„Dzieci nie chciały chodzić do szkoły, więc żona wymyśliła, że zaczniemy uczyć je sami w domu. Co to w ogóle za pomysł?”

matka zła na syna fot. Adobe Stock, spyrakot
„Kasia jednak albo nie słuchała moich argumentów, albo próbowała je obalać. Przekonywała, że nawet nie odczujemy braku jej pensji, bo sporo zaoszczędzimy na przedszkolu Lenki i wielu innych opłatach, które ponosiliśmy w związku z edukacją dzieci w państwowych placówkach. No i tak wzmacniają się rodzinne więzy".
/ 28.04.2023 18:30
matka zła na syna fot. Adobe Stock, spyrakot

– Nigdy już nie pójdę do szkoły! – oświadczył stanowczo Kuba na mój widok, a potem minął mnie i poszedł do swojego pokoju. Widać było, że jest zły jak osa, o ile można się w ten sposób wyrazić o kilkuletnim chłopcu.

Zdziwiłem się

– Co się stało? – spytałem żony.

– Mówi, że źle się czuje w szkole, bo koledzy mu dokuczają, a nauczycielki nie lubią – wyjaśniła, wzdychając ciężko.

– Przesadza – machnąłem tylko ręką.

– Za jakiś czas na pewno mu przejdzie…

– A jeśli nie? – zmartwiła się Kasia. – To już trwa kilka miesięcy, a dzieci w pierwszej klasie zwykle lubią chodzić do szkoły. Jeśli chcesz wiedzieć, twój młodszy syn już zapowiedział, że nie idzie do zerówki.

– Kasiu, oni przecież jeszcze nie wiedzą, co dla nich najlepsze – westchnąłem.

– Nie można lekceważyć ich opinii!

No nie! Pewnie Kasia zaraz mi jeszcze powie, że nasza trzyletnia córka ma rację, twierdząc, że przedszkole nie jest fajne?!

– Nie ma się nad czym rozwodzić, kochanie – powiedziałem. – Tak czy owak, dzieci muszą chodzić do przedszkola i szkoły. Możesz co najwyżej poszukać Kubie jakiejś innej podstawówki.

No i żona wprawdzie zaczęła wypytywać dyrektorów o możliwość przeniesienia Kuby, ale widziałem, że tak naprawdę co innego chodzi jej po głowie…

Wkrótce zresztą moje obawy się potwierdziły

Pewnego dnia Kasia wzięła mnie na poważną rozmowę i oświadczyła:

– Od przyszłego roku szkolnego sama ich będę uczyć w domu.

W Polsce faktycznie istnieje taka możliwość. Dziecko jest wciąż przypisane do swojej szkoły, uczestniczy w jej życiu, ale cała nauka odbywa się w domu. Jej poziom szkoła systematycznie sprawdza poprzez wewnętrzne egzaminy. Kasia nawiązała już nawet kontakty z ludźmi, którzy się tym zajmują, i bardzo poważnie przygotowała się do zostania domową nauczycielką.

Osobiście byłem temu pomysłowi przeciwny. Przede wszystkim uważałem, że nie damy sobie rady z ogromem wiedzy do przekazania ani ze zorganizowaniem wszystkiego. Po drugie, kasa. Kasia i tak pracowała tylko na pół etatu, a teraz musiałaby zrezygnować nawet z tego.

Po trzecie, nie miała żadnego pedagogicznego przygotowania. A poza tym uważałem, że naszym dzieciom dobrze robi codzienny kontakt z innymi dziećmi, bo uczy je współdziałania w grupie.

Kasia nie słuchała moich argumentów

Przekonywała, że nawet nie odczujemy braku jej pensji, bo sporo zaoszczędzimy na przedszkolu Lenki i wielu innych opłatach, które ponosiliśmy w związku z edukacją dzieci w państwowych placówkach.
Ponadto większość rodziców samodzielnie uczących swoje dzieci nie ma wykształcenia pedagogicznego, a ich pociechy bez problemu zaliczają egzaminy. No i tak wzmacniają się rodzinne więzy.

Zgodziłem się na jej pomysł trochę dla świętego spokoju. Od nowego roku szkolnego żona zaczęła uczyć Kubę i Franka, a Lenka została przy nich wolnym słuchaczem. Ja pomagałem czasem, po pracy
i w weekendy, w przedmiotach ścisłych.

Muszę przyznać, że wbrew moim obawom chłopcy zaczęli robić błyskawiczne postępy i to we wszystkich przedmiotach. A co jeszcze ciekawsze, Lenka uczyła się pisać i czytać niewiele wolniej niż Franek!

Całoroczny program szkolny przerobiliśmy w niecałe pół roku. I kiedy wydawało się, że znaleźliśmy idealny model edukacji dla naszych dzieci, zostałem zwolniony z pracy. Przez dwa miesiące intensywnie poszukiwałem nowego zajęcia, ale nie znalazłem żadnej propozycji, którą można było uznać za interesującą.

Jedynym wyjściem było, żeby żona wróciła do pracy

Kasia zaczęła więc chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Po jednej z nich wróciła szczęśliwa.

– Chcą mnie, i to od zaraz! – zawołała. – Mam zacząć w przyszłym tygodniu.

– No to wspaniale! Jak będziemy oboje zarabiać, nie powinno być problemu…

– Wystarczy, że ja będę zarabiać. Ty zostajesz w domu – oświadczyła Kasia.

Nie chciała słuchać moich protestów. Obiecała mi tylko, że jeśli dostanę jakąś bardzo dobrą propozycję, to ona się zwolni i chętnie wróci do uczenia dzieci. A do tego czasu mam robić to ja!

I tak jest już od dwóch lat. Przez ten czas między mną a dziećmi narodziła się więź, którą mogę określić jako wyjątkową.

Czytaj także:
„Sanatoryjny podrywacz miał niespożyte pokłady energii i żadnej kuracjuszce nie przepuścił. Mało przez to nie zginął”
„Zmarnowałam swój talent, bo rodzice mówili, że artyści klepią biedę. Teraz mam 60 lat i jest już za późno. A może wcale nie?”
„Byłem w szoku, gdy zobaczyłem zdjęcia mojej dziewczyny, którą obejmuje jakiś gach. Czy to możliwe, że ona mnie zdradza?”

Redakcja poleca

REKLAMA