– Dlaczego mi nie ufasz? – zapytał wprost. – Podejrzewasz, że wziąłbym pieniądze od twojej mamy i nic by z tego nie miała? To oczywiste, że zyski będą należeć i do mnie, i do niej. Przecież ja ją kocham!
– Miłość miłością, a interesy interesami – odpowiedziałam ostro. – Taki zakład to poważna inwestycja. A poza tym, skoro nie masz żadnych złych zamiarów, to o co chodzi? Jaka to różnica, czy podpiszesz jakąś umowę, czy nie?
– Nie chodzi o umowę, tylko o twoje podejrzenia – odparł Waldek. – Chcę się oświadczyć twojej mamie, a ty siejesz wątpliwości.
Zmroziło mnie. Jak to oświadczyć? Co to znowu za pomysł?! Z jednej strony to świadczy o uczciwych zamiarach. Ale czy na pewno? Tak właściwie, to co ja o nim wiem?
Postanowiłam poszukać o nim informacji
Umówiłam się z mamą w kawiarni na mieście. Chciałam z nią pogadać na spokojnie, bez świadków.
– Mamo, co ty wiesz o Waldku? – zapytałam bez ogródek. – On ci opowiadał coś o swojej rodzinie, skąd pochodzi? Najmłodszy nie jest, miał w ogóle jakąś żonę?
– Nie miał, bo pewna kobieta kiedyś bardzo go zraniła – powiedziała mama, mieszając kawę. – I od tej pory nie mógł zaufać żadnej, bał się. A dlaczego właściwie pytasz?
– Tak sobie pomyślałam, że jesteście już jakiś czas razem, a ja go właściwie nie znam, nic nie wiem o jego rodzinie… – powiedziałam gładko, bo byłam przygotowana na takie pytanie. – No wiesz, nawet nie wiem, skąd pochodzi, i co robił do tej pory? A ciekawi mnie to.
– Urodził się w Poznaniu – mama ugryzła ciastko i zaczęła opowiadać. – Był fryzjerem, a wcześniej pracował jako ubezpieczyciel czy ktoś taki… I tyle. On niechętnie opowiada o swojej przeszłości, mówi, że chciałby o niej zapomnieć.
– To dziwne – skomentowałam. – A nie ma rodzeństwa czy rodziców? Kumpli ze szkoły? Tak rzucił wszystko i zaczyna od nowa?
– Ludzie mają różne doświadczenia i różnie się zachowują – mama strzepała okruszki ze spódnicy i spojrzała na mnie badawczo. – Dlaczego tak o niego dopytujesz? Najpierw ta umowa, teraz te pytania… Ty mu nie ufasz?
– Jest w nim coś, co mi się nie podoba – zdobyłam się na szczerość. – I nawet nie chodzi o to, że ma być idealny, ale boję się o ciebie. Tyle przeszłaś w swoim życiu i chciałabym, żebyś była szczęśliwa.
– Jestem – powiedziała mama stanowczo. – A poza tym… Wiesz, on poprosił mnie wczoraj o rękę.
Tylko ja wiem, ile mnie kosztowało, żeby się nie zerwać, nie krzyknąć i nie protestować. Mama miała rozanielony wyraz twarzy, a ja byłam przerażona.
– I co. Zgodziłaś się? – wydukałam wreszcie z trudem.
– Powiedziałam, że to poważna decyzja, i że muszę się zastanowić – odpowiedziała, a ja poczułam ulgę. – Ale zgodzę się. Dobrze mi z nim – dodała po chwili, a mnie zmroziło.
– Jasne – pokiwałam głową niby ze zrozumieniem. – Ale może faktycznie się zastanów, bo…
Zamilkłam, bo co miałam powiedzieć? Żeby za żadne skarby nie wychodziła za tego mężczyznę?
Tego dnia wieczorem włączyłam telewizję i bezmyślnie gapiłam się w jakiś program. Bohaterowie podejrzewali narzeczonego córki, że to jakiś niebieski ptaszek i zaczęli go sprawdzać. Nagle mnie olśniło! Przecież mogę poszukać informacji o Waldku! Muszę tylko zdobyć jego poprzedni adres.
Było mi głupio, gdy w domu mamy, pod ich nieobecność, szperałam w papierach Waldka. I strasznie się bałam, że ktoś mnie nakryje. Ale udało mi się dokopać do pewnych informacji. A te mnie zdziwiły.
Otóż okazało się, że w ciągu ostatnich 10 lat Waldek aż pięć razy zmieniał miejsce zamieszkania. Co ciekawe, dwa najstarsze adresy znajdowały się na Pomorzu, trzy ostatnie w Poznaniu. Znalazłam też wyciąg bankowy. Co prawda stary, sprzed kilku lat, ale kwoty, jakie się na nim znajdowały, były imponujące! Co ciekawe, wszystkie pieniądze przyszły pod koniec miesiąca, w dwóch wysokich ratach. Czyżby kredyt? No, o tym mama też powinna wiedzieć!
Nagle pomiędzy szpargałami zauważyłam niewielki notesik. Jakieś niezrozumiałe zapiski i kilka numerów telefonów. Niewiele. Za to wszystkie należące do kobiet!
Jak mam to powiedzieć mamie?
Nie zastanawiając się długo, przepisałam je, posprzątałam wszystko i wyszłam. Po drodze do domu podjęłam decyzję. W kiosku kupiłam starter na komórkę i postanowiłam zadzwonić do tych kobiet. Może to rodzina, może koleżanki? Może i kochanki – nieważne. Ważne, że jest okazja dowiedzieć się czegoś o Waldku. Musiałam tylko wymyślić, jak zacząć rozmowę…
Przyszło mi do głowy, że zwyczajnie powiem prawdę. Co mi szkodzi? Przecież nie podam swojego nazwiska! A Waldek i tak pewnie się dowie, że dzwoniłam, niezależnie od tego, co wykombinuję. I skojarzy fakty. Będzie miał pretensje, mama pewnie też, ale trudno. Muszę to zrobić.
Już przy pierwszym telefonie zrozumiałam, że postąpiłam słusznie. Kobieta, sądząc po głosie mniej więcej w wieku mojej mamy, na wieść, że szukam informacji o Waldku, wręcz eksplodowała ze złości!
– A więc tam uciekł ten stary łajdak! – krzyknęła mi prosto w słuchawkę. – Teraz panią próbuje przekabacić, co? Oszust jeden!
Usiłowałam ją uspokoić, jednocześnie starając się wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji. Kobieta była strasznie wzburzona. Zresztą nie dziwię się. Im więcej mówiła, tym bardziej ja byłam przerażona.
Otóż okazało się, że poznała Waldka, tak jak moja mama, u fryzjera. Zawrócił jej w głowie i chociaż jest od niego starsza o ponad 10 lat, to mu zaufała i uwierzyła w jego wielką miłość. Co prawda, nie układało się między nimi sielankowo, bo ona była o niego strasznie zazdrosna. Podejrzewała, że spotyka się nadal ze swoją byłą. Ale mimo to miłość kwitła i kiedy on się oświadczył, ona była wprost zachwycona. A gdy Waldek zaproponował, że w ramach wspólnej inwestycji otworzy zakład fryzjerski, bez wahania pożyczyła mu pieniądze. Jak się okazało, to była bardzo kiepska decyzja.
– Miesiąc później już go nie było – opowiadała mi z żalem. – A miejsce, które niby wynajął, okazało się starym barakiem. Zwiał z prawie całą moją kasą. I wie pani co? Byłam pewna, że wrócił do tej swojej poprzedniej laski, więc ją odnalazłam. Okazało się, że ją też oszukał, wyłudził pieniądze i odszedł.
– Zgłaszała to pani na policji? – zapytałam przerażona.
– Nie – odpowiedziała stanowczo. – Wstydzę się. Powiedzą, że stara a głupia. Poza tym, na szczęście zabrał mi tylko część pieniędzy, jakie chciał wyłudzić. Chyba w przebłysku przytomności dałam mu tylko na wynajem lokalu. Resztę miał dostać trochę później, jak już będzie coś więcej załatwione i pewne.
Zapytałam o wyciągi bankowe, ale nic o nich nie wiedziała.
– A teraz on jest z pani mamą? – spytała. – I co, też się chce żenić?
– Tak – przyznałam zdławionym głosem. – I wspomina właśnie o otworzeniu zakładu fryzjerskiego.
– Niech ją pani ostrzeże. Niech pani powie, jaki z niego drań!
– Łatwiej by mi było, gdyby zgłosiła to pani na policji… – zaczęłam.
– Nie – odparła stanowczo. – Ja się i tak już wystarczająco wstydu najadłam. Nie pomogę pani. Nie chcę mieć z nim nic do czynienia.
Rozłączyła się, a ja siedziałam, przerażona. Jak mam to powiedzieć mamie? Jak ją przekonać, żeby go rzuciła? Dalej nie mam dowodów, a ona go kocha. Co ja mam robić?!
Czytaj także:
„Eliza udawała samotną matkę, by naciągnąć kochanka na zakup samochodu. Wydałam ją i do dziś mam wyrzuty sumienia”
„Starszy pan uwodził i okradał panie w domach starości. Obiecywał im wielką miłość, a one oddawały mu oszczędności życia”
„Podły szantażysta chciał ode mnie wyłudzić pieniądze. Byłam w szoku, gdy okazało się, że… bardzo dobrze go znam”