Poznaliśmy się na wakacjach. Michał biwakował z grupą przyjaciół na kempingu nad morzem. Ja obok, w pensjonacie, opiekowałam się grupą dzieciaków z biednych rodzin, na koloniach ufundowanych przez naszą parafię. Byłam wolontariuszką już od kilku lat, bo zawsze dobrze dogadywałam się z dzieciakami. Takie wakacje to był dla mnie idealny odpoczynek od biurowej pracy.
Michał mi pomógł. Dzięki temu na siebie wpadliśmy. Siedziałam z grupką dzieciaków na plaży, gdy nagle zorientowałam się, że straciłam z oczu ośmioletnią Kamilę. Dziewczynka przez cały czas bawiła się niedaleko mnie, widziałam ją, aż tu nagle jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Żadne z dzieci nie wiedziało, gdzie się podziała, a przecież jeszcze przed chwilą grała z nimi w dwa ognie. Spanikowałam. Oczami wyobraźni widziałam już topielca, choć tego dnia było chłodno i dzieci miały zakaz kąpieli w morzu. Zaczęłam biegać po plaży i wołać Kamilę.
Michał siedział ze znajomymi kilkadziesiąt metrów dalej. Grali na gitarze, śpiewali, opalali, osłaniając się od wiatru kolorowym parawanem. Wyglądali jakby nie skończyli jeszcze imprezy z poprzedniego dnia.
Widziałam ich wcześniej, jak szłam z całą grupą dzieciaków z pensjonatu. Mijaliśmy ich, a oni zaczęli nas zapraszać do siebie, do wesołego koła, które stworzyli na piasku. Grzecznie podziękowałam, ale wzbudzili we mnie pozytywne uczucia. To Michał pierwszy rzucił się na pomoc.
– Jak ona wygląda? – zapytał i skrzyknął resztę kolegów.
Trójka została ze mną, rozdzieliliśmy się i biegliśmy wzdłuż brzegu morza, wypatrując Kamili. Michał z koleżanką pobiegli w stronę lasu przy plaży. Trzeba było przez niego przejść, żeby dostać się na drugą stronę ulicy, gdzie był nasz pensjonat.
Po kwadransie, który był dla mnie jak wieczność, zobaczyłam z daleka jego sylwetkę. Trzymał za rękę małą dziewczynkę. To była Kamila. Cała i zdrowa.
– Mówi, że widziała, jak w lesie spaceruje jej mama, chciała ją dogonić – powiedział niczego nieświadomy Michał.
– Dziękuję ci z całego serca. Jestem ci dozgonnie wdzięczna – zdołałam tylko wykrztusić.
Wzięłam wystraszoną dziewczynkę za rękę i dołączyłyśmy do grupy. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Michał nie mógł wiedzieć o tym, że Kamila jest sierotą. Od pięciu lat wychowywała ją babcia.
Gdy była mała, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ojca chyba wyparła z pamięci, ale mamę wspominała bardzo często. Mówiła, że ją widzi, opowiadała, że mama ją odwiedza, że kupuje jej zabawki. Tak odreagowywała tęsknotę za domem, który bezpowrotnie straciła.
– Nie miałem pojęcia – powiedział Michał, gdy opowiedziałam mu tę historię następnego dnia wieczorem.
Siedzieliśmy na kolacji w małej knajpce. Michał przyszedł do naszego pensjonatu wieczorem i powiedział, że nie mam wyboru, muszę się z nim umówić.
– Ale przecież ja mam dzieciaki na głowie, muszę ich pilnować również wieczorem i w nocy – powiedziałam.
– Dziś nie musisz – uśmiechnął się i wskazał na Teresę, moją koleżankę, która tylko kiwnięciem głowy potwierdziła, że wszystko jest już załatwione.
Michał ją uprosił i zgodziła się zastąpić mnie tego wieczoru. Świetnie się bawiłam. Facet z plaży okazał się szczery, sympatyczny i bezpretensjonalny. Dużo pytał, zabawnie komentował to, co mówiłam. Wróciłam do domu przed północą.
Michał towarzyszył mi od rana do wieczora
Miał świetne podejście do dzieci. Grał z nimi w piłkę, uczył ich pływać, wieczorami przynosił gitarę i urządzał koncert życzeń. Był ulubionym wujkiem wszystkich małolatów z turnusu. Mnie też oczarował. Aż wystraszyłam się, że za bardzo się zaangażuję i potem, po powrocie z wakacji, będę niczym zakochana nastolatka cierpieć z tęsknoty.
Michał zadbał o to, bym za bardzo nie tęskniła. Pisał i dzwonił do mnie codziennie. Po trzech tygodniach odwiedził mnie w Warszawie. A tydzień później pojechałam do niego, do Gdyni. Wynajmował pokój w mieszkaniu kolegi. Trochę zdziwiło mnie, że prawie 30-letni facet funkcjonuje, jakby nadal był studentem, ale przecież każdy ma prawo żyć, jak chce.
Zakochiwałam się w Michale z każdym tygodniem coraz mocniej. Czułam, że on też się zaangażował. Aż pewnego dnia po prostu, z dwiema walizkami, pojawił się w Warszawie i stwierdził, że przeprowadza się do stolicy, bo chce być bliżej mnie.
– Jak to? – zdziwiłam się. – A praca, twoje życie, mieszkanie, znajomi? Tak to wszystko po prostu rzucasz? Dla mnie?
– Moją pracę mogę wykonywać wszędzie. Jestem fotografem. Znajomi przecież nie umierają. A ja nie chcę dłużej tracić czasu na związek na odległość.
Najpierw wynajął pokój u znajomych. Okazało się, że wszędzie ma przyjaciół. A po pół roku wprowadził się do mnie. Wszystko świetnie się układało. Nawet moi rodzice byli nim zachwyceni.
– No, jeżeli te prawie trzydzieści lat czekania na księcia z bajki zaowocowało takim chłopakiem, to ja ci mówię, że warto było – żartowała moja mama.
Michał potrafił dogadać się z każdym. Znalazł wspólne tematy z moją mamą i nie męczyły go wielogodzinne opowiadania mojego ojca o tym, jak to było w wojsku, a i z moim bratem zdarzyło mu się pójść poimprezować.
– To bardzo rodzinny chłopak – stwierdził mój ojciec. – Widać, że wychował się w zdrowej rodzinie, gdzie bliskość, kontakty i relacje mają duże znaczenie. Mam rację? Jacy są jego rodzice? – zapytał tata.
No właśnie, problem w tym, że ja nie znałam rodziny Michała. Byliśmy razem od roku, a nadal nie przedstawił mnie swoim bliskim. Sam nigdy do nich nie jeździł, nie wspominał też o rodzeństwie.
– Nie wydaje ci się to dziwne, że z moją rodziną tak chętnie spędzasz czas, a ja nic nie wiem o twojej? – zapytałam w końcu. – Też chciałabym ich poznać, zobaczyć, jaką będę miała teściową. Muszę wiedzieć, z kim będę się kłócić przez resztę życia – zażartowałam.
– Nie będziesz się kłócić, bo nie będziesz miała teściowej – odpowiedział poważnie Michał. – Nie mam rodziny. Wychowałem się w domu dziecka. Dlatego nie mam własnego mieszkania i łatwo przychodzi mi przeprowadzka z jednego końca Polski na drugi. Lubię twoją rodzinę, bo zawsze taką chciałem mieć. Może właśnie teraz wynagradzam sobie te lata, gdy tęskniłem za ciepłym, normalnym domem.
Byłam w szoku. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Michał tak długo to ukrywał. Gdy wcześniej pytałam o jego bliskich, wykręcał się, że jeszcze przyjdzie czas, że zdążę ich poznać.
– Być może wstydził się swojej przeszłości – powiedziała moja mama. – Dzieci z domów dziecka tak mają.
To wydarzyło się w ten weekend, w którym Michał oficjalnie mi się oświadczył. Wyjechaliśmy nad morze, w to samo miejsce, gdzie się poznaliśmy, i dostałam najpiękniejszy pierścionek, jaki w życiu widziałam.
– Tak, zgadzam się – powiedziałam wzruszona, gdy Michał klęknął przede mną na plaży.
Wieczorem, gdy wróciliśmy do hotelu, chciałam od razu zadzwonić do mamy i podzielić się z nią tą fantastyczną wiadomością. Wyjęłam telefon z szuflady i aż mnie zmroziło. Dwanaście nieodebranych połączeń od mamy. I do tego SMS: „Zadzwoń do mnie natychmiast. Muszę ci coś powiedzieć!”.
Byłam pewna, że stało się jakieś nieszczęście
Po pierwszym sygnale mama podniosła słuchawkę, jakby cały czas trzymała telefon w ręku, czekając na sygnał ode mnie.
– Michał nas oszukuje – powiedziała, a mnie zrobiło się słabo. – Była dziś u nas Halina, taka kobieta, którą niedawno poznałam na wolontariacie w hospicjum. Zaprosiłam ją na kawę. I ona zobaczyła to wasze zdjęcie, które mam na regale. Poznała Michała. Wyglądała, jakby poraził ją piorun. Z krzykiem wybiegła z naszego mieszkania. Dopiero przed blokiem ją złapałam i udało mi się dowiedzieć, co się stało. Ten Michał to syn jej ciotecznej siostry. Osiem lat temu zaginął. Wyszedł na uczelnię i nie wrócił. Szukali go przez policję, media, fundację ITAKA – zero śladu. Zapadł się pod ziemię. Podejrzewali, że popełnił samobójstwo albo ktoś go zabił, ale nigdy nie odnaleziono ciała. Ona jest pewna, że jej zaginiony siostrzeniec to właśnie Michał.
Słuchałam tego monologu i czułam, jakby ktoś opowiadał mi film. Michał nie miał pojęcia, o czym opowiada mi mama. Leżał na łóżku i przełączał programy w telewizji. Odłożyłam słuchawkę i zupełnie skołowana usiadłam obok niego.
– Wszystko w porządku? – zapytał po chwili. – Co tam u mamy?
– A u czyjej, u mojej czy twojej? – odparłam.
– Daj spokój – uśmiechnął się niepewnie. – Wiadomo, że u twojej.
– No właśnie, widzisz, a ja akurat mam informacje, co słychać u twojej – powiedziałam lodowatym tonem.
Miał matkę i ojca, który pił i katował rodzinę
Jako dziecko musiał to znosić, później zaczął się ojcu stawiać. Matka zupełnie zastraszona przez ojca, nie trzymała strony Michała. W końcu, nie mogąc już tego wytrzymać, mój narzeczony uciekł z domu.
– Miałem trzy możliwości do wyboru – powiedział mi. – Albo ucieknę od tego koszmaru, albo zabiję ojca i skończę w więzieniu, albo popełnię samobójstwo.
Michał uciekł do Niemiec, tam trochę pracował na czarno, ale skończył też szkołę fotograficzną. Po pięciu latach wrócił do Polski. Kręcił się bliżej północy, żeby nie wpaść na nikogo z rodziny. Nie wiedział, co się z nimi dzieje. Słyszał tylko, że ojciec umarł na wylew zaraz po jego ucieczce z domu.
Rozumiałam Michała. Jego rozpacz, bunt, niemoc wobec dramatu, który rozgrywał się w jego domu. Chciał chronić kobiety swojego życia, a one same uwikłane w sieć domowej przemocy nie pozwoliły sobie pomóc. Ratował się ucieczką, odcięciem od świata, który go niszczył.
Ale z drugiej strony wyobrażałam sobie, jak bardzo musi cierpieć jego matka. Jak szalenie martwi się o niego, tęskni za nim, pewnie codziennie ma nadzieję, że Michał pojawi się w progu jej domu. Może jest potwornie samotna, może chora? A co z siostrą Michała? Pewnie też tęskni za bratem...
– Daj im chociaż jakiś znak, że żyjesz – poprosiłam narzeczonego. – Jeśli nie jesteś gotowy, by się z nimi zobaczyć, po prostu zadzwoń, wyślij im list, nawet bez adresu zwrotnego. Zdejmij już z nich ten ciężar niepewności. Być może kiedyś, jak już będziesz gotowy, zechcesz się z nimi spotkać.
Michał nie odpowiedział. Po kilku dniach, kiedy byliśmy już z powrotem w Warszawie, sam wrócił do tematu.
– Może do niej napiszę – powiedział.
Chyba tak zrobił. Od tego czasu minął już prawie rok. Za miesiąc bierzemy ślub. Wczoraj mój narzeczony powiedział, że chce jeszcze pojechać w jedno miejsce z zaproszeniem. Poprosił, żebym pozwoliła mu jechać samemu. Wiem, że wybiera się do swojej matki...
Czytaj także:
„Moje małżeństwo skończyło się po miesiącu. Mąż przekreślił naszą wspólną przyszłość jednym zdaniem”
„Syn potrącił na drodze człowieka, ale to ja ponoszę winę za tę tragedię. Będę miała wyrzuty sumienia do końca życia”
„Moja siostra marzyła, by zostać kobietą sukcesu, a skończyła jako pasożyt. Wydawanie kasy męża to żadne osiągnięcie”