„Dziadek mnie ostrzegał, ale uznałem że rozsądek to domena słabeuszy. Cudem wyszliśmy z tego bez szwanku”

smutny mężczyzna w hotelu fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„– Zapamiętaj sobie, Piotrusiu – powiedział wtedy dziadek – że na ludzi trzeba patrzeć sercem, a nie oczami. Jeśli kogoś pamiętasz, to ten ktoś wciąż żyje. Kiedy zapominasz, to właśnie wtedy twoi najbliżsi umierają i odchodzą w smutek i mrok. – A niebo? – zaprotestowałem. – Kto tam wie, czy rzeczywiście istnieje – machnął ręką. – Lepiej myśleć, jak ja i ewentualnie potem miło się rozczarować – to mówiąc, mrugnął okiem. Tydzień później Konstanty już nie żył”.
/ 12.06.2023 21:30
smutny mężczyzna w hotelu fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

To jest po drugiej stronie życia – eden, o którym uczą się dzieci na lekcjach religii, czy pamięć żyjących, jak twierdził mój dziadek Konstanty? Bo że coś musi być, o tym jestem przekonany.

Dzięki temu w ogóle żyję!

Dziadek Konstanty zawsze przypominał mi lwa. Gdy brał mnie na kolana, czułem się małą i kruchą istotą. Z podziwem przyglądałem się jego wielkim, mocnym dłoniom. Lecz największy zachwyt budziła we mnie burza płowych włosów, jaka okalała jego okrągłą, gładko wygoloną twarz. Lew. Groźny i wzbudzający szacunek.

– Tak, Piotrusiu – mówił dziadek. – Lwy bywają srogie i groźne – tu pomrukiwał i szczerzył zęby, a ja tym mocniej się do niego tuliłem. – Ale są też bardzo opiekuńcze i wierne danemu słowu. Pamiętaj, że nigdy cię nie opuszczę i zawsze będę ci pomagał. Bo bardzo cię kocham.

Szczęśliwe lata dzieciństwa… Na ich wspomnienie robi mi się cieplej na sercu. Jednak, jak wszystko, odchodzą i chowają się w zakamarkach pamięci, które powoli oplata pajęczyna upływającego czasu.

Minęły lata, dziadek Konstanty jeszcze zdążył być na moim ślubie.

– Śliczną wziąłeś sobie dziewczynę – powiedział, składając nam życzenia; mrugnął do mojej Krysi, aż ta się spłoniła. – Po jej oczach widzę, że jest w tobie zakochana na zabój. To i dobrze. Kobieta powinna mieć jeden cel w życiu, szczęście swojego męża. Wtedy małżeństwo przetrwa długie lata. Jak nie wierzysz, spytaj swojej babci.

– Przecież babcia nie żyje – odpowiedziałem nieco zmartwiony, że z jego pamięcią coś jest nie tak.

A rodzice nic mi nie mówili…

– Ależ, co też ty opowiadasz, Piotrusiu! – Konstanty obruszył się. – Przecież stoi obok ciebie i się uśmiecha.

Odruchowo zerknąłem w bok, ale oczywiście nikogo nie zobaczyłem. Pomyślałem, że sprawa może być poważniejsza.

– Zapamiętaj sobie, Piotrusiu – powiedział wtedy dziadek – że na ludzi trzeba patrzeć sercem, a nie oczami. Jeśli kogoś pamiętasz, to ten ktoś wciąż żyje. Kiedy zapominasz, to właśnie wtedy twoi najbliżsi umierają i odchodzą w smutek i mrok.

Odetchnąłem z ulgą. Dziadek był zdrów!

– A niebo? – zaprotestowałem.

– Kto tam wie, czy rzeczywiście istnieje – machnął ręką. – Lepiej myśleć, jak ja i ewentualnie potem miło się rozczarować  – to mówiąc, mrugnął okiem.

Tydzień później Konstanty już nie żył. Serce. Podobno przed śmiercią twierdził, że babcia przyszła po niego, żeby poprowadzić go w zaświaty.

Minęły lata. W natłoku bieżących wydarzeń wspomnienia wyblakły, skryły się gdzieś w zakamarkach pamięci. Teraźniejszość była ważniejsza od przeszłości, żywi od zmarłych, o których wspominaliśmy jedynie w Zaduszki. Cóż, taka kolej rzeczy.

Murowana pogoda, ciepluteńkie morze…

Pewnego dnia Krysia powiedziała, że jest w ciąży. Wreszcie. Postanowiliśmy uczcić to wyjazdem na wczasy zagraniczne. Akurat dostałem premię i stać nas było na dwa tygodnie urlopu.

Pojechaliśmy do Turcji. Hotelik był pięknie położony nad zatoką. Czekała nas piękna pogoda i ciepłe morze. A świadomość, co kryje się w ciele Krysi, sprawiała, że byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Szczerze? Chciałbym w takim stanie trwać i miesiąc, i dwa, a nie tylko tydzień. Piszę o tym dlatego, by wyjaśnić, dlaczego nie posłuchałem dziadka Konstantego.

Skąd w Turcji dziadek, spytacie. Ano, przyśnił mi się już trzeciego dnia. Smutno mi to przyznać, ale prawie o nim zapomniałem. Praca, życie… Ale to mnie nie usprawiedliwiało. Pamiętam, że w nocy otworzyłem oczy. Spojrzałem na śpiącą obok żonę, a potem zobaczyłem przez kołysaną wiatrem firankę, że ktoś siedzi na tarasie.

Nie czułem żadnego strachu, kierowała mną raczej ciekawość. Wstałem z łóżka, podszedłem do zasłony i powoli odsunąłem ją na bok. Przy stoliku, na jednym z ratanowych foteli, siedział dziadek Konstanty. W księżycowym blasku jego lwia grzywa zdawała się lśnić niczym żywe srebro.

Spojrzał na mnie i tak chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

Pamiętasz mnie jeszcze? – usłyszałem jego cichy głos.

– Oczywiście, dziadku…

Spróbowałem się uśmiechnąć, lecz zrobiło mi się smutno, bo przypomniałem sobie, jak mówił, że ludzie, o których zapominamy, odchodzą w mrok i zapomnienie. Chyba że po drugiej stronie jest niebo.

– Spotkałeś w niebie babcię?

Patrzył na mnie w milczeniu.

– Coś mi się wydaje – odparł w końcu – że trochę o mnie zapomniałeś, Piotrusiu.

– Tyle spraw miałem na głowie – próbowałem nieporadnie się tłumaczyć. – Przepraszam, jakoś tak wyszło.

Skinął głową.

– Nieważne. Ważne, że nic wam się nie stanie, ale mimo wszystko lepiej nie ryzykować. Zwłaszcza w stanie Krysi…

– Dziadku? – nie rozumiałem.

– Najlepiej, jak jutro z rana się spakujecie i wrócicie do domu.

– Dlaczego? – spytałem, zaskoczony.

– Dopiero co przyjechaliśmy.

– No i co z tego? – dziadek wzruszył ostentacyjnie ramionami. – Musicie wracać, i to jak najszybciej. Chyba chcesz nacieszyć się swoim dzieckiem?

Wtedy poczułem szarpnięcie za ramię. Otworzyłem gwałtownie oczy. Obok mnie stała żona. Rozejrzałem się wokół. Siedziałem w piżamie na tarasie.

Co tu robisz? – Krysia spytała zaspanym głosem. – Obudziła mnie jakaś rozmowa.

Zobaczyłam na tarasie twój cień

– Rozmawiałem z kimś?

– Tak mi się wydawało. Wyszłam na taras, oczywiście byłeś sam. Zawołałam, ale nie zareagowałeś, więc potrząsnęłam cię za ramię. Coś ci się śniło?

Jakoś nie miałem ochoty mówić jej o dziwnych słowach dziadka. W końcu to był tylko sen. Jeszcze się zdenerwuje, a w jej stanie było to raczej niewskazane.

Machnąłem ręką i rzuciłem:

– Takie tam. Nic specjalnego. Prawdę mówiąc, niezbyt dokładnie pamiętam, co.

Oczywiście pamiętałem i do samego śniadania zastanawiałem się, co ten sen może znaczyć. Ostrzeżenie? Co nam się tu może stać? Do lunchu jeszcze czułem pewien niepokój i chęć, by zabrać Krysię, spakować się i ruszyć na lotnisko. Ale pokonałem to. Jestem przecież racjonalnym człowiekiem, mówiłem sobie, a nie jakąś wierzącą w sny babą… Duchów nie ma.

Plaża, wspaniała woda i morska wycieczka stateczkiem ostatecznie rozwiały wspomnienie nocnego spotkania. Znów byłem absolutnie szczęśliwy.

A następnej nocy zatrzęsła się pod nami ziemia. Obudził mnie trzask, ogłuszający huk i zobaczyłem, że wiszący nad nami sufit pęka na pół i wali się w dół. To było trzęsienie ziemi, a hotel, w którym mieszkaliśmy, złożył się niczym domek z kart. Ja i żona zostaliśmy uwięzieni pod skosem sufitu, który wsparł się o ścianę nad naszym łóżkiem, tworząc niszę. Gdyby spadł na płask na nasze łóżko, bylibyśmy martwi.

A więc to wcale nie była moja podświadomość

I nagle zrozumiałem znaczenie ostrzeżenia dziadka we śnie. Ale czy to naprawdę był dziadek? Raczej nie, duchy przecież nie istnieją… To raczej moja podświadomość czy jakiś szósty, siódmy zmysł podpowiadały mi, że będzie trzęsienie ziemi.

Przecież wiele zwierząt potrafi to wyczuć, dlaczego nie ja? Tylko głupi jestem, że nie posłuchałem… W mroku natrafiłem na dłoń swojej żony.

– Żyjesz? Nic ci nie jest?

– Chyba wszystko w porządku. A ty?

– Też okej.

Zaczęliśmy wzywać pomocy, jednak nikt nie odpowiedział.

Krysia przypomniała sobie, że na stoliku nocnym miała telefon komórkowy. Tylko że szafki nocnej nie było. Wszystko, prócz naszego łóżka, zasypały olbrzymie bryły betonu. Po swojej stronie odnalazłem leżącą przy rancie łóżka butelkę z wodą. Czasami w nocy budzę się z suchym gardłem i muszę przepłukać usta łykiem wody. Czyżby teraz stare przyzwyczajenie miało uratować nam życie? Tak czy inaczej, podałem butelkę żonie. Strasznie bałem się o nią i dziecko.

Kilka godzin później usłyszeliśmy gdzieś nad nami ludzkie głosy. Zaczęliśmy krzyczeć aż do ochrypnięcia. Tamci nas usłyszeli, i wkrótce nad naszymi głowami rozległy się uderzenia oskardów. Parę godzin później wyprowadzono nas do parku, gdzie zajęli się nami lekarze. Na szczęście odnieśliśmy tylko powierzchowne obrażenia i zadrapania.

Oboje z Krysią przerażeni patrzyliśmy na to, co zostało z naszego hotelu. To było jedno wielkie rumowisko. Że wyszliśmy z tej katastrofy bez szwanku, zakrawało na prawdziwy cud!

Parę dni później, kiedy jechaliśmy na lotnisko, od pilota naszej grupy wycieczkowej dowiedzieliśmy się, że cudem było to, że w ogóle nikt nie zginął. Byli ciężej i mniej ranni, ale wszyscy w hotelu przeżyli.

To dzięki jednemu z ratowników – oświadczył pilot. – Miał niesamowitego nosa i wskazywał, gdzie należy szukać zagrzebanych pod gruzami ludzi. Jednak po akcji ratowniczej gdzieś zniknął i nikt nie potrafi go odnaleźć.

– Jak to nie potrafi? – Krysia nie mogła uwierzyć. – Chyba gdzieś pracuje…

– Ano właśnie. Burmistrz miasta chciał złożyć mu oficjalne podziękowania, ale facet rozpłynął się w powietrzu.

Coś mnie tknęło.

– Czy wiadomo, jak on wyglądał?

Pilot kiwnął głową.

– W gazetach jest napisane, że ratownicy zapamiętali starszego mężczyznę z burzą siwych włosów wokół głowy. Niektórym skojarzyły się one z grzywą lwa.

„A jednak nie podświadomość, tylko duch” – pomyślałem wtedy zszokowany. I nagle poczułem, jak gmach moich przekonań – że jest tylko to, co możemy zważyć i zmierzyć – runął.

Od tamtej pory codziennie wspominam dziadka Konstantego, a moja córeczka, która ma już cztery lata, zna wszystkie rodzinne opowieści o nim. I kilka, o których nikt nie wiedział, z czasów dzieciństwa dziadka. Gdy pytam, skąd wie o tej czy innej przygodzie Konstantego, Paulinka mówi, że się jej przyśniły. A ja jej wierzę. 

Czytaj także:
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”
„Pokochałam faceta odpowiedzialnego za śmierć mojego męża. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem dzieciom, kim on jest”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”

Redakcja poleca

REKLAMA