„Długo nie widziałam, że mój facet jest zaborczym draniem. Chciał mnie mieć tylko dla siebie, ale w końcu przesadził”

zamyślona dziewczyna fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Robiłam, co chciał. Bo przecież chciał dla mnie jak najlepiej. Nie widziałam w tym nic złego. Do dnia, kiedy Anka zaprosiła mnie na urodzinowego drinka, a ja poczułam nieodpartą chęć wyskoczenia na miasto bez niego”.
/ 31.10.2023 10:30
zamyślona dziewczyna fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Gdy wprowadziłam się do Pawła, myślałam, że wreszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście. Po poprzednim nieudanym związku ten jawił mi się jako idealna relacja. Paweł był szarmancki, odpowiedzialny i w pełni skupiony na mnie. Zupełna odwrotność mojego byłego.

Siostra go nie lubiła

– Nie uważasz, że Paweł trochę za bardzo cię osacza? – spytała moja siostra podczas jednej z pierwszych wizyt po mojej przeprowadzce. Wykorzystała okazję, gdy Paweł zszedł do sklepu po mleczko sojowe do kawy. Bo zabrakło, a on lubił mi dogadzać.

– Bzdura! – prychnęłam.

Byłam szczęśliwa. Nie rozumiałam i nie chciałam się zastanawiać, co Ania ma na myśli. Paweł spędzał ze mną dużo czasu, ale przecież tego właśnie chciałam. Po poprzednich perturbacjach w życiu prywatnym chciałam bliskości i zainteresowania. Nawet zrobiło mi się przykro, że siostra szuka dziury w całym, zamiast cieszyć się moim szczęściem.
Humor mi się poprawił wraz z powrotem Pawła.

– O czym rozmawiałyście? – rzucił, stając w drzwiach.

– O babskich sprawach – Anka uśmiechnęła się sztucznie, po czym odsunęła krzesło i wstała. Spojrzałam na nią zdziwiona. Miała przecież zostać na kawę.

– Muszę już lecieć, sorka, przypomniałam sobie, że byłam umówiona na spotkanie z klientem – uścisnęła mnie, Pawłowi skinęła głową na pożegnanie i wyszła.

– No cóż, wypijemy sami – Paweł wzruszył ramionami. – Mnie wystarczy twoje towarzystwo.

– Mnie też… – odparłam, patrząc na puste krzesło, na którym kilka minut wcześniej siedziała moja siostra.

Czułam się trochę nieswojo

Skłamałam, mówiąc, że wystarcza mi tylko obecność Pawła u boku. Owszem, był dla mnie ważny, lubiłam spędzać z nim całe dnie i noce. Ale czasem trzeba pobyć z dala od siebie, choćby po to, żeby zatęsknić. Byłam towarzyską osobą, lubiłam się bawić, miałam grono znajomych. No i rodzina. Nie mieszkaliśmy razem od dawna, ale wciąż byli dla mnie ważni, w szczególności rodzeństwo. Byłam zżyta zarówno z siostrą, jak i ze starszym bratem.

W przypadku mojego ukochanego wyglądało to inaczej. Paweł nie miał praktycznie żadnego kontaktu ze swoją rodziną. Nie mówił zbyt wiele o przeszłości i nie lubił wracać wspomnieniami do czasów dzieciństwa, które podobno nie było ani beztroskie, ani spokojne. Zdołałam z niego wyciągnąć tyle, że ojciec był alkoholikiem i wszczynał awantury. A matka to znosiła, bo przysięgała, że na dobre i złe. O więcej nie pytałam. Sam się otworzy, kiedy będzie gotowy.

Stale mnie pilnował

Kolejne dni i tygodnie minęły mi na urządzaniu się w nowym miejscu. Zajęta moszczeniem gniazdka, nie zorientowałam się, że odsunęłam się od rodziny i znajomych. Od ostatniego spotkania z siostrą minęło już kilka tygodni. Koleżanki z pracy ciągle zbywałam, kiedy chciały mnie wyciągnąć na piątkowego drinka. No bo Paweł nie lubił, kiedy wychodziłam gdzieś bez niego.

– Czy ty wiesz, ile zagrożeń czyha na młode kobiety nocą w środku miasta? – powtarzał pełnym troski głosem.

Niby się z nim zgadzałam. Wolałam zresztą wybrać się na romantyczną kolację z ukochanym niż na zakrapianą alkoholem imprezę z kumpelami z pracy. Chciałam nacieszyć się nowym związkiem, tym, że jest mi z Pawłem tak wspaniale. Poza tym uznałam, że pora się ustatkować. A przy nim czułam się bezpieczna.

Miałam wrażenie, że czyta mi w myślach i uczuciach. Jego słowa, komplementy, pieszczoty, maniery, drobne przyjemności, jakie mi sprawiał, były jak rzucanie czaru. Przenikał nim do mojego serca i umysłu. Do tego stopnia, że nawet jeśli nie zgadzałam się z jego opinią czy propozycją, to w końcu ulegałam.

Potrzebowałam trochę luzu

Robiłam, co chciał. Bo przecież chciał dla mnie jak najlepiej. Nie widziałam w tym nic złego. Do dnia, kiedy Anka zaprosiła mnie na urodzinowego drinka, a ja poczułam nieodpartą chęć wyskoczenia na miasto bez mojego niego. Dojrzałam do odłączenia się od towarzyszącego mi wszędzie Pawła. Do pracy też wciąż wydzwaniał, jakby sprawdzał, czy się nie urwałam. Czułam potrzebę wagarów. Od niego.

– Nie ma mowy! – zaprotestował. – A jeśli ktoś ci dosypie czegoś do drinka? Potem zgwałci? – roztaczał czarne wizje. – W ogóle dlaczego miałabyś pójść beze mnie? Czy powinienem coś podejrzewać? – pytał coraz natarczywiej, widząc, że spokojnie szykuję się do wyjścia.

Potrafiłam być uparta. Tej strony mnie jeszcze nie poznał.

– Och, daj spokój… to babskie spotkanie. Co roku tak robimy – tłumaczyłam, przymierzając kolejną sukienkę.

– W tym na pewno nie pójdziesz! – burknął.

– Dlaczego? – wzruszyłam ramionami i schyliłam się po parę eleganckich szpilek.

– Bo wyglądasz jak laska spod latarni.

– Wypraszam sobie. I przypominam, że sam mi to kupiłeś.

– Chyba oszalałem!

Wybuchnęłam śmiechem. Był irytujący, ale zarazem uroczy w tej swojej zazdrości. Jednak co za dużo, to niezdrowo. Po trwających kolejną godzinę przepychankach słownych ustąpiłam, zgodziłam się na „bezpieczny” strój i wreszcie mogłam wyjść z domu. 

Miałam natłok myśli

Ulica tętniła życiem, a mnie kręciło się w głowie od… nadmiaru wolności. Tak to odbierałam, jak nadmiar, jakbym uciekła, i wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że w moim związku z Pawłem jest jakiś fałsz.

Potrzebowałam tego wieczoru z Anką. Omijałam jednak niewygodne tematy, dlatego w ogóle nie rozmawiałyśmy o Pawle. Było tyle innych rzeczy do omówienia… Straciłam poczucie czasu. Gdy sięgnęłam po telefon, by wezwać taksówkę, mało ze stołka nie spadłam. Miałam horrendalną liczbę nieodebranych połączeń od Pawła.

Nadal nie miałam ochoty z nim rozmawiać.

– Wsiada pani? – zniecierpliwiony taksówkarz wyrwał mnie z zamyślenia.

Ktoś mnie zaatakował

Wcisnęłam telefon do torebki i usiadłam na tylnym siedzeniu. Wysiadłam pod blokiem. Miałam do pokonania zaledwie kilkanaście metrów. Nagle usłyszałam odgłos kroków. Obejrzałam się przez ramię i dostrzegłam zakapturzoną postać, która szybko się do mnie zbliżała. Zadziałałam instynktownie: podbiegłam do domofonu i… zamarłam.

Poczułam zaciskające się na moim karku palce. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tajemniczy napastnik mógł uderzyć moją pochyloną głową o drzwi, a potem zrobić ze mną, co zechce. Chyba Paweł miał rację, gdy próbował mnie chronić przed całym złem tego świata…

Agresor szarpnął mnie do tyłu. Głośne piknięcie oznaczało, że otworzył drzwi. Czyli znał kod domofonu. Jęknęłam ze strachu, kiedy pchnął mnie do środka. Upadłam, boleśnie uderzając się kolanem o krawędź schodów. Zaczął mnie wlec w górę. Torebka wypadła mi z ręki i potoczyła się po schodach. Wysunął się z niej telefon, który uderzył o posadzkę.

– Puść mnie! – krzyknęłam.

Napastnik jednym szybkim ruchem zakrył mi usta. Poczułam zapach. Dziwnie znajomy. A zaraz potem poczułam gniew i ugryzłam duszącą mnie dłoń.

– I co teraz?!

Boże, głos też znałam.

– Paweł…?

Cisnął moim ciałem o drzwi mieszkania, które natychmiast się otworzyły. Wylądowałam na podłodze w przedpokoju. Z rozbitego nosa pociekła mi krew.

– Mam nadzieję, że to wystarczająca nauczka – powiedział Paweł, zsuwając z głowy obszerny kaptur.

Nie mogłam uwierzyć

Mój Paweł! Troskliwy, szarmancki i miły. Jak mógł mi zrobić coś tak ohydnego? Jednak ja nie byłam typem ofiary. Źle sobie obrał cel. Tylko przez chwilę łkałam, zbierając się z posadzki. Paweł poszedł do łazienki. Nie czekałam, aż wyjdzie. Odkochałam się w jednej sekundzie. I wolałam uciec, nim dojdzie do czegoś gorszego.

Wypadłam na klatkę schodową. Zbiegłam po schodach, chwytając po drodze torebkę i rozbity telefon. Biegłam, ile sił w nogach. Udało mi się wybrać numer siostry.

– Przyjedź po mnie! – wykrzyczałam do słuchawki.

Godzinę później siedziałam z Anką na SOR-ze, posiniaczona i ze spuchniętym nosem, czekając na obdukcję i policję.

– Koniec z tym psychopatą – cedziła Anka. – Od początku wiedziałam, że coś z nim jest nie tak. Masz szczęście, że nie zdążyłaś nabawić się syndromu sztokholmskiego, bo na złamanym nosie by się nie skończyło. Można powiedzieć, że wyszłaś z tego niemal bez szwanku. On pocierpi dłużej. Już ja tego dopilnuję. Powiem Andrzejowi…

No cóż, mój straszy brat może się okazać gorszy niż policja. Zwłaszcza jak poprosi swoich umięśnionych kolegów o pomoc w odegraniu się na damskim bokserze.

Czytaj także:

„Sąsiedzi przez własną głupotę odpuścili interes życia. We wsi zazdrościli mi pieniędzy i chcieli się na mnie odegrać” „Obiecywał mi rozwód i złote góry. Po latach wyszło, że jest tchórzem i traktuje mnie jak łóżkową zabawkę” „Mama miała ojca za anioła. Nie chciałam niszczyć tego obrazu nawet po jego śmierci i dźwigałam jego tajemnicę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA