Tego dnia oficjalnie przekraczałam magiczną barierę – kończyłam czterdzieści lat. W mieszkaniu było cicho jak makiem zasiał, co znaczyło, że bliźniaki jeszcze nie wstały. Mój mąż Tomek zachrapał pod nosem i obrócił się na drugi bok. Powoli wysunęłam się spod kołdry i poszłam do łazienki.
Gdy spojrzałam w lustro, stwierdziłam, że wyglądam tak samo jak dwadzieścia lat temu. Dopiero kiedy spojrzałam na zdjęcia wiszące w salonie, dotarło do mnie, że nie przypominam już dziewczyny z dnia swojego ślubu.
Dzięki farbie miałam ten sam kolor włosów, ale reszta… W dzisiejszych czasach czterdziestoletnie kobiety powinny wyglądać jak trzydziestki, a trzydziestki jak dwudziestki. Moje równolatki z telewizji są świetnie ubrane i wymodelowane, mają gładkie policzki i jędrne pośladki.
Jeśli chodzi o moją pupę, szału nie było. Nie miałam czasu na sport, choć starałam się pracować nad kondycją. Po ostatniej rozmowie z lekarzem na temat swojego cholesterolu wykupiłam nawet karnet na zajęcia z jogi, ale dotarłam tam tylko raz.
Wciąż wyskakiwały ważniejsze sprawy, w domu lub w pracy, a kiedy już wykroiłam odrobinę czasu dla siebie, wolałam zalec w wannie z książką lub wyspać się na zapas. To było przyjemniejsze.
Włączyłam czajnik i postanowiłam nie myśleć o niemiłych rzeczach. Moi chłopcy na pewno przygotowali dla mnie superniespodziankę! Upychając do bułek ser, zastanawiałam się, co takiego dostanę. Czterdziestka to nie byle co.
Prezent powinien być adekwatny do okazji. Może trafi mi się bilet do teatru albo karnet do SPA? Chętnie poddam się zabiegom, po których skóra mojej twarzy odzyska blask, i zdrzemnę się przy dźwiękach wodospadu.
Chłopcy wpadli do kuchni jak tornado. Adam chwycił sok i napił się wprost z kartonu, Kuba wrzucił do ust ogromną porcję jajecznicy i mieląc ją w ustach, wymamrotał:
– Mamo, widziałaś moje korki?
– Nie mówi się z pełnymi ustami – upomniałam go automatycznie. – Korki są pewnie w szafie w przedpokoju.
Nim się obejrzałam, wypadł z kuchni.
– A gdzie on się tak śpieszy? Przecież ma trening dopiero o dziewiątej.
– Umówił się z Agatą, że pojadą pod szkołę razem – wytłumaczył brata Adam.
No tak… Wybaczyłam Kubie, bo Agata stanowiła obecnie centrum jego wszechświata. Był odurzony pierwszą miłością. „Pewnie złoży mi życzenia podczas obiadu” – pocieszyłam się, po czym spojrzałam wymownie na drugiego syna. Uśmiechnęłam się w oczekiwaniu. Adam od razu stał się podejrzliwy.
– No co?
– Nie masz mi nic do powiedzenia?
Młody zmarszczył brwi i spojrzał na swój talerz. Po chwili podszedł do mnie.
– Mamuś, robisz najlepszą jajecznicę na całej planecie! – stwierdził i poleciał do szkoły.
„No dobra, to tylko szesnastoletni chłopcy” – tłumaczyłam sobie, walcząc z rozczarowaniem. – Im zdarza się zapominać o wielu rzeczach, ale Tomek mnie nie zawiedzie…”.
Czy oni o mnie zapomnieli?
Mąż wszedł do kuchni i usiadł przy stole. Gapił się w okno, drapiąc po policzku. Nagle drgnął, jakby coś do niego dotarło, i spojrzał na mnie bystro. No, wreszcie!
– Dentysta! – krzyknął. – Mam dzisiaj wizytę, a kompletnie o tym zapomniałem!
Naprawdę był szczerze przerażony. Rany, czemu faceci tak boją się wizyt u dentysty? Przecież są na świecie gorsze rzeczy niż borowanie górnej szóstki – chociażby poród bliźniaków… Westchnęłam ciężko.
Pozostało mi wierzyć, że wcześniej czy później przypomni sobie też o moich urodzinach.
W pracy poczęstowałam wszystkich pączkami. Mój zespół to w większości młodzi mężczyźni i żaden nie katował się dietą.
Pączki zniknęły w trymiga, a ja dostałam od chłopaków bukiet tulipanów i płytę z muzyką Hansa Zimmermana. Zrobiło mi się bardzo miło – zapamiętali, że to mój ulubiony kompozytor.
Wracałam do domu jak na skrzydłach, bo zamierzałam zaserwować coś specjalnego na urodzinowy obiad. Bliźniacy mieli jeszcze zajęcia pozalekcyjne, a mąż dzielnie stawiał czoła dentyście.
Mogłam w spokoju przygotować mięsną zapiekankę. Kiedy wybiła dziewiętnasta, zaczęłam się martwić. Drżącymi palcami, mając przed oczyma wizję wypadku samochodowego, wybrałam numer Tomka. Miał odebrać synów po zajęciach, więc o osiemnastej cała trójka powinna być już w domu.
– Cześć, kochanie! – odezwał się Tomasz wesołym głosem (czyli odwołał dentystę). – Słuchaj, Kuba dostał się do drużyny piłkarskiej. Mamy w domu drugiego Lewandowskiego! No a Adam dostał piątkę ze sprawdzianu z chemii! Jesteś duma? Ja jestem. Musieliśmy uczcić te sukcesy, więc zabrałem chłopaków do burgerowni, tej nowej, w centrum. Ceny astronomiczne, ale warto!
Nie, nie będę płakać. Będę się dobrze bawić, o!
Spojrzałam na piekarnik, w którym czekała zapiekanka, a później na stojący na blacie tort. Powoli, nie słuchając ćwierkania Tomka o naszych genialnych synach, wcisnęłam urodzinowe świeczki w polany śmietanowym kremem biszkopt. Nie byłam delikatna…
Odłożyłam komórkę, jeszcze raz przyjrzałam się obiadowi, który prawdopodobnie wyląduje w śmieciach, i chwyciłam płaszcz. Dość tego! Cały rok poświęcam im sto procent uwagi, a oni nie potrafią nawet wpisać do telefonu daty moich urodzin i ustawić przypomnienia?! Poczułam piekące łzy po powiekami.
„Nie! Nie będę płakać – tupnęłam nogą, skupiając się na złości, miast na rozżaleniu i rozczarowaniu. – Zrobię sobie urodziny i będę się świetnie bawić. Sama. Taki jest plan”.
Na początek poszłam do fryzjera. W cudownych centrach handlowych obetną i przemalują ci włosy nawet o dwudziestej wieczorem.
W nowej, modnej fryzurze poczułam się rewelacyjnie, jak ktoś zupełnie inny. Ktoś, do kogo nie pasowały… sfatygowane buty. Były bardzo wygodne, ale bez charakteru. W sklepie naprzeciwko salonu fryzjerskiego kupiłam więc parę szpilek na bardzo wysokim obcasie.
Teraz przyszła pora na dopieszczenie duszy. Kino było otwarte do późna, więc nie wahałam się ani minuty. Fakt, stojąc samotnie w kolejce po bilet, czułam się dziwnie, ale kiedy zaczął się film, szybko zapomniałam o skrępowaniu.
Nie wybrałam komedii romantycznej ani amerykańskiej komiksowej rąbanki, tylko odkrywcze arcydzieło irańskiej reżyserki, na które moi panowie nie daliby się zaciągnąć za żadne skarby świata. A mnie się podobało.
Co więcej, zdałam sobie sprawę, jak ważne są chwile, kiedy jestem sama ze sobą – bo mogę wtedy robić to, co chcę, nie zważając na gust rodzinki.
Samotny wieczór dobrze mi zrobił, nawet złość prysła. Jedynie moje stopy były w fatalnym stanie; piękne nowe buty okazały się koszmarnie niewygodne. Z trudem doczłapałam do taksówki.
Do domu dotarłam nocą. Ze zdziwieniem odkryłam, że w kuchni panuje nieskazitelny porządek. Rozbebeszony tort zniknął, a zapiekanka trafiła do lodówki. Następnego ranka obudził mnie zapach kawy i naleśników.
Kiedy weszłam do kuchni, moi panowie stali w równym rządku tuż za kuchennym stołem nakrytym do śniadania. Adam jako pierwszy skoczył w moją stronę.
– Mamuś, przepraszam!
Kuba też do mnie podszedł i bez słowa zaczął się łasić. Jak kiedyś, gdy był mały i coś przeskrobał. Przytuliłam obu mocno. Nie byli w sumie tacy źli… Właściwie byli najlepsi na świecie, najcudowniejsi chłopcy pod słońcem!
– Kochanie… – zaczął Tomek. – Nie wiem, jak mogłem zapomnieć. Wybacz mi, skarbie. Wynagrodzimy ci to w weekend. Zaplanowaliśmy niespodziankę. Co ty na to?
– Wybaczysz nam? – zapytał Adam, robią smutną minkę pięciolatka.
Znałam ich dobrze i widziałam, że naprawdę jest im przykro.
– Wybaczę, ale pod jednym warunkiem. Raz w tygodniu mam wychodne, a wy radzicie sobie sami! – zastrzegłam odważnie.
Po chwili zastanowienia – to jednak była poważna obietnica – wszyscy trzej się zgodzili.
„Może faktycznie te urodziny staną się przełomowe? – pomyślałam z nadzieją. – Wreszcie zyskam czas dla siebie. A co z nim zrobię, to już tylko moja sprawa”.
Czytaj także:
„Po śmierci rodziców, brat poświęcił się opiece nade mną. Gardziłem nim, nie życzyłem sobie takiej niańki”
„Synowa dopiero pochowała męża, a już prowadza się z jakimś chłystkiem. Wymieniła Piotrka jak znoszone buty”
„Ukochany wmówił mi, że jest z domu dziecka, żeby zamydlić mi oczy. Za tym kłamstwem, stała bolesna tajemnica”