Naprawdę nic pani nie wiedziała o przeszłości tego człowieka? – prokuratorka patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami. A ja mogłam tylko rozłożyć ręce.
– Nie wiedziałam – odparłam drżącym głosem. – Gdybym zdawała sobie sprawę, z kim się wiążę, po prostu bym sobie darowała.
– Różne rzeczy już tutaj widziałam i różnych historii słuchałam – odparła. – Nie uwierzy pani, ile kobiet zawiera małżeństwa z kryminalistami.
– Ale ja nie wiedziałam! – zawołałam z rozpaczą. – Przecież nie sprowadziłabym dzieciom na kark takiego strupa!
Prokuratorka pokiwała głową, coś zapisała na kartce.
– Zdaje sobie pani sprawę, że mogę postawić pani zarzuty dotyczące braku należytej opieki nad dziećmi?
– Niech pani robi, co chce, byle były bezpiecznie.
Westchnęła ciężko, a potem znów wbiła we mnie wzrok.
– Właśnie dlatego, że tak pani mówi, nie bardzo chcę to robić. Miewam tutaj różne talenty, które płaczą na zawołanie, odgrywają rozpacz, ale po latach pracy umiem ich odróżnić od ludzi, którzy naprawdę cierpią. I którym zależy przede wszystkim na innych, nie na sobie. Pani wydaje się właśnie kimś takim. Ale zaniedbanie z pani strony nastąpiło i tego nic nie cofnie, a ja stoję na straży prawa.
Nie odpowiedziałam. Naprawdę było mi wszystko jedno, co ze mną będzie. Tyle że gdyby odebrano mi prawa rodzicielskie, ucierpiałyby na tym dzieci. A może zasłużyłam na to, żeby mi je odebrano? Przecież byłam ślepa i głucha przez tak długi czas…
Był kompresem na zbolałą duszę porzuconej kobiety
Stefana poznałam dwa lata wcześniej. Byłam jakiś czas po rozwodzie, moje postanowienie, że nie chcę już mieć do czynienia z mężczyznami, nieco zbladło.
I właśnie Stefan okazał się takim kompresem na zbolałą duszę porzuconej kobiety. Dobrze, że mieszkanie wniosłam do pierwszego małżeństwa jako własny majątek, bo Marek chciał je sprzedać i podzielić. Na szczęście było prawnie zabezpieczone.
Stefan pojawił się w moim życiu zupełnie nagle. Jednego dnia byłam samotną gorzkniejącą kobietą, a drugiego zakochaną nastolatką, zapatrzoną w idealnego mężczyznę.
Poznałam go w kawiarni, do której wyciągnęła mnie koleżanka. Zostawiłam Pawełka pod opieką Ani i poszłam. Ania miała już trzynaście lat i umiała się zająć zarówno sobą, jak i pięcioletnim braciszkiem.
O Pawełka zresztą między innymi poszło w moim rozwodzie. Urodził się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Marek tego nie wytrzymał. A że okazał się przy okazji ostatnim bydlakiem, to już inna sprawa.
Jakoś tak się złożyło, że koleżanka musiała skrócić spotkanie, coś tam się wydarzyło u niej w domu, mąż po nią zadzwonił. Zostałam jeszcze na chwilę, żeby dopić spokojnie kawę. Stefan przysiadł się do mojego stolika.
W pierwszej chwili zaprotestowałam, ale był tak ujmujący, że nie miałam siły go odgonić. I tak to poszło. Ani się obejrzałam, jak znaleźliśmy się w urzędzie stanu cywilnego, żeby ustalić termin ślubu.
Stefan też był po rozwodzie i również ciężko go przeżył. Tak przynajmniej mi mówił.
Zanim jeszcze wzięliśmy ślub, zamieszkał z nami. Ania go zaakceptowała, bo był dla niej miły, a Pawełkowi brakowało w życiu mężczyzny. Poza tym Stefan zaczął zabierać go w różne miejsca, na co ja nie miałam dotąd czasu, zajęta utrzymywaniem domu.
Niepokojące sygnały
Prokurator zerknęła w notatki, coś tam dopisała, wróciła do ich początku, a potem zapytała: – Kiedy zaczęła pani podejrzewać, że coś jest nie tak? Że nie jest tak dobrym ojczymem, jak się pani wydawało?
Przełknęłam ślinę. Prawda była taka, że już kilka miesięcy po ślubie zaczęły się niepokojące oznaki. Ale nie zwracałam na nie większej uwagi. Ania straciła sporo serca i sympatii dla Stefana, a on rzadziej zapewniał atrakcje Pawełkowi. Zresztą mój synek również zaczął patrzeć na niego inaczej.
– Przypuszczałam, że to przejściowe – tłumaczyłam prokurator Sobeckiej. – W rodzinach zdarzają się takie rzeczy jak kryzysy. A co dopiero w rodzinie, w której jeden z członków jest w zasadzie obcy dla wszystkich.
– Dla pani też? – padło natychmiast pytanie.
– Dla mnie trochę też – odparłam. – Zaczęłam się zastanawiać, czy nie za szybko zdecydowaliśmy się na małżeństwo. Z jednej strony znałam go krótko, lecz z drugiej miałam wrażenie, że jest mi pisany, że spotkaliśmy się już kiedyś, w innym życiu.
– Zakochała się pani – podsumowała prokurator. – To nie jest karalne. Ale zaniedbanie opieki nad dziećmi już tak. Kiedy dowiedziała się pani, co wyprawia Stefan K.?
– Kiedy się dowiedziałam czy kiedy przyjęłam to do wiadomości? – uściśliłam.
– Dobre pytanie – pokiwała głową. – Jedno i drugie.
Na początku w ogóle nie chciałam słuchać tego, co ma mi do powiedzenia Ania.
– Słuchaj, że raz czy drugi Stefan cię przytuli, to chyba normalne – oznajmiłam. – Przecież zastępuje wam ojca…
– Ojciec w życiu mnie tak nie dotykał! – zaprotestowała.– To jakiś zboczeniec!
Ofuknęłam ją. Trudno było w to uwierzyć. Nasze pożycie intymne układało się idealnie, drugi mąż nie musiał szukać spełnienia na zewnątrz, a już na pewno nie przez wykorzystywanie nieletniej dziewczyny!
Moją czujność wzbudziło coś innego. Pawełek zaczął się coraz dziwniej zachowywać. Raz lgnął do Stefana, a innym razem miałam wrażenie, że się go boi jak ognia. Składałam to na karb zaburzeń związanych z porażeniem. W dodatku u małego ujawniła się padaczka, więc w ogóle jego funkcjonowanie uległo pogorszeniu.
Ania nie poruszała już więcej tematu obmacywania jej przez Stefana, ale też starała się z nim nie zostawać sam na sam w domu. Wychodziła do koleżanek, stała się krnąbrna. Stefan kiedyś nawet burknął coś, że warto by ją nauczyć dyscypliny, ale go wówczas ochrzaniłam. Czułam, że coś jest nie tak, jednak nie chciałam tego do siebie dopuścić. Dopiero kiedy na własne oczy zobaczyłam…
– Widzi pani, dlaczego tak bardzo chciał wziąć szybko ślub – powiedziała prokurator. – Bał się, że prędzej czy później nie wytrzyma w narzeczeństwie i się ujawni ze swoją podłością. No i mogłaby się pani dowiedzieć, że nie przebywał parę lat w żadnej Nowej Zelandii, jak pani wmówił, tylko odsiadywał kolejno trzy wyroki.
Nie miałam co na to odpowiedzieć. Zachowałam się jak gówniara, zapatrzona w wymarzony ideał. Jak mogłam tak postąpić? Jak mogłam stać się aż tak zaślepiona?
– Co dalej będzie, pani prokurator? – spytałam.
– A co ma być? – wzruszyła lekko ramionami. – Stefan dostanie zarzuty znęcania się nad pasierbem i pasierbicą. Biorąc pod uwagę warunki recydywy, prędko z więzienia nie wyjdzie. I nie ma mowy, żeby odpowiadał z wolnej stopy. Dostał już trzy miesiące aresztu. A pani niech zakłada sprawę rozwodową.
– A ze mną co? – dopytywałam. – Także dostanę zarzuty?
Prokuratorka westchnęła i pokręciła głową.
– Trochę panią nastraszyłam, ale nie zamierzam się z tym bawić. Po pierwsze, sama pani padła ofiarą tego kryminalisty, a po drugie, właśnie pani zgłosiła sprawę na policję i zrobiła wszystko, żeby ten typ odpowiedział za swoje postępki. A karę za lekkomyślność sama sobie pani wymierzy.
Miała rację. Zawód i wstyd przed córką, że jej nie wierzyłam, były największą karą.
Czytaj także:
„Moja żona oszalała na punkcie pieniędzy. Jeszcze chwila, a mnie sprzeda na organy, żeby kupić sobie nową kieckę”
„Aleksandra chciała oskubać męża, żeby się gzić z młodszym kochasiem. Cwana lafirynda myślała, że jej się upiecze”
„Banda rozbestwionych małolatów chciała wpędzić mnie do grobu. Zawiodłam jako nauczyciel i pedagog szkolny”