Słuchaj swojego serca, bo inaczej możesz tego gorzko żałować. Sam się o tym przekonałem w dość nieprzyjemny sposób. Dekadę temu planowałem ślub z moją ówczesną narzeczoną, Ewą. Bodajże na studniówce, po paru lampkach szampana, powiedziałem jej, co do niej czuję i od tamtej pory chodziliśmy ze sobą. Na trzeźwo też mi się podobała, ale przyznanie się do tego przychodziło mi z dużym trudem.
Fajnie było mieć dziewczynę, bo moi kumple też kogoś mieli, a bez tego czułem się trochę dziwnie. Ewa w końcu uległa moim zalotom, jednak na ostateczne wyznanie sobie uczuć przyszło nam trochę poczekać. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że połączyło nas prawdziwe uczucie. Co prawda zdarzały się między nami drobne sprzeczki, ale to chyba nic nadzwyczajnego w relacjach damsko-męskich. Gdy skończyliśmy studia, podjęliśmy decyzję o ślubie. Mnie osobiście niespecjalnie zależało na ceremonii, ale Ewa bardzo tego chciała, a poza tym podobno jej starsi naciskali, więc się zgodziłem...
Przed wejściem w związek małżeński czekała mnie skrócona przygoda z wojskiem. Wspólnie z narzeczoną mieliśmy już ustaloną datę ceremonii, zaklepane miejsce i zakontraktowany świetny zespół muzyczny. Kolega zadeklarował, że użyczy mi swój smoking, a moja luba wyczekiwała na przesyłkę z sukienką od rodziny z Ameryki. Pamiętam doskonale dzień, w którym pierwszy raz zobaczyłem Beatę...
To było jak grom z jasnego nieba
Jeżeli wierzycie w piorun, który uderza prosto w serce, to mogę Wam powiedzieć, że mnie trafił w tamtym momencie. Zupełnie mnie zatkało. Jechałem pociągiem, wracając do jednostki po przepustce. Usiedliśmy naprzeciwko siebie w przedziale i przez całą podróż, jakieś trzy godziny, gadaliśmy ze sobą tak swobodnie, jakbyśmy byli starymi znajomymi. Mam przeświadczenie, że nasze spotkanie nie było dziełem przypadku, tylko zrządzeniem losu.
W kolejny weekend, gdy dostałem wolne, postanowiłem ją odwiedzić. Udało nam się spotkać, mimo że obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że ta relacja nie może przetrwać. Ten wieczór był czymś w rodzaju ostatniego "do widzenia". Byłem świadom, że nie znajdę w sobie tyle siły, by zostawić Ewę...
W tamtym okresie moje życie przypominało istny chaos. Czułem się oszukany przez przeznaczenie, które zesłało mi wymarzoną kobietę akurat wtedy, gdy byłem już po słowie z kimś innym. Ktoś, kto nie doświadczył czegoś podobnego, raczej nie pojmie, co wtedy czułem.
Ślub odbył się zgodnie z planem. Podczas przyjęcia weselnego chyba trochę przesadziłem z procentami, prawdopodobnie po to, by zapomnieć o pewnej osobie.
– Powinieneś się wstydzić – strofowała mnie mama. – Świeżo upieczony mąż powinien zachować trzeźwość umysłu.
Nie byłem już w stanie darzyć Ewy miłością. Moje serce było oddane Beacie. O tym, że zostanę tatą, nie dowiedziałem się od razu, telefony komórkowe nie były wtedy tak rozpowszechnione jak obecnie.
Otrzymałem wiadomość listowną. Pamiętam dokładnie, co było tam napisane:
„Nie piszę tego, bo mam wobec Ciebie jakieś oczekiwania. Wcale nie o to chodzi. Po prostu zależy mi na szczerości, żebyś potem nie miał do mnie żalu. Nie planuję przerywać ciąży. Nigdy bym się na to nie zdecydowała, i to nie tylko z powodu wiary. Pragnę zachować, choć cząstkę Ciebie przy sobie. W pewien sposób daje mi to radość. Nie martw się, nie zdradzę nikomu, że jesteś ojcem. Jeśli kiedykolwiek zapragniesz poznać swoje maleństwo, moje drzwi zawsze będą dla Ciebie otwarte. Kocham Cię. Beata”
No i co teraz? Chlałem na umór z rozpaczy, ale któregoś dnia Ewa dała mi wybór — koniec z piciem albo koniec z nami. Nawet mi to pasowało, ale niedługo później żona zmieniła zdanie co do tego, co powiedziała wcześniej. Oświadczyła mi, że spodziewa się dziecka.
Opowiedziałem o wszystkim koledze gdy siedzieliśmy nad browarem, ale on też nie potrafił nic sensownego wymyślić.
– Ale masz problem! Ja to bym chyba zgłupiał. Z jednej strony obecna żona i stabilizacja, a z drugiej – wielka niewiadoma. Ale koniec końców i tak podejmiesz decyzję sam.
Przez cały ten czas nie skontaktowałem się z Beatą, nawet nie miałem pojęcia, kiedy dokładnie wypadał termin porodu. Mogłem się tylko domyślać, bo w tych kwestiach nie byłem specjalnie oblatany. Starałem się o niej za często nie rozmyślać, żeby przez przypadek nie puścić pary z ust przy Ewie, choćby mówiąc przez sen.
A już zupełna tragedia byłaby, gdybym w trakcie igraszek miłosnych wypalił coś w stylu: „Beata, kocham cię", zamiast: „Ewa, kocham cię". Więc raczej unikałem sypiania z Ewą, chociaż dla chłopa to nie jest łatwe.
Jasne, mogłem rozejrzeć się za jakąś inną panią na boku, ale nie miałem ochoty jeszcze bardziej komplikować mojego i tak pogmatwanego życia. Dobrze się złożyło, że Ewka bała się o maleństwo i w ogóle nie naciskała na zbliżenia. A kiedy na świat przyszła nasza córeczka, to kompletnie dała mi spokój w sprawach łóżkowych. Nie przejmowałem się tym zbytnio, w sumie to nawet mi to odpowiadało. Od czasu do czasu tylko rozmyślałem, jakby to było, gdybym jednak ożenił się z Beatą.
Mój związek małżeński przechodził kryzys
Chodziło mi też po głowie, czy mam chłopca, czy dziewczynkę. Rzuciłem się w wir pracy, bo tylko to mogłem w tamtym momencie zrobić. Po kilku latach awansowałem i zostałem szefem ekipy agentów.
Moja żona, Ewa, wydawała się oziębła i zamknięta w sobie. Czułem się nieszczęśliwy i sfrustrowany tą sytuacją.
– Ciągle myślisz o Beacie? – spytał zaskoczony mój znajomy, Adam, kiedy zwierzałem mu się przy zimnym piwie. – Pojedź do niej i sprawdź, czy nadal tak ci się podoba.
Wybrałem się w drogę, a przez całą podróż snułem sobie wizje naszego spotkania po latach. Na stacji paliw kupiłem pluszaka — uniwersalnego, pasującego zarówno dla chłopczyka, jak i dziewczynki. Niestety, pod znanym mi adresem nie zastałem żywej duszy. Od sąsiadki dowiedziałem się, że całą rodziną wyjechali na urlop. No i wszystko stało się jasne jak słońce.
Nie miałem tam już nic do roboty. Najwyraźniej Beacie udało się poukładać sobie życie beze mnie. Teoretycznie powinienem się cieszyć, że znalazła faceta, który pokochał ją i jej dziecko, ale jakoś nie byłem w stanie. To była taka mentalna rana...
Grałem rolę wzorowego męża i ojca
Niesamowicie ciężko mi było i zastanawiałem się, jaki to ma sens. Chyba chodziło o to, żeby nie zostać samemu. Myślałem, że już nic fajnego mnie nie czeka, że z Ewą będziemy się razem starzeć, chociaż uczucie wygasło. Ale potoczyło się to zupełnie inaczej...
– Nie sądzisz, że od pewnego czasu coś jest nie tak w naszym związku? – spytała mnie pewnego dnia małżonka.
Już chciałem powiedzieć, że tak było od samego początku, ale się powstrzymałem.
– Na początku chciałam o ciebie zawalczyć, ale widzę, że to bez sensu. Nigdy mnie nie kochałeś – cisnęła we mnie rozklejoną kopertą.
Rozpoznałem charakter pisma Beaty.
– Jak w ogóle możesz czytać moją korespondencję? – wrzasnąłem.
– A jak ty mogłeś mnie tak oszukać? Spotkałam faceta, który mnie naprawdę kocha. Teraz już możesz sobie spokojnie do niej pójść.
Dokładnie miesiąc po tym, jak byłem u Beaty, dostałem od niej wiadomość. W środku była informacja o przeprowadzce i nowe namiary na nią, gdybym w przyszłości chciał wpaść do niej i Karolinki z wizytą.
Naraz dostałem wieści o kolejnej córce, o tym, że żona jest w temacie i że całe lata żyłem w niewiedzy. Beata tak naprawdę nie wyszła za mąż, po prostu zmieniła miejsce zamieszkania, a sąsiadka przekazała mi wtedy wiadomość o wyprowadzce zupełnie innych ludzi, którzy zajmowali mieszkanie mojej ukochanej. Moje dotychczasowe życie w jednej chwili stanęło na głowie.
Spotkałem Beatę i odnalazłem swoje szczęście. Ewa też je znalazła, ale z kimś innym. Teraz już wiem, że nie ma sensu iść przeciwko temu, co nam pisane. Sądzę, że zmarnowałem dużo czasu zupełnie bez potrzeby. Według mnie da się to jeszcze wszystko odkręcić.
Kiedy wpadam do Paulinki, to czasami widuję się też z Ewą. Chciałbym, żeby moje dziewczynki, a być może również ukochane kobiety, nawiązały ze sobą więź, ale póki co chyba oczekuję za dużo. Cóż, przekonamy się, jak sprawy się potoczą...
Patryk, 38 lat
Czytaj także:
„Miałam dosyć niewierności mojego faceta. Chciałam się odegrać i wpadłam z deszczu pod rynnę”
„Szwagier kumpla zajada kawiory, a sępi po ludziach jak biedak. Myślał, że mnie oszuka, ale trafił na sprytniejszego”
„5 lat temu przygarnęłam dziecko siostrzenicy, by mała nie trafiła do sierocińca. Za dobre chęci, dostałam od życia manto”