„Dzieci w szkole, mąż w pracy, kochanek w garażu. Przez 30 lat mój plan działał idealnie. Do czasu, aż się zakochałam”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, dubova
„Na jednym z bankietów firmowych Jacka poznałam Krzysztofa. Od razu wpadł mi w oko. Był trochę młodszy ode mnie, świetnie zbudowany i wolny. Postanowiłam go uwieść. Nie opierał się zbytnio. Spotykaliśmy się w moim królestwie, czyli w garażowej siłowni, najpierw sporadycznie, później nieco częściej”.
/ 23.11.2023 20:30
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, dubova

Miałam całkiem udane dzieciństwo. Ojciec dobrze zarabiał, matka pracowała na pół etatu, wolny czas spędzając z koleżankami lub w salonach piękności. Poświęcali mi niewiele uwagi, ale tak naprawdę mi to pasowało. Miałam wszystko, o czym może marzyć dziecko,  może poza odrobiną miłości, ale kto by tam zaprzątał sobie głowę takimi bzdurami. Nic dziwnego, że w dorosłym życiu powielałam znane mi z rodzinnego domu wzorce.

Jacek był właścicielem dobrze prosperującej firmy, ja na dobrą sprawę pracować nie musiałam. Dzieci nam się udały, życie miałam dobrze zaprogramowane niczym moja matka, a zamiast koleżanek znalazłam sobie kochanka. Kto by przypuszczał, że w tym idealnym układzie może coś nawalić?

Znaliśmy się od zawsze

Jacka znałam od dzieciństwa. Nasze rodziny mieszkały w pierwszej w mieście dzielnicy apartamentowców. Rodzice posłali nas do tego samego prywatnego przedszkola, później chodziliśmy do jednej klasy w elitarnej podstawówce. Lubiliśmy spędzać wspólnie czas, mieliśmy podobne zainteresowania, byliśmy dobrymi kumplami. Nie lubiłam bawić się lalkami, dziwiły mnie zabawy w dom, które pochłaniały bez reszty inne dziewczynki. Bardziej interesowały mnie auta i ich funkcjonowanie, później zafascynowała mnie elektronika.

W szkole byłam zdecydowanie lepsza z przedmiotów ścisłych, resztą nie zaprzątałam sobie przesadnie głowy. Rodzice płacili za moją edukację niemałe pieniądze, a ja potrafiłam korzystać ze swojego uroku osobistego na tyle, by nie mieć większych problemów z ocenami. Wybierając szkołę średnią, zdecydowałam się na technikum o profilu elektrycznym. Nie chciałam iść do ogólniaka, wolałam zajmować się tym, co mnie interesowało. Rodzice uznali moje fanaberie za nieszkodliwe. W ostatniej chwili okazało się, że Jacek wybiera się do tej samej szkoły, co ja.

Uznali nas za parę

Tak się złożyło, że byłam jedyną dziewczyną w klasie. A ponieważ z Jackiem wciąż trzymaliśmy się razem, nowi koledzy z miejsca uznali nas za parę. Nie wyprowadzaliśmy ich z błędu. Wiedziałam, że podobam się chłopakom i cynicznie to wykorzystywałam, jednak to z Jackiem spędzałam czas na wspólnej nauce i realizowaniu szkolnych projektów.

W wolnych chwilach pomagaliśmy w warsztacie samochodowym znajomego jego rodziców. Grzebanie w bebechach nafaszerowanych elektroniką aut było wspaniałe! Nigdzie się tyle nie nauczyłam, co właśnie w tym warsztacie. I to nie tylko o samochodach. Jakoś tak wyszło, że to wtedy zbliżyliśmy się z Jackiem do siebie.

Kolejny etap edukacji zaplanowaliśmy już razem, jako para. Wybraliśmy politechnikę, bo dawała największe możliwości, a program studiów był zbliżony do naszych zainteresowań. Mnie szczególnie przypadły do gustu zajęcia z informatyki i programowania. Co prawda, wykładowcy początkowo myśleli, że pomyliłam kierunki, gdyż w niczym nie przypominałam moich mało atrakcyjnych koleżanek z roku. Szybko udowodniłam, że ładne opakowanie może kryć nieco wiedzy i umiejętności, które szybko poszerzałam podczas studiów.

Zaczęliśmy wspólne życie

Zaręczyliśmy się na trzecim roku. Jacek zorganizował przyjęcie, na którym uklęknął przede mną i zapytał:

– Jagódka, wyjdziesz za mnie?

– Jasne! – odparłam, choć muszę przyznać, że nieco mnie zaskoczył — Ale kto nam zorganizuje ślub? – dodałam czym prędzej.

– Wynajmiemy firmę. Zawodowcy zrobią to najlepiej! – powiedział z mocą. I wiedziałam, że wszystko się dobrze ułoży.

Mój ojciec zaproponował Jackowi stanowisko w swojej firmie. Ślub wzięliśmy dwa lata później. Jacek założył własną firmę, a ja znalazłam dla nas całkiem przestronną willę z dużym garażem i niewielkim ogródkiem. Idealne lokum dla prezesa dobrze prosperującego przedsiębiorstwa i jego rodziny. Niebawem na świat przyszedł Adaś, dwa lata po nim Kinga. Jacek coraz więcej czasu spędzał w firmie, a ja chciałam jak najszybciej wygrzebać się z pieluch.

Odetchnęłam, gdy dzieci poszły do szkoły

Podobnie jak moi rodzice kiedyś, zdecydowałam się posłać dzieci do prywatnego przedszkola, a później do renomowanej podstawówki. Gdy zarówno Adaś, jak i Kinga chodzili już do szkoły, moje życie wreszcie stało się poukładane. Jacek całe dnie spędzał w firmie, coraz częściej wyjeżdżał też w delegacje.

– Jagódka – mawiał – muszę znów wyjechać…

– Skoro musisz… – odpowiadałam.

Nie będzie ci smutno? – pytał.

– Będzie – kłamałam. – Ale przecież w końcu wrócisz! – dodawałam tonem pocieszenia.

Dzieci miały dużo zajęć, po standardowych lekcjach w szkole uczyły się języków, pływania i jazdy konnej. Do domu wracały wieczorami i generalnie nie potrzebowały wiele mojej uwagi. Miałam wiele czasu dla siebie. Moja smykałka do zajęć technicznych zaowocowała licznymi dobrze płatnymi zleceniami, ale nie oszukujmy się, pracowałam dla przyjemności i zabicia czasu. Dbałam też o siebie: siłownia, fitness, salony masażu i gabinety kosmetyczne były często odwiedzanymi przeze mnie miejscami. Jako żona prezesa musiałam dobrze się prezentować. Zresztą przyzwyczajona byłam do tego, że mężczyźni oglądają się za mną. I po prostu to lubiłam.

Na 40-stkę zaszłam w ciążę

Dzieci dorastały, a ja wciąż wyglądałam świetnie. Choć miałam już 40 lat, na firmowych bankietach nikt nie wierzył, że jestem równolatką Jacka. Nie powiem, cieszyła mnie moja dobra forma i robiłam wszystko, by utrzymać ją jak najdłużej. Zazdrosne spojrzenia obecnych na biznesowych imprezach kobiet były dla mnie ogromną nagrodą. Na jednym z takich bankietów nieco więcej z Jackiem wypiliśmy. Nie pamiętam już, co świętowaliśmy, ale noc była namiętna.

Gdy jakiś czas później spóźniał mi się okres, myślałam, że zaczynam przekwitać. Lekarz szybko sprowadził mnie na ziemię, mówiąc, że ponownie zostanę mamą. Na domiar złego okazało się, że to będą bliźniaki! Jacek, gdy dowiedział się o ciąży, wzruszył tylko ramionami. Dla niego nic się nie zmieniło, tylko jeszcze więcej czasu spędzał w firmie. To moje poukładane życie miało lec w gruzach. Ale ja przecież nie poddawałam się zbyt łatwo.

Czułam jakiś niedosyt

Gdy bliźnięta przyszły na świat, całą swą energię poświęciłam na szybki powrót do formy. Zwiększyłam swoją aktywność fizyczną, a w naszym przestronnym garażu urządziłam niewielką siłownię, gdzie spędzałam mnóstwo czasu, wylewając siódme poty. Kiedy dzieciaki szły do przedszkola, byłam w całkiem dobrej kondycji. Wciąż jednak podskórnie odczuwałam jakiś niedosyt. I to wcale nie chodziło o wygląd.

Wtedy na jednym z bankietów firmowych Jacka poznałam Krzysztofa. Od razu wpadł mi w oko. Był trochę młodszy ode mnie, świetnie zbudowany i wolny. Postanowiłam go uwieść. Nie opierał się zbytnio. Spotykaliśmy się w moim królestwie, czyli w garażowej siłowni, najpierw sporadycznie, później nieco częściej. Gdy bliźniaki poszły do szkoły, moje poukładane życie wróciło do normy. Plan mógł znów działać bez zarzutu. 

Kochanek to też element planu

Jacek pracuje do późna i jeździ w delegacje na rozmaite targi. Adam od pewnego czasu działa w firmie swego ojca i wygląda na to, że ma smykałkę do tej roboty. Kinga planuje swój ślub. Bliźniaki przygotowują się do egzaminów ósmoklasisty. A ja regularnie spotykam się z Krzysztofem w garażu. Odkryłam, że coraz bardziej nie mogę doczekać się tych wizyt. Każda schadzka to gorący punkt dnia.

Jacek nigdy o mnie przesadnie nie zabiegał, byłam dla niego raczej trofeum, które dostał od życia, bo mu się po prostu należało. Krzysztof wniósł do mojej codzienności coś nowego, czego nigdy nie zaznałam. I bardzo mi się to podoba. Idealnie wpisuje się w mój plan dobrego życia.

Nie sądziłam tylko, że w moim wieku dowiem się, czym są te słynne motyle w brzuchu. Boję się do tego przyznać sama przed sobą, ale się zakochałam! I co ja teraz zrobię? Jeśli powiem o wszystkim Krzysztofowi, to mój dobrze działający układ może się posypać jak domek z kart. Nie umawialiśmy się na uczucia. Spróbuję to zwalczyć, bo kocham wygodne życie, które mam od lat przy Jacku. A Krzysztof to przecież tylko przygoda. I jeśli będę musiała wybrać, to wybiorę to, co dobrze funkcjonowało przez 30 lat. A kochanka zawsze mogę znaleźć nowego.

Czytaj także: „Wyrwałam przystojnego tatuśka i teraz mam pakiet marzeń: i faceta, i dziecko” „Wszyscy traktowali babcię jak zakałę rodziny. Ja wiedziałam, że pod maską wrednej zołzy kryje się jej inne oblicze”
„Postawiłam facetowi ultimatum - albo ślub, albo fora ze dwora. Teraz siedzę, jak na szpilkach, czekając na jego decyzję”

Redakcja poleca

REKLAMA