„Dzieciak kuzynki zapaskudził mi auto i nikt nie widzi problemu. Zapłaci za nową tapicerkę, choćby musiała brać kredyt”

kobieta obrażona na kuzynkę fot. iStock by Getty Images, stefanamer
„>>Śladu nie będzie<< – dobre sobie! Przecież mocz przeniknął już do wnętrza siedzenia i nie ma szans, żeby go stamtąd wywabić. Całe szczepy bakterii będą się mnożyły w zabrudzonej gąbce, tylko dlatego, że byłam na tyle naiwna, aby pomóc durnej kuzyneczce”.
/ 24.07.2023 09:45
kobieta obrażona na kuzynkę fot. iStock by Getty Images, stefanamer

Z moją kuzynką, Różą, nie widziałyśmy się szmat czasu. Ona postanowiła szukać szczęścia na Wyspach, ja zostałam w rodzinnym mieście i chyba lepiej wybrałam. Mam mieszkanie, wprawdzie w domu u teściów, ale mi to nie przeszkadza: całe piętro dla nas i żadne opłaty nas nie interesują.

 – Wy sobie odkładajcie na potrzebniejsze rzeczy – mówi zawsze teściowa.

No i tak robimy. Meble w naszym mieszkaniu są robione na zamówienie, nie jakaś tam masówka z Ikei; piękne hiszpańskie płytki w łazience też są warte swojej ceny.

Róży szczęka opadła, jak zobaczyła.

– Nie wiem, czy w pałacu Nottingham mają taką toaletę – powiedziała, nie kryjąc podziwu.

A co, jak Polak, to musi mieć gorsze?

Nie dziwi mnie, że ten gruchot się rozsypał

Mój mąż od lat pracuje w firmie teścia, a w tamtym roku udało im się znaleźć i dla mnie etat. Skończyłam kurs księgowej i pracuję w biurze. Zarobki mamy przyzwoite, powoli się dorabiamy, nie musieliśmy nigdzie w tym celu wyjeżdżać.

– A dzieci? – spytała Róża.

Przyjdzie czas i na to. Najpierw sami się musimy ustawić w życiu, nie tak jak ona. Tyra ze swoim chłopem w obcym państwie, ani mieszkania swojego, ani perspektyw na lepsze życie, a ona sobie beztrosko robi dzieciaka. I co mu może zapewnić, ja się pytam? Tę marną egzystencję, jaką sama prowadzi?! Cóż, każdy jest kowalem własnego losu, niech żyje, jak chce.

W tym roku Róża odwiedziła rodziców ze swoim półrocznym synkiem. Niby fajny brzdąc, ale taki męczący! Nie można było spokojnie pogadać przy kawie – cały czas na pierwszym miejscu dzieciak. Ja się nie dam tak zdominować, kiedy już zostanę matką, jestem pewna. No ale to nie mój cyrk i nie moje małpy. Nasze drogi definitywnie się rozeszły i raczej nie mamy już wspólnych tematów. W każdym razie, nie płakałam przy pożegnaniu.

Na lotnisko miał ją odwieźć ojciec, więc byłam zdziwiona, kiedy przybiegła w dzień odlotu z prośbą o transport do Gdańska.

– Dasz wiarę… – relacjonowała – samochód taty się rozkraczył właśnie dzisiaj! Za parę godzin odlatuje mój samolot, a ja nie mam czym dojechać. Błagam cię, Andżeliczko, podrzuć nas na lotnisko. Fotelik dla Jasia mam, pożyczyłam od sąsiadów!

Wcale się nie dziwię, że gruchot się rozsypał, kiedy był najbardziej potrzebny. Trzeba być zupełnie nieodpowiedzialnym, planując podróż z dzieckiem piętnastoletnim golfem!

Moja honda wyjechała z salonu rok temu i jest niezawodna, ale to nie znaczy, że ma służyć jako taksówka. Jak zacznę nią wozić każdego chętnego, to niedługo się samochodem nacieszę. Nie byłam zachwycona niespodziewaną prośbą Róży; niestety, musiałam się ugiąć pod presją rodziny, uważającej, że powinnam pomóc kuzynce. Do Gdańska były dwie godziny jazdy, więc czasu na przygotowania miałam niewiele.

Aż mnie zatkało z oburzenia

Choć się śpieszyłam, Róża ciągle mnie poganiała.

– Kochana – mówiła nerwowo. – Muszę być przynajmniej godzinę przed odlotem, pośpiesz się. Naprawdę, nie musisz się malować…

Czy ja jej udzielam porad, w co się ma ubierać? Ludzie są doprawdy dziwni: zwalają swoje kłopoty komuś na głowę i uważają, że mają jeszcze prawo do dyrygowania nimi! 

W samochodzie Róża z dzieciakiem usiadła z tyłu. To niebywałe, że jej chłopak nie mógł dwóch godzin usiedzieć spokojnie na swoim foteliku i już w połowie drogi zaczął się za moimi plecami cyrk na kółkach: płacz, zmienianie pieluch, dokarmiania, ti ti ti… W sumie nie wiem, gdzie smarkacz siedział, czy u niej na kolanach, czy na siedzeniu obok. Jedno jest pewne – nie tam, gdzie powinien, bo kiedy wychodzili z samochodu, Róża wręczając mi pieniądze za drogę, powiedziała:

– Wybacz, Andżeliko, ale małemu przemokła trochę pielucha. Wytarłam i śladu nie będzie, no ale, póki co, zostało mokre miejsce… Strasznie ci dziękujemy za podwiezienie. Trzymaj się, stara, pa. Lecimy, bo nam samolot zwieje.

Dopiero po czasie dotarło do mnie, o czym mówiła. Odwróciłam się, a tam, na szarej tapicerce, wielka mokra plama. Normalnie dzieciak mi się zsikał na siedzenie, a ona w najlepsze zabrała tyłek i zniknęła!

Aż mnie zatkało.

Na pewno tak tego nie zostawię!

„Wybacz, Andżeliko” według niej załatwiło sprawę! Jakby skorzystali z miejskiego szaletu i polecieli sobie w mniej śmierdzące miejsce. Normalnie, nie mogłam wysiedzieć w samochodzie. Musiałam zjechać na parking i wyjść na świeże powietrze, choć przede mną były jeszcze dwie godziny jazdy. Przespacerowałam się, żeby się trochę uspokoić, ale niewiele to dało.

„Śladu nie będzie” – dobre sobie! Przecież mocz przeniknął już do wnętrza siedzenia i nie ma szans, żeby go stamtąd wywabić. Całe szczepy bakterii będą się mnożyły w zabrudzonej gąbce, tylko dlatego, że byłam na tyle naiwna, aby pomóc durnej kuzyneczce. Dopóki nie zmienię tapicerki, będę musiała odstawić auto do garażu. A kto zapłaci tapicerowi? Ooo, na pewno nie ja…

Złapałam telefon i wystukałam numer Róży, ale oczywiście, nie odbierała. Nie, kochana, ja tego tak nie zostawię, pokryjesz koszt nowej tapicerki, choćbyś musiała wziąć kredyt!

O dziwo, rodzina jest przekonana, że przesadzam, nawet mąż nie podziela mojego oburzenia. Do cholery, chyba to norma w cywilizowanym świecie, że jak ktoś komuś coś zepsuje, powinien pokryć koszty naprawy, prawda? Siedzenie jest zniszczone, nie nadaje się do użytku, więc mam zamiar żądać wymiany fotela. I nie ma, że wystarczy wyprać, bo żadne środki czyszczące nie sięgną tak głęboko, by usunąć smrodliwe bakterie moczowe. Nie odpuszczę, tym bardziej że prawo i zwykła ludzka przyzwoitość są po mojej stronie, czyż nie?

Czytaj także:
„Marlena rozpuściła syna jak dziadowski bicz. Dzieciak wydziera się wniebogłosy, a ona nie umie go okiełznać”
„Uważałam siostrę za frajerkę. Zamiast robić karierę i żyć na poziomie, narodziła sobie dzieci i wyszła za budowlańca”
„Nie lubię i nie chcę mieć dzieci, podobnie jak mąż. Mamy siebie i to nam wystarcza. Gdy o tym mówię, ludzie załamują ręce”

Redakcja poleca

REKLAMA