Młody nie jestem, to prawda. Ale czy to jest powód, żeby zabraniać mi wszystkiego? Bez przerwy słyszę: „Tato, daj spokój!”, „Tato, w twoim wieku…”; „Tata musi się oszczędzać…” „Tato, odpocznij, nie możesz się forsować”. Czasem mam wrażenie, że moje dzieci czułyby się najlepiej, gdybym leżał plackiem w łóżku z gromnicą w ręku i grzecznie czekał na śmierć.
Ale ja nie dam pochować!
Wiem, że dbają o mnie, a ich troska nie jest udawana, naprawdę chcą dla mnie dobrze. Tyle że ja nie czuję się na swoje lata i mam ochotę jeszcze wiele zdziałać. A ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam za dużo czasu, to chcę ten czas wykorzystać najlepiej, jak się da.
Czepiam się tego życia, wyszarpuję każdy dzień pazurami i nie pozwolę zrobić z siebie jakiegoś niedołężnego staruszka.
Kilka lat temu zmarła moja żona. Załamałem się. Myślałem, że zestarzejmy się razem, będziemy ze sobą aż do śmierci. Naszej śmierci. A ona mnie zostawiła… Dla dzieci to też był szok, ale prędzej się pozbierały i pomogły mi stanąć nogach.
Może dlatego czują się za mnie odpowiedzialne? Kiedy mieszkałem sam, codziennie do mnie dzwonili, a raz na dwa dni pojawiał się u mnie któryś z synów. Córka bywała rzadziej, bo mieszka w innym mieście, ale i ona często dzwoniła.
Rok temu najstarszy syn uznał, że najlepiej będzie, jak zamieszkam z nim.
– Nie będziesz musiał gotować, prać, robić zakupów – przekonywał. – U nas miejsca jest dosyć, nie będziemy sobie przeszkadzać. A i nam będzie łatwiej, bo jakby co, to zajmiesz się Kamilkiem.
Kamilek to mój 9-letni wnuk. Za mały, żeby mógł sam zostać na noc. Rozważałem tę propozycję przez kilka tygodni. Miała wiele plusów, ale i wiele minusów. Nie byłbym już tak niezależny. A poza tym obawiałem się, że ich troska o mnie przerodzi się w nadopiekuńczość.
Jedna rzecz przeważyła na korzyść
Mogłem wynająć swoje mieszkanie, a za te pieniądze podróżować. To było coś, o czym zawsze marzyłem, a nigdy nie miałem na to czasu ani środków. Natomiast teraz mógłbym dysponować i tym, i tym!
Zgodziłem się zatem i od razu potajemnie zacząłem przeglądać oferty biur podróży i klubów seniora. Nie interesowały mnie zorganizowane wycieczki na Kretę czy inną Majorkę… Ja chciałem zdobywać szczyty, poczuć wiatr w żaglach, polować na grubego zwierza.
Oczywiście w przenośni, przecież zdawałem sobie sprawę, że jak się ma 75 lat, szaleństwem jest jazda na rowerze po ścieżce rowerowej. Dlatego właśnie najbardziej interesowały mnie oferty klubów seniora. Były naprawdę atrakcyjne.
Na początek wybrałem trzydniowy wyjazd na Mazury. W programie były spacery, jazda na nartach biegowych (jeżeli pogoda dopisze) i tropienie leśnych zwierząt. Opłaciłem wycieczkę, spakowałem się i dopiero wtedy poinformowałem rodzinę o swoich planach.
Tak jak myślałem, wybuchła panika.
– Tato, ty chyba nie wiesz, co robisz! – Marek złapał się za głowę. – Jest zimno, rozchorujesz się! A w twoim wieku byle przeziębienie może się źle skończyć.
– Biegówki to wcale nie jest bezpieczny sport! – lamentowała synowa. – A przecież tata już nie ma tak młodych stawów i kości jak dawniej…
– Jak chcesz gdzieś wyjechać, to może załatwimy ci sanatorium? – przekonywała mnie przez telefon córka.
Spokojnie wysłuchałem wszystkich obaw i przestróg, podziękowałem za troskę i dobre rady, a potem… wyjechałem. Było cudownie! Okazało się, ze takich jak ja – pełnych życia staruszków – w naszym kraju jest naprawdę sporo. Cały program był tak opracowany, żebyśmy się nie przeforsowali, a jednocześnie poczuli trochę adrenaliny i zażyli ruchu.
Byłem zachwycony
Jedyne, co psuło mi ten wyjazd, to nieustanne telefony od moich dzieci z pytaniami, jak się czuję. Postanowiłem, że będę wyjeżdżał tak często, jak się da. Czasem są to dwudniowe wypady, czasem tygodniowe wycieczki.
Ostatnio zainteresowała mnie oferta wyjazdu latem do Norwegii, żeby oglądać wieloryby. Zapisałem się już, ale dzieciom jeszcze nic nie powiedziałem. Chociaż to będzie już moja czwarta eskapada z seniorami, synowie i córka nadal okropnie się tym stresują.
Poniekąd ich rozumiem, bo sam pamiętam, jak się denerwowałem, kiedy oni wyjeżdżali pod namiot. Ale byli wtedy jeszcze dziećmi, a ja jestem pełnoletni!
Trudno, ja ze swoich pasji nie zrezygnuję. Skoro tak bardzo mnie kochają, to muszą zrozumieć, że te wyjazdy są dla mnie ogromnie ważne. To dzięki nim nabieram takiej siły do życia!
Czytaj także:
„Zwierzałam się przyjacielowi z wszystkich zauroczeń. To on odciągnął mnie od bawidamka i wpędził w ramiona tego jedynego”
„Mąż skutecznie zniechęcał mnie do powrotu do pracy po ciąży. Było mu wygodnie z pełnoetatową służącą i kucharką”
„Babcia przepuszcza oszczędności życia na dyrdymały. Zapłaciła 3 tysiące za drzazgę z rzekomego krzyża Jezusa!”