Wracałam akurat z pobliskiego bazarku, kiedy w parku przed naszym blokiem natknęłam się na córkę. Nie zauważyła mnie – ze słuchawkami na uszach, zatopiona w myślach, prowadziła na smyczy wielkiego, czarnego psa.
– Miśka, co to za bestia?! – musiałam dosłownie pstryknąć jej palcami przed oczyma, żeby w końcu zdała sobie sprawę, że stoję tuż obok.
– O, cześć, mamo – młoda ściągnęła słuchawki i spuściła ze smyczy psa. – To Rambo, pies tego mecenasa z sąsiedniej klatki – wyjaśniła.
– A wyprowadzasz go, bo…
– Dorabiam sobie, mamuś! Zawsze mi parę groszy wpadnie – powiedziała Michalina i gwizdnęła na swojego podopiecznego.
– Kupiłam bagietkę, zrobię zapiekankę z pieczarkami, taką jak lubisz. Kiedy będziesz? – zapytałam.
– Kurczę, późno, bo zaraz mam jeszcze coś do załatwienia – powiedziała moja piętnastolatka, po czym pomachała mi na do widzenia i ruszyła w swoją stronę.
Tak wiele chciałabym jej dać, ale nie mogę
Wróciła dopiero wieczorem. Odgrzałam jej zupę, ale nie miała apetytu.
– Jadłaś na mieście? – zdziwiłam się.
– No, w sumie tak. Skoczyłam z Olgą na pizzę – powiedziała.
– Mecenas chyba nieźle ci płaci – uśmiechnęłam się.
– Ten stary sknera? Nie żartuj. Spaceruję z Rambo dosłownie w czynie społecznym. Ale ci z sąsiedniego bloku dobrze płacą: wyprowadzam ich jamnika dwa razy dziennie i zawsze mi wpadnie trochę gorsza. Aha, kupiłam sobie sandałki, więc nie musisz już dawać mi na nie kasy – dodała córka i wyjęła z plecaka pudełko z nowym nabytkiem.
– Kupiłaś sobie buty? Córciu, mówiłam ci przecież, że za parę dni…
– Mamo, jest okej. Miałam kasę, to kupiłam – weszła mi w słowo Michalina i zabrała się za mierzenie nowych sandałków.
– Kosztowały prawie dwie stówki – zauważyłam. – To sporo pieniędzy.
– No bo ja jestem obrotna i zaradna – uśmiechnęła się do mnie Michalina.
Chwilę później zadzwoniła jej komórka
– Do Portugalii? Rany, zazdroszczę ci! – usłyszałam jeszcze podekscytowany głos córki, zanim młoda zaszyła się w łazience razem ze swoim telefonem.
Gadała chyba z pół godziny, a gdy wróciła do kuchni, minę miała nietęgą.
– Co jest, córciu? Z kim rozmawiałaś? – zapytałam, zaniepokojona.
Powiedziała, że z Klarą, i nerwowo bawiąc się troczkiem od swojej bluzy, dodała, że przyjaciółka zaprosiła ją na wakacje.
– Tyle że oczywiście nie pojadę, bo to kosztuje kupę kasy – dodała.
– Skąd ten pesymizm? Wykombinujemy coś. Pożyczę od wujka Mirka albo…
– Mamo, nie stać nas! Chodzi o Portugalię. Rodzice Klary mają tam willę. Pobyt miałabym darmowy, ale trzeba opłacić lot i jakieś drobne przyjemności na miejscu. A tam pewnie samo wejście do plażowego klubu kosztuje fortunę. Tak czy inaczej, powiedziałam już Klarze, że nie dam rady z nimi jechać – Michalina wzruszyła ramionami i wyraźnie siliła się na obojętność, ale widziałam, że strasznie jej żal straconej szansy…
W duchu przeliczyłam, ile mogłabym jej dać, ale rachunki nie nastrajały do optymizmu. Odkąd odszedł ode mnie mąż, musiałam radzić sobie sama. Tadek płacił co prawda na Michalinę, ale robił to z wielkiej łaski. W sumie nie chciałam nawet zbytnio go naciskać, bo czułam, że nie jest mu łatwo – jego obecna żona urodziła mu niedawno bliźniaki, a utrzymanie dwójki maluchów i jeszcze dorastającej córki słono kosztuje. Może dlatego tak bardzo starałam się być samodzielna? Rozkręcałam właśnie swój pierwszy biznes, ale wydatki związane z interesem i pomoc chorej mamie sprawiały, że z portfela znikały mi praktycznie wszystkie pieniądze. Co miesiąc starałam się odłożyć chociaż dwie stówki, które mogłabym dać córce, ale, prawdę mówiąc, była to kropla w morzu potrzeb…
Spojrzałam na córkę
Z opadającymi na twarz włosami, pisała SMS-a.
– Michalinko, zdobędę tę kasę – powiedziałam nagle. – I pojedziesz do tej Portugalii, choćby nie wiem co!
Młoda uśmiechnęła się i odłożyła na bok telefon.
– Nie stać nas, mamo. Ale nie martw się, bo w sumie Klara też nie za bardzo chce jechać z rodzicami do tej Portugalii.
– Nie chce jechać? – zdziwiłam się.
– No nie, wyobraź sobie. Bo jej rodzice są trochę dziwni. Ojciec w każde wakacje strasznie dużo pije i podrywa jakieś poznane na plaży laski, a matka wygląda jak zombie, bo jest taka wykończona pracą w korporacji – powiedziała córka.
„Pozory mylą” – pomyślałam, bo kto, jak kto, ale rodzice Klary zawsze robili na mnie dobre wrażenie – on wzięty prawnik od rozwodów i wyjątkowo przystojny gość, ona zawsze uśmiechnięta, świetnie ubrana, wygadana. Sprawiali wrażenie zgranej pary, ale, jak widać, niewiele to miało wspólnego z rzeczywistością.
– Mamuś, słuchasz? Mówię, że chyba jednak Klara wolałaby jechać ze mną na Mazury. Pytałam już babci, czy mogę przyjechać z koleżanką i powiedziała, że nie ma sprawy. Będziemy pływać, opalać się, pomagać w szkółce jeździeckiej pani Anny. Uzbierałam już nawet na bilet, żebyś nie musiała…
Rozpłakałam się, bo nagle zdałam sobie sprawę, ile traci z życia moja córka tylko dlatego, że marnie radzę sobie finansowo.
– No co ty, mamo! Nie płacz, przecież nie jestem dzieckiem. Tato nas olał, i jest ci ciężko, ale kasa to nie wszystko. No nie płacz, bo zaraz ja zacznę, a mam akurat taki badziewny tusz… – Michalina mocno mnie objęła.
– Przepraszam, rozkleiłam się. Po prostu bardzo chciałabym posłać cię na fajne wakacje, kupić ci trochę nowych ciuchów, porozpieszczać – powiedziałam.
– Przecież stale mnie rozpieszczasz. Wczoraj kupiłaś lody, a dzisiaj jest bagietka, którą pewnie zaraz zeżrę, chociaż jadłam już pizzę. Kochamy się, jesteśmy dobrymi kumpelkami, to chyba najważniejsze? Nie możesz się zadręczać tylko dlatego, że nie stać nas na rzeczy z wyższej półki. W życiu są ważniejsze sprawy – powiedziała Michalina śmiesznie poważnym tonem.
Roześmiałam się przez łzy
– Kiedy ty tak dorosłaś, co? – zapytałam moje dziecko.
– Czy ja wiem? Pewnie tamtego dnia, kiedy tato pod naszą nieobecność spakował swoje bambetle i napisał mi SMS-a, że się wyprowadza. SMS-a, czujesz?! Co za palant zostawia żonę i córkę w taki sposób? Kocham go, wiem, że się stara, że wciąż jestem jego córeczką, ale kiedy przypominam sobie, jak nas potraktował… – w oczach Michaliny zalśniły łzy.
– On też pewnie nie czuje się z tym dobrze. Spanikował i uciekł, a teraz stara się wynagrodzić ci wszystko.
– Jak? Kupując mi rower? – wzruszyła ramionami Miśka.
– Przyznasz, że tani nie był – mrugnęłam do niej, ale zaraz się naburmuszyła.
– A ty znowu o forsie! – krzyknęła i wyszła z kuchni.
– Córciu, przepraszam – weszłam do jej pokoju i usiadłam obok niej na łóżku. – Po prostu czasem mam wyrzuty, że nie daję ci wszystkiego, co mogłabyś dostać.
– Jesteś fajną mamą. I tylko na tym mi zależy – powiedziała Michalina. – A teraz zadzwoń do swojego brata, bo chcę u niego popracować.
– W knajpie Rafała? – zdziwiłam się.
– A czemu nie? Jeśli przez jakieś dwa tygodnie postałabym u wujka na zmywaku, to wpadłaby mi konkretniejsza kasa.
– Nie możesz tak pracować, jesteś za młoda! – zaprotestowałam, ale Michalina strasznie się uparła.
– Nic mi nie będzie. A kasa zawsze się przyda. No, nie patrz tak! Wiem, że najchętniej dałabyś mi ostatnie grosze z portfela, ale ja nie chcę od ciebie brać! Mam dwie ręce, dwie nogi i głowę na karku. Kilka moich koleżanek też już sobie dorabia, to nic takiego. Powinnaś być dumna, że jestem taka dojrzała – powiedziała.
– Jestem z ciebie dumna, Michalinko! Nawet nie wiesz, jak bardzo.
– To fajnie. Tylko mi się tu znowu nie rozklejaj. No i zadzwoń do wujka, bo chcę zacząć już jutro – podała mi telefon.
Dzień później, jak na skrzydłach, pobiegła na zmywak do knajpy mojego brata, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jaką mam mądrą córkę.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”