Kiedy przeszedłem na emeryturę, nie za bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wciąż byłem młody, bo czymże jest czterdzieści pięć lat w stosunku do wieczności…
– Zajmij się czymś – radziła moja mądra żona Elżbieta, gdy snułem się po domu z kąta w kąt. – Poczytaj coś, odwiedź kolegów w komisariacie, idź na ryby, pobiegaj dla zdrowia. Albo wiesz co? Ugotuj obiad, a ja sobie posiedzę, hm?
– Kpij sobie, kpij… Zawsze mnie goniłaś z kuchni, a teraz ugotuj…
Próbowałem czytać, nawet na ryby się wybrałem, ale siedzenie w jednym miejscu szybko mnie znudziło. Nie byłem przyzwyczajony do takiego życia. Dotąd zawsze coś się działo, a teraz… Ech, miałem cichy żal do żony, że nie chce zrozumieć, jak się czuję.
– Jak bezużyteczny, jak odpadek… – marudziłem.
Wzdychała tylko i patrzyła na mnie rozbawiona.
– Oj, Marian, Marian, ty i twoje problemy… Wiesz, kogo wczoraj przywieźli na izbę? Pacjenta z czymś dziwnym w odbycie, bo założył się z kolegami… Oszczędzę ci szczegółów – Elżbieta pracowała jako pielęgniarka w pogotowiu, gdzie była świadkiem takich rzeczy, że głowa mała.
Aha, czyli moje problemy nie były ważne. A w każdym razie mniej ważne niż coś tam w cudzym tyłku. Pięknie!
Postanowiłem jednak skorzystać z rady żony i odwiedzić niedawnych kolegów.
Poczułem się, jakby nic już mnie nie czekało
Usiadłem w dyżurce i z zazdrością popatrzyłem na dyżurnego odbierającego telefony. Temu to dobrze, miał zajęcie. Potem wpadłem do chłopaków z dochodzeniówki. Tam też mieli co robić. Jak zwykle. Poczułem się, jakbym tylko ja jeden nie posiadał celu w życiu, jakby nie czekała mnie już żadna ciekawa przyszłość.
– Maniek, a może pogadasz z Wieśkiem? – rzucił Jarek, gdy piłem u niego kawę. – Poszedł na emeryturę i założył biuro detektywistyczne.
– Ech… – machnąłem ręką.
– Słyszałem, że pytał chłopaków, czy któryś nie chciałby mu pomóc. Zdaje się, że ma sporo zleceń.
– I co niby robiłbym u niego? Śledził niewiernych małżonków i pstrykał rozwodowe fotki? – zadrwiłem.
Kilka dni później zadzwoniłem jednak do Wieśka i umówiliśmy się w jego biurze. Elżbieta przyklasnęła temu pomysłowi, twierdząc, że jak poczuję się potrzebny, chandra mi przejdzie jak ręką odjął. Może, może… A może po prostu chciała się pozbyć z domu męża marudy.
Tak czy siak, udałem się do biura kolegi, który faktycznie nie wyrabiał się ze zleceniami.
– Świetnie, że wpadłeś – ucieszył się.– Przydasz się. Właśnie kogoś takiego jak ty: sprawnego, doświadczonego i godnego zaufania potrzebowałem. Obaj zarobimy. A pieniądze zawsze się przydadzą, prawda?
– Zajęcie też – mruknąłem.
– Oj, na brak zajęcia to nie będziesz narzekał – zapewnił mnie.
Pozostało mi tylko zdobyć stosowne dokumenty, no i zacząłem pracę prywatnego detektywa.
Pierwsze zlecenie
Tego dnia przyszedłem do biura wcześniej. Zrobiłem kawę i przejrzałem raport dla Wieśka dotyczący ostatniego zlecenia. Nagle do biura weszła… ona. Przyznam, że tak ślicznej kobiety dawno nie widziałem. Była już po czterdziestce, ale wyglądała oszałamiająco.
– Ten drań mnie zdradza! – oznajmiła z żalem i wlepiła we mnie swoje piękne, błękitne oczy. – Chcę rozwodu, ale potrzebuję dowodu na jego zdrady.
Słuchałem niezbyt uważnie, bo się zagapiłem. Cóż, chłop jest chłop…
– Dzień dobry – od podziwiania widoków oderwał mnie głos Wieśka.
– Och, jak dobrze, że pana widzę – ślicznotka skierowała swoją uwagę na mojego kolegę. – Ten drań na pewno mnie zdradza! Wczoraj wrócił do domu później niż zwykle, a na jego koszuli zauważyłam różową szminkę. Ja nie używam takich kolorów.
– Pani Aleksandro – Wiesiek najwidoczniej znał tę kobietę. – Proszę usiąść, porozmawiamy. Marian, zostań – polecił mi, widząc, że zamierzam wyjść z pokoju.
Przysłuchiwałem się ich rozmowie, dyskretnie obserwując kobietę. Wydawała się taka krucha, nieszczęśliwa…
Z rozmowy wynikało, że mąż Aleksandry nie tylko ją zdradza, ale także ukrywa przed nią stan konta bankowego (na pewno wydaje forsę na swoje kochanki!), unika jej, nie szanuje (wciąż tylko delegacje i delegacje!), no i w ogóle się nią nie interesuje.
– Chcę rozwodu, ale wyłącznie z jego winy – oznajmiła na koniec. Nieco zdziwiła mnie stanowczość z jaką to powiedziała. Gdzieś zniknęła delikatna, niemal eteryczna, bezbronna, skrzywdzona istota, a w jej miejsce pojawiła się twarda, pewna siebie kobieta. Może nawet przebiegła i wyrachowana? – Chcę domu, obu samochodów i alimentów.
– Alimentów na dzieci? – wtrąciłem.
Pani Aleksandra spojrzała na mnie jak na wariata.
– Na dzieci? – prychnęła. – Nie mamy dzieci. Alimentów dla mnie. Zajmowałam się domem przez tyle lat, więc coś mi się chyba należy, prawda?… – znowu zaczęła się żalić, wracając do roli biednej, pokrzywdzonej żony.
Wiesiek obiecał, że zajmie się sprawą, a kiedy klientka wyszła, spojrzał na mnie, unosząc brwi.
– I co o tym myślisz?
– Hm… Trochę to dziwne. Z jednej strony prawie się rozpłakała, gdy opowiadała o zdradach, ale z drugiej… Widziałeś ten błysk w oczach, gdy mówiła o domu, autach i alimentach?
Wiesiek zaczął obgryzać końcówkę ołówka.
– Trzeci raz w tym roku przychodzi tutaj i prosi o dowody zdrady męża – odezwał się po chwili milczenia. – Zrobiłem, co mogłem, śledziłem go przez ponad miesiąc, dzień w dzień, zebrałem opinie… i wyszło, że facet jest zupełnie czysty. Żadnych kochanek na boku, romansów czy flirtów. Praca, dom, praca, dom. Nawet z kolegami nie wychodzi po robocie. Wszelkie spotkania umawia w biurze. Żadnych obiadków czy kaw na mieście.
– Może coś przeoczyłeś? – spytałem, choć znałem skrupulatność Wieśka.
Wzruszył ramionami.
– Więc może ja za nim pochodzę? – zaoferowałem się. – A nuż z nowym spojrzeniem uda mi się czegoś dowiedzieć?
Wiesiek nadal obgryzał ołówek.
– Spróbuj – zdecydował. – Ja już nie mam pomysłów.
Zacząłem zbierać informacje o mężu pięknej Aleksandry. Dyskretnie, po cichu, korzystając z dawnych znajomości. Było tak, jak mówił Wiesiek. Normalnie anioł nie facet. Przez ponad miesiąc nie udało mi się przyłapać go na czymkolwiek. Ale próbowałem dalej.
To dziwne spotkanie mnie zaintrygowało
Pewnego wieczoru siedziałem w aucie przed firmą naszego figuranta i zauważyłem, że do budynku weszła jakaś kobieta. Na pierwszy rzut oka wyglądała na elegancką bizneswoman. Sprawdziłem prędko kamery i podsłuch, jakie zainstalowaliśmy w firmie. Kobieta zmierzała korytarzem prosto do gabinetu męża Aleksandry.
Usłyszałem szelest otwieranych drzwi.
– Dobry wieczór – w słuchawkach rozbrzmiał miły kobiecy głos.
– Dobry wieczór. Byliśmy na dzisiaj umówieni?
– Nie – kobieta roześmiała się perliście. – Przechodziłam obok i postanowiłam cię odwiedzić.
– Mnie? – w głosie mężczyzny usłyszałem zaskoczenie. – Czy my się znamy?
– Oj, Krzysiu, Krzysiu…
„Jest! – pomyślałem. – Po miesiącach śledzenia wreszcie coś mamy”.
– Proszę wybaczyć, ale nie pamiętam…– figurant wykazywał daleko idącą ostrożność.
– Ja wiem, wiem… boisz się, żeby Ola niczego nie odkryła…
Szelest papierów. Ostrożnie spróbowałem skierować kamerę na biurko w gabinecie tak, by się nie zorientowali.
– Ależ, co pani opowiada?!
Zgrzyt odsuwanego krzesła.
Idealnie trafiłem! Udało mi się zsynchronizować obrót kamery ze zgrzytem krzesła. Nic nie usłyszeli, a ja teraz widziałem wyraźnie biurko i siedzącą na jego brzegu kobietę. Figurant wstał i się odsunął.
– Kim pani jest?! Skąd zna pani moją żonę?
– Marzena – kobieta poprawiła spódnicę, odsłaniając udo. – Wybacz, misiu, tamtej nocy zapomniałam się przedstawić.
– Pani mnie chyba z kimś myli – Krzysztof przeszedł na drugi koniec pokoju i zniknął mi z pola widzenia. – Proszę wyjść, bo wezwę ochronę.
Kobieta znowu roześmiała się perliście, filmowo.
– Wezwiesz ochronę? Do mnie? Żeby mnie stąd wyprowadzili? I co im powiesz? Że twoja kochanka przyszła cię poinformować o ciąży, a ty ją wyrzucasz?
Ciąża! Mamy go!
– Proszę w tej chwili wyjść. Nie znam pani. I nie zamierzam poznawać – surowy, stanowczy głos mężczyzny dał mi do myślenia. – Nie wiem, co sobie pani ubzdurała, ale na pewno nie ja jestem ojcem pani dziecka.
– A to się okaże w sądzie – kobieta zsunęła się z biurka, poprawiła spódnicę i niespiesznie wyszła.
Gapiłem się jeszcze chwilę w obraz z kamery, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Figurant poluzował krawat.
Zerknąłem na kamerę pokazującą wejście do budynku. Kobieta, która przedstawiła się jako Marzena, wychodziła, szukając czegoś w torebce. Po chwili wyjęła telefon. Żałowałem, że nie mogę usłyszeć, o czym rozmawia. Ani z kim. Gdy podjechała taksówka, kobieta wsiadła. Uznałem, że chwilowo zrezygnuję ze śledzenia figuranta i pojadę za taksówką. Zadzwoniłem prędko do Wieśka.
– Słuchaj, podeślij kogoś pod firmę, ja jadę za… – nie wiedziałem, jak określić Marzenę – za potencjalną kochanką figuranta. Odwiedziła go w biurze, ale było jakoś dziwnie. Albo naprawdę jej nie zna, albo minął się z powołaniem i powinien zostać aktorem. Potem pokażę ci nagrania z kamery i podsłuchu. Teraz pojadę za nią, może zdobędę więcej informacji.
Wiesiek nie zadawał zbędnych pytań.
Pojechałem więc za Marzeną. Ku mojemu zaskoczeniu taksówka zatrzymała się przed domem Aleksandry i jej męża. Figurantka wysiadła, weszła przez furtkę i skierowała się w stronę otwartych drzwi. Stała w nich nasza klientka.
Zaparkowałem, przekradłem się przez ogrodzenie i skryłem się między krzewami otaczającymi dom. Na szczęście zapadał już zmrok. Powoli, by nie narobić hałasu, podszedłem pod jedyne okno, w którym świeciło się światło. Zza uchylonej szyby docierały do mnie słowa rozmowy.
– Zrobiłam, jak chciałaś. Powiedziałam, że jestem w ciąży i zachowywałam się, jakbyśmy dobrze się znali.
To Aleksandra miała młodego kochanka
– Super. Śledzą go i zainstalowali w biurze podsłuch. Więc jeśli to się nagrało, będę miała piękny dowód dla sądu.
– Naprawę myślisz, że się uda?
– Przecież jesteś w ciąży, prawda? Zanim urodzisz i będzie można zrobić badania na ojcostwo, minie trochę czasu, zdążę wziąć rozwód. A ty zawsze możesz potem powiedzieć, że się pomyliłaś.
– Niby racja.
– W razie czego graj na zwłokę – poinstruowała fałszywą kochankę przebiegła małżonka. – A teraz jedź już do siebie. Wezwać ci taksówkę?
Odszedłem prędko spod okna i chyłkiem wróciłem do auta. Domyśliłem się, co jest grane. Aleksandra koniecznie chciała wrobić swojego męża w zdradę. Pytanie: dlaczego?
Wróciłem do biura i podzieliłem się informacjami z Wieśkiem.
– Według mnie to nasza klientka chce odejść, ale szuka pretekstu – uznał.
– Skoro tak… to może śledzimy nie tę osobę, co trzeba?
– Myślisz, że… – nie musiał kończyć. Rozumieliśmy się bez słów.
– Dokładnie. Piękna Aleksandra musi mieć coś za uszami. Tylko dlaczego tak jej zależy na rozwodzie z wyłącznej winy męża? Z powodu alimentów?
Zastanawialiśmy się przez chwilę. Wiesiek znów namiętnie obgryzał końcówkę ołówka.
– Słuchaj, a może oni przed ślubem zawarli intercyzę? – zasugerował po krótkiej chwili.
– I może jest tam zapis, że w przypadku rozwodu z jego winy ona dostaje wszystko – dodałem.
– Albo jeśli to ona zawali małżeństwo, to zostaje z niczym – dokończył Wiesiek.
– Sprawdzamy? Niby nie za to nam płaci, ale…
– Nieważne. Mam swoje zasady, prowadzę uczciwy biznes. Poza tym nie dam się wystrychnąć na dudka jakimś dwóm amatorkom – Wiesiek uniósł się honorem.
Postanowiliśmy więc przyjrzeć się bliżej pięknej Aleksandrze.
To co odkryliśmy, potwierdziło nasze podejrzenia.
Rzeczywiście, Aleksandra i jej mąż podpisali przed ślubem intercyzę. Jasno z niej wynikało, że ten z małżonków, który dopuści się zdrady, zostanie uznany za winnego rozpadu małżeństwa i poniesie wszelkie wynikające z tego konsekwencje.
Pomysł wyszedł od Krzysztofa, do niedawna figuranta, a teraz porządnego faceta w kłopocie.
– Wiecie, panowie… – siedział u nas w biurze, przeglądając zebrane przez nas dowody zdrady żony z młodym kochankiem. Był nie tyle oburzony, co smutny. – To moja trzecia żona. Wiedziałem, że nie wychodzi za mnie z miłości, ale… liczyłem na to, że z czasem mnie pokocha. Miałam nadzieję na przyjaźń, szacunek. Chciałem jej dać wszystko, co najlepsze, podzielić się z nią tym, co mam. Jednak nie jestem naiwniakiem ani idiotą, który nie uczy się na własnych błędach. Chciałem uniknąć sytuacji, gdy ktoś znowu mnie wykorzysta, zdradzi, a potem odejdzie, zabierając połowę mojego majątku. Stąd intercyza. Wcześniej sporo mnie kosztowało odrobienie, nazwijmy to, strat.
Wisiek uznał, że bez alkoholu się nie obędzie.
– Ech, wiesz co, Krzychu? – oznajmił przy drugiej butelce whisky. – Ty jesteś równy chłop, tylko zwyczajnie masz pecha do bab. Jak znowu jakąś poznasz, to przyjdź najpierw do nas. Sprawdzimy ją, czy kocha ciebie, czy tylko twój szmal.
– Właśnie – przytaknąłem. – Musimy sobie pomagać. Męska lojalność rządzi.
– I nie bierz już młodej, tylko dojrzałej poszukaj – pouczał Wiesiek. – Takiej, co to zna życie i docenia uczucia – rzucił na koniec górnolotnie.
Z czułością pomyślałem o Elżbiecie. Moja żona nigdy nie zrobiłaby mi czegoś takiego. Tego byłem pewien. Nawet gdybym miał kasy jak lodu.
Czytaj także:
„Babcia wpakowała się do grobu jeszcze przed śmiercią. Zaplanowała ceremonię i stypę. Kupiła sobie nawet garsonkę do trumny”
„Banda rozbestwionych małolatów chciała wpędzić mnie do grobu. Zawiodłam jako nauczyciel i pedagog szkolny”
„Na cmentarzu spotkałam miłość z podstawówki. Rozpacz po stracie małżonków nas rozpaliła i zaprowadziła do łóżka”