W tamtym czasie często nie mogłam zasnąć albo zasypiałam po to tylko, by zbudzić się po kilku godzinach i myśleć, myśleć bez końca. Co robić? Analizowałam na różne sposoby naturę naszego związku. Czułam się w nim niespełniona, niekiedy nawet upokorzona, niemniej wychodziło mi, że jeśli nadal będę kochać Filipa, trwać przy nim – wszystko się w końcu ułoży.
Doczekam się wielkiej nagrody. Musi się tak stać. Jestem dla tego Narcyza wdzięcznym, drogocennym i niezbędnym lustrem, z którym żal się rozstać. Żałosne, prawda, ale czyż nie jest żałosne każde nieodwzajemnione uczucie? Tymczasem kochamy, nawet jeśli dostajemy w zamian cięgi.
Nawet jeśli wiemy, że to daremne, beznadziejne. A ja miałam promyk nadziei, który mnie prowadził. Być może każdego w takiej opłakanej sytuacji prowadzi, może bywa wyimaginowany, nie wiem, nie znam dobrze innych przypadków, nie zapisałam się nigdy do grupy wsparcia dla zakochanych bez wzajemności (czy takie istnieją?).
Filip mnie nie kochał, takie rzeczy się czuje, nawet jeśli następnie się je wypiera. No więc ja czułam i następnie wypierałam, bo bardzo chciałam z nim być. Nie mieszkaliśmy razem („ach, to nazbyt zobowiązujące”), ale spotykaliśmy się często, spędzaliśmy wspólnie weekendy, czasem gdzieś wyjechaliśmy. Nigdy nie było tak cudownie, jak wyobrażałam sobie, że mogłoby być.
Czy miłość nie powinna być romantyczna?
A ten – wiecznie czymś zajęty, myśli pochłonięte, uwaga rozproszona. Dużo gadał o pracy, o tych swoich badaniach, i co przeczytał, i co w związku z tym myśli. Oglądał się za dziewczynami. Gdy chadzaliśmy na imprezy, flirtował jak najęty. Zawsze znalazła się jakaś, z którą przetańczył albo przegadał gdzieś w kącie cały wieczór.
Starałam się nie dostrzegać ironicznych spojrzeń ludzi i nie okazywać po sobie zazdrości, choć nie zawsze wychodziło. W środku wszystko się we mnie pieniło, bulgotało, wrzało. Jak może mnie tak traktować? To jesteśmy parą czy nie? Jeśli tak, dlaczego zachowuje się, jakby zapominał o moim istnieniu?
Podczas nieprzespanych nocy po jakiejś jego kolejnej zdradzie – tak nazywałam otoczenie uwagą innej dziewczyny, nie jestem pewna, jak to dalej między nimi szło – przyrzekałam sobie, że się z nim więcej nie zobaczę, że następnego dnia zerwę tę głupią, raniącą mnie tak dotkliwie znajomość. Ale jak przychodziło co do czego, nie umiałam, nie czułam się na siłach.
Wystarczyło, że się uśmiechnął, spojrzał czule, powiedział coś miłego, a ja miękłam jak masełko wystawione na słońce. Kapitulowałam, kuliłam się w sobie. Jest, jaki jest, ale przynajmniej jest. Filip, światło mojego życia.
Ach ten jego uśmiech, w którym biorą udział białe, idealnie równe zęby, błękitne oczy, każdy mięsień pięknie wykrojonej męskiej twarzy. Przeznaczony dla mnie, rozbrajał z ostatniego naboju, ale kiedy adresowany był do innych – wkurzał jak mało co. Filip zachowywał się zawsze, jakby testował własny wdzięk. W sklepie, w kawiarni, w autobusie, w pracy i na spotkaniu towarzyskim. Czego się dotknę, zamieniam w złoto – zdawał się mówić. Mało – dotknę, starczy, że musnę, starczy, że omiotę wzrokiem.
Głupie baby dają się łapać w pułapkę tej pewności siebie, tego samozadowolenia. Widziałam ich zachwycone spojrzenia i szlag mnie trafiał. Tak, Filip naprawdę jest przystojny, bardzo inteligentny, wrażliwy, przez jego głowę przelatuje sto myśli na minutę, wypowiada się błyskotliwie, odnosi sukcesy, ma się czym pochwalić. Ale nie on jeden. Żeby zostać aż takim czarusiem, trzeba czegoś więcej – rozbuchanej miłości własnej, która promieniuje na otoczenie, udziela się, zaraża jak wirus.
Wiedząc, że mnie nie kocha, wiedziałam również, jak marne są szanse, by pokochał kogoś innego. To jego będą kochać. Tego wieczoru spotkaliśmy się w knajpce. Uśmiechał się i odniosłam rzadkie wrażenie, że wyłącznie do mnie, jakby nawet nie dostrzegł nachalnej urody kelnerki. W uśmiechu tym czaił się niepokój. To nie był jego zwykły popis dobrego samopoczucia.
– Mirka, mówiłem ci o tym stypendium, o które się starałem, prawda?
– Mówiłeś. Że szanse są niewielkie.
– A jednak dostałem je. Wyjeżdżam na rok do Australii.
Zrobiło mi się słabo
Nie brałam jego zamiarów na poważnie, nie sądziłam, że jeszcze i to mu się uda, jak mogłam w to nie wierzyć? Takim ludziom jak on udaje się wszystko. Z trudem wyrzuciłam z zaschniętego nagle gardła:
– Czyli między nami koniec?
– Dlaczego tak uważasz?
– Jak to, dlaczego? Nie będzie cię rok…
– …tylko rok.
– No wiesz, w takim czasie wszystko się może zdarzyć.
– Ale nie musi.
– Nie powiesz mi, że ci na mnie zależy?
– Zależy.
I tu mnie zaskoczył. Spodziewałabym się raczej, że wyjazd będzie dla niego znakomitym pretekstem do zerwania kulawej więzi, która nas łączyła. Spodziewałabym się w białych rękawiczkach dokonanego – precyzyjnego, chirurgicznego cięcia. Chlast! A tu takie deklaracje. Ho, ho.
– A tobie? Na mnie? Mirka?
Jakby sam nie wiedział.
– Oczywiście, że zależało mi na tobie, znaczy zależy, ale w takiej sytuacji… Rozumiesz, naprawdę przez rok wszystko się może wydarzyć.
Gdy to mówiłam, robiło mi się coraz bardziej zimno, jakbym wchodziła do lodówki. Mimo to nie mogłam i nagle nie chciałam się już cofnąć.
– Rozumiem. Tylko czy musimy zakładać najgorsze? Może jeśli oboje się postaramy, poczekamy, wytrwamy…
Zawiesił głos i wpatrywał się we mnie intensywnie, tymi niebieskimi oczami znającymi wartość swojego blasku. Już sobie to wyobrażałam: te starania, tę wytrwałość! Uśmiechy na prawo i lewo, do nowych kobiet w nowym kraju, zagranicznych, egzotycznych. Miło to i uroczo z jego strony, że tak ładnie mówi, jakby miał zresztą mówić, zawsze ładnie mówi, nie potrafi inaczej, ale dla mnie właśnie kończą się wszelkie złudzenia.
Przestanę pełnić funkcję magicznego zwierciadełka choćby z tego powodu, że już nie będzie mnie pod bokiem. Zniknę z jego życia najpierw na dwanaście miesięcy, a potem na zawsze i lepiej od razu zacząć się z tym godzić niż hodować w sobie próżne nadzieje. Tak, próżne, głupie i na wyrost. Ach, jaka ze mnie skończona kretynka. Właściwie to rzeczywiście dosyć już tego. Nie chcę tak dłużej. Nie mogę. Weszłam do zamrażalnika.
– Wiesz co, Filip? Mam dosyć. Nie kochasz mnie, nigdy mnie nie kochałeś, za to wymagasz, bym teraz czekała na ciebie. A ja myślę, że pora na mnie. Mnie się też od życia coś należy. Nie dla mnie stypendia badawcze, ale…
– Nie kocham cię? Nie kochałem? O czym ty mówisz? To niby z jakiego powodu jesteśmy razem już tak długo? Wiesz, ja myślałem… No, nieważne, co myślałem, ale na pewno, że się chociaż trochę ucieszysz z mojego sukcesu, że podejdziesz do niego mniej egoistycznie. To stypendium oznacza wielki krok w mojej karierze, nie mogę go nie zrobić, nie wymagaj tego ode mnie. I to tylko rok rozłąki. A może przylecisz na jakiś czas? Moglibyśmy coś pokombinować w tym względzie, rozejrzę się na miejscu. Kocham cię, Mirka. Naprawdę cię kocham.
Jego spojrzenie zmiękło, rozlazło się jakoś, nie było już tak promienne, ale ja wkroczyłam do wielkiej chłodni, w której trzyma się, bo ja wiem co? Zamarznięte kurczaki? Tuszki wieprzowe?
– Gratuluję ci, Filip. Oczywiście, że cieszą mnie twoje sukcesy, zasługujesz na nie, żyjesz swoją pracą. Ale jeśli idzie o nas, nie wierzę ci, po prostu ci nie wierzę. Było dużo czasu na różne rozwiązania. Skoro dotąd nie przyszły ci do głowy…
Dosyć. Dosyć. Jeszcze tego brakuje, by odczytał to jako żebranie o ślub. W życiu!
– Przychodziły do głowy różne. Sądziłem jednak, że nazbyt wczesne. I w świetle dzisiejszej rozmowy moje wątpliwości wydają się całkiem usprawiedliwione. Nagle widzę przed sobą zupełnie inną Mirkę.
– Jasne. Usprawiedliwione. Masz rację. Widzisz zupełnie inną Mirkę.
Co za menda
Nie kochał mnie, głowę miał wiecznie zaprzątniętą czym innym albo i kim innym, a teraz śmie sugerować, że to moich uczuć nie można być pewnym? Moich uczuć! Które musiałam skrywać, by się nie ośmieszać, nie kompromitować. A on, a on… wiecznie tylko w sobie zakochany.
Jakimś cudem skończyliśmy kolację i nie udławiłam się z wściekłości i żalu. Szukaj szczęścia gdzie indziej, łajdaku – płakałam w poduszkę po powrocie do pustego domu. Zmoczyłam wiele poduszek, zanim poczułam się lepiej. Zanim zrozumiałam, że dobrze postąpiłam. Co by było, gdybym dostawała od niego maile, zdjęcia, relacje z cudownej podróży, przygody życia? Na pewno czułabym się dużo gorzej.
Z zazdrości bym oszalała. Niepewność by mnie zabiła. A tak – przynajmniej miałam jakąś pewność: że wszystko skończone. Może i był światełkiem mojego życia, ale ono zgasło i już się nie zapali. Trzeba poszukać innego.
Minęło trochę czasu i je znalazłam. Można by nawet powiedzieć, że moje życie po tej długiej ciemnej nocy wreszcie rozbłysło – kolorowo, intensywnie, jaskrawo. Tylko że to ja sama stałam się światłem. Tak, rozstanie z Filipem coś ważnego mi dało, coś dużo więcej niż morze łez. Gdy myślę teraz o przeszłości, nie poznaję samej siebie. Naprawdę byłam aż tak beznadziejnie głupia?
Co ja sobie ubzdurałam – że jestem jakimś lusterkiem? Głupiej już nie można. Z własnej i nieprzymuszonej woli godziłam się na taką rolę. Pozwoliłam wbić się w poczucie, że nic nie znaczę, że nic nie jestem warta. Co za absurd. Jest dokładnie na odwrót.
Ze smętnej, przygarbionej, przyciśniętej nadmiernym ciężarem swoich uczuć Mirki, po zerwaniu z Filipem narodziła się radosna, piękna i lekka jak puch dziewczyna, na punkcie której świat oszalał. Męski w każdym razie. Czy ja wcześniej nie widziałam tych wpatrzonych w siebie oczu? Nie. To dlatego, że patrzyłam wyłącznie na Filipa? Może tak być. A może widziano we mnie wówczas wyłącznie kobietę godną litości, pożałowania? Jego wierny cień, jego wartownika i żołnierza.
Zazdrośnicę, ponuraczkę, zabójczynię każdej dobrej zabawy. Wraz z wyjazdem Filipa i psychicznym uwolnieniem się od niego – zyskałam nową tożsamość. Bawię się nieźle. Od czasu do czasu chwila żalu, bolesne szarpnięcie serca, ale potem… Żyje się tylko raz. A młodym się jest tak krótko. Trzeba korzystać.
– Masz taki cudowny uśmiech – powiedział Marek, z którym od pewnego czasu się spotykam, nic zobowiązującego. – Biorą w nim udział usta, oczy, każdy mięsień twojej ślicznej twarzy. Wiem, że się dla ciebie nie liczę, jestem dla ciebie nikim. Trudno. Ale pozwól mi przynajmniej być lustrem, w którym się przejrzysz, ślicznoto. I wtedy zawsze poczujesz się lepiej, bo zobaczysz prawdziwe piękno. Aż w końcu nie będziesz mogła beze mnie żyć.
Roześmiałam się. Może się tylko przesłyszałam? Może to omam? Za dużo wypiłam, zjadłam za mało?
Niech sobie powyobraża co tam chce
Cisza, żadnych relacji, żadnych zdjęć. Żadnych wrażeń? Zadzwoniłam do Ewki, przyjaźnili się, bywałam o nią wściekle zazdrosna.
– A Filip? Wciąż piękny? Masz jakieś sygnały od niego? – spytałam, niby beztrosko, na koniec rozmowy.
– Tak, jesteśmy w stałym kontakcie. Gadamy nieraz długo.
Chwila przerwy, dobranie właściwych słów wzięło jej trochę czasu.
– Trochę się rozsypał, wiesz? Bardzo przeżył rozstanie z tobą. Wyjechał w okropnym stanie, chyba mu tam nie najlepiej idzie na tych antypodach. Bez ciebie.
Teraz ja zastanawiałam się nad doborem słów, zbyt długo.
– Przejechałaś się po nim, Mirka, jak walcem. Nie moja to sprawa, ale…
– Oj, muszę kończyć, Ewa! Pa!
Rozłączyłam się tym szybciej, że właśnie dodzwaniał się Marek. Chciał spotkać się jeszcze tego samego wieczoru. Powiedziałam, że mam inne plany i z nich nie zrezygnuję, choć to nie była prawda. Niech sobie powyobraża co tam chce. Miłość to próba sił – pomyślałam. Wygrywa silniejszy. Uśmiechnęłam się. Skoro już mam wolny wieczór – zrobię sobie maseczkę.
Czytaj także:
„Pojechałam w Tatry, żeby leczyć rany po nieudanym małżeństwie. Udało się. Na górskim szlaku spotkałam... moją szkolną miłość”
„30 lat temu mojej przyjaciółce spodobał się tajemniczy mężczyzna ze starego zdjęcia. Dziś jest narzeczoną... jego wnuka”
„Po latach odnalazłem dawną miłość. Gdy chciałem odnowić kontakt, z buta wygarnęła mi, że lepiej jej beze mnie”