„>>Dobre rady<< teściowej doprowadzały mnie do szału. Według niej byłam wyrodną matką, złą żona i okropną kucharką”

Kobieta, która nienawidzi swojej teściowej fot. Adobe Stock, deagreez
„Według teściowej wszystko robiłam źle. Źle sprzątałam, źle gotowałam, źle wychowywałam dzieci... Dłużej nie mogłam tego wytrzymać. Nie było dnia żebym nie płakała przez tę wredną babę! Musiałam od tego uciec, albo zakończyłoby się to rozwodem”.
/ 29.10.2021 11:53
Kobieta, która nienawidzi swojej teściowej fot. Adobe Stock, deagreez

Gdy nie jest się do czegoś przekonanym, trzeba słuchać głosu serca i koniecznie upierać się przy swoim. Dziś już to wiem, ale jak to mówią, mądry Polak po szkodzie. Nie byłam zbytnio uparta, gdy po ślubie ustalaliśmy ze Sławkiem, że zamieszkamy z jego rodzicami. Choć oboje pracowaliśmy, nie stać nas było na kupno własnego mieszkania, a jakoś baliśmy się zaczynać od kredytu. Dziś wiem, że to był błąd. Zamieszkaliśmy razem z teściami, chociaż nie bardzo mi się to uśmiechało. Mogliśmy nawet coś wynająć, jednak Sławek się uparł, a ja ustąpiłam, zamiast trwać przy swoim.

– Masz lepszy pomysł? – przekonywał mnie. – Na początku pomieszkamy razem, odłożymy jakieś pieniądze i wtedy pomyślimy co dalej. Zobaczysz, moja mama nie jest złą kobietą, dogadacie się.

Z tego dogadania się nic jednak nie wyszło. Albo zwyczajnie nie przypadłyśmy sobie do gustu, albo też po prostu żadna z nas nie potrafiła pójść na kompromis. Być może gdybyśmy mieszkały oddzielnie, byłoby inaczej. My tymczasem zabrnęłyśmy za daleko i nie widziałam już wyjścia z tej sytuacji.

Próbowałam różnych sposobów – milczałam, schodziłam jej z drogi, dyskutowałam, przyznawałam rację, oponowałam. Zawsze było źle, cokolwiek bym zrobiła. Byłam złą panią domu i fatalną matką. To znaczy ona wszystko robiła lepiej i „dobrze mi radziła”, żebym brała z niej przykład. Długo trzymałam język za zębami. Nie żaliłam się Sławkowi, mając nadzieję, że czas wszystko zmieni. Niestety, czas tylko pogarszał sytuację....

Mąż nie widział problemu

– Pomidorowa z ryżem? Sławek je tylko z makaronem! – twierdziła. – Dobrze ci radzę, ugotuj makaron.

Sławek zjadł z ryżem i jeszcze poprosił o dokładkę.

– Co?! Bierzesz Antosia do łóżka? Nie wolno! – grzmiała. – Przyzwyczai się i w ogóle nie będzie chciał spać w łóżeczku! Dobrze ci radzę, nie rób tak więcej. Mały popłacze i przestanie. Dwóch synów wychowałam, to wiem.

Antosia do łóżka brałam więc potajemnie i wcale mu to nie zaszkodziło.

– Jakim środkiem czyściłaś kafelki w łazience, że zostały takie smugi? – dopytywała. – Pamiętaj, najlepszy jest Ajaks, kupuj zawsze Ajaks.

Oto niektóre „kwiatki” mojej teściowej. Starałam się nie obarczać jej swoimi dziećmi, więc rzadko decydowaliśmy się z mężem gdzieś wyjść. To też teściowa miała mi za złe.

– Nie ufasz mi? Przecież chętnie zajmę się Antosiem, w końcu musicie się trochę rozerwać.

Ale gdy zdecydowaliśmy, że gdzieś pójdziemy, potrafiła w ostatniej chwili odmówić, tłumacząc się bólem głowy. Albo gdy już popilnowała naszego synka, twierdziła, że tak się umęczyła, że na nic już nie ma siły. Poza tym obrażała się, gdy Antoś mówił do niej „baba”. A mój synek długo nie potrafił wymówić słowa „babcia”.

Teściowa dowodziła, że żadną babą nie jest, a w ogóle to babcią też się nie czuje, bo ma dopiero 47 lat, i najlepiej, żeby Antoś mówił jej po imieniu: Ola. W efekcie wybuchła straszna awantura, gdy mały próbował powiedzieć „baba Ola”. Wyszło coś w rodzaju „babola”. Uśmialiśmy się z tego, ale teściowa stwierdziła, że nie mamy dla niej szacunku i, co gorsza, nie uczymy tego naszego syna! Nigdy też nie poszła do Antosia do przedszkola na Dzień Babci, zawsze coś tam jej wypadło. Sławkowi przyznała się, że nienawidzi tego święta, bo przypomina jej nieuchronną starość…
Kilka razy próbowałam rozmawiać z mężem o moich kłopotach z teściową, jednak zawsze kończyło się to kłótnią.

– Jesteś przewrażliwiona – ucinał Sławek.

Najgorsze przyszło, gdy mąż stracił pracę. Rok wcześniej na świat przyszła nasza córeczka, więc ja wtedy siedziałam w domu na wychowawczym. I w małżeństwie zaczęło nam się psuć. Sławek zestresowany, ja zestresowana… Teściowa oczywiście dołożyła swoje trzy grosze, ponieważ twierdziła, że Sławek się zawsze zaharowywał, a ja zbijam bąki. I „dobrze mi radziła”, żebym poszukała pracy, a Kasię oddała do żłobka. Antoś wówczas chodził już do zerówki.

Sławkowi trafiła się wtedy okazja pracy za granicą, więc skorzystał. Gdy wyjechał, teściowa nie miała już żadnych zahamowań. Jeździła po mnie jak po łysej kobyle. Nie było dnia, żebym przez nią nie płakała. Nawet nie miałam komu zwierzyć się z mojej udręki… Gdy dzwoniłam z płaczem do Sławka i mówiłam, że dłużej nie wytrzymam, poprosił, żebym jeszcze trochę poczekała. Obiecał, że coś z tym zrobi. Nic się jednak nie zmieniało...

W końcu nie wytrzymałam. Pewnego dnia zabrałam dzieci i pojechałam do mamy. Była przerażona moją opowieścią.

– Córciu, czemu nic nie mówiłaś? Wierzyć się nie chce, że człowiek tak może człowiekowi dopiec – miała łzy w oczach.

Postawiłam wreszcie sprawę na ostrzu noża

Wieczorem zadzwonił Sławek, bo teściowa nie omieszkała poinformować go o mojej ucieczce.

– Moja cierpliwość się wyczerpała – oznajmiłam mu twardo.

– Ja tam już nie wrócę!

Stanęło na tym, że na jakiś czas zamieszkam z rodzicami. Po miesiącu udało mi się odzyskać równowagę psychiczną, nie miałam jednak pomysłu co dalej. Czekałam na Sławka, który miał wrócić za dwa tygodnie. I wtedy sytuację uratowała moja mama:

– Córeczko, postanowiliśmy z ojcem, że weźmiemy dla was kredyt – stwierdziła. – Połowę będziemy spłacać my, połowę wy. Kupicie coś własnego.

Rozpłakałam się z radości. Zadzwoniłam do Sławka i powiedziałam o pomyśle rodziców. Nie po to, by go pytać, czy się zgadza. Ja go po prostu poinformowałam, że tak zrobię! Albo weźmiemy rozwód… Widocznie coś takiego było w moim głosie, że się nie sprzeciwiał.

Po pewnym czasie kupiliśmy dwupokojowe mieszkanko niedaleko moich rodziców. Żałuję, że wcześniej nie zdecydowałam się na taki krok. Nikt nie zliczy łez, jakie wylałam. Ostatnio Sławek spytał, czy pojadę z nim do jego matki w odwiedziny. Miałam ochotę powiedzieć – nie, ale się powstrzymałam. Nie chcę wojny. Swoje osiągnęłam i jestem szczęśliwa.

– Dobrze – odparłam spokojnie.

– W odwiedziny mogę jechać... Tylko w odwiedziny!

Czytaj także:
„Udaliśmy przed rodzicami, że bierzemy ślub, żeby dali nam spokój. Wynajęliśmy aktora za urzędnika”
„Mój mąż chciał pomóc samotnej wdowie z 4 dzieci. Ona w podzięce paradowała przed nim w bieliźnie”
„Maż zostawił syna bez opieki, a ten zapadł się pod ziemię. Całe osiedle go szukało, a ja straciłam już wszelką nadzieję”

Redakcja poleca

REKLAMA