„2 tygodnie przed ślubem przyłapałam narzeczonego na zdradzie. Uznałam to za znak, nie tylko, by odwołać wesele”

Załamana kobieta fot. iStock by Getty Images, AscentXmedia
„Próbował się tłumaczyć dość nieporadnie, że to był jedynie moment słabości, że jego serce bije tylko dla mnie i pragnie mnie poślubić. Jednak ja już nie miałam ochoty, nie byłam w stanie. Zrozumiałam, że ktoś inny jest mi przeznaczony”.
/ 20.07.2024 22:00
Załamana kobieta fot. iStock by Getty Images, AscentXmedia

Ja i Paweł znaliśmy się od bardzo dawna. W przeszłości, w odległych czasach, mieliśmy ze sobą krótki romans. Niestety, było to zbyt ulotne, aby nazwać to pełnoprawnym związkiem. Spotkaliśmy się dzięki wspólnym kolegom. On nie miał wtedy nikogo, a ja dochodziłam do siebie po bolesnym zakończeniu związku z pewnym facetem.

Paweł wspierał mnie w tych trudnych chwilach, ale robił to zupełnie inaczej niż większość mężczyzn. Po prostu byliśmy dla siebie jak najlepsi kumple. Razem przemierzaliśmy na rowerach wały wzdłuż Odry, odwiedzaliśmy galerie sztuki i chodziliśmy do kina. Ot, taka przyjaźń.

Uwielbialiśmy razem spędzać wolne chwile

Między nami nie było wyczuwalnego erotycznego napięcia, które zazwyczaj utrudnia przyjaźń damsko-męską. Miałam nadzieję, że nasza relacja będzie właśnie taka – wolna od podtekstów seksualnych, a jednocześnie pełna lojalności i sympatii. Paweł bowiem rozumiał mnie jak nikt inny. Być może dlatego, że łączyło nas wiele cech – obydwoje byliśmy introwertykami, dość wrażliwymi, stroniącymi od imprez i hałaśliwego towarzystwa. Czytanie książek było naszą pasją, a potem wymienialiśmy się spostrzeżeniami, kiedy wędrowaliśmy po górskich szlakach.

Po jednym z tych spotkań... wylądowaliśmy razem w łóżku. Powodem prawdopodobnie były zmęczenie i samotność, z którymi oboje zmagaliśmy się od roku, odkąd zostaliśmy singlami. Rankiem czuliśmy lekkie zażenowanie, ale dość prędko stwierdziliśmy, że nie warto się tym zadręczać – szkoda niszczyć naszą wartościową przyjaźń dla niepewnego związku. Mimo tych deklaracji jeszcze wiele razy zdarzało nam się budzić obok siebie.

Trudno stwierdzić, że między nami w sypialni była jakoś źle, ale z drugiej strony nie było wspaniale. Może wiedzieliśmy o sobie za dużo, łącznie z tym, jakiego partnera życiowego każde z nas szuka. Paweł chciał u swojego boku twardej kobiety, która ogarnie ten jego zwariowany, chaotyczny świat pełen pomysłów i zainteresowań, kompletnie oderwany od rzeczywistości. Ja z kolei marzyłam o facecie, na którym można polegać. A tego o moim kumplu, którego bardzo lubiłam, ale który ciągle bujał w obłokach, raczej nie dało się powiedzieć.

Przez pewien okres nasze drogi rozeszły się, a kiedy los sprawił, że znów się spotkaliśmy, nasza więź wróciła do czysto koleżeńskiej. Przez długi czas nie wspominaliśmy tamtych momentów. To tak, jakbyśmy obydwoje wyparli je z naszych wspomnień, a może nawet… całkiem wyrzucili z głowy.

Wreszcie trafiłam na osobę, którą obdarzyłam uczuciem i z którą chciałam spędzić resztę życia na tym łez padole. Paweł był wybredny, ciągle zmieniał partnerki, aż w końcu wdepnął – laska, z którą przespał się parę razy, zaszła w ciążę.

Dałam sobie spokój z szukaniem drugiej połówki

Było mi go żal. Nie sprawiał wrażenia, jakby ją kochał. Jednocześnie czułam do niego szacunek, bo zależało mu na byciu szczerym i sumiennym. Zasugerowałam, że może jednak się w niej zauroczy, gdy lepiej ją pozna. Nie zaprzeczył, co potraktowałam jako dobry znak.

Minęło trochę czasu, zanim znów się spotkaliśmy. Mnóstwo spraw na głowie – ślub, magisterka, poszukiwanie lepszej, stałej pracy. Kontaktowaliśmy się telefonicznie, mailowo, ale ciągle brakowało okazji, żeby się zobaczyć. Wymienialiśmy się tylko najważniejszymi newsami, bo przez komórkę czy neta trudno gadać o tym co w sercu, o wątpliwościach i odczuciach.

Ostatecznie nie stanęłam na ślubnym kobiercu. Na dwa tygodnie przed ceremonią nakryłam mojego ukochanego na gorącym uczynku z inną panną. Próbował się tłumaczyć dość nieporadnie, że to był jedynie moment słabości, że jego serce bije tylko dla mnie i pragnie mnie poślubić. Jednak ja już nie miałam ochoty, nie byłam w stanie. Zdawałam sobie sprawę, że nie będę mogła obdarzyć go zaufaniem.

Kiedy już doszłam do siebie po tym nieudanym ślubie, zdałam sobie sprawę z tego, że mimo iż ból wciąż gdzieś we mnie siedzi, to chyba wcale nie kochałam Leszka. W międzyczasie Paweł został tatą – urodziła mu się córeczka. Dostałam od niego fotkę maleństwa. Pomyślałam, że pewnie już oswoił się z tą sytuacją i jest zadowolony z życia. Nie miałam ochoty się z nim spotykać. Wciąż zbyt mocno odczuwałam złość i rozgoryczenie. Nie byłabym dobrą towarzyszką do przyjemnych pogaduszek o szczęściu rodzinnym i ciepełku domowego ogniska.

Poznawałam wielu mężczyzn, z wybranymi lądowałam w pościeli. Z nieśmiałej, cichej dziewczyny przeobraziłam się w imprezowiczkę, dla której każdy dzień bez melanżu był zmarnowany. Tylko od czasu do czasu – zazwyczaj w samotne niedzielne wieczory – brakowało mi mojego wcześniejszego życia. Ale cóż, przekonałam się, że żeby sobie poradzić, trzeba mieć grubą skórę. Prawdziwa miłość istnieje tylko w powieściach.

Z Pawłem nie mieliśmy kontaktu od około roku. Niespodziewanie wpadliśmy na siebie w księgarni. Nie prezentował się najlepiej. Zeszczuplał, pod oczami miał sińce.

– Czy coś się stało? – zapytałam z niepokojem w głosie.

Najpierw powiedział, że wszystko w porządku, ale zaraz dodał, że nie do końca. Wyznał mi, że nie potrafi pokochać swojej partnerki, z którą ma dziecko. Oczywiście ją ceni, może nawet lubi, ale brakuje im jakiejkolwiek nici porozumienia.

Podobno są jak ogień i woda

Rozrywkowe seriale to jej pasja, a on woli ambitne filmy. Ona przepada za dyskotekowymi lekkimi nutami, a on woli jazz. Plotkowanie z koleżankami do późna to jej żywioł, on chętniej spędziłby czas w węższym gronie, niekoniecznie dyskutując o paznokciach, opalaniu i ciuszkach z galerii. Spotkaliśmy się przy kawie. Usiłowałam dowiedzieć się od niego, co dobrego widzi w swojej partnerce. Zastanawiał się dłuższą chwilę, aż w końcu wypalił:

– Nieźle daje sobie radę w kuchni.

Przytaknęłam ze zrozumieniem. To niewątpliwy plus, ale nie dla Pawła. Przywiązywał do posiłków tyle uwagi, co pracoholik do wakacyjnego odpoczynku.

– A co z małą? – zapytałam, nie kryjąc nadziei w głosie.

– Córeczka jest śliczna, ale dość absorbująca – odpowiedział. – I wiesz, co? – dorzucił, ściszając ton niemal do szeptu – chyba zwyczajnie nie potrafię jej kochać. Nie mam pojęcia, może to się zmieni z biegiem czasu, ale na razie czuję większą odpowiedzialność za to maleństwo niż miłość...

Byłam świadoma, że Paweł jest wrażliwym facetem. Zdawałam sobie również sprawę z tego, jak ciężko może pokochać nieoczekiwane maleństwo z dziewczyną, do której nic się nie czuje...

– Nawet nie potrafię się przełamać, aby jej się oświadczyć – kontynuował swoje wyznania.

– A co ona o tym myśli? – zaciekawiłam się.

– Wywiera na mnie presję. Wątpię, by mnie kochała, po prostu zależy jej na poczuciu stabilizacji...

Chciałam się umówić z tą jego Iloną, ale Paweł się na to nie zgodził. Twierdzi, że ona jest obsesyjnie zazdrosna. Ostatnio wpadła do jego roboty z dzieciakiem i zaczęła wrzeszczeć na laskę z sąsiedniego biurka, że ponoć próbuje jej odbić faceta, czyli jego.

– I miała ku temu powody? – zaciekawiłam się.

– Absolutnie żadnych. Nie jestem może najmądrzejszy, skoro z nią nie śpię, ale też nie skaczę w bok.

– Nie taki znowu głupi, po prostu prawy człowiek – zaprzeczyłam jego słowom. – Ale powiedz... zastanawiałeś się nad rozstaniem?

– Owszem, przeszło mi to przez myśl. Ale córeczka skończyła dopiero roczek.

– Moim zdaniem lepiej się rozejść, niż tkwić w takiej toksycznej sytuacji, gdzie nie ma miłości. No, chyba że ciągle masz nadzieję, że coś się polepszy...? – tu urwałam, czekając na jego reakcję.

– Nie ma na to nawet cienia szansy. Zupełnie. Nie kocham jej, nie lubię. W ogóle mnie nie kręci.

To jak zamierzasz to rozwiązać? – poczułam niepokój. – Nie da się przecież tak funkcjonować. Wykończysz się psychicznie.

– Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia – westchnął głęboko Paweł.

– Chodźmy stąd. Przejdźmy się kawałek, co ty na to?

Szliśmy nadrzecznym wałem wzdłuż Odry

Przez moment poczułam, jakby czas cofnął się do naszej świetlanej przeszłości – okresu wolności, wielkich planów i młodzieńczych ideałów. Co się z nami porobiło przez te wszystkie lata...? Tamtego wieczoru Paweł został ze mną do rana. Obudził się z nielichym kacem, mimo że... żadne z nas nie tknęło kropli alkoholu. Ja również nie tryskałam energią, dręczona powracającymi wyrzutami sumienia. Bo nawet jeśli ja mogłabym usprawiedliwić ten krótki moment ucieczki od rzeczywistości, to przecież on od dawna nie był już wolny...

Też powinnam była pamiętać o tej sprawie. Kolejnego dnia wieczorem mnie odwiedził.

– Podjąłem decyzję – oznajmił. – Odchodzę. To bez sensu.

Przytaknęłam.

– Mam nadzieję, że to nie przez to, co zaszło wczoraj wieczorem. Taka decyzja wymaga przemyślenia, a nie podjęcia pod wpływem chwili...

– Dokładnie to przemyślałem. Wczorajszy wieczór spędzony z tobą tylko utwierdził mnie w tym postanowieniu.

Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia! Wczoraj wieczorem olśniło mnie, kto jest facetem, o jakim marzyłam. Mężczyzna, którego dobrze znam, a o którym od lat nie myślałam jak o potencjalnej miłości! To nieprawda, że nie da się zakochać w przyjacielu. Da się, pod warunkiem że dostrzeże się w nim mężczyznę. Zastanawiam się, czemu zajęło mi to tyle czasu, zanim to do mnie dotarło.

Małgorzata, 32 lata

Czytaj także:
„Mąż marzył o aktywnym urlopie. On pływał na kajakach, a ja wiosłowałam do łóżka instruktora”
„Gdy żona sprzedała dom po rodzicach, kasa przewróciła jej w głowie. Prawie nie doszło do tragedii”
„U progu życia ojciec wyznał mi swoją największą tajemnicę. Po 3 dekadach życia, mój świat runął”

Redakcja poleca

REKLAMA