„Nie wiedziałem, że dziadek ma brata, bo pokłócił się z nim kiedyś na amen. Osłupiałem, gdy odkryłem, o co im poszło”

dwoje skłóconych seniorów fot. Adobe Stock, motortion
„Całe korowody i ceregiele z tym były. Ja tylko pamiętam, że i tym razem jakiś ważniak pomógł wujowi i ułatwił mu sprowadzenie auta z zagranicy. Prosto ze Szwecji, na promie to volvo przyjechało. Stryj był taki przejęty, a twój dziadek nabijał się ze Stefana, bo ten nawet jeździć nie umiał”.
/ 24.05.2023 11:15
dwoje skłóconych seniorów fot. Adobe Stock, motortion

Zawsze wiedziałam, że mój dziadek miał czterech braci i że wszyscy dawno z tego świata odeszli. Pewnego dnia poznałam jednak inną prawdę...

– Możesz wziąć dzień, dwa urlopu w przyszłym tygodniu? – spytała mnie mama, kiedy wróciłam z pracy.

Nie było mi to specjalnie na rękę

Ale zapewniłam, że wezmę, jeśli coś ważnego się stało i muszę w tym uczestniczyć.

– Powinnaś. Umarł Stefan, brat dziadka, w czwartek będzie pogrzeb.

To on żyje!? – bezmyślnie krzyknęłam ze zdziwienia.

– Przecież mówię, że umarł – mama powtórzyła z naciskiem.

– No tak, tak. Rozumiem, ale ja myślałam, że on już dawno temu umarł. Że tak samo jak ci bracia dziadka, co leżą na Powązkach, on też gdzieś tam leży w tej swojej Ameryce…

– Twój dziadek nie wspominał o Stefanie, bo od lat nie utrzymywał ze stryjem kontaktów, a raczej stryj nie chciał znać twojego dziadka – mama westchnęła. – To przez to piekielne volvo…

– Przez samochód?

– Właściwie niecały, tylko przez klamkę – widząc moje wybałuszone oczy, parsknęła śmiechem i opowiedziała mi historię wieloletniej obrazy między dwoma braćmi.

– Stryj Stefan – zaczęła – był bardzo zdolnym naukowcem. Skończył dwa fakultety, chemię i biologię. Specjalizował się w jakichś mikrobach… Nie znam się na tym, ale najważniejsze, że nad tymi mikrobami pracowali swego czasu Amerykanie. Stryj został zaproszony do jakiegoś amerykańskiego ważnego laboratorium na staż naukowy.

To błyszczące auto było symbolem luksusu!

– Wcale nie było mu łatwo wyjechać, bo wiesz, że wtedy paszporty dawali tylko niektórym. Jeden z profesorów wstawił się za Stefanem u jakiegoś ważniaka z MSW, i wujek dostał paszport. Wyjechał do Stanów na całe pół roku.

– Kupa czasu…

– No właśnie – ciągnęła mama. – Na pewno jeszcze trochę pamiętasz, jak to kiedyś było w Polsce: każdy, kto miał parę dolarów, był u nas bogaczem, więc stryj, jak wrócił z tej Ameryki, to przywiózł tyle pieniędzy, że stać go było na zagraniczny samochód. I to nie jakiś przechodzony, ale całkiem nowy. Tyle że załatwienie auta nie było takie proste jak dziś – ot, poszedł do salonu i kupił.

Całe korowody i ceregiele z tym były. Ja tylko pamiętam, że i tym razem jakiś ważniak pomógł wujowi i ułatwił mu sprowadzenie auta z zagranicy. Prosto ze Szwecji, na promie to volvo przyjechało. Stryj był taki przejęty, a twój dziadek nabijał się ze Stefana, bo ten nawet jeździć nie umiał. Najpierw ciotka Zocha, pierwsza żona Stefana, poszła na kurs prawa jazdy, ale też nie od razu… Dlatego to volvo długo stało u dziadków w ogródku. Och, dobrze pamiętam, jakie to było piękne auto: wielkie, ze lśniącym lakierem… Po prostu cacko.

Dziadek miał wtedy fiata, a my z twoim ojcem ciułaliśmy na malucha. Marzyły nam się wypady za miasto, wyjazdy na urlop własnym wozem. No i jak się taka okazja trafiła, to twój tata wyprosił u teścia, żeby pozwolił mu wziąć na kilka godzin wujowe volvo, na ślub kolegi. Przekonywał, że nikt się nie zorientuje, bo to miał być kurs tylko do Śródmieścia i z powrotem…

Dziadek nie stawiał przeszkód, bo Stefan sam go prosił, żeby od czasu do czasu ruszył samochód za bramę, żeby się w nim nic od tego ciągłego stania nie zepsuło.

Tata wziął kluczyki i dowód rejestracyjny

Wyjechać trzeba było tyłem. Tata niestety źle obliczył odległość od bramy… Wiesz, to był duży samochód, tata uczył się na małym fiacie, no i gdy byliśmy już prawie na ulicy, usłyszałam zgrzyt i trzask. Okazało się, że auto zahaczyło klamką prawych przednich drzwi o słupek… Całą klamkę wyrwało z bebechami… Dobrze, że wtedy samochody nie miały elektroniki w drzwiach.

Ale i tak mieliśmy problem. Nie było przecież sklepów z częściami, a o sprowadzeniu czegokolwiek z zagranicy można było pomarzyć. Mieliśmy wtedy sąsiada taksówkarza, który obiecał, że popyta po różnych warsztatach, może gdzieś uda się zdobyć klamkę. No i tak było, tyle że klamka od starego modelu nie była taka sama, nie błyszczała nowością.

Stryj Stefan od razu się zorientował… Strasznie się wkurzył, ale nie na Ryśka czy na mnie, tylko na dziadka. Przede wszystkim za to, że dał prowadzić samochód takiemu nieopierzonemu kierowcy jak twój tata. Miał rację, bo nie powinien się dziadek rządzić. Ale stało się, więc dziadek stał murem za twoim tatą, że to nie jego wina.

Twierdził, że to wina auta, bo tak łatwo zareagowało na lekkie skręcenie kierownicy i takie tam bzdury.

Jak można pokłócić się o taki drobiazg?

Może by się tak nie pogniewali na siebie bracia, gdyby się ciotka Zocha wówczas nie wtrąciła. Wparowała wtedy do nas i od progu zaczęła krzyczeć na dziadka: „Drwiłeś ze Stefana, że prawa jazdy nawet nie ma, a samochodu mu się zachciało. A sam co? Zięciuniowi, który na maluchu się uczył, pozwoliłeś kierować takim wozem!”.

No, a potem wujek wyjechał do Stanów i z twoim dziadkiem nie rozmawiał…

– A dawno to było?

– Ty miałaś się dopiero urodzić za pół roku, no to sobie policz…

35 lat! Jak to możliwe? – nie mogłam pojąć, że z powodu takiej bzdury bracia się pokłócili. – Myślisz, że to tylko o tę klamkę poszło? Może było coś jeszcze?

– Tylko o klamkę… To volvo to był taki symbol, że wujek wydostał się z tego naszego grajdołka, że poznał wolny świat i stać go na luksusy. Zresztą, może to głównie ciotka tak namąciła?

– To może ja zapytam dziadka?

– W żadnym wypadku nie wtrącaj się do tego. I tak ojcu wstyd, że o głupotę z bratem się pokłócił, że nie umiał przyznać się do błędu... Ty wiesz, jak on teraz płacze, że Stefana przez tyle lat nie widział, że nie rozmawiali?

Mama miała rację

Dziadek bardzo ubolewał, że Stefan zmarł gdzieś na końcu świata. Dobrze, że miał syna, dziadka bratanka… „Oby tylko umieli się dogadać” – martwiłam się.

Niepotrzebnie. Po pogrzebie wuja jego żona i syn zostali w Warszawie kilka dni. A dziadek cieszy się, że bratanek mówi po polsku i „w ogóle to porządny z niego chłop, zupełnie jak Stefan”.

Czytaj także:
„Jak kiedyś poznawali się młodzi? Najczęściej słowami >>przepraszam, ale pan tu nie stał<< - tak jak ja i mój przyszły zięć”
„Mąż pakuje fortunę w swoją nową rodzinę, a naszej córce rzuca jakieś ochłapy. Na swoje wydatki Misia musi ciężko harować”
„Wzgardziłam przystojnym strażakiem, bo bałam się związku na odległość. Ale to on przybył mi na ratunek, gdy go potrzebowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA