Miałam w życiu ogromnego pecha, ale i wielkie szczęście. Pecha, bo gdy miałam zaledwie kilkanaście lat, straciłam rodziców. Wracali z wesela i z ich autem zderzył się jakiś kierowca. Zginęli na miejscu. Szczęście, bo miałam cudownych dziadków, którzy się mną zaopiekowali.
Przez całe życie ogarniał mnie lęk przed ich utratą. Nie miałam rodzeństwa. Mamy i taty też nie, więc moja rodzina nie była liczna. Po takiej tragedii nie można się otrząsnąć niezależnie od tego, co wam będzie ktokolwiek opowiadał. To zostaje już na zawsze.
Dzięki dziadkom skończyłam szkołę, a potem poszłam na studia. Babcia miała własne, duże biuro księgowe i bardzo dobrze zarabiała, a dziadek był wojskowym. Obojgu więc powodziło się dobrze, a ja miałam zabezpieczoną przyszłość. Spokojnie skończyłam pedagogikę i zostałam nauczycielką klas 1-3.
Dziadkowie mieli duży dom jednorodzinny z ogrodem. Nie było więc potrzeby, abym szukała sobie innego lokum. Tylko w czasie studiów mieszkałam w akademiku, bo uczyłam się w innym mieście. Od śmierci rodziców wszystko więc z grubsza układało się dobrze i mimo jakichś drobnych zawirowań, nie działo się nic złego.
To wszystko jednak kiedyś się kończy. Półtora roku temu babcia nagle zmarła – we śnie. Miała 70 lat. Ja i dziadek strasznie to przeżyliśmy. Bardzo ciężko było nam się z tego otrząsnąć. Dla mnie byli drugimi rodzicami.
Zaczęłam znajdować losy na loterię, zdrapki…
Serce krwawiło mi jeszcze przez wiele miesięcy, ale nie mogłam pogrążyć się w żałobie, bo pracowałam i do tego z małymi dziećmi. Musiałam więc się otrząsnąć i zebrać w sobie, by przekazywać im pozytywną energię i siłę do nauki. Uczenie maluchów zdecydowanie było moją pasją i to one tak naprawdę pomogły mi przetrwać najtrudniejsze, od śmierci rodziców, chwile. Takiej kotwicy nie miał jednak mój dziadek.
Przez pewien czas po śmierci babci intensywniej pracował w ogrodzie, ale też nie było to pole, tylko po prostu duży ogród, więc miał ograniczone możliwości. No i też zmieniające się pory roku nie pozwalają na to, by ciągle mieć tam coś do roboty. Zaczął więc szukać innego hobby. Niestety nie od razu zrozumiałam, w jak złym kierunku to zmierza.
Dziadek zaczął częściej wychodzić z domu, co nawet mnie cieszyło, zwłaszcza że mówił, że idzie z kolegami sąsiadami np. powędkować, na zajęcia na Uniwersytecie Trzeciego Wieku czy też zwyczajnie pogadać. Cieszyłam się, że znalazł dla siebie zajęcie i nie siedzi w domu pogrążony w żałobie.
Z czasem jednak zaczęły mi się rzucać w oczy pozostawiane w domu zdrapki i losy na loterię. Na początku wydawało mi się to incydentalne, ale potem okazało się, że jest tego całkiem sporo. Postanowiłam porozmawiać o tym z dziadkiem.
Gdy wrócił z jednego ze spotkań i usiadł w fotelu, aby włączyć wiadomości w telewizji, usiadłam obok i zapytałam:
– Dziadziu… co to za losy?
Zerknął przelotnie, a następnie wrócił do przełączania kanałów.
– No widzisz przecież. Kupiłem parę losów. Kto wie? Może będę miał szczęście? – powiedział lekko.
Wtedy wyjęłam zza kanapy sporą torebkę, w której był gruby plik takich karteczek i mówię:
– Parę? To jest zbiór zaledwie z dwóch tygodni.
– A ty co? Szpiegujesz mnie? – zapytał już poirytowany.
– Dziadziu, nie złość się. Martwię się po prostu, żebyś nie wpadł w jakiś nałóg… dzisiaj tak o to łatwo… albo żeby ktoś cię nie wykorzystał, wmawiając, że się na pewno uda… – starałam się delikatnie mu wytłumaczyć.
– Martw się o siebie – rzucił przez zęby i tyle.
Westchnęłam i odpuściłam tym razem. Miałam nadzieję, że rzeczywiście panikuję bez sensu. Może miał taki epizod, że uwierzył w wygraną? Babci nie było z nami kilkanaście miesięcy – i dużo, i mało jednocześnie. Może tak szukał dodatkowych wrażeń i adrenaliny? Jego reakcja jednak mnie zaniepokoiła i postanowiłam ukradkiem dalej się mu przyglądać. Nie miałam złych intencji. Chciałam po prostu zadbać o jego bezpieczeństwo.
To, co odkryłam, powaliło mnie na kolana…
Minęło następnych parę miesięcy. W tym czasie znalazłam może kilka pojedynczych losów, ale ich ilość była tak nieznaczna, że odpuściłam temat i uznałam, że jednak nic złego się nie dzieje. I wtedy właśnie podczas sprzątania, na stole w kuchni, zobaczyłam plik dokumentów. Nie chciałam ich przeglądać, bo nie mam zwyczaju naruszać czyjeś prywatności, ale rzucił mi się w oczy napis na pierwszej stronie: kredyt hipoteczny. Wtedy nie mogłam się już powstrzymać od dalszego czytania.
Okazało się, że dziadek wziął kredyt pod zastaw domu i ogrodu na prawie pół miliona złotych. Zrobiło mi się słabo. Co zamierzam zrobić z tak dużymi pieniędzmi? Uznałam, że tym razem nie mogę się dać zbyć i muszę poważnie porozmawiać z dziadkiem. Gdy wrócił wieczorem do domu i usiadł jak zawsze wtedy w fotelu, by obejrzeć wiadomości, ja przyszłam do pokoju z dokumentami i zapytałam:
– Dziadku, co to jest?
– A nie widać?
– Widać, ale po co ci takie pieniądze?
Dziadek oderwał wzrok od ekranu telewizora i popatrzył na mnie poważnie, po czym powiedział:
– Wziąłem sobie do serca twoją obawę, że wydaje pieniądze na te losy bez sensu i postanowiłem inaczej zainwestować, aby mieć pewność, że uzyskam dużo kasy.
W miarę, jak dziadek to mówił, mój strach wzrastał, a nie malał.
– Możesz powiedzieć coś więcej?
Dziadek wstał i wyciągnął z szafki gazetę, którą mi podał. Zakreślone było w niej ogłoszenie, w którym napisano, że można kupić tabele numerów na loterię – pewniaków. W zależności od ilości wpłaconych pieniędzy otrzymywało się odpowiednią ilość kombinacji, które trzeba było zakreślić, aby wygrać. Popatrzyłam na dziadka z niedowierzaniem:
– I co zrobiłeś? – zapytałam ze strachem w głosie.
– No to chyba oczywiste – powiedział. – Za część pieniędzy kupiłem kombinacje, a za resztę losy. Czekam na jutrzejsze losowanie.
Czułam się tak, jakbym za chwilę miała dostać zawału. Jak tak mądry i wykształcony człowiek, który mnie wychował, mógł dać się nabrać na taką bzdurę? Czy to początki demencji?
– Dziadku – starałam się mówić jak najspokojniej, ale czułam, że głos mi drży. – Nie wiem, jak doszedłeś do takich wniosków po tym, jak rozmawialiśmy. Nie wiem, czy to pazerność, czy inna przyczyna, ale właśnie straciłeś bardzo dużo.
Dziadek machnął ręką zniecierpliwiony i usiadł w fotelu, mówiąc, że nie znam się i nic nie rozumiem. Stanęłam przed nim, zasłaniając mój telewizor i powiedziałam:
– Dziadku, a nie sądzisz, że gdyby ktoś znał pewny numer na wygraną z loterii, to sam by ten numer skreślił, aby wygrać? Poza tym, po co taka ilość pewnych numerów, skoro tylko jeden wygrywa naprawdę duże pieniądze?
Wtedy zobaczyłam strach w jego oczach. Chyba dopiero wówczas dotarło do niego, co zrobił. Nie wiem, jak to się mogło stać, że nie pomyślał racjonalnie. Oczywiście po losowaniu okazało się, że dziadek nic nie wygrał. Stracił więc nie tylko ogromną ilość pieniędzy, ale tak naprawdę też i dom, bo obciążał go kredyt hipoteczny na bardzo dużą kwotę, który teraz trzeba będzie spłacać.
Wczoraj byłam u prawnika i będziemy próbowali jakoś unieważnić to, co zrobił dziadek. Jakie będą tego efekty, nie wiadomo.
Czytaj także:
„Moja teściowa zatruwa mi życie. Szpieguje mnie i we wszystko wściubia nos, by dowieść, że mam romans z kolegą”
„Mój brat to leń i pasożyt. Okradł naszą chorą matkę, tylko po to, żeby zaimponować jakiejś nowopoznanej panience”
„Prawie wysłaliśmy pacjenta na tamten świat. Tylko cud zatrzymał go przy życiu, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć”