„Dla pieniędzy zdecydowałam się na fikcyjny ślub. Miałam nadzieję, że pospłacam długi, a wpakowałam się w jeszcze większe”

kobieta, która wzięła ślub dla pieniędzy fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Odwiedziła nas straż graniczna. O dziesiątej w nocy! Wpakowali się do mieszkania i zaczęli myszkować po kątach. Sprawdzali, czy w szafach są rzeczy Fazala, czy w łazience jest jego szczoteczka do zębów i maszynka do golenia. Zaczęli podpytywać, jak nam się układa, i dlaczego śpimy oddzielnie. Choć spodziewałam się kontroli, byłam przerażona”.
/ 27.01.2023 10:30
kobieta, która wzięła ślub dla pieniędzy fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Dlaczego zdecydowałam się na fikcyjny ślub? Z konieczności. Miałam potworne długi. Zarabiałam niewiele ponad 2000 złotych na rękę. Ledwie wystarczało na opłacenie rachunków, jakieś podstawowe rzeczy. A gdzie reszta? Chciałam się fajnie ubrać, od czasu do czasu zabawić, wyjść ze znajomymi na drinka. Gdy więc brakowało mi pieniędzy, brałam pożyczki, korzystałam z kart kredytowych. Myślałam, że poradzę sobie ze spłatą. Oczywiście sobie nie poradziłam. Zaczęły się kłopoty – telefony z banków, wizyty windykatorów. Pod drzwiami pojawił się komornik. Nie miałam pojęcia, jak z tego wszystkiego wybrnąć…

Któregoś dnia zwierzyłam się ze swoich kłopotów znajomej. Wysłuchała mnie spokojnie, a potem powiedziała, że ma dla mnie świetną propozycję.

– Wyjdziesz za mąż za Pakistańczyka. Facet chce mieszkać legalnie w Polsce i jest gotowy zapłacić za to pięć tysięcy euro – oświadczyła.

Urzędnik chyba nie wierzył w naszą miłość

W pierwszej chwili się nie zgodziłam. Nie chciałam wiązać się z mężczyzną, którego nigdy nie widziałam na oczy. Bałam się kłopotów. Słyszałam o dziewczynach, które decydowały się na taki krok, a potem nie dostawały pieniędzy. Co więcej, ci „mężowie” grozili im pobiciem, a nawet śmiercią. Ale koleżanka się nie poddawała. Zapewniała mnie, że świetnie zna tego Pakistańczyka, że to bardzo miły i kulturalny człowiek.

– Nie masz się czego obawiać. Śluby z cudzoziemcami są w Polsce legalne. A Fazal zapłaci co do grosza. I nie będzie ci się narzucał, sprawiał problemów. Pobierzecie się, a jak dostanie mu prawo pobytu, to się rozwiedziecie. To łatwy i szybki zarobek – mówiła.

Tak naciskała, tak mnie przekonywała, że w końcu się zgodziłam. Uznałam, że może ona ma rację i że nic mi nie grozi.

Na początku wszystko wyglądało bardzo pięknie. Fazal rzeczywiście sprawiał wrażenie sympatycznego faceta. Na dodatek mówił trochę po polsku więc mogliśmy dogadać szczegóły. Ustaliliśmy, że tysiąc euro dostanę przed ślubem, kolejne tysiąc po, a ostatnią ratę po załatwieniu pozwolenia na pobyt w naszym kraju. Byłam zachwycona. Oczami wyobraźni widziałam, jak spłacam część długów i tym samym oddalam od siebie widmo bankructwa.

Pierwsze kłopoty pojawiły się już przy ustalaniu terminu ślubu. Mój „narzeczony” wypłacił mi pierwszą ratę, więc poszłam z nim załatwiać formalności. Myślałam, że urzędnik po prostu wyznaczy datę i będzie po wszystkim. Ale nie. Facet patrzył na nas podejrzliwie i zadawał dziwne pytania. Od kiedy się znamy? Czy rodzice Fazala przyjadą na uroczystość? Czy narzeczony został zaakceptowany przez moich bliskich? Nie spodziewałam się takiego przesłuchania, więc milczałam.

Odpowiadał głównie Fazal. Coś tam plótł, że bierzemy ślub w tajemnicy przed bliskimi, bo nasi religijni rodzice nie chcą słyszeć o zięciu czy synowej innego wyznania. Ja tylko kiwałam głową i mówiłam, że bardzo go kocham i chcę z nim spędzić całe życie. Koniec końców urzędnik podał termin, ale z jego miny wynikało, że nie wierzy w naszą miłość.

Ceremonia przebiegła zwyczajnie. Obecni byli tylko świadkowie i znajomi Fazala. Nie zaprosiłam swoich przyjaciół, bo, prawdę mówiąc, trochę wstydziłam się tego, co robię. Miałam nadzieję, że mąż od razu po uroczystości wypłaci mi kolejną ratę i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Nic z tego. Najpierw Fazal mnie zwodził i mówił, że za dzień czy dwa przyniesie mi pieniądze, a po tygodniu oświadczył ni z tego, ni z owego, że najpierw musi się do mnie wprowadzić na jakiś czas. Bo służby imigracyjne w każdej chwili mogą sprawdzić, czy mieszkamy razem.

Wspólne zamieszkanie? O tym nie było mowy!

– Jeśli się zorientują, że nie żyjemy jak małżeństwo, uznają ślub za nielegalny. I będę musiał wracać do Pakistanu – powiedział.

Byłam w szoku. Wcześniej o zamieszkaniu razem nie było przecież mowy! Zaczęłam krzyczeć, że nie zgadzam się na to, by się do mnie wprowadził, że nie taka była umowa. I jeśli natychmiast nie wypłaci mi pieniędzy, to wszystko odwołam. Wtedy on podszedł do mnie i ścisnął mnie za ramiona.

– Chcesz kłopotów? Za fikcyjny ślub w waszym kraju wsadzają za kratki – wysyczał.

A potem stwierdził, że albo przystanę na jego warunki, albo z pieniędzy nici. I jeszcze to, co już wzięłam, będę musiała oddać. Nie znam się na prawie, więc na wszelki wypadek zajrzałam do internetu. Okazało się, że mój mąż miał rację. Za poświadczenie nieprawdy groziła mi grzywna i do pięciu lat więzienia. Myślałam, że zemdleję. Uświadomiłam sobie, że Fazal ma mnie w garści.

Mąż wprowadził się do mnie następnego dnia. Na szczęście mi się nie narzucał. Spał w drugim pokoju. Wychodził z domu wcześnie rano i wracał późnym wieczorem. Dokładał się do rachunków, kupował jedzenie. No i wypłacił mi wreszcie drugą ratę. Trochę mnie to uspokoiło. Myślałam, że najgorsze mam już za sobą.

Jakieś dwa tygodnie później odwiedziła nas straż graniczna. O dziesiątej w nocy! Wpakowali się do mieszkania i zaczęli myszkować po kątach. Sprawdzali, czy w szafach są rzeczy Fazala, czy w łazience jest jego szczoteczka do zębów i maszynka do golenia. Zaczęli podpytywać, jak nam się układa, i dlaczego śpimy oddzielnie. Choć spodziewałam się kontroli, byłam przerażona. Zapomniałam języka w gębie. Znów odpowiadał tylko Fazal. Czarował, że on strasznie chrapie, więc wyprowadziłam go do drugiej sypialni, że co wieczór spotykamy się w mojej. Wiadomo po co…

Strażnicy coś tam ponotowali i sobie poszli. Wydawało się, że kontrola wypadła pomyślnie.

– A widzisz, miałem rację, że nas sprawdzą! Jakbym tu nie mieszkał, byłyby kłopoty. A tak jeszcze tylko przesłuchanie w urzędzie do spraw cudzoziemców i będziesz mnie miała z głowy – powiedział mi Fazal.

Bałam się tego przesłuchania jak diabli. Mąż uprzedził mnie, że urzędnicy będą nam zadawać dziesiątki najdziwniejszych pytań na temat naszego wspólnego życia. Oczywiście każdemu z nas oddzielnie. Opowiadał mi więc, co lubi, jakiej muzyki słucha, uczył imion swoich rodziców, braci i sióstr. Ja opowiadałam mu o swoich najbliższych. Ustalaliśmy, co najbardziej lubimy jeść, co robimy wieczorami, jakie filmy oglądamy. Starałam się to wszystko zapamiętać, ale gdy przyszło co do czego, miałam pustkę w głowie.

Plątałam się, długo się zastanawiałam nad odpowiedziami. Nie mogłam sobie przypomnieć najprostszych rzeczy: jak pisze się nazwisko Fazala, gdzie się urodził. Nie potrafiłam powiedzieć, czy mój mąż ma pieprzyk na pośladku, jakiej marki maszynką się goli, w jakim kolorze włożył dziś majtki. W pewnym momencie byłam już tak zdenerwowana, że aż się rozpłakałam.

Jak ja nie umiem kłamać… I co teraz będzie?

– Nie jestem dzisiaj w stanie odpowiadać na te wszystkie pytania – wychlipałam.

Urzędnik wbił we mnie wzrok.

– A może po prostu nie zna pani odpowiedzi? – zapytał groźnym tonem.

No i stało się najgorsze. Nie wytrzymałam i… przyznałam się do tego, że za ślub z Fazalem wzięłam pieniądze. Wyciągnęli ze mnie wszystko. A potem zaprosili do pokoju mojego męża. W ogóle nie zauważył, że coś jest nie w porządku. Myślał, że gładko przetrwałam przesłuchanie.

– Kiedy mogę się spodziewać decyzji o legalności naszego ślubu? – zapytał urzędnika.

– Raczej nigdy – odparł facet, uśmiechając się ironicznie.

Pewnie się domyślacie, co było potem. Afera! Fazal został zatrzymany. Grozi mu deportacja. Mnie po przesłuchaniu na policji wypuszczono do domu. Wszystko wskazuje na to, że będę miała sprawę w sądzie. Policjant radzi mi, żebym dobrowolnie poddała się karze, to dostanę wyrok w zawieszeniu.

– Ale grzywnę też pani pewnie przysolą. Tyle, ile wzięła pani za ten ślub – powiedział.

Jestem przerażona… Z czego mam zapłacić grzywnę? Przecież już wydałam wszystkie pieniądze! Najgorsze jest to, że Fazal też domaga się zwrotu całej sumy. Wysłał do mnie swoich kolegów. Grożą, że jeśli szybko wszystkiego nie oddam, to może mi się stać coś złego. Po co ja się godziłam na ten cholerny ślub? Miało mi to pomóc w rozwiązaniu problemów, a wpakowałam się w jeszcze większe! 

Czytaj także:
„Po śmierci taty miałyśmy długi, dlatego chciałam wyjść za mąż dla pieniędzy. Z tego powodu zostawiłam ukochanego...”
„Moja córka wzięła ślub z Nigeryjczykiem dla pieniędzy, a teraz grozi jej więzienie”
„Moja siostra wyszła za starego pryka dla pieniędzy. Musi być z nim 10 lat, żeby przestała ich obowiązywać intercyza”

Redakcja poleca

REKLAMA