– Przyniosłam ci świeże astry, Piotrusiu – powiedziałam, napełniając wazon wodą. – Tata zawsze mówił na nie „marcinki”, pamiętasz? Ale powinno się mówić „astry”… A właśnie, ojciec już jakiś czas temu posadził nad furtką pnącą różę. Pięknie to teraz wygląda, jak altana…
W tym momencie się rozpłakałam. Odstawiłam wazon na ziemię i ukryłam twarz w dłoniach.
To przez to skojarzenie ze ślubną altaną. Mój syn, Piotr, ożenił się niecałe trzy lata temu. Jego narzeczona, Anita, zadbała o przepiękną oprawę przyjęcia weselnego, które odbyło się w ogrodzie wynajętej restauracji.
To właśnie tam mieli też sesję ślubną, między innymi w ozdobionej kwiatami altanie… Cudnie wyglądali! Jedno ze zdjęć z tej sesji wisiało na ścianie naszego salonu, inne stało w przedpokoju, na komodzie. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu, szczęśliwszy nawet niż dzień mojego ślubu z Wiktorem.
A pół roku później Piotrek zginął podczas montowania instalacji elektrycznej w domu zleceniodawcy…
Długo siedziałam przy grobie syna. Nie dlatego, że było tam coś do roboty, bo przecież sprzątałam co tydzień, ale po prostu chciałam pobyć przy swoim jedynym dziecku.
Opowiedziałam mu, co u nas słychać: jak ojciec przyniósł mi całe wiadro grzybów, a potem powiedział, że nie ma siły ich czyścić. I o tym, jak kot sąsiadki nasikał na fotel na tarasie. Wiedziałam, że to by go rozśmieszyło, zwłaszcza gdyby zobaczył minę ojca, który usiadł w tym fotelu…
Do domu wróciłam, kiedy zaczęło się już ściemniać. Wiktor robił coś w kuchni.
– Hm, jajecznica z grzybami? – wciągnęłam nosem powietrze. – To jednak obrałeś te grzyby?
– Na razie połowę – mruknął, a potem odwrócił się do mnie i zobaczyłam, że ma dziwną minę. – Zgadnij, kogo dzisiaj widziałem na mieście? – rzucił i wyczułam, że jest czymś bardzo wzburzony.
Zgadywałam kilka razy, aż w końcu Wiktor nie wytrzymał i wypalił z gniewem w głosie:
– Anitę! Ale wiesz co?! Nie była sama! Wychodziła właśnie ze sklepu z jakimś… chłystkiem!
– Z chłystkiem? – powtórzyłam, mrugając oczami. – W sensie, z chłopcem?
– Nie! Z jakimś… facetem! I…i… on ją obejmował, o tak!
W jednej chwili Wiktor znalazł się przy mnie i złapał mnie w pasie, demonstrując uchwyt tamtego mężczyzny. Wiedziałam, o co mu chodzi. Znaliśmy Anitę wyłącznie jako dziewczynę, a potem narzeczoną i żonę naszego jedynego syna.
Widzieliśmy ją tylko w jego objęciach i tylko jego całowała w naszej obecności. Wiktor musiał przeżyć szok, kiedy zobaczył ją z innym mężczyzną. Ja pewnie też czułabym się dziwnie.
– Wiesz, ona w zasadzie jest wolna… – podjęłam próbę wytłumaczenia mężowi, że to, co zobaczył, jest w sumie normalne. – Minęło dwa i pół roku. Musimy się przyzwyczaić, że ona znowu może kogoś mieć.
– Nie, nigdy się do tego nie przyzwyczaję! – mąż odwrócił się z irytacją i poczułam, że nie powinnam ciągnąć tej dyskusji.
Anita i Piotr nie mieli dzieci. Chcieli, ale… nie zdążyli
Chyba głównie dlatego nasze kontakty z synową po śmierci Piotrka stały się tak rzadkie. Dzwoniła do nas w każde święta oraz w imieniny moje i Wiktora, a my do niej w jej urodziny. Kilka miesięcy temu nawet zaprosiła nas na swoją trzydziestkę.
– To będzie rodzinna impreza – powiedziała. – Domowe przyjęcie dla najbliższych, nic wystawnego. Będzie mi miło, jeśli przyjdziecie, mamo.
Drgnęłam, słysząc to słowo. Od śmierci syna nikt nie nazwał mnie „mamą”. Bardzo chciałam pójść, ale w końcu nie dałam rady. Bałam się, że widok mieszkania mojego synka, jego zdjęć z żagli i trofeów jego piłkarskiej drużyny z dzieciństwa sprawią, że się rozpłaczę przy obcych ludziach.
Wiktor z kolei chciał iść, bo uważał, że powinniśmy wspierać Anitę. Jego zdaniem nadal byliśmy rodziną i uczestniczenie w jej uroczystości było naszym obowiązkiem. Ale nie poszliśmy. Wpadliśmy tylko do Anity w przeddzień przyjęcia, żeby dać jej prezent – złotą broszkę z ametystem, którą kiedyś dostałam od swojej mamy.
– Myślałam, że dam ją wnuczce, ale… – reszta zdania uwięzła mi w gardle. – Mam nadzieję, że ci się podoba, Anitko.
W jej oczach też zaszkliły się łzy. Objęła mnie i przez chwilę stałyśmy w milczeniu. A potem zaczęliśmy we trójkę rozmawiać o codziennych sprawach.
– Już wtedy musiała znać tego fagasa! – Dzień po spotkaniu Anity w mieście, Wiktor wrócił pamięcią do tamtej sytuacji. – Pamiętasz? Rozmawiałyście o garnkach i nowych firankach, bla bla bla! A ona już wtedy pewnie kombinowała, jak tu zbrukać pamięć Piotrka!
– Wiktor, przestań! – syknęłam na niego. – O co ci chodzi? Ona nikogo nie zdradza. Owdowiała w wieku dwudziestu ośmiu lat. Czego ty chcesz? Żeby do końca życia nosiła żałobę? To młoda dziewczyna, dobrze, że układa sobie życie.
Tak powiedziałam, ale wcale tak nie czułam
Dla mnie to także był szok, że Anita ma kogoś. Że całuje się z kimś innym niż nasz syn i z kim innym planuje teraz życie. Tyle że ja jej życzyłam jak najlepiej. Wystarczyło, że ja tak potwornie cierpiałam po stracie Piotra, ona była jeszcze młoda i – tak na rozsądek – nie musiała dzielić mojego bólu do końca życia.
Nie przekonałam męża. Kiedy Anita zadzwoniła w jego imieniny, nie chciał podejść do telefonu. Musiałam skłamać, że się kąpie.
– To ja zadzwonię później – odpowiedziała.
– A może po prostu powiem mu, że dzwoniłaś i przekażę życzenia? – zasugerowałam.
– Dziękuję, ale chciałabym sama je tacie złożyć – jej głos był wesoły, miałam wrażenie, że chyba się uśmiecha. Pierwszy raz od niemal trzech lat. – Zadzwonię.
Pół godziny później, kiedy telefon znowu zaterkotał, Wiktor, jak mały chłopiec, uciekł do toalety, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Koniec końców nikt nie odebrał i Anita nie złożyła mu tych życzeń.
– Czemu jesteś taki? – rzuciłam z pretensją. – Ona stara się z nami utrzymywać kontakty, a ty co?!
– A ja tam z nią żadnych kontaktów utrzymywać nie chcę – żachnął się.
– Niech sobie sypia z kim chce, ale niech nie myśli, że ja to akceptuję!
Taki właśnie był Wiktor. Widział świat w czarno-białych barwach. Dla niego to, że Anita nie chodziła w czerni i nie opłakiwała wciąż męża, oznaczało, że nie zasługuje na jego szacunek. A kiedy jej broniłam, zapytał mnie wyzywająco, czy gdyby on umarł, to ja też „od razu pocieszyłabym się nowym chłopem”.
– Po pierwsze, ja z tobą spędziłam 39 lat – zaczęłam na głębokim wdechu – a po drugie, żadne „od razu”. Ona przez rok miała depresję, nie pamiętasz już? Baliśmy się, że coś sobie zrobi! Przez kolejny z niej wychodziła. A spotykać się z tym Andrzejem zaczęła dopiero niedawno!
– Z Andrzejem?! – Wiktor spojrzał na mnie wielkimi oczami i zrozumiałam, że się wygadałam. – A skąd ty niby wiesz, jak on się nazywa?
– Ja też bywam „na mieście” – odpowiedziałam. – Tylko, że w przeciwieństwie do ciebie, jak widzę kogoś znajomego, to podchodzę się przywitać. Spotkałam ich w galerii, no i się poznaliśmy.
Dla siebie zachowałam informację, że Anita i Andrzej właśnie wychodzili ze sklepu z artykułami gospodarstwa domowego. W rozmowie wyszło, że rozglądali się za lodówką i zmywarką. Nie zapytałam o to wprost, ale domyśliłam się, że chcą razem zamieszkać. Bałam się reakcji Wiktora, gdyby się o tym dowiedział, dlatego zataiłam przed nim całe to spotkanie.
Wiktor nie odzywał się do mnie przez cały wieczór. Był wyraźnie poirytowany, niemal zgorszony, że w ogóle rozmawiałam z Anitą i jej nowym partnerem.
– Skoro ona ma innego, to nas nic już z nią nie łączy – gderał z rozdrażnieniem.
A potem przyszedł pierwszy listopada
Kiedyś, jeszcze zanim dotknęła nas tragedia, zawsze wyjeżdżaliśmy, by spędzić Święto Zmarłych na Podlasiu, gdzie leżeli nasi rodzice, dziadkowie Piotrka. Potem zwykle jechałam do Łodzi, aby odwiedzić grób chrzestnej. Ale od dwóch lat zostawaliśmy na Wszystkich Świętych w naszym mieście, spędzając oba świąteczne dni przy grobie syna. O groby innych bliskich dbało nasze rodzeństwo, my zwyczajnie nie mogliśmy spędzić tych dni inaczej.
– Idę na mszę, spotkamy się koło dziesiątej na cmentarzu – powiedziałam do męża w Dniu Wszystkich Świętych. – Weź róże i torbę ze zniczami.
Wiktor nie był praktykującym katolikiem, więc zwykle odwiedzał tylko cmentarz, nie kościół. Ja chciałam być na mszy za duszę syna. Poszłam tam i po zakończeniu zostałam jeszcze dłuższą chwilę, zatopiona w modlitwie i wspomnieniach.
Potem spacerowałam po części cmentarza, gdzie leżały małe dzieci i myślałam o tym, że jednak miałam szczęście, iż mogłam patrzeć jak dorasta mój syn, jak zdaje maturę, jak się żeni… Nim się zorientowałam, zrobiło się południe. Czym prędzej podążyłam więc w stronę grobowca Piotra i…
Nagle przystanęłam. Bo na ławeczce przed nagrobkiem zobaczyłam dwie osoby: mojego męża i synową. Siedzieli ramię w ramię i najwyraźniej rozmawiali. Przez moment bałam się, że Wiktor robi jej jakieś wymówki, ale nie. Kiedy podeszłam bliżej, usłyszałam… cichy śmiech obojga.
Okazało się, że wspominali lato, kiedy znajomi zostawili jej i Piotrkowi swojego psa i Piotr usiłował go wytresować. Treningi tresury odbywały się na naszym trawniku. Pies, kompletnie nieułożony i średnio rozgarnięty sznaucer miniaturka, zupełnie nie mógł pojąć koncepcji aportowania, aż w końcu nasz syn wpadł na pomysł… pokazania mu, jak to się robi.
Chyba nigdy w życiu tak się nie śmiałam, jak wtedy, kiedy we trójkę obserwowaliśmy zza firanki Piotrka rzucającego patyk, a potem biegnącego za nim i przynoszącego go zdezorientowanemu psu.
– A najlepsze, że on nie miał pojęcia, że my to wszystko widzimy! – usłyszałam głos Wiktora. – Cały Piotrek, nawet nie pomyślał, że robi takie przedstawienie!
– Cześć – powiedziałam cicho. – Posuniecie się trochę?
Okazało się, że Wiktor i Anita spotkali się tu ponad godzinę wcześniej. Na początku atmosfera była napięta, ale potem synowa zaczęła wspominać i powoli Wiktor się rozluźnił. Kiedy się rozstawaliśmy, pozwolił jej się nawet uściskać.
– Była dobrą żoną dla naszego syna – powiedział mąż w drodze powrotnej. – Bardzo go kochała, to się czuje.
– Tak? – zdziwiłam się tą zmianą frontu. – Więc uważasz, że Anita zasługuje na drugą szansę na szczęście? Już nie masz jej za złe tego Andrzeja?
– Wiesz, mnie to dalej trochę boli – wyznał. – Nie mieści mi się w głowie, żebym ja sobie znalazł nową kobietę, gdyby z tobą coś się… no wiesz… coś się stało. Ja bym do śmierci był ci wierny, Ela. Do śmierci, rozumiesz?! Ale przecież nie można porównywać starego dziada z młodą dziewczyną. Ona może jeszcze chce być matką, chce normalnie żyć. Nie ma co jej tego bronić, tak teraz myślę.
Ucieszyłam się. To oznaczało, że Wiktor „wybaczył” Anicie nowy związek i dzięki temu nadal będziemy mogli mieć z nią dobre relacje. Cieszy mnie to, bo Anita przecież była ogromnie ważną częścią życia naszego syna, a wszystko, co on kochał, jest mi bliskie.
Nawet jeśli ona kiedyś wyjdzie ponownie za mąż, może urodzi dziecko, to przecież nie wymaże z pamięci naszego syna. W jakimś sensie zawsze będzie go kochać, tak samo jak my. I to wystarczy, aby życzyć jej szczęścia w życiu. Zasługuje na to.
Czytaj także:
„Mój narzeczony zginął tuż przed ślubem. Jego brat oznajmił mi, że zawsze mnie kochał i chce go zastąpić”
„Chciałam upolować bogacza. Udało się, ale po ślubie okazało się, że to tyran. Mam miliony, ale moje życie to piekło”
„Przyjaciółka znalazła się na życiowym zakręcie, a ja, zamiast pomóc, ukradłam jej męża. Wstydzę się tego, ale nie żałuję”