„Dobrze zarabiający mąż, dwójka zdrowych dzieci, a ja... nie znoszę swojego życia. Duszę się”

Matka ma dość życia rodzinnego fot. Adobe Stock
Adam uważa, że siedzenie w domu z dziećmi to coś w rodzaju urlopu. Uważa też, że o nic nie muszę się martwić, tylko kapryszę. Może i kapryszę, nie wiem… Jestem tym wszystkim przytłoczona. Jakbym dźwigała garb, coraz cięższy i cięższy. Wciąż złoszczę się na siebie, dzieci i męża.
/ 19.03.2021 11:18
Matka ma dość życia rodzinnego fot. Adobe Stock

Coraz częściej łapię się na tym, że nie znoszę własnego życia. Marzę o tym, by być kimś innym. Najlepiej samodzielną, bezdzietną singielką!

Jakoś nie układa mi się z Adamem. On wciąż jest zajęty pracą, ja domem i dziećmi. Owszem, dzięki temu, że dużo pracuje i dobrze zarabia, możemy pozwolić sobie na to, abym została z maluchami w domu, ale czuję się tak, jakby życie mnie omijało, przeciekało mi przez palce. Chciałabym odmiany! Chociaż na jeden dzień – by się zrelaksować, zapomnieć o marudzeniu dzieci, o obowiązkach.

Kiedy człowiek chodzi do pracy, przysługuje mu urlop. A ja? Jestem non stop w robocie, na całodobowym etacie matki Polki, bez możliwości zwolnienia się, odetchnięcia.

Adam mnie nie rozumie. On uważa, że siedzenie w domu z dziećmi to coś w rodzaju urlopu. Uważa też, że o nic nie muszę się martwić, bo on nam wszystko zapewnia. A ja tylko kapryszę. Może i kapryszę, nie wiem… Przychodzą jednak takie dni, kiedy jestem tym wszystkim, całą tą domową krzątaniną, obowiązkami i rutyną strasznie przytłoczona. Jakbym dźwigała garb, coraz cięższy i cięższy. Wciąż złoszczę się na siebie, dzieci i męża.

Tylko dwa dni, kochanie, my dwoje, bez dzieci…

Moja mama zauważyła, co się dzieje, kiedy przy niedzielnym obiedzie u rodziców zaczęłam zwracać uwagę dwuletniemu synkowi, że niewłaściwie trzyma widelec. Podniosłam głos, Wojtuś się rozpłakał.

– Daj mu spokój – powiedziała mama. – Jest jeszcze malutki… Adam tylko spojrzał na mnie ze smutkiem. Po obiedzie on i mój tata wzięli dzieci na spacer. Ja zostałam i pomagałam mamie w zmywaniu.

– Niepotrzebnie nakrzyczałaś na Wojtusia – wytknęła mi. – Ty dopiero w wieku… – zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.

– Wszystko robię niepotrzebnie! – krzyknęłam. – Niepotrzebnie siedzę w domu, niepotrzebnie zajmuję się dziećmi, niepotrzebnie sprzątam, cała jestem niepotrzebna! Mama przyglądała mi się długo i uważnie. A ja, wykrzyczawszy złość, rozpłakałam się.

– Porozmawiaj z Adamem. Wyjedźcie we dwoje na weekend. My zaopiekujemy się maluchami – zaproponowała mama.

– Adam żyje tylko swoją pracą! – otarłam zapłakane oczy. – Czasami czuję się tak, jakbym była samotną matką, wiesz?

– Samotne matki muszą same zajmować się dziećmi i same zarabiają na ich utrzymanie. Jest im o wiele trudniej niż tobie. Mama miała rację. Niechętnie musiałam się z nią zgodzić. Co nie zmienia faktu, że czułam się źle, czułam się opuszczona, niedoceniana. Wieczorem po powrocie do domu wspomniałam Adamowi o propozycji mamy.

– Jedź sama, jeśli musisz – odparł. – Ja będę pracował.

Nie na taką odpowiedź liczyłam.

– Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu! Dla dzieci też go nie znajdujesz – wytknęłam mu.

– Marzenko, żeby utrzymać dom i rodzinę, muszę pracować – tłumaczył mi spokojnie; tak spokojnie, że aż mnie szlag trafiał; jakby mówił do osoby opóźnionej w rozwoju.

– Poza tym dwa miesiące temu byliśmy nad morzem – wypomniał. – Z dziećmi! A ja bym chciała pojechać tylko z tobą. We dwoje…

– Na razie to niemożliwe, kochanie. Żeby znowu nie skończyło się awanturą, schowałam się w łazience. Nie dane mi było jednak posiedzieć tam dłużej, użalając się i płacząc nad swoim losem, bo w drzwi zastukała pięcioletnia Julia.

– Mamo, dasz mi batonik? Za chwilę usłyszałam płaczliwy głos Piotrusia. Nawet w łazience nie miałam chwili dla siebie… Otarłam oczy, zmusiłam się do uśmiechu i wyszłam. Zajęłam się dziećmi, bo Adam oczywiście nie mógł. Kiedy położyłam je spać, spróbowałam ponownie porozmawiać z mężem. Siedział w pokoju przed komputerem i kreślił projekty.

– Marzenko, nie dzisiaj, błagam… – zajęczał. – Mam dużo pracy.

– A kiedy? – zawarczałam.

– Jutro, dobrze? – nawet nie oderwał wzroku od monitora.

– Zawsze odsyłasz mnie na „jutro” – chlipnęłam, czując ponownie napływające do oczu łzy.

Może ja po prostu nie nadaję się na matkę?

Nie chciałam się rozpłakać, naprawdę, ale nie dałam rady. Tyle że mój płacz w ogóle nie wzruszył Adama. Za często ostatnio sięgałam po ten argument, uodpornił się.

– Marzena, co się z tobą dzieje? Udało się, wstał od komputera! – Przestań wciąż narzekać. Każde z nas ma swoją rolę do spełnienia. Ty zajmujesz się domem i dziećmi, ja zarabiam, by niczego wam nie brakowało. Mam przestać? Mam pracować mniej? A obiecasz mi wtedy, że dla odmiany nie zaczniesz się martwić brakiem kasy? Bo nie stać nas na to czy tamto, na wycieczki, wakacje, ciuszki, zabawki, twoje ulubione ekologiczne żarcie, że żyjemy od pensji do pensji, nie mogąc odłożyć ani grosza na czarną godzinę. No, obiecasz?

– Pieniądze to nie wszystko!

– Może i nie, ale za pieniądze można mieć prawie wszystko – burknął, siadając na powrót przed komputerem.

– Wszystko oprócz świętego spokoju! – krzyknęłam i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Chwilę potem usłyszałam niespokojny płacz Piotrusia. No tak… dzieci już spały, a ja je obudziłam. Co ze mnie za matka? Wyrodna… Sama widzę, że przesadzam, że bywam nielogiczna, niekonsekwentna, że wybucham zbyt łatwo – i ta świadomość tylko bardziej mnie pogrąża. Z drugiej strony naprawdę czuję się nieszczęśliwa i zagubiona. Niemal codziennie płaczę w łazience. No ale wszystkie domowe obowiązki są na mojej głowie!

Dzieciom poświęcam cały mój czas. Nie mogę w spokoju obejrzeć serialu, napić się kawy, pofarbować sobie włosów. Jeśli nie muszę akurat zajmować się synkiem, to zaraz przypomina o sobie córka. Autentycznie nie mam pojęcia, jak inne matki radzą sobie z macierzyństwem i prowadzeniem domu. Udają? Ktoś im pomaga? A może to żaden problem, tylko ja jestem jakaś popsuta? Może nie nadaję się ani na mamę, ani na żonę?

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Daria jako 8-latka widziała śmierć swojego brata. Wmówiła sobie, że to ona go zabiła
Marek był 19 lat starszy. Od zawsze mi imponował, ale... gardził mną
Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a to moje przekleństwo

Redakcja poleca

REKLAMA