„Do ostatnich dni podcierałam ojcu tyłek, a on potraktował mnie jak śmiecia. Spadek rozdał, a mnie wydziedziczył”

Wydziedziczona córka fot. Adobe Stock, zakalinka
„Ostatni raz spotkaliśmy się u notariusza na odczytaniu testamentu ojca. Odczytaniu, które było dla mnie ogromnym upokorzeniem. Notariusz, patrząc na mnie, miał niezbyt wyraźną minę. Nic dziwnego, bo znał przecież treść testamentu”.
/ 05.03.2023 12:30
Wydziedziczona córka fot. Adobe Stock, zakalinka

Nie przypuszczałam, że Wojtek się odezwie, a już na pewno nie spodziewałam się jego wizyty. W pierwszej chwili miałam ochotę zwyczajnie zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, a kiedy już wpuściłam go za próg, wciąż rozważałam, czy nie wyprosić niespodziewanego i niechcianego gościa. Jarek wyjrzał z małego pokoju, w którym urządził sobie gabinet. Na widok szwagra skrzywił się i odpowiedział „Cześć”.

– Nie będę wam przeszkadzał – mruknął i schował się do pokoju.

– Nie jestem mile widziany w twoim domu, co? – spytał mój brat z wymuszonym uśmiechem.

– Dziwisz się? – odparłam.

– Chyba niekoniecznie – przyznał. – Już przedtem nie bardzo się lubiliśmy z twoim mężem. Dzieci nie ma?

– Są na zajęciach dodatkowych – wyjaśniłam.

– Szkoda – rzekł szczerze.

Moje dzieci lubiły Wojtka. Widywali się rzadko, ale to wystarczyło, żeby nawiązał z nimi nić porozumienia. Mój młodszy brat potrafił być ujmujący, a nawet uroczy, jeśli chciał, a moje dzieci chyba autentycznie polubił. Ponieważ nie praliśmy brudów rodzinnych przy małoletnich, nie mieli pojęcia, że między mną a rodzeństwem panują dość napięte stosunki.

– Chyba nie przyszedłeś do nich nagle w odwiedziny, co? – spytałam kpiąco.

– Pewnie, że nie – odparł. – Do ciebie przyszedłem.

– O, przypomniałeś sobie, że masz siostrę? – rzuciłam.

– Nie ułatwiasz – powiedział Wojtek z wyrzutem.

– A dlaczego mam coś ułatwiać? Zrobić ci kawy?

– Jeśli czegoś nie dosypiesz… – zażartował słabo.

Pokręciłam głową z westchnieniem

– Niestety, nie przewidziałam, że przyjdziesz, i nie kupiłam trutki na szczury. Siadaj w dużym pokoju, zaraz przyjdę.

Wcale nie miałam ochoty częstować go kawą, ale przecież wiadomo, że w Polsce gość w dom, to Bóg w dom. Nawet jeśli się nie ma ochoty tego gościa oglądać.

Ostatni raz spotkaliśmy się u notariusza na odczytaniu testamentu ojca. Odczytaniu, które było dla mnie ogromnym upokorzeniem. Notariusz, patrząc na mnie, miał niezbyt wyraźną minę. Nic dziwnego, bo znał przecież treść testamentu. Wojtek i Kaśka siedzieli z minami godnymi wynajętych żałobników. Wiedziałam doskonale, że śmierć ojca na pewno ich obeszła, ale nie rąbnęła jak obuchem. To nie oni zajmowali się nim przez ostatnie lata, a szczególnie ostatnie miesiące. Widzieli się z nim od wielkiego dzwonu, a wtedy był ożywiony i zachowywał się inaczej niż na co dzień.

– No cóż – powiedział prawnik. – Chyba czas najwyższy odczytać ostatnią wolę.

Otworzył teczkę i wyjął z niej zaklejoną kopertę. Mówił potem o różnych formalnych sprawach związanych ze sporządzeniem dokumentu. Jedno mnie tylko uderzyło. Ze słów notariusza wynikało, iż ojciec spisał testament w domu, miesiąc wcześniej. Musiał wezwać pełnomocnika, bo przecież leżał w łóżku i sam nie mógł się nigdzie ruszyć. Nie pytałam jednak o to, spodziewając się już, że kochany rodzic wyciął mi jakiś numer.

– „Ja, Henryk S.– odczytywał treść pisma notariusz – będąc zdrowym na umyśle, choć mocno poszkodowanym na ciele, zarządzam moim majątkiem, jak następuje…”.

A potem szło wyliczenie, co komu przekazuje – pieniądze, mieszkanie w centrum miasta, dwie działki budowlane w świetnej lokalizacji, a także paroletni samochód w doskonałym stanie. Wszystko szło na konto mojego rodzeństwa. Ja nie dostałam nic, nawet nie wspomniał o mnie w testamencie. Kiedy notariusz skończył czytać, wstałam i wyszłam bez słowa.

W domu usiadłam do komputera i zaczęłam wyszukiwać informacje o tym, czy mogę coś z tym zrobić. Okazało się, że są prawne możliwości, choć trudno by było podważyć sam testament. Ale mogłam domagać się zadośćuczynienia w formie zachowku. Jarek na wieść o tym, co mnie spotkało, najpierw klął, a potem podsumował:

– Jest stare powiedzenie, że żaden dobry uczynek nie może pozostać bez kary. Właśnie się o tym przekonałaś. Chcesz się procesować z Wojtkiem i Kaśką?

– Rozważam to – odparłam. – Ale najpierw muszę się uspokoić, a jutro zasięgnę opinii adwokata.

Chciał poznać całą prawdę

Przyniosłam kawę i przyłapałam brata na oglądaniu książki wyciągniętej z regału nad telewizorem.

– Przepraszam – mruknął. – Nie wiedziałem, że ktoś u was lubi fantastykę.

– Dzieciaki – wyjaśniłam krótko. – Przynajmniej chociaż to czytają.

– Przynajmniej? – spojrzał na mnie dziwnie. – To świetna pozycja. Wcale nie taka łatwa.

– Przyszedłeś pogawędzić o literaturze? – nie było mnie już stać na zbytnią uprzejmość.

Odłożył książkę, usiadł na fotelu przy ławie i sięgnął po filiżankę. Zapanowało krępujące milczenie. Niewiele mieliśmy sobie do powiedzenia, i nie chodziło tylko o sprawę z testamentem. Od śmierci mamy nasze stosunki uległy pogorszeniu. To ona umiała jeszcze spoić więzy rodzinne, a konkretnie moje z resztą rodzeństwa. Ojciec zupełnie o to nie dbał. Dla niego zawsze najważniejszy był on sam, no i jeszcze Kasieńka, oczko w głowie.

– Przyszedłem zapytać o spadek – powiedział w końcu Wojtek.

– Dostaliście wszystko i cieszcie się tym – odrzekłam, nie potrafiąc ukryć goryczy.

Znów zapadła cisza. Słyszałam dosłownie, jak na dużym zegarze ściennym w przedpokoju przesuwają się wskazówki.

– No właśnie – mruknął Wojtek. – W tej sprawie jestem. Dlaczego właściwie ojciec cię wydziedziczył?

Gdyby żył, kazałabym ci jego zapytać. Ale ponieważ jest już po tamtej stronie, mogę tylko powiedzieć, że się posprzeczaliśmy. Dość mocno.

– O co? – padło nieuchronne pytanie.

– A jakie to ma znaczenie?

– W jego przypadku mogło pójść o politykę, ale ty jesteś moher, tak jak on, więc chyba nie.

– Nie, nie o politykę.

– No to o matkę. Uważałaś, że źle ją traktował.

– A traktował ją dobrze? – burknęłam.

Wojtek rozłożył ręce. Uświadomiłam sobie, że jego i Kaśkę rodzice zawsze trzymali pod kloszem.

– Nieważne – westchnęłam. – Mam ci teraz opowiadać, ile razy nasz kochany tatuś przyprawił mamie rogi? Ile razy ją upokorzył?

Mój brat zacisnął wargi. Niemożliwe, żeby czegoś się nie domyślał, lecz co innego podejrzewać, a co innego usłyszeć wprost.

– Dobra, przejdźmy do rzeczy – zdecydował wreszcie, ku mojej uldze. – Będziesz się ubiegać o zachowek?

No proszę, on też sprawdził, czy mogę coś im uszczknąć. Chcieli się z Kaśką zabezpieczyć? To by mnie nie zdziwiło. Od dawna straciłam już wiarę w ludzi, a moje rodzeństwo tylko potwierdzało, że bliźni potrafią być wredni.

– Powiedz dokładnie, jak to było – poprosił Wojtek. – O co dokładnie poszło?

– Po co ci to? – spytałam.

– Chciałbym wiedzieć, czy słusznie się domyślam. Tylko opowiedz bez niedomówień. Szczerze.

Mówił, że jestem niewdzięczna

Jako najstarsze z dzieci oczywiście miałam trudniej niż młodsi. Tak już najczęściej jest. Tylko że między mną a młodszym Wojtkiem było dziesięć lat różnicy. Dużo. O piętnastu latach w porównaniu z siostrą nie ma nawet co gadać.

To ja pomagałam w pielęgnowaniu i wychowaniu braciszka, a potem siostrzyczki, to na mnie spadała największa część domowych obowiązków i opieki nad przychówkiem. Wojtek nie musiał praktycznie nic innego, niż zaścielić łóżko i posprzątać czasem swój pokój, a Kaśka nawet takich obowiązków nie miała.

I tak już zostało na całe życie. To ja pomagałam rodzicom w razie potrzeby, chociaż mieszkałam w drugim końcu miasta. No bo przecież najpierw Wojtuś był za mały, żeby pomagać, a potem „nagle” poszedł na studia i powinien się uczyć, a nie rozpraszać. To samo było oczywiście z siostrą. Ciekawe, że moimi studiami nikt się nie przejmował. Musiałam się uczyć, pracować, żeby choć trochę ulżyć rodzicom, no i oczywiście służyć im wsparciem.

Nieraz się zżymałam i mówiłam, że to niesprawiedliwe, ale wtedy się okazywało, jaka jestem niewdzięczna, ile to od nich dostałam. Łapałam się na to, muszę przyznać. Miałam poczucie winy, czułam się niewdzięczna. A po śmierci mamy, kiedy ojciec mocno podupadł na zdrowiu, w zasadzie tylko ja się nim zajmowałam. Przychodziła też pielęgniarka robić mu zastrzyki, ale nie chciałam dodatkowej pomocy. Wstyd by mi było zostawiać ojca pod opieką obcych. Liczyłam też, że moje rodzeństwo zacznie poczuwać się do obowiązków. Nie zaczęło.

A ja nie mam własnej rodziny?!

Tymczasem tato zaczął się robić coraz bardziej dokuczliwy i złośliwy. Męczył go rak. Niektórzy ludzie w takiej sytuacji łagodnieją, stają się lepsi dla otoczenia. Tymczasem on wręcz przeciwnie. Wyglądało to tak, jakbym to ja była winna, że dopadł go nowotwór..

Z początku próbowałam poprosić Wojtka o pomoc. Przyjechał nawet raz, coś tam kupił, posiedział z ojcem, ale potem nigdy już „nie mógł”. Owszem, wpadał na imieniny, w święta czy Dzień Ojca, jednak nic więcej. Z kolei Kaśka wydawała się nawet starać i przejęła w części moje obowiązki, ale trwało to tylko miesiąc. Później ona też już nigdy „nie mogła”.

– Mają swoje rodziny i swoje obowiązki – mówił ojciec, kiedy wymknęło mi się od czasu do czasu, że muszę przy nim biegać zupełnie sama.

– A ja to co, hodowlę patyczaków mam?! – nie wytrzymałam pewnego dnia. Było to na dwa miesiące przed jego śmiercią. – Też muszę się zajmować rodziną!

– Dzieciaki masz już podrośnięte – odparł – a u nich drobiazgi takie…

– Kiedy się wami zaczęłam opiekować, tobą i mamą, oni nie mieli dzieci ani rodzin. Niewiele cię obchodziło, ile mnie to kosztuje.

– Będziesz mi teraz takie rzeczy wypominać?! – oburzył się ojciec. – A kto cię wychował, łożył na twoją naukę…

– No tak! – nie wytrzymałam. – Bo Wojtka i Kasię to sąsiedzi finansowali! To ja ich wychowywałam, ja po nich sprzątałam, pilnowałam ich przy lekcjach…

– Jesteś niewdzięczna – ojciec wpadł w płaczliwy ton. – Zostałem sam na świecie, twoja matka odeszła przedwcześnie… To nieludzkie tak komuś wypominać, że nie jest zupełnie samodzielny.

Wtedy jakby diabeł we mnie wstąpił. Nadeszła chwila szczerości.

– Myślisz, że do niej nie mam żalu? Że nie widziałam, jak traktuje mnie, a jak Wojtka z Kaśką? Ciebie nie było w domu, a ja harowałam jak wół, żeby obrobić się z obowiązkami domowymi i z lekcjami, a potem z nauką na studiach. Ale ty miałeś swoje życie. Co ty sobie wyobrażasz? Że mama nie wiedziała o twoich kochankach? O wyskokach? Nie tylko nadciśnienie ją zabiło!

Ojciec wtedy osłupiał, patrzył na mnie długo, zupełnie nieruchomy, nawet nie mrugając.

– Jak śmiesz? – wydyszał wreszcie. – Nie masz prawa…

– Właśnie to ja mam prawo! – nie dałam mu dokończyć. – Bo ja na to patrzyłam i ja się muszę teraz tobą zajmować!

Zamilkł. Nie miał żadnych argumentów, poza jednym:

– Pożałujesz tych słów – powiedział bardzo spokojnie. – Bardzo pożałujesz.

– Na pewno nie!

Wtedy myślałam, że mówi o wyrzutach sumienia. Rzeczywiście, było mi głupio, że dałam upust żalom. To było niepotrzebne. Ale ponieważ po kilku dniach zaczął ze mną normalnie rozmawiać, doszłam do wniosku, że oboje zapomnimy o sprawie, szczególnie że zaczęło mu się pogarszać. 

A jednak nie odpuścił

Kiedy skończyłam, Wojtek kiwał głową, nie odzywając się dość długo.

– No właśnie – mruknął po jakimś czasie. – Masz świętą rację, że ty się nim zajmowałaś, a my z Kaśką udawaliśmy tylko dobre dzieci.

– Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało… – zaczęłam, lecz przerwał mi gestem.

– Ale to prawda. Rozmawiałem o tym z Kaśką. Powiedz, czy chcesz wystąpić o zachowek.

Chciałam mu już ostro odpowiedzieć, jednak wyglądał na zatroskanego, jak nigdy mu się nie zdarzało, a to mnie zbiło z tropu.

– Nie – odparłam. – Rozważałam takie rozwiązanie, ale nie będę się z wami ciągać po sądach. W moim żalu nie chodzi o same pieniądze czy majątek.

– Wiem – powiedział.

Wojtek wstał, podszedł do okna, wyjrzał na zewnątrz, a potem odwrócił się i oparł o parapet.

– Posłuchaj, siostro. Jak tam z nami było, tak było w przeszłości, ale jesteśmy rodziną. Najbliższą dla siebie, jeśli nie liczyć dzieci. Postanowiliśmy z Kaśką, że się z tobą podzielimy spadkiem.

Oniemiałam. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie takiego oświadczenia.
Mój brat ciągnął dalej:

– Ojciec zachował się niesprawiedliwie, to przyznał nawet notariusz, kiedy wyszłaś. Nie wolno tak tego zostawić. Dlatego dostaniesz od nas po połowie tego, co sami dostaliśmy. Oczywiście nieruchomości spłacimy na raty albo dokonamy innego podziału…

– Nie ma mowy! – zaprotestowałam. – Nie może być tak, że ja dostanę połowę, a wam zostanie po jednej czwartej. Jeśli już, to oddajcie mi po jednej czwartej właśnie.

Uśmiechnął się tym swoim uroczym uśmiechem wiecznego chłopca.

– Tak też nie będzie sprawiedliwie – rzekł. – Załatwmy to rzymskim targiem. Podzielimy tę całą schedę po jednej trzeciej. A jak technicznie to zrobić, ustalimy później.

Podszedł i wyciągnął do mnie rękę, więc wstałam, a kiedy ją ujęłam, nagle przytulił mnie mocno.

– Ale wiesz, że mnie nie chodziło o pieniądze – powiedziałam, gdy mnie puścił.

– Wiem – odrzekł. – O sprawiedliwość. Inaczej bym się tak tobą nie przejmował.

Poczułam, jak w moje serce wlewa się strumień ciepła. A jednak, mimo wszystko, udało się jakoś wychować to moje rodzeństwo.

Czytaj także:
„Mój brat przyrzekł mi przed śmiercią, że zawsze będzie mnie chronił. Dotrzymał obietnicy...”
„Mój ojciec przyjął pierwszą dawkę szczepionki i za nic ma obostrzenia. Nie rozumie, że szkodzi sobie i innym”
„Moja sąsiadka to wiejski monitoring. Komentuje i obserwuje każdy mój krok. Ta jej wścibska natura uratowała mi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA