Urodziłam za to córeczkę, moją ukochaną Zuzankę. Pobraliśmy się z Rafałem rok później. Zamieszkaliśmy na piętrze w domu teściów. Bardzo kochałam malutką córeczkę, ale jej obecność jednak jakoś dziwnie mnie przytłaczała. Wszystko tak nagle zmieniło się w moim życiu o trzysta sześćdziesiąt stopni. Byłam nastolatką, uczennicą, dziewczyną, a raptem stałam się matką, żoną i synową, chyba zresztą niezbyt chcianą.
Teściowa miała mnie za gosposię
Teściowie nas utrzymywali, bo mój mąż studiował prawo. Wiadomo było, że z tych studiów nie zrezygnuje. Teściowa nigdy by na to nie pozwoliła, miał zostać prawnikiem i w przyszłości przejąć kancelarię po ojcu. O mnie nikt nie myślał, ja byłam jakby na doczepkę do Rafała. Nie liczyłam się ja ani to, co pragnęłabym ze sobą zrobić. Nikt nie pytał, jak się czuję ani jak daję sobie radę.
Niby opiekowałam się dzieckiem, ale oprócz tego sprzątałam, prałam, gotowałam i zajmowałam się domem. Czułam się bardziej jak pomoc domowa niż żona i równoprawna partnerka Rafała. On nigdy nie zajmował się dzieckiem, w niczym mi nie pomagał, bo miał „trudne studia”, jak z ogromną satysfakcją podkreślała teściowa.
Nie wiem, dlaczego „trudne studia” miały być ważniejsze niż jego rodzone dziecko, ale z jakiegoś powodu według teściowej były. Poza tym ja, również według niej, nic przecież nie robiłam, siedziałam w domu z dzieckiem na ich utrzymaniu. Zdawałam sobie sprawę, że nie pracuję i nie zarabiam, ale – pomijając już to, że byłam matką ich wnuczki – wszystko to, co robiłam w domu, też było coś warte.
A nawet nie coś, bo gdyby musieli za to wszystko zapłacić, kosztowałoby ich całkiem sporo. Niestety, nikt tego nie doceniał i nie liczyłam na to, że doceni. Rafał niby powtarzał, że mnie kocha, ale ta jego miłość była jakaś taka letnia, byle jaka. Nawet te wyznania były jakby od niechcenia. Chwilami odnosiłam wrażenie, że bardziej kocha wszystkie te swoje kodeksy, które studiował całymi nocami, niż mnie i Zuzię.
Bardzo chciałam, żebyśmy zamieszkali oddzielnie, wręcz pragnęłam tego, na pewno byłoby między nami lepiej, a ja może wreszcie poczułabym się u siebie. Wiedziałam jednak, że przynajmniej na razie jest to zupełnie nierealne. Kiedy Zuzia skończyła trzy lata, zaproponowałam, że zapiszę ją do przedszkola, a sama poszukam jakiejś pracy.
– A gdzie ciebie do pracy przyjmą? – roześmiała się, nie kryjąc złośliwości teściowa.
– Coś sobie poszukam.
– Dziecko drogie, przecież ty nawet matury nie masz. Sprzątać pójdziesz? Czy może siekać marchewki na kuchnię? Albo lepić pierogi?
– Podobno żadna praca nie hańbi – mruknęłam – pierogi też ktoś musi lepić.
– Gadanie – skrzywiła się teściowa.
– A co ty myślisz? – zwróciłam się do męża, który nie odezwał się dotąd ani słowem.
– Uważam, że mama ma rację. Dziecko wyślesz do przedszkola, nie dopilnują jej tam, zaraz zacznie chorować, a sama zarobisz najwyżej jakieś grosze. Niewarta skórka za wyprawkę.
Próbowałam go jeszcze przekonać, kiedy poszliśmy do siebie na górę, ale nic z tego nie wyszło. Właściwie nie powinnam się dziwić, według męża mama zawsze miała rację, to był punkt pierwszy regulaminu tej rodziny. Zostałam więc w domu. Pewnie, po co miałam komuś obcemu sprzątać za pieniądze, jak mogłam teściom za darmo, prawda?
Pierwszą szydełkową torbę zrobiłam dla siebie według wzoru z kobiecego czasopisma. Czytywałam je czasami dla zabicia wieczornej nudy, kiedy Zuzia już spała, a Rafał zakuwał kodeksy, zapominając, że ma żonę. Bardzo mi się spodobała, dlatego kupiłam sobie sznurek w sklepie w galerii i spróbowałam zrobić sama. Prułam i poprawiałam kilka razy, aż w końcu poczułam satysfakcję. Była identyczna jak ta na zdjęciu. Jolkę spotkałam przypadkiem, kiedy wybrałam się z Zuzią w odwiedziny do rodziców.
– Basia, cześć, jak dawno cię nie widziałam – rzuciła mi się na szyję, mimo że wcale nie byłyśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami – twoja córcia? Jaka już duża… – paplała, nie czekając na moje odpowiedzi. – A jaką super masz torbę – zmieniła nagle temat. – Kotek, powiedz, gdzie kupiłaś? Pewnie majątek kosztowała…
Skrzywiłam się.
– Eee tam, sama zrobiłam.
Jolka patrzyła szeroko otwartymi oczami i ze zdziwieniem na twarzy.
Chyba nie mogła uwierzyć
– Nie żartujesz?
– Nie – roześmiałam się – sznurek, szydełko i poszło…
– No tak, zapomniałam, że zawsze byłaś w tym kierunku uzdolniona. Zrobiłabyś mi taką? Proszę. Zapłacę ci, nie chcę za darmo. Kumpelki na uczelni oszaleją z zazdrości.
Zrobiłam i kilka dni później trzymałam w ręku swoje pierwsze od długiego już czasu własne pieniądze. Jeszcze tego samego dnia kupiłam za nie kolejne sznurki, a wieczorem zaczęłam rozrysowywać swój własny wzór na zupełnie nową torbę.
– Co ty tam tak dłubiesz i dłubiesz? – zapytał pewnego wieczoru Rafał. Cud, że oderwał się od swoich kodeksów – na szydełku uczysz się robić? Po co ci to, masz zamiar robić dziadkom skarpety? – zadrwił.
– Nie skarpety – podniosłam głowę – torby. Podobno całkiem ładne – dodałam.
– Ale wymyśliłaś, jakbyś miała mało zajęć. Ciekawe, co masz zamiar z nimi robić?
– Zastanowię się.
Rafał pokręcił głową z dezaprobatą i wrócił do swoich kodeksów. A ja do swojego rysunku i torby. Wymyślałam coraz inne wzory i robiłam coraz nowe torebki. Każda różniła się czymś od poprzedniej, nie było dwóch jednakowych. Sprzedałam je wśród koleżanek, wśród mam, które spotykałyśmy z Zuzią na placu zabaw. Jedna z nich wzięła nawet dla szwagierki i teściowej.
– Będą świetne na prezent – stwierdziła – są niespotykane. Ma pani wielki talent – dodała.
Kilka moja siostra sprzedała u siebie w biurze. Powiedziała, że koleżanki były zachwycone. Nie przynosiło to jakichś wielkich pieniędzy, ale przynajmniej miałam na kosmetyki i słodycze dla dziecka. Nie musiałam prosić Rafała, który przecież nie pracował i kasę brał od rodziców, a mnie to jakoś upokarzało.
– Wiesz co, Baśka – stwierdziła któregoś dnia Gabi, moja siostra – ty powinnaś założyć bloga, może nagrywać filmiki do internetu.
– O czym ty mówisz? – przerwałam jej wpół zdania – a co to ja filmówkę kończyłam, czy co?
– Oj Baśka, Baśka – pokręciła głową – odkąd wyszłaś za mąż, to jakby cię od rzeczywistości oderwało. Te twoje torby są piękne, naprawdę masz talent. Sama wymyślasz takie świetne wzory. Powinnaś się tym dzielić z internautkami, miałabyś mnóstwo wyświetleń. Mogłabyś nagrywać filmy i pokazywać innym dziewczynom, jak je robisz. Jestem pewna, że byłoby zainteresowanie. A wiesz – zastanowiła się chwilę – myślę, że nawet mogłabyś założyć sobie internetowy sklepik. No i wtedy całkiem legalnie sprzedawać to, co zrobisz.
– Eee, chyba nie potrafię – faktem było, że odkąd rzuciłam szkołę, zajmowałam się raczej sprzątaniem, gotowaniem, praniem, no i dzieckiem. Miałam wrażenie, że od obsługi komputera dzielą mnie lata świetlne. – Rafał na pewno się nie zgodzi, znowu wszystko skrytykuje – dodałam ze smutkiem. – Kto by teściom dom sprzątał i zupę gotował?
Gabriela przez długą chwilę wpatrywała się we mnie, milcząc.
– Strasznie się od niego uzależniłaś, zupełnie cię nie poznaję – westchnęła w końcu. – W ogóle nic mu nie mów, ja ci pomogę, założymy działalność, sklep internetowy i już, ruszamy z kopyta. Zobaczysz, że się uda. Wszystko ci pokażę w internecie i szybciutko się nauczysz.
Owszem, miałam wątpliwości
Co innego robić szydełkowe torebki wieczorami w domu, kiedy Zuzia już spała, a co innego zakładać działalność i prowadzić sklepik, nawet internetowy. Te wszystkie rozliczenia, ZUS-y, PIT-y i inne sprawy urzędowe, wszystko to mnie przerastało. Bałam się, że nie potrafię, przecież nawet nie skończyłam szkoły, nie miałam matury, o czym co jakiś czas uparcie przypominał mi Rafał. A jeszcze częściej teściowa – ta to dopiero lubiła wbić szpileczkę. Mocno się starała, żebym nie zapomniała, że jestem od nich wszystkich gorsza, bo niewykształcona.
Gabi jednak nie odpuszczała, ciągle zdobywała dla mnie nowe zamówienia, a nawet wystawiła kilka moich toreb w internecie. I oczywiście sprzedała za bardzo konkretne pieniądze. Wtedy podjęłam decyzję.
– Niech się dzieje co chce – powiedziałam sobie i wspólnie z siostrą założyłyśmy działalność gospodarczą.
Gabriela zajmowała się prowadzeniem sklepu, robieniem zdjęć, wystawianiem gotowych toreb. Ja wymyślałam nowe wzory, zamawiałam sznurki i robiłam torby. Teraz były już bardziej wymyślne, z aplikacjami, z chwostami i przeróżnymi innymi dodatkami. Naprawdę szło nam to wszystko coraz lepiej, czułam coraz większą satysfakcję z tego, co robię. Cieszyłam się ogromnie, kiedy widziałam, że naprawdę wszystkim się podoba, chwalą, kupują, a nawet zamawiają na przyszłość.
Wreszcie przestałam zajmować się tylko i wyłącznie domem teściów, poczułam się bardziej dowartościowana. W końcu robiłam coś dla siebie, zarabiałam własne pieniądze. I to coraz konkretniejsze. Po miesiącu oznajmiłam w domu przy kolacji, że nie będę dłużej zajmowała się całym domem, nie będę dla wszystkich gotowała ani po wszystkich sprzątała, bo zwyczajnie nie mam na to czasu.
– A cóż ty niby masz do roboty? – skrzywiła się niechętnie teściowa.
– Założyłam sklep internetowy i robię szydełkowe torby ze sznurka – wyjaśniłam, z całych sił usiłując zachować spokój.
– Żartujesz sobie, prawda? – Rafał patrzył z niedowierzaniem.
– Nie, dlaczego miałabym żartować?
– A kto chciałby takie rzeczy kupować? – lekceważenie w głosie teściowej spowodowało, że aż się cała zatrzęsłam w środku.
– No, żeby się mama nie zdziwiła, ile mam klientek – powiedziałam.
– A kto będzie się zajmował dzieckiem? No i domem?
– Z dzieckiem dam sobie radę, niech się mama nie martwi. A do domu może sobie mama wynająć gosposię. Ja już nią nie będę – wstałam od stołu i poszłam na górę.
Nogi pode mną drżały, kiedy wchodziłam po schodach do naszego pokoju. Sama nie miałam pojęcia, skąd mi się wzięło tyle odwagi. Bałam się trochę, że Rafał zrobi mi awanturę. W końcu byłam niegrzeczna dla jego mamusi. Nie powiedział jednak ani słowa. Następnego dnia musiał chyba obejrzeć stronę internetową naszego sklepu, bo kiedy położyliśmy się do łóżka, usłyszałam zaskakujące słowa.
– Nie miałem pojęcia, że mam tak uzdolnioną żonę. Piękne są te twoje torby. I rzeczywiście ludzie je kupują.
Aż mi serce podskoczyło. Nie pamiętałam już, kiedy mnie pochwalił, chyba nigdy. Przytuliłam się do niego i poczułam, że może jeszcze będzie między nami dobrze, będzie jak kiedyś, na samym początku znajomości, kiedy nie było Zuzi, a my byliśmy sami, młodzi, wolni i tak bardzo w sobie zakochani.
Odkąd zaczęłam robić torby i zarabiać własne pieniądze, nabierałam coraz większej pewności siebie. Przestałam czuć się w rodzinie męża jak zero, które nadaje się tylko do sprzątania i gotowania. Miałam swoje życie i pracę, która przynosiła zyski i którą moje klientki ceniły. Między mną a Rafałem się poprawiło, nagle przestał traktować mnie jak gosposię, a zaczął jak żonę.
Sytuacja jeszcze bardziej zmieniła się na korzyść, kiedy koleżanki od niego z roku zaczęły go pytać, czy dziewczyna, która sprzedaje w sieci takie piękne, ręcznie robione torby, to jego żona.
– Dumny jestem z ciebie, kochanie – powiedział mi – dowiedziałem się dzisiaj na uczelni, że moja żona jest prawdziwą artystką – dodał po chwili.
– Trochę szkoda, że sam tego nie zauważyłeś – nie wytrzymałam.
– Zauważyłem, zauważyłem, ale sama wiesz, że ja się na tym kompletnie nie znam.
Nie poznawałam go
Po pewnym czasie Rafał zaproponował, zupełnie niespodziewanie, żebym wróciła do szkoły i spróbowała zrobić maturę.
– A Zuzia? – zapytałam.
– Najwyższa pora wysłać ją do przedszkola.
Nie zapytałam, co na to powie mamusia. Co mnie to w sumie obchodziło, to było nasze dziecko i nasze decyzje. Jeszcze niedawno myślałam, że nic dobrego już nie będzie ani z mojego małżeństwa, ani z dalszej edukacji, że wszystko wokół mnie zmierza prosto ku katastrofie. Dopiero, kiedy sama wzięłam się za swoje życie, jakoś je wyprostowałam. Nawet teściowa zaczęła mnie lepiej traktować.
Od nowego roku wróciłam do szkoły. Domem zajmuje się teraz gosposia, a Zuzia chodzi do przedszkola. Mój sklep rozkręca się coraz bardziej, a ja mam coraz więcej ciekawych pomysłów. Postanowiłam, że po maturze spróbuję dostać się na jakieś artystyczne studia, w sumie przecież zawsze o tym marzyłam.
Czytaj także:
„Nie chcę być starą panną, ale ten facet to nie moja liga. Chcę romantyka, a nie nudziara, który całe życie stuka tabelki”
„Dziewczyna z pociągu skradła moje serce. Mógł być z tego niezły romans, ale jak tchórz zaprzepaściłem tę szansę na miłość”
„Wychowałam syna na własnej piersi, a on odrzuca mnie, bo zachciało mu się zakładać rodzinę. Jeszcze wróci do domu z płaczem”