Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mama nagle po tylu latach życia w mieście postanowiła wrócić na wieś. Sama do ogromnego domu po dziadkach, który dotąd zawsze uważała za skarbonkę bez dna.
– A pamiętasz, jak było nam tam dobrze, kiedy jeszcze żyła babcia? Pamiętasz dom pełen gości? Zapach chleba i świeżego masła? – rozmarzyła się mama. – No i duszę się w mieście. Ty i Adaś macie już swoje rodziny i życie, a mnie po przejściu na emeryturę pozostają ploteczki z sąsiadkami. Tam będę miała przynajmniej ogród i ludzi, z którymi się wychowałam.
Jej pomysł kompletnie nas zaskoczył
Nie zmieniła zdania nawet, kiedy mój brat przedstawił jej szacunkowe koszty utrzymania domu. Uznała, że poradzi sobie po sprzedaży mieszkania i odziedziczonych po dziadkach pól.
– No nie wiem – skrzywił się mój mąż, gdy po raz pierwszy od lat odwiedziliśmy dom dziadków. – Jesteś pewna, mamo?
– Jak nigdy dotąd! – uśmiechnęła się i pchnęła zardzewiałą furtkę.
Po obejściu i wnętrzu widać było, że przyjeżdżała tu już wcześniej, bo na wypielęgnowanych rabatach wdzięczyły się dumne dalie i nieco mnie efektowne margerytki, a tuż przy domu puszyły się na grządkach trzy odmiany sałat, pietruszka i rzodkiew. Wnętrze, choć skromne i zniszczone, było wysprzątane na błysk.
– Po co ci tyle pokoi? – krzywił się mój brat, chodząc po domu.
– Bo chcę otworzyć pensjonat! Chodźcie, pokażę wam, jak przerobię pokoje na górze – mama wskoczyła radośnie na schody. – Nie martwcie się, mam już pomocników. Nie będę zawracać wam głowy. Dwóch kolegów ze szkolnych lat obiecało naprawić dach i przerobić pokoje tak, żeby zmieściły się w nich też łazienki.
– A wiedzą, jak podłączyć wodę? – ironizował mój mąż, z zawodu hydraulik.
Mama machnęła tylko ręką, ale Staszek nie darowałby sobie, gdyby naraził teściową na niepotrzebne koszty. Dlatego w czasie, gdy my jedliśmy obiad przy chwiejącym się stole pod starą wiśnią, poszedł przyjrzeć się instalacji hydraulicznej.
W sumie mnie też miasto męczy...
– To da się zrobić – powiedział, przysiadając się do nas po deserze. – Ale nie rękoma kolegów z podstawówki, tylko fachowców. Kiedy chcesz ruszyć z robotą?
Prychnęliśmy z Adamem, że pewnie szybko obojgu im się znudzi dziwaczny pomysł z pensjonatem, ale ku naszemu zaskoczeniu mama wkręciła w remont nie tylko mojego męża i swoich kolegów, lecz także ciężarną żonę mojego brata. Tak bardzo spodobał się jej pomysł pensjonatu i wakacji spędzanych z dziećmi na wsi, że zaczęła zastanawiać się nad przerobieniem dawnej obory na letni dom dla swoich bliskich.
Czy oni wszyscy oszaleli? Nie widzą, że tracimy tylko czas i pieniądze? Zła na całą rodzinę i męża, który od czasu przeprowadzki mamy stał się gościem w domu, postanowiłam pojechać tam i sprawdzić, jak się rzeczy mają. Byłam gotowa urządzić wszystkim awanturę, ale odjął mi mowę zapach pieczonego chleba dochodzący z kuchni.
– Spróbuj, córeczko, taki będę podawać swoim gościom – mama ukroiła mi grubą pajdę i posmarowała ją masłem. – Chcesz z rzodkiewką i szczypiorkiem?
Ugryzłam pierwszy kęs i poczułam, że odpływam. A jednak pamięć o dzieciństwie wróciła. Znowu stałam się małą, radosną dziewczynką, które całe dnie spędzała na dworze, wpadając do domu jedynie na posiłki przygotowane przez babcię.
Kolejny szok przeżyłam, wchodząc na piętro, gdzie powstały cztery jasne, przestronne pokoje z łazienkami.
– Znajdzie się tu miejsce dla nas? – jęknęłam zachwycona.
– Ależ oczywiście, kochanie – uścisnęła mnie mama.
„Kto wie, czy nie zamieszkamy tu na dłużej?” – przebiegło mi przez głowę, ale tę myśl zatrzymałam na razie dla siebie, bo nawet sama przed sobą bałam się dotąd przyznać, że mnie też męczyło już życie w mieście.
Czytaj także:
„Córka nie chce wziąć chłopa ze wsi, bo to pijaczyna i rozbójnik. Niech się cieszy, że ktokolwiek chciał taką starą pannę”
„Urodziłam sobie wnuki. Nieważne, co mówią inni. Byłam gotowa zastawić dom, byle spełnić marzenie córki o własnym dziecku”
„Tuż przed swoim ślubem, zakochałem się w innej kobiecie. Zaszła w ciążę, ale nie odszedłem od narzeczonej. Dziś tego żałuję"