„Myśl o byłej Marka mnie prześladuje. Teściowa i mąż na każdym kroku przypominają mi, że nigdy jej nie dorównam”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Microgen
„Praktycznie przy każdej wizycie teściowej słyszałam, że Kinga to lub Kinga tamto. Kinga gotowała lepszy rosół, Kinga robiła smaczniejsze pierogi, Kinga bardziej dbała o dom, dokładniej sprzątała. W niczym nie potrafiłam dorównać pierwszej żonie Marka, we wszystkim była ode mnie lepsza”.
/ 27.09.2021 12:10
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Microgen

Marka poznałam przez przypadek. Koleżanka poprosiła, żebym pojechała z nią do komisu samochodowego obejrzeć auto, które chciała sobie kupić. W tym właśnie komisie pracował Marek. Od razu wpadłam mu w oko. Kiedy Gośka pojechała po odbiór samochodu, poprosił ją o numer mojego telefonu.

– No wiesz! – udawałam niezadowolenie. – Jak możesz rozdawać mój numer przypadkowym facetom.

– Wcale nie przypadkowym! – broniła się Gośka. – Przecież sama mówiłaś, że ci się podoba.

– Ale mogłaś mnie zapytać.

– I co, nie zgodziłabyś się?

Obie dobrze wiedziałyśmy, że zgodziłabym się bez wahania. Spotykałam się z Markiem już jakiś czas, kiedy zdradził mi, że jest wdowcem i samotnie wychowuje sześcioletniego syna. Początkowo byłam trochę niezadowolona, że nie powiedział mi o tym od razu.

Nie chciałam jednak rezygnować z ciekawej znajomości z powodu dziecka, a potem jakoś samo się potoczyło. Poznałam małego Antka i od razu bardzo go polubiłam. To był naprawdę fajny chłopiec.
Jednego tylko nie mogłam zrozumieć – tego, że Marek mieszka z rodzicami. Ja bym tak nie chciała…

– Sam nie dałbym sobie rady z Antkiem – tłumaczył, kiedy zaczęłam drążyć ten temat. – Muszę przecież pracować. A tak mama się nim zajmuje i jest dobrze.

Kiedy po roku znajomości Marek mi się oświadczył, ucieszyłam się i od razu zgodziłam. Postawiłam tylko jeden warunek. Po ślubie wynajmiemy mieszkanie i zamieszkamy sami. Nie był tym zachwycony.

– Po co? – marudził. – Dom jest duży, zmieścimy się wszyscy. Mały ma tu świetne warunki, ogród. I babcia pod ręką, zawsze pomoże.

– Nie będę mieszkała u rodziców, chcę być sama sobie gospodynią.

Wtedy po raz pierwszy padło z ust Marka zdanie, które potem, powtarzane w różnych wariantach, wykończyło nasze małżeństwo.

– Kinga mieszkała i nigdy nie narzekała. Była zadowolona. Idealnie dogadywała się z moją mamą.

– Przykro mi, ale ja nie jestem Kingą – warknęłam, próbując opanować narastającą złość.

Nie zareagował na słowa swojej matki

Pokłóciliśmy się wtedy, ale na koniec Marek obiecał, że nigdy więcej nie będzie mnie porównywał ze swoją pierwszą żoną. Przekonałam go do wynajęcia mieszkania i po ślubie zamieszkaliśmy sami. Teściowa poczuła się urażona i nie omieszkała dać mi tego odczuć. Za każdym razem, kiedy tylko pojawiła się u nas, natychmiast musiała coś skrytykować. Według niej nie umiałam ani gotować, ani sprzątać, ani zajmować się dzieckiem. Wszystko robiłam źle.

Początkowo starałam się puszczać jej uwagi mimo uszu. Jednak kiedy usłyszałam, że Kinga nigdy nie położyłaby na stół tak źle wyprasowanego obrusa, aż się zagotowałam. Jeszcze gorsze było to, że Marek w ogóle nie zareagował. Przecież siedział na kanapie i wszystko słyszał, ale nic nie powiedział.

– Mógłbyś się odezwać chociaż słowem, kiedy twoja matka tak wszystko krytykuje – zwróciłam mu uwagę wieczorem.

– O czym ty mówisz? – spojrzał zdziwiony. – Nie rozumiem…

– No choćby o tym obrusie dzisiaj.

– Nie przesadzaj, Marta, przecież mama powiedziała prawdę.

– Jaką prawdę – zatkało mnie.

– No wiesz, Kinga była bardzo dobrą gospodynią, dbała o wszystko aż do przesady.

Gapiłam się na swojego męża, jakby nie docierało do mnie to, co przed chwilą powiedział.

– Że niby ja jestem do niczego? – wykrztusiłam w końcu.

– Oj nie, po prostu jesteś inna.

– No i dobrze – warknęłam ze złością. – Nie wyobrażaj sobie, że będę drugą Kingą.

Bardzo mnie to zabolało, przez kilka dni chodziłam obrażona. Czekałam, aż Marek mnie przeprosi, ale on najwyraźniej uważał, że nie ma za co. W końcu wszystko samo wróciło do normy, ale okazało się, że to był dopiero początek.

Praktycznie przy każdej wizycie teściowej u nas w domu słyszałam, że Kinga to lub Kinga tamto. Kinga gotowała lepszy rosół, Kinga robiła smaczniejsze pierogi, Kinga bardziej dbała o dom, dokładniej sprzątała. W niczym nie potrafiłam dorównać pierwszej żonie Marka, we wszystkim była ode mnie lepsza.

Była nawet ładniejsza, zgrabniejsza, lepiej ubrana. Naprawdę!

Kiedyś poszliśmy do teściów na obiad. Już w drzwiach teściowa obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem i niemiło skomentowała odcień mojej bluzki. A potem, przenosząc wzrok na Antosia, niemal wykrzyknęła:

– O Boże, jak ty wyglądasz dziecko?!

– Cóż się mamie znowu nie podoba? – westchnęłam.

– A co ma mi się niby podobać? – rzuciła gniewnie. – Zobacz, jak ty go ubrałaś, biedaka!

Wydawało mi się, że Antek wygląda całkiem normalnie. Ot, spodnie, bluzka, jak zwyczajny siedmiolatek.

– A jak miałam go ubrać, w sukienkę? – wycedziłam.

– No wiesz co! – oburzyła się teściowa. – Kinga nigdy nie założyłaby dziecku takich spodni. Przecież to jakieś szmaty! No, nie mam racji, Mareczku? – spojrzała wyczekująco na mojego męża, a on się zgodził.

– No może i tak – powiedział.– Kinga bardziej zwracała uwagę na to, w co ubiera i siebie, i dziecko. 

– I ciebie zresztą też – dodała teściowa z wyraźną satysfakcją odmalowującą się na twarzy.

– Marek, mam tego dosyć – warknęłam do męża. – Nie życzę sobie być wiecznie porównywana do Kingi, rozumiesz?

Marek spojrzał na mnie z autentycznym zdziwieniem w oczach. Chyba jednak nie rozumiał.
Po raz pierwszy pobiegłam wtedy z płaczem do swojej mamy. Musiałam się przed kimś wyżalić. Mama wysłuchała mnie w milczeniu.

– Ech, córciu, mówiłam ci, że to może być trudne małżeństwo… – westchnęła, bo rzeczywiście, gdy dowiedziała się, że mój facet miał już rodzinę, nie była zadowolona.

– Ale ty mówiłaś, że będę wychowywać obce dziecko i biorę sobie na głowę dodatkowy obowiązek – przypomniałam jej. – Ale to nie Antek jest w naszym małżeństwie problemem, to Kinga ciągle stoi między nami. Według teściowej nie dorastam Kindze do pięt.

– Widzisz, łatwo stawiać na piedestale kogoś, kogo już nie ma. Wtedy wszystko, co robiła ta osoba, wydaje się lepsze.

– Mamo, ale ja mam tego dość. Może ona i była wspaniała, piękna, mądra i nieomylna, ale mnie to nie interesuje. Ja jestem, jaka jestem, i nie życzę sobie być do niej porównywana! – zawołałam.

– Sądzę, że musisz porozmawiać o tym z Markiem. Chyba on jeden może tu coś zmienić.

– Próbowałam, nie wiem czy to coś da. Mam wrażenie, że Marek myśli tak samo jak jego mamusia.

Najwyraźniej Marek nieumiał o niej zapomnieć

Po kilku dniach okazało się, że kupiłam Antkowi za długie spodnie. Chciałam je oddać lub wymienić, a wtedy usłyszałam, tym razem nie od teściowej, tylko od Marka, że Kinga sama potrafiłaby je skrócić. Bo umiała szyć, nawet u mamusi jest jeszcze gdzieś jej maszyna do szycia, gdybym chciała się nauczyć.

– Nie mam ochoty uczyć się szyć – warknęłam, i nie patrząc na męża, wyszłam do łazienki.

Nie panowałam nad sobą. Kiedy ochłonęłam, powiedziałam Markowi, że kiedy Antek pójdzie już spać, musimy poważnie porozmawiać. Rozmowa jednak znowu przerodziła się w kłótnię. To znaczy, ja się rozpłakałam, a Marek po raz kolejny zachowywał się tak, jakby niczego nie rozumiał. Twierdził, że czepiam się szczegółów, on w ogóle nie wie, o co mi chodzi, i że może powinnam zacząć łykać jakieś środki uspokajające.

Na koniec dowiedziałam się, że Kinga rzeczywiście była dobra, kochająca, wszystko potrafiła zrobić i idealnie dogadywała się z mamusią. W ogóle nie miała żadnych wad, a ja najwyraźniej chciałabym, żeby oni o tym zapomnieli. Poczułam, że nic nie wskóram. Jakim sposobem mam wygrać z takim ideałem? Ja, zwykła dziewczyna, która ma mnóstwo wad…

Kochałam Marka i naprawdę starałam się, by nie słyszeć uwag dotyczących Kingi. Zaciskałam zęby i milczałam, aż w końcu złapałam się na tym, że robiąc cokolwiek, zastanawiałam się, jak zrobiłaby to Kinga, co powiedziałaby na to Kinga, jak zachowałaby się w tej sytuacji Kinga.

W końcu stwierdziłam, że to chore i dłużej nie dam rady. Wytrzymałam w tym toksycznym małżeństwie dwa lata, na więcej nie mam sił. Żal mi było Antka, którego zdążyłam pokochać, ale musiałam pomyśleć o sobie. To co było między mną a Markiem zdążyło się wypalić. Duch Kingi, który stał między nami, zniszczył wszystko. Marek nie potrafił o niej zapomnieć, a teściowa cały czas mi o niej przypominała.

Wyprowadziłam się od męża i złożyłam pozew o rozwód

Marek płakał, przepraszał, obiecywał, że się zmieni, że zapomnimy o Kindze, ale już mu nie wierzyłam. Zresztą, zanim doszło do pierwszej rozprawy rozwodowej Marek zrezygnował z wynajmowanego mieszkania i znowu zamieszkał z rodzicami.

– Przecież ktoś musi zajmować się Antkiem – stwierdził po prostu.

To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam. Było mi bardzo przykro, że mój związek się rozpadł. Ciągle jeszcze coś czułam do męża, ale nie mogłam dłużej tego ciągnąć. Nie żałowałam swojej decyzji. To małżeństwo mnie niszczyło, chciałam zacząć wszystko od nowa.

Czytaj także:
„Mój brat jest opętany. Nigdy nie odsłania okien. Nie opuszcza swojego pokoju, a leki nie pomagają”
„Mając 50 lat, wyleciałam z pracy. Nie potrzebowali starej bibliotekarki. To optymizm męża pomógł mi o siebie zawalczyć”
„Mąż odszedł, gdy córka miała 8 lat. Wstydzę się przed ludźmi, że się zakochałam i dlatego ukrywamy się w lesie”

Redakcja poleca

REKLAMA