Gdy moje drugie małżeństwo legło w gruzach, poczułam, że osiągnęłam granicę wytrzymałości. Postanowiłam sobie, że od tej chwili żaden mężczyzna nie pojawi się w moim życiu. Zakończyłam już karierę zawodową i przeszłam na emeryturę, więc mogłam poświęcić sporo czasu na refleksje. Doszłam do wniosku, że obaj moi byli mężowie to koszmarne typy, obaj siebie warci.
Miałam pecha do mężczyzn
Pierwsze małżeństwo było kompletną katastrofą. Mąż już na starcie zaczął romansować na prawo i lewo, nawet nie kryjąc się ze swoimi skokami w bok. Akurat byłam wtedy w ciąży z córką Kasią, więc możecie sobie wyobrazić, co wtedy czułam. Zamiast cieszyć się macierzyństwem i przygotowaniami do porodu, non stop myślałam tylko o Janku – gdzie poszedł, co kombinuje i z którą tym razem. W końcu jednak wzięłam się w garść i doszłam do wniosku, że to bez sensu. Odpuściłam rozpaczanie i pozwoliłam mu robić, co chce, skoro tak bardzo mu zależało na wolności. Ja z kolei całkowicie poświęciłam się opiece nad córką i obiecałam sobie, że następnym razem będę uważniej dobierać facetów.
Kasia miała już 7 lat, gdy trafiłam na Wiktora. Sprawiał wrażenie odpowiedniego faceta do założenia rodziny i bycia zastępczym ojcem. W czasie rocznych zaręczyn i dwóch pierwszych lat po ślubie z drugim mężem wszystko układało się bez zarzutu, dlatego postanowiłam urodzić dziecko. Tak na świat przyszedł Leoś. Niestety, jak się później okazało, był to ostatni pozytywny akcent w naszej relacji.
Mimo że Wiktor był mi wierny, to jednak zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Na początku pił od wielkiego dzwonu, ale później robił to niemal każdego dnia. Ciągle tracił pracę, więc hajs się nie zgadzał. Jakby tego było mało, mój mąż wpadł na genialny pomysł, że nadrobi straty w budżecie dzięki wygranym – obstawiając mecze, ścigając się i odwiedzając kasyno. Wkrótce po uszy pogrążył się w długach. Nie miałam wyjścia, trzeba było wziąć rozwód.
Praktycznie w sama zajmowałam się wychowywaniem moich pociech, pokrywając koszty z własnej kieszeni, ponieważ ojcowie niespecjalnie garnęli się do łożenia na alimenty. Być może to sprawiło, że moje dzieci są ze sobą tak mocno związane i jedno dla drugiego zrobi dosłownie wszystko? Nawet razem zdecydowali się wyjechać do pracy w Londynie. Dzięki temu jestem odrobinę bardziej spokojna o ich los, chociaż wiadomo – serce matki zawsze będzie tęsknić. Oczywiście rozmawiamy telefonicznie po kilka razy w tygodniu, przyjeżdżają do mnie na święta, ale tak na co dzień to jednak jestem zdana sama na siebie.
Koleżanka namówiła mnie na kupno działki
Muszę przyznać, że mam szczęście, bo mam sporo koleżanek. Jest jedna, z którą dogaduję się wyjątkowo dobrze – Mariolka. Niedawno podeszła do mnie z pewną propozycją:
– Słuchaj Alu, a co powiesz na to, żebyśmy wspólnie zainwestowały w kawałek ziemi? Mogłybyśmy razem się nim zajmować – siać, wyrywać chwasty, zraszać, a do tego złapać trochę słońca i zrobić sobie grilla...
Gdy tylko wspomniała o tym pomyśle, od razu wiedziałam, że to strzał w dziesiątkę. Nim minęły cztery tygodnie, stałyśmy się dumnym posiadaczkami działki na peryferiach. No i zaczęło się harowanie – kawał ciężkiej roboty, bo działka była niesamowicie zapuszczona, ale jednocześnie dawało to wielką frajdę, bo efekty naszych starań było widać gołym okiem z każdym kolejnym dniem.
Spotkałam pierwszą miłość
Od wizyty w centrum ogrodniczym nie mogłam się powstrzymać – bywałam tam praktycznie każdego dnia, bo ciągle czegoś brakowało. Któregoś razu, kiedy opuszczałam sklep, taszcząc konewkę i grabie, usłyszałam za sobą jakiś znajomo brzmiący głos:
– Alunia, czy to ty?
Nawet gdybym się nie obejrzała, od razu wiedziałabym, kto mnie woła. Alunia… W ten sposób zwracała się do mnie tylko jedna osoba – Krzysztof. Moja pierwsza sympatia.
Z uśmiechem od ucha do ucha stał teraz naprzeciwko mnie. Nie zmienił się aż tak bardzo, oprócz tego, że nieco się zaokrąglił i wyglądał bardziej męsko, bo zapamiętałam go jako chudego chłopaczka. Włosy przetykane siwizną, ale jego oczy wciąż miały ten sam błękitny odcień co dawniej. Jakie były moje odczucia? Przepełniała mnie radość zmieszana z niedowierzaniem i odrobiną niepokoju. Czyżby gdzieś w zakamarkach mojego serca nadal tlił się płomyk tego szalonego uczucia z lat młodości?
Zaprosił mnie na szybkie espresso do kawiarni nieopodal. Przegadaliśmy tyle czasu, aż do zamknięcia. Jednak nawet przez trzy godziny nie sposób streścić ponad 40 lat życia, choć bardzo się staraliśmy.
Ciągle miałam do niego słabość
Słyszałam, że Krzysztof wpadł do naszego miasteczka, żeby odwiedzić syna – Krzyśka juniora. Młody ma własny dom z ogródkiem, więc senior musiał skoczyć do marketu po nowego węża ogrodowego, bo poprzedni był już do niczego. Ale oprócz Juniora Krzysiek ma jeszcze trójkę dorosłych już dzieci. Osiem miesięcy temu stracił żonę, która przeszła rozległy udar i lekarze nie zdołali jej odratować. Gdyby nie robota, pewnie by zwariował z żalu, ale jako dyrektor sporej firmy budowlanej nie mógł sobie pozwolić na nieobecność i olewanie swoich zadań, co pomogło mu nauczyć się żyć od nowa – sam.
Patrząc prosto w oczy Krzyśka, poczułam niesamowite poruszenie w środku – zupełnie jak dawniej. Ciarki przebiegły mi po plecach, gdy tylko przypomniałam sobie nasze dawne randki. Oboje byliśmy wówczas zieloni w temacie miłości, dlatego wspólnie poznawaliśmy wszystkie jej oblicza. Ach, jakże byliśmy wtedy szczęśliwi! No i biedni jak mysz kościelna – rogalika albo drożdżówkę musieliśmy dzielić na dwie części, a po książki chodziliśmy do wypożyczalni. A teraz popatrz tylko – dyrektor zarządu we własnej osobie.
Krzysztof również doskonale pamiętał każdy szczegół. W pamięci miał kwiaty, które zerwał dla mnie z rabatki obok urzędu miasta, naszą pierwszą wspólną noc, moje wizyty w jego pokoju w akademiku, kiedy musiał przekupywać kolegę, żeby poszedł do kina. No i ten moment, gdy na jakiejś domówce zobaczył, jak inny facet mnie pocałował… Nie chciał uwierzyć w moje tłumaczenia, że to stało się niespodziewanie, bez mojej woli i prowokacji. Zerwaliśmy ze sobą z ogromnym żalem i złością. A później wszystko poszło nie tak… Ja nie dostałam się na studia, a Krzyś wziął ślub z dziewczyną z jego roku. Bardziej z rozsądku niż z wielkiej miłości. Prawdziwe uczucie narodziło się dopiero po narodzinach ich dzieci.
Jego dzieci mnie nie lubiły
Kiedy Krzysztof w końcu zdecydował się przedstawić mnie dzieciom, nawet nie próbowały okazać mi sympatii. I właśnie one stały się powodem moich zmartwień.
– Pani Alicjo, jak zapewne pani wie – młodsza córka Krzysia przemówiła do mnie oschłym tonem – nasz tata to bogaty facet. Czy na pewno pani uczucie jest szczere i nie chodzi tylko o kasę?
Poczułam, jak oblewa mnie fala rumieńców. Ze wstydu i zażenowania.
– Nasza mama odeszła niecały rok temu, a ojciec tak szybko znalazł pocieszenie, co nam się nie podoba – wtrąciła się starsza córka. – Jeśli o nas chodzi, nigdy nie zastąpi jej pani w naszych sercach.
Było mi przykro
Moje serce tłukło się w piersi coraz szybciej. Zerknęłam na chłopaków Krzysia. Byłam ciekawa ich zdania, ale żaden się nie odezwał. Jednak po ich surowych minach widać było, że podzielają opinię sióstr.
Krzysztof ledwo trzymał nerwy na wodzy, o czym świadczyły drżące wargi i zaciśnięte dłonie. Zdawałam sobie sprawę, że nie wolno mi pozwolić mu wybuchnąć. To oznaczałoby totalną porażkę – gdyby postawił mnie naprzeciw nich. Awantura rodzinna. Wtedy porozumienie między nami stałoby się niemożliwe. Dlatego oznajmiłam po prostu:
– Żałuję, że oceniacie mnie tak pochopnie. Jak również waszego tatę. To mądra i szlachetna osoba, o czym już nie raz was przekonał i jeszcze niejednokrotnie udowodni. Żal mi, że żegnamy się dziś w takiej atmosferze. Do zobaczenia.
Zawróciłam szybko i ruszyłam przed siebie, mówiąc idącemu za mną Krzysiowi, żeby dzisiaj odpuścił sobie podwiezienie mnie do domu. Potrzebowałam czasu, by dojść do siebie po tej sytuacji. Im też się to przyda. A ja głupia myślałam, że po tym spotkaniu zaproszę ich do siebie na działkę, specjalnie nawet upiekłam ciasto na poczęstunek.
Widziałam tylko jedno rozwiązanie
Kolejnego dnia umówiłam się z Krzysiem u siebie w mieszkaniu. Gdy przyszedł, oznajmiłam mu:
– Jeżeli twoje dzieci tak bardzo obawiają się, że mogę położyć łapę na twoim majątku, to może od razu podziel go pomiędzy nich? Przepisz im dom, konta oszczędnościowe i każdą rzecz, która ma jakąś wartość. A potem wprowadź się do mnie. Fakt, mieszkanko mam niewielkie, raptem dwa pokoiki w bloku, ale czy nam potrzeba czegoś więcej? Żebyśmy później, aż do śmierci, nie żałowali, że po raz kolejny coś stanęło nam na drodze. Jeśli chodzi o uczucia, to jestem przekonana, że prędzej czy później to do nich dotrze. Zrozumieją, że wcale nie mam zamiaru zastępować im mamy. Po prostu człowiek nie jest stworzony do bycia samotnym, bo wtedy popada w smutek i apatię. A przecież gdzieś w głębi serca na pewno pragną twojego szczęścia... Zobaczysz, czas jest po naszej stronie.
No i tak właśnie postąpiliśmy. Daliśmy dzieciom Krzyśka czas i forsę. A sobie nawzajem oddaliśmy serca – po raz pierwszy i ostatni!
Alicja, 60 lat
Czytaj także: „Pokochałam żonatego faceta. Liczyłam na jego rozwód, ale byłam tylko zwykłą kochanką z delegacji”
„Rodzice stanęli mi na drodze do spełnienia marzenia. Matka odstraszała mnie od wesela wiejskimi zabobonami”
„Mąż uciekł do kochanki, a mnie i córkę porzucił jak stare graty. Bałam się wychodzić z domu, by nie spotkać go z inną”