Na policję poszłam z mamą. Kazali mi opowiedzieć wszystko, co zdarzyło się tamtego dnia na podwórku mojej koleżanki Roksany. Bo tylko ja widziałam, jak to się stało, że zginął jej dziadek. No to im opowiedziałam, po kolei, jak było...
– Mam wszystko opowiedzieć jak było, tak? A mama musi tu cały czas siedzieć, panie komendancie? Ona ma teraz dużo pracy, bo mój braciszek… Wie pan, on jeszcze je mleko mamy. No to było tak: Od rana myślałam, że zaraz po śniadaniu pobiegnę do Roksany, zobaczyć małe kotki, które się urodziły w tamtym tygodniu. One są takie cudne! Roksana też się strasznie z nich cieszyła, bo jej smutno mieszkać samej z dziadkami.
Czasem rodzice do niej dzwonią z tej Anglii, ale rzadko, bo to dużo kosztuje.
Tak, często tam chodzę
Roksana też mnie odwiedza, ale rzadziej, bo jej nie puszczają, mówią, że jak będzie się szwendać po wsi, to wyrośnie z niej powsinoga. Mój tata powiedział kiedyś, że cud boski, że do szkoły może chodzić! Dobrze, mamo, nie będę o tym mówiła, skoro to nieważne. No to zabrałam książkę i pobiegłam. Zawsze jak tam idę, to udaję, że coś przynoszę albo pożyczam, bo ten dziadek dogaduje.
Drzwi od szopy były otwarte, wchodzę, a on tam leży pod autem i naprawia. Od razu mu powiedziałam, że tak się nie robi, jak ktoś zdejmuje kółka, to trzeba podeprzeć w kilku miejscach, bo inaczej samochód spadnie na łeb. Mama tak taty pilnuje w warsztacie i wiem, że sam lewarek to żadne zabezpieczenie. Ale dziadek Roksany powiedział tylko tak brzydko do mnie. Jak? A powiedział:
– Nie ucz mnie, gówniaro.
I żebym sobie poszła, bo Roksany nie ma. Babcia zabrała ją do kościoła, żeby razem pomodlić się o zdrowie. Bo na rozum to za późno, dodał. Dziwne, bo one zawsze na dwunastą chodziły, tak jak my, a była dopiero dziewiąta. Chciałam nawet wracać, ale pomyślałam, że skoro już jestem, a dziadek leży pod autem i nie widzi, co się dzieje, to zajrzę do kotków. Poszłam do schowka za stodołą, a tam pusto…
Wystraszyłam się, panie komendancie, bo one były schowane, żeby ich nie zobaczył. Babcia nam tak poradziła, powiedziała, że najważniejsze, żeby dziadek ich nie znalazł, póki są małe, bo potem już nic im nie zrobi. A czy to prawda, że policja nic nie może zrobić takim niedobrym ludziom, którzy zabijają zwierzęta? Że oni nie idą do więzienia? Dobrze, będę się trzymać tematu. kotków nie było, nawet karton po nich nie został i wiedziałam już, że dziadek Roksany je znalazł.
Rozejrzałam się po podwórzu, zajrzałam w każdy kąt, panie aspiratorze, a potem poszłam do szopy, stanęłam w drzwiach i patrzyłam, jak ten stary szubrawiec grzebie pod autem. Stary szubrawiec? Babcia Roksany tak o nim powiedziała. Nawet się dziwiłam, bo się chwalił, że był kierownikiem poczty, ale ona wytłumaczyła, że to nic nie znaczy. I jeszcze powiedziała, że jakby był inny, to rodzice Roksany nie musieliby jechać aż do Anglii, żeby zarobić na dom.
– Gdzie są kotki? – zapytałam. – Co pan z nimi zrobił?
W końcu, pomyślałam, zdążę uciec, zanim on się wygramoli. To grubas i ma kulawą nogę. Mówił nam, że to z wojny, ale to chyba nieprawda.
– Jeszcze tu jesteś? – zapytał. – Uparta z ciebie cholera.
– Gdzie są kotki? Miałam jednego zabrać do domu, mama mi pozwoliła.
– No to się spóźniłaś – powiedział dziadek Roksany. – Już płyną do morza. Będą mieć wakacje nad Bałtykiem.
Na początku nie rozumiałam ale potem mi się przypomniało, jak Roksana opowiadała, że wrzucił do klozetu złotą rybkę, którą dostała od swoich rodziców. Powiedział, że śmierdziała… I jeszcze, że taki gówniany prezent to mogła dostać tylko od tego głąba, swojego taty. Zapytałam go, czy wrzucił kotki do toalety.
– Ale ty durna jesteś – zdziwił się. – Przecież worek by się nie zmieścił. Po co wy do tej szkoły chodzicie? Baby to się jednak rodzą głupie i takie umrą, nic im nie pomoże. I idź mi stąd wreszcie, bo jak wyjdę, to popłyniesz za kotami! Won!
– To gdzie te koty są, proszę pana?
Mama kiedyś mi mówiła, że prawie wszystkie zwierzęta potrafią pływać, więc myślałam, że może je zdążę uratować? Pewnie zrobił to dopiero, jak Roksana z babcią poszły do kościoła, bo by mu przeszkodziły. W końcu wrzasnął, że w strumieniu, to pobiegłam do lasku, ale nie było nawet śladu. Pomyślałam, że mnie oszukał, może tylko tak żartował, a kotki są schowane, żeby wszystkim napędzić strachu?
Ten dziadek Roksany lubi głupie żarty, kiedyś, jak zaszłam do niej po szkole, żeby mi pożyczyła książkę, to słyszałam, jak opowiadał, że dzwonili z Londynu, że jej tata kogoś zamordował i siedzi w więzieniu, a potem się okazało, że to wcale nieprawda. Zresztą, jakby on rozumiał, skoro tam mówi się po angielsku? Powinnam była już wracać, ale jeszcze raz zaszłam do stodoły, żeby powiedzieć dziadkowi Roksany, że te jego żarty wcale nie są śmieszne.
Dalej siedział pod autem, tylko mu nogi wystawały.
A tu nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się nasz Cezar
Pewnie znów podkopał siatkę i pobiegł mnie szukać. Tak się ucieszył, że mnie znalazł, cały się uturlał w tym kurzu, co tam był, i w słomie. Dziadek Roksany nic nie widział, ale nas usłyszał i zaczął strasznie wrzeszczeć. Że mamy wy… Że mamy sobie iść, bo jak wstanie, to mnie zleje, a kundla przerobi na smalec. Chciałam złapać Cezara, ale się wystraszył i bardzo szczekał, nawet się posikał, bo on jak się boi, to czasem popuszcza, od maleńkości tak ma...
Taka byłam zajęta, że na początku nie zauważyłam, że dziadek Roksany wyłazi spod auta, a jak już zobaczyłam, to zamiast uciekać, zaczęłam krzyczeć. Prosiłam, żeby mi nic nie robił, Cezar szczekał, dziadek się gramolił i nagle jak nie huknie… Zamknęłam oczy, a jak otworzyłam, to już lewarek był przewrócony, a auto leżało na dziadku, a on tylko nogą, o tak, ruszał…
A mówiłam, że źle to wszystko robił, to nie chciał słuchać! Na początku miałam płakać, ale mi się przypomniało jak nam w szkole pani mówiła o takim chłopczyku, który sam uratował mamę, bo wezwał pogotowie i był od tego bohaterem. Pobiegłam do domu Roksany i zadzwoniłam. Trochę się pomyliłam, bo mi się wykręciło do strażaków, oni mają podobne numery, ale pan i tak posłuchał, co się stało i wezwał pogotowie.
Potem czekaliśmy z Cezarem na karetkę
Akurat wróciła Roksana z babcią i kazały mi wracać do domu, zdążyłam tylko powiedzieć, że kotki gdzieś zginęły. A potem przyjechała policja i już dalej pan wie. Tak to było po kolei własnymi słowami i ja się tylko chciałam spytać, panie respirancie, czy o mnie też powiedzą w telewizorze, że jestem bohaterem? Bardzo bym chciała, ale nie wiem, czy to się liczy, bo przecież pomyliłam numery telefonów…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”