Nie planowałem tej wizyty, uznałem jednak, że skoro już przejeżdżam w pobliżu, wpadnę odwiedzić wnuki.
– Szkoda, że nas tata nie uprzedził – z właściwą sobie ostatnio wylewnością powitał mnie w progu syn. – Akurat dzisiaj zaprosiłem szefa z żoną i dzieckiem na późny lunch.
Niemożliwy sztywniak zrobił się z Aleksandra, odkąd wyprowadził się do stolicy…
„Późny lunch”! Śmiechu warte
Co najmniej jakby mieszkał w Los Angeles i spodziewał się wizyty Kevina Costnera. Rozłożyłem dłonie w geście pokazującym, że jak już tak bardzo przeszkadzam, to zaraz sobie pójdę, ale synowa już się zakrzątnęła i usadzała mnie przy stole.
– Niech mu tata wybaczy – mówiła, stawiając przede mną filiżankę z kawą. – Jest spięty, bo w firmie zachodzą zmiany i wreszcie pojawiła się możliwość awansu. Ostatnie słowo należy do szefa, którego będziemy dziś gościć, niemniej nie widzę powodu, żeby tata nie mógł do nas dołączyć.
Obiecałem, że nie zamierzam zakłócać im imprezy, w sumie zajechałem pobawić się z wnukami. Posiedzimy, pogramy w gry planszowe, może jakąś bajkę obejrzymy razem. Uwielbiam odkrywać na nowo świat, obserwując dzieciaki w czasie zabaw. Próbuję patrzeć na otoczenie ich oczami, znów poczuć tę niewinność i naiwność, którą dawno temu gdzieś zgubiłem. Poza tym strasznie mi się nie chciało wracać do domu. Jakby nie było, to trzy godziny jazdy moim wysłużonym fordem! Niby nic dla młodego kierowcy, ale z wiekiem zdolność koncentracji drastycznie spada i skupienie uwagi kosztuje sporo energii, a tej nie miałem w nadmiarze.
– Dziadek! – usłyszałem okrzyk radości w tym septycznym domu.
Ośmioletnia Liza zawiesiła się na mojej szyi, jej o rok starszy brat, Mateusz, próbował zrobić to samo, i w końcu mało brakło, a wszyscy przewrócilibyśmy się na ziemię.
– Dzieciaki, dajcie spokój dziadkowi – próbował ich spacyfikować ojciec. – Przecież jesteście już za duzi na takie powitania.
– Poluzuj kokardkę, Aleksandrze – zwróciłem się do niego, bo ten jego nowy styl działał mi już na nerwy.
Synowa wybuchła śmiechem, a dzieci jej zawtórowały, choć żart nie był dla nich chyba do końca zrozumiały. Syn zmierzył mnie ponurym spojrzeniem, poprawił fartuch, i wrócił do steków, które marynował w jakiejś niewątpliwie ekskluzywnej zalewie. Odnosiłem wrażenie, że wszystko wokół zrobiło się nagle bardzo wyrafinowane, nawet zwykły widelec wyglądał jak z królewskiej zastawy, a nie z sieciówki. Strasznie mojemu Olkowi imponował świat elit i najwyraźniej uparł się, żeby do niego dołączyć. No cóż, każdy ma jakieś słabości, z których można sobie pokpić, ale nie przyjechałem tam po to.
Niech się synek bawi w Beverly Hills
Jeśli mu to sprawia tyle frajdy... Ja zabrałem swoją niedopitą kawę i poszedłem z dzieciakami do ich pokoju, by zobaczyć jakąś niesłychanie fajną grę. Oczywiście gra toczyła się na ekranie komputera i dotyczyła eksterminacji postaci ludzkich, które były nadzwyczaj zdeformowane i agresywne. Nie wydawało mi się to odpowiednią rozrywką, więc marudziłem tak długo, aż rozłożyliśmy planszę „Monopolu”. Tylko ta gra mogła konkurować z komputerowymi animacjami. Wkrótce dołączył do nas dziewięcioletni syn gości, którzy właśnie się pojawili. Miał na imię Konrad i, mówiąc szczerze, nie przypadł mi do gustu: był hałaśliwy i rozbiegany grubo ponad normę. Mimo to udało nam się jakoś zainteresować go wspólną zabawą. Mnie na tyle wciągnęła gra, że zapomniałem o dobrym wychowaniu, więc przeprosiłem dzieciaki i wyszedłem na chwilę przywitać się z gośćmi, którzy też wydali mi się głośni, choć mniej rozbiegani. Perorowali o sprawach, o których nie miałem pojęcia albo mnie niewiele obchodziły, więc z ulgą wróciłem do dzieci. Spostrzegłem, że przez ten krótki czas Konrad zdążył postawić na swoim polu domek. Jakim cudem, skoro minęła tylko jedna kolejka?
– Dobra, dziadek – machnął ręką zrezygnowany Mateusz. – Nie ma się co kłócić, niech ma.
Mnie jednak nie wydawało się właściwe, że jeden z graczy oszukuje.
– Ja przyszedłem ostatni! – zaczął krzyczeć Konrad, jeszcze zanim spytałem go o powód krętactwa. – Już wszystko było wykupione, dlatego powinienem dostać ten domek, bo tak jest sprawiedliwie.
To prawda, że dołączył jako ostatni, ale nie na tyle, żeby ominęła go choć jedna kolejka! Gówniarz łgał w żywe oczy. Zabrałem mu domek i poprosiłem, żeby grał uczciwie. No to się obraził.
– Dziadek – Liza szepnęła mi do ucha. – Tata nas prosił, żebyśmy byli mili dla Konrada.
Wytłumaczyłem wnuczce, że jesteśmy mili, ale nie możemy dać się terroryzować komuś, kto nie wie, jak trzeba się zachowywać. Skończyło się na tym, że na usilne nasze prośby, Konrad znów dołączył do gry i w miarę uczciwie starał się ją kontynuować. Niestety, zupełnie nie umiał dbać o finanse i jego gotówka szybko topniała. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem nawet młodsza od niego Liza dysponuje większym zapasem papierowych pieniędzy. Znów próbował ustalać nowe zasady, w których miałby możliwość pożyczki, ale stanowczo się temu sprzeciwiłem. Zasady dotyczą wszystkich aspektów naszego życia i im wcześniej się tego nauczymy, tym łatwiej nam będzie potem. Nie było dla mnie niespodzianką, że Konrad pierwszy splajtował, ale zdziwiła mnie jego reakcja. Podniósł się z dywanu i krzycząc, że jesteśmy oszuści, kopnął z całej siły w planszę, rozsypując po pokoju pionki, papierowe pieniądze i plastikowe domki, po czym wybiegł. To wszystko było niczym w porównaniu ze sceną histerii, którą zaserwował swoim rodzicom raczącym się właśnie ekskluzywnym drinkiem. Razem z wnukami patrzyliśmy ze szczytu schodów i nie powiem, żebyśmy nie mieli z tego frajdy. Mały egocentryk wrzeszczał i kopał po kostkach rodziców usiłujących go uspokoić.
Zachowywał się jak małpa w zoo
Nie pomagały eleganckie sposoby spacyfikowania gówniarza, najwyraźniej on ustanawiał zasady w rodzinie, a jego życzeniem było natychmiastowe opuszczenie nieprzyjaznego terenu. Mój syn, czując się winnym zaistniałej sytuacji, przybiegł do nas i kazał dzieciakom natychmiast zejść i przeprosić małego hultaja.
– Nie każ im tego robić – poprosiłem, biorąc go na stronę. – Twoje dzieci w niczym nie uchybiły gościowi. Upokorzysz je tylko. Jeśli chcesz, ja pójdę załagodzić sytuację.
– Ani mi się waż! – krzyknął, zbiegając w dół. – Już i tak narozrabiałeś!
Dał spokój moim wnukom i wyglądało na to, że sam będzie przepraszał rozpieszczonego bachora. Przyglądałem mu się, jak robi z siebie błazna, obskakując eleganckich gości. Niestety, nic nie było w stanie ukoić urażonej dumy szefa i jego małżonki, którzy ze sztucznymi uśmiechami na ustach zbierali się do wyjścia.
– No to mi tata załatwił awans – powiedział Aleksander, kiedy dojadałem nieruszone przez gości steki.
– Wydaje mi się – odpowiedziałem z pełnymi ustami – że zadajesz się z ludźmi pozbawionymi zasad, Aleksandrze. Jeżeli ta sytuacja może zaważyć na twojej karierze, to na Boga, lepiej nie rób kariery. Zajmij się swoimi dziećmi, bo to jest coś, w co naprawdę warto inwestować.
– Niech się tata wypcha ze swoimi zasadami i dobrymi radami. Nie spłacę nimi kredytów za dom ani nie sfinansuję szkół. Niech tata już wraca do siebie z łaski swojej, proszę.
No cóż, trudno by mi było zostać po takich słowach… Wiedziałem, że syn przeżywa ciężkie chwile, ale nie czułem się winny zaistniałej sytuacji. Myślę, że kiedyś dotrze do tej zakutej pały, że ma świetne dzieciaki, wyjątkową żonę i kochającego ojca, a jego szef jest po prostu nadętym prostakiem. To tyle w kwestii zasad.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”