– Co to? – uśmiechnąłem się, widząc u swojej siostry dziwny drewniany krzyżyk z wmontowaną szybką, za którą były wsadzone jakieś nitki.
– To? Relikwia świętego Jana Pawła II. – odparła Majka. – Dostałam ją od babci na drugą rocznicę ślubu. Mój mąż także dostał podobny krzyżyk i zdaje się, że babcia kupiła tego więcej, bo zdążyła już obdarować takimi relikwiami pół rodziny.
– Relikwiami papieża? I co, to niby mają być te nitki? Co to za bzdura? – zainteresowałem się od razu.
– To nie nitki, tylko fragmenty jego sutanny. Podobno po śmierci papieża została ona pocięta i była rozdawana wiernym, na ich życzenie – wyjaśniła mi siostra.
– A skąd nasza babcia je ma? – spytałem.
Byłem zdumiony
Do tej pory wydawało mi się, że relikwia to taka święta rzecz, którą trzyma się w kościele pod kluczem. A nie stawia sobie w domu, za szybą w kredensie.
– Kupiła je w internecie – powiedziała na to moja siostra, czym wprawiła mnie w jeszcze większe zdumienie. – Kompletnie oszalała na tym punkcie! – dodała.
– W internecie? – powtórzyłem.
– No co się tak dziwisz? Dałeś jej komputer i nauczyłeś ją, jak go używać, no to teraz masz! – stwierdziła na to Majka, jakby nieco oskarżycielsko.
– Dałem jej swojego starego laptopa, aby mogła za darmo kontaktować się z rodziną i swoimi przyjaciółkami, rozsianymi po całym świecie! A nie szalała na jakichś oszukańczych aukcjach! – zaprotestowałem.
– Babcia twierdzi, że te aukcje są prawdziwe – Majka wzruszyła ramionami.
– Już ja z nią o tym pogadam! – obiecałem siostrze.
Kilka dni później wpadłem do babci. Wyglądała świetnie, a policzki miała zaróżowione z emocji.
– Co robisz? – zapytałem, kiedy, zamiast jak zwykle poczęstować mnie kawą i ciastem, kręciła się niespokojnie, cały czas zerkając na otwartego laptopa. – Zachowujesz się jak nastolatek, który tylko patrzy, jak zwiać do komputera, by dokończyć grę – dodałem z wyrzutem.
– Nic nie rozumiesz! – babcia machnęła ręką. – Ja teraz licytuję!
Gdybym nie wiedział od siostry o nowej obsesji babci, to pewnie bym pomyślał, że chodzi o grę w brydża, którego zresztą babcia uwielbia. Ale tak nabrałem pewności, że chodzi o internetową aukcję.
– Co licytujesz? – zainteresowałem się, mając jeszcze nadzieję, że chodzi o jakiś aparat do mierzenia ciśnienia albo krem na zmarszczki…
– Relikwię! – babcia powiedziała wprost. – Drzazgę ze świętego krzyża za trzy tysiące złotych. Chciałabym dostać gwóźdź z krzyża, ale na amerykańskim portalu aukcyjnym są po siedem tysięcy złotych… Nie stać mnie z mojej skromnej emerytury.
Popatrzyłem w jej roziskrzone pożądaniem oczy i poczułem się dziwnie nieswojo…
„Tak musieli wygadać średniowieczni fanatycy” – pomyślałem.
– Babciu! Naprawdę wierzysz, że to drzazga z krzyża, na którym umierał Pan Jezus? Albo ten gwóźdź – byłem zdumiony, że okazała się taka naiwna. – Wiesz, że podobno, gdyby zebrać wszystkie rzekome drzazgi z tego krzyża, to miałby on wysokość nie tyle kilku metrów, co… kilometrów? Ktoś to podobno obliczył…
Do babci nie trafiły moje argumenty
– Ma certyfikat autentyczności – wymamrotała.
– Naprawdę? Taki, jak lodówka od producenta – zakpiłem.
– Nie drwij sobie ze świętości! – babcia pacnęła mnie w ramię. – Certyfikat, czyli pieczęć i podpis samego papieża! – dodała.
– Pewnie tak samo autentyczny, jak cała reszta… – mruknąłem.
Babcia jednak już była w drugim pokoju, do którego nie docierał mój głos. Wróciła po chwili, niosąc coś z nabożeństwem w rękach. Drewnianą szkatułkę, w której do tej pory trzymała biżuterię, a teraz…?
– Popatrz tylko! – powiedziała, powoli otwierając pudełko. – Mam już włosy świętego Franciszka z Asyżu! Kupiłam ten kosmyk za dwa tysiące złotych, akurat na trzy miesiące przed tym, nim papież przyjął jego imię. Teraz ten kosmyk jest wart pewnie o wiele więcej, ale ja go nikomu nie sprzedam!
– A to? – zapytałem, wpatrując się z obrzydzeniem w drewniany krzyżyk, w który był wprawiony… ludzki ząb.
– Ząb świętej Teresy! – odparła z zadowoleniem babcia. – Wiesz, mojej patronki. Nie był drogi, kosztował tylko tysiąc złotych. Nie mogłam go sobie odmówić!
– Babciu, po co ci to wszystko?.. – podjąłem ryzykowny temat.
Przecież wiedziałem, że nie ma jakiejś wyjątkowo wysokiej emerytury. A jeszcze ją teraz wydaje na… swoje nowe hobby.
– Jak to po co? – babcia się obruszyła. – Przecież to są święte rzeczy! Relikwie! Talizmany chroniące przed nieszczęściem! Zapiszę je w testamencie tobie i Majce – zaznaczyła takim tonem, jakby zrobiła ponadczasowe inwestycje.
Widziałem wyraźnie, że nie da sobie niczego wytłumaczyć, tylko jeszcze się zacietrzewi, więc odpuściłem. Wyszedłem od niej oszołomiony i kiedy dotarłem do domu, czułem, że potrzebuję, aby ktoś mi wytłumaczył, o co chodzi z tymi relikwiami. Przecież to musiał być jakiś nieziemski wprost przekręt!
Dlaczego nikt na niego nie reaguje?
Ani Kościół, ani policja? W końcu zdecydowałem się wykręcić dobrze mi znany, choć od dawna nieużywany numer.
– Tak, słucham? – odezwał się głos Maćka, mojego kolegi jeszcze ze szkoły, który został księdzem.
– Słuchaj, muszę z tobą porozmawiać – powiedziałem bez zbędnych wstępów, choć przecież nie słyszeliśmy się od lat.
– No to wpadaj! – Maciek, jak dawniej, chętnie służył pomocą.
Zawsze taki był, nie tylko teraz... Przyznam, że nie przepadam za księżmi i decyzja Maćka, aby zostać jednym z nich, była dla mnie dużym zaskoczeniem. Wiedziałem, że od początku szkoły podstawowej był ministrantem, ale służyć do mszy, a służyć Bogu przez całe życie, to przecież nie to samo. Nie bardzo umiałem odnaleźć się w tej nowej sytuacji, nie rozumiałem motywacji Maćka i chociaż przez wiele lat siedzieliśmy w jednej ławce, to kiedy on włożył sutannę oddaliliśmy się od siebie. Ja się od niego oddaliłem…
– Słuchaj, zanim przyjechałem do ciebie, przejrzałem sobie aukcje internetowe i wiesz, co zobaczyłem? Mnóstwo rozmaitych relikwii! – zacząłem.
To była prawda. Okazało się bowiem, że w internecie można kupić niemal wszystko. Od skrawka materiału za 10 złotych, którym dotknięto ampułki z krwią księdza Popiełuszki, po kawałek bandaża ojca Pio za 10 tysięcy. Ten ostatni, jak zapewniał sprzedający, pochodzi podobno z limitowanej serii wydanej przez sam Watykan, z okazji rocznicy kanonizacji świętego. Maciek kiwnął głową, dając znak, że słucha mnie uważnie, a ja kontynuowałem.
– Ciekawe, że znacznie tańszy jest krzyżyk zawierający, tu uważaj, bo to wprost niesamowite, relikwie samego Jezusa oraz jego dziadków ze strony matki, czyli świętej Anny i świętego Joachima! Kosztuje zaledwie cztery tysiące złotych i w skład tej relikwii wchodzi też kawałek kolumny, przy której biczowano Chrystusa. Możesz mi powiedzieć, co na to Kościół, bo przecież to wszystko nie może być prawdą! Te relikwie są fałszywe, a poza tym, czy wolno je tak po prostu sprzedawać? – pytałem rozgorączkowany.
Moja babcia traci kasę na te bzdury
– Czy są fałszywe, tego ci nie powiem… Ale sprzedawać faktycznie ich nie wolno – pokręcił głową Maciek. – Kodeks Prawa Kanonicznego określa dziś handel relikwiami jako niegodny, a wszelkie ich przenoszenie z jednego miejsca kultu do drugiego wymaga zgody Stolicy Apostolskiej – zaczął mi wyjaśniać. – Tylko widzisz, gdzie jest popyt, tam jest i podaż. Handlarze doskonale wiedzą, czego im nie wolno, więc nigdzie nie znajdziesz ogłoszenia: „sprzedam relikwię”. Sprzedaje się przedmiot, na przykład krzyżyk, w który została oprawiona, samą relikwię dodając niejako „gratis”. I na to kościół przymyka oko…
– Przymyka? On tymi relikwiami kupczy! – oburzyłem się. – Co z bandażem ojca Pio albo z fragmentami sutanny ojca świętego Jana Pawła II? Przecież sam Watykan produkował te relikwie.
– Produkował, owszem, ale nie sprzedawał! – zaprzeczył Maciek. – Po śmierci papieża rzymska diecezja uruchomiła nawet specjalną stronę internetową, przez którą można było prosić o malutki fragment papieskiej szaty na pamiątkę. Cięciem papieskiego ubrania zajmowali się mnisi z Rzymu. Potem maleńkie kawałki przyklejano do obrazka świętego. Najpierw rozdawano je za darmo, ale kiedy prośby o święte relikwie przekroczyły 100 tysięcy, diecezja zaczęła pobierać opłatę za przesyłkę. Zrozum, ideą Watykanu było to, aby papieskie szaty służyły wyłącznie religijnym celom – modlitwie i niesieniu pocieszenia. Nie miały stać się czymś w rodzaju przedmiotu do kolekcji. Zresztą tych relikwii papieskich drugiego stopnia jest naprawdę sporo, bo podobno nasz papież nie przywiązywał wagi do swoich strojów i zgubił wiele piusek, które po jego śmierci urosły do rangi relikwii. Zupełnie jak tenisówki świętej Teresy.
– Relikwia drugiego stopnia? A co to jest? – zapytałem zaciekawiony.
– Relikwie dzielą się na te pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia – zaczął mi wyjaśniać Maciek. – Te ostatnie są najtańsze, można je kupić już za dziesięć, dwadzieścia złotych, bo powstają przez potarcie o rzecz, która należała do świętego. O jego szatę, fiolkę z krwią. No i wiesz, dlatego właściwie każdy, kto się znajdzie przy jakiejś relikwii drugiego czy pierwszego stopnia może sobie taką relikwię trzeciego stopnia „wyprodukować”. Relikwie drugiego stopnia to są już rzeczy, które należały do jakiegoś świętego, albo takie, których osobiście dotykał, na przykład jego szaty, meble. Relikwie pierwszego stopnia, te najważniejsze, to mogą być włosy, krew, fragmenty kości…
– Czyli fragmenty samego świętego człowieka? – mimo wszystko wzdrygnąłem się lekko.
– Dokładnie… – pokiwał głową Maciek. – Wiara w relikwie sięga czasów średniowiecza. Od tamtej pory każdy kościół chce mieć jakąś relikwię w swoich murach, szczególnie związaną ze swoim patronem. Bo to w jakiś sposób przybliża wiernym tego świętego, udowadnia, że naprawdę istniał, wielu osobom ułatwia kontakt z nim, modlitwę.
– No dobrze, ja rozumiem, że relikwia jest w kościele, ale żeby trzymać ją w domu? – zaprotestowałem.
– A dlaczego nie? – uśmiechnął się Maciek. – A pamiętasz, jak po wypadku rajdowca kardynał wręczył mu fiolkę z krwią Jana Pawła II? Aby go wspomagała w modlitwie i pomogła mu wrócić do zdrowia?
– No… masz rację! – przyznałem, bo zupełnie wyleciało mi to z głowy.
– We Włoszech kult relikwii panował zawsze, w Polsce chyba dopiero się zaczyna. Nic na to nie poradzisz. A że przyciąga oszustów… No cóż, nigdzie ich nie brakuje.
– Myślisz więc, że będę musiał się pogodzić z hobby mojej babci? – zapytałem.
– Nie masz wyboru – uśmiechnął się Maciek. – Nie zabronisz jej przecież kupowania, które wyraźnie sprawia jej radość. Ty masz swoje hobby, grasz na gitarze. Ona ma swoje. A że dla ciebie to dziwne? Pomyśl, co ona sądzi o twoim.
– Że jest hałaśliwe – roześmiałem się, a Maciek mi zawtórował.
Wyszedłem od niego z przekonaniem, że w sumie faktycznie nie jest ważne to, czy relikwie, które kupuje moja babcia są prawdziwe. Ona w nie wierzy i niech tak zostanie, skoro jej to sprawia radość.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”