Mirek był moim pierwszy prawdziwym chłopakiem. Po szczeniackich flirtach, szkolnych miłościach i fascynacjach z dyskoteki na własnej studniówce poznałam kogoś wyjątkowego. Przyszedł jako osoba towarzysząca z jedną z koleżanek, Olką, która była jego kuzynką. Ja zjawiłam się z bratem, więc odstąpiłam go Olce, by bawić się z jej kuzynem.
Mirek tańczył świetnie. Od razu przyznał się, że chodził na kursy tańca towarzyskiego. Cały on – o czym miałam się później przekonać – systematyczny i pracowity. Stawiał sobie cele, do których dążył. Żadnej pozy, popisywania, udawania macho. W dodatku miał już 27 lat, pracował i zarabiał. Imponowała mi ta jego dorosłość. Przy nim czułam się starsza.
Kiedy ma się 18 lat, nie chce się ani dnia dłużej być nastolatką… Szybko zostaliśmy parą. Na początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego jeszcze się z nikim nie związał, ale wkrótce rozwikłałam tę zagadkę. Mirek naprawdę był facetem, który szuka tej jednej jedynej. Romanse, przygody, związki, które można zakończyć z byle powodu, nigdy go nie interesowały. Chciał budować na skale, nie na piasku. Mieć całkowitą pewność. A tę poczuł dopiero, kiedy poznał mnie.
Ja też czułam się z nim bezpieczna
Wiedziałam, że będę zawsze zasypiać spokojnie u jego boku, bo Mirek stawi czoła wszelkim przeciwnościom. Dlatego kiedy przyjechał z wielkim bukietem róż i padł przede mną na kolana, byłam zaskoczona, ale szczęśliwa. Powiedziałam: „tak” i poczułam, że to zupełnie naturalne. Narzeczona – to brzmiało całkiem fajnie! Koleżanki się dziwiły, trochę się nawet podśmiewały, ale czułam, że w gruncie rzeczy większość z nich mi zazdrości. Pierścionek zaręczynowy to tylko początek.
– Chcę, żebyś była moją żoną, od teraz – na zawsze. Kochamy się, więc po prostu się pobierzmy… – mówił, a ja kiwałam głową, zachwycona, bo przecież pragnęłam tego samego.
To miało być krótkie narzeczeństwo. Ślub planowaliśmy na sierpień, po mojej maturze. Mirek sporządził listę spraw i rzeczy do załatwienia, i zaczął je systematycznie skreślać. Kilka miesięcy wcześniej mieliśmy zarezerwowany termin w kościele, salę na wesele, zespół muzyczny, fotografa na sesję i kamerzystę. Kolega Mirka zaprojektował zaproszenia, chodziliśmy razem na nauki przedmałżeńskie. Nawet gdybym chciała mieć wątpliwości, nie było na nie czasu…
Rodzice w sprawie ślubu byli podzieleni. Ojciec zadowolony, uważał, że Mirek to facet, który wie, czego chce. Mama – mniej entuzjastyczna.
– Masz dziewiętnaście lat, dopiero skończyłaś szkołę. Po co ten pośpiech? Możecie pochodzić ze sobą rok, dwa, a potem podjąć decyzję o ślubie… Przecież i tak zamierzacie wyjechać do Hiszpanii..
Hiszpania była pierwszym elementem precyzyjnego planu Mirka na nasze wspólne życie. Kolega załatwił nam tam pracę w hotelu nad morzem. Mirek miał być zaopatrzeniowcem, a ja kelnerką. Pół roku pracy pozwoli na zebranie kwoty potrzebnej na solidny start. Nie musieliśmy kupować czy wynajmować mieszkania, a jedynie urządzić dom, który Mirek już miał. W zasadzie miał go od zawsze…
Jego ojciec, majster budowlany, latami pracujący za granicą, m.in. w Belgii, już kilkanaście lat wcześniej postawił dom dla pierworodnego syna. To miał być prezent ślubny. Dwie ulice od domu moich przyszłych teściów stały nasze dwa piętra z pięknym ogródkiem. Trzeba było tylko zarobić na łóżko, pralkę, lodówkę i tym podobne niezbędne rzeczy.
Roboty było co niemiara
Maciek przynosił na nasze spotkania katalogi mebli, tapet i dywanów – nie dopuszczał myśli o żadnej prowizorce. Mieliśmy zacząć wspólne życie w dopracowanym, w pełni wyposażonym wnętrzu… Kaśka, przyjaciółka, która miała zostać moim świadkiem na ślubie, trochę się temu dziwiła.
– Dlaczego nie przełożycie ślubu? Możecie się pobrać, jak już wrócicie z tych saksów. Byłabyś fajnie opalona po tym pobycie w Hiszpanii…
– Ale Mirek traktuje mnie poważnie i sądzi, że ze względu na różnicę wieku, moi rodzice mają prawo oczekiwać, że wyjadę w świat z mężem, a nie jakimś facetem, który w każdej chwili może się rozmyślić…
Mnie samej było wszystko jedno, czy pobierzemy się przed wyjazdem, czy po powrocie. Zresztą nie miałam czasu na takie rozważania. Najpierw uczyłam się do matury, po niej wpadłam w wir przygotowań do ślubu: mierzyłam suknię ślubną, wybierałam zaproszenia, ustalałam menu na wesele. Roboty było co niemiara. Któregoś wieczoru mama przyszła do mojego pokoju z poważną miną.
– Córeczko, pamiętaj. Nawet gdybyś miała cień wątpliwości, masz pełne prawo się wycofać – choćbyś już stała przed ołtarzem…
Świadkiem ze strony Mirka miał być Robert – jego młodszy o pięć lat brat. Skrajne przeciwieństwo mojego odpowiedzialnego i nieznoszącego prowizorki narzeczonego. Przemiły, serdeczny, wiecznie spóźniony bałaganiarz, nieplanujący niczego i nieprzejmujący się niczym. Robert, z zawodu fryzjer, od lat miał dziewczynę. Kochali się chyba bardzo, ale zupełnie wystarczało im życie na kocią łapę, wynajęte poddasze, kilka sprzętów i życie od wypłaty do wypłaty.
A może ślub na 2 pary? Wyjdzie taniej
Dwa tygodnie przed dniem ślubu nasi świadkowie umówili się u Roberta na zebranie organizacyjne. Mieli przygotować wizytówki gości na weselny stół, sprawdzić listę prezentów… Kasia, moja przyjaciółka, zadzwoniła po powrocie ze spotkania z prawdziwą rewelacją.
– Twój szwagier jest bardzo miły, ona też. Tylko nie wiem, jak oni będą tam dalej mieszkać z dzieckiem, bo na moje oko dziewczyna jest w ciąży…
Zdziwiłam się szczerze. Kasi chyba coś się wydawało.
– Aga w ciąży? No co ty? To niemożliwe! Coś ci się wydawało. Przecież bym wiedziała… A gdyby nawet nie, to Mirek by mi o tym powiedział!
Nie wiem, dlaczego od razu nie zapytałam Mirka. Chyba nie chciałam się wygłupić, gdyby się okazało, że to jednak nieprawda… Trzy dni później Robert miał mi podrzucić wizytówki gości, ale zaspał do pracy i nie zdążył do nas podjechać. Wysłał Agę. Umówiłyśmy się w pół drogi, pod drogerią. Wyszła ze sklepu, niosąc torbę wypchaną pampersami. Uśmiechnęła się, widząc moje zaskoczone spojrzenie.
– Mirek ci nie mówił? To jeszcze pięć miesięcy, ale już się powoli przygotowujemy…
Pogratulowałam jej szczerze i zdobyłam się nawet na żart.
– To może zamówimy ten ślub na dwie pary? Będzie taniej…
Aga pokręciła głową.
– Jesteście dla nas za szybcy. Myślimy o tym, ale zanim Robi ogarnie te wszystkie formalności… Może pobierzemy się na święta…
Wróciłam do domu zdezorientowana
Za chwilę Mirek miał mnie zabrać na ostatnią z nauk przedmałżeńskich. Nie wierzyłam, że zapomniał mi powiedzieć o ciąży Agi. Był bardzo rodzinny i dużo opowiadał o swoich bliskich. Ale z jakiegoś powodu zatrzymał tę wiadomość dla siebie…
– Czemu nie powiedziałeś, że Aga i Robi zostaną rodzicami? – zapytałam go w drodze z kościoła.
Próbował jakoś to zbagatelizować, ale był kiepskim kłamcą.
– Tak, nie powiedziałem ci tego. Ani tego, że po tylu latach wreszcie planują ślub. Bałem się…
Niczego nie rozumiałam.
– Mirek, o czym ty mówisz? Czego niby się bałeś?
Mój narzeczony milczał dłuższą chwilę, a potem nagle się rozpłakał. Pierwszy raz widziałam jego łzy. W końcu zaczął mówić.
– Ojciec piętnaście lat temu zbudował dom. Miałem dwanaście lat, a Robert sześć. Edyta jest twoją rówieśniczką, chodziła wtedy do przedszkola. Ojciec miał ambicję, żeby wybudować domy kolejno każdemu z nas. Ale wkrótce zaczął chorować na kręgosłup i musiał zrezygnować z wyjazdów. Drugiego domu już nie postawił. Powiedział, że dom jest mój, bo dostanie go ten, kto pierwszy założy rodzinę, a ja jestem najstarszy, więc zapewne pierwszy to zrobię… Ale mijały lata, a ja nie mogłem spotkać właściwej dziewczyny. Robert dorósł, znalazł partnerkę… Kiedy cię poznałem, poczułem, że to jest właśnie to. Nie chciałem się spieszyć, ale dokładnie tydzień po studniówce Robert zdradził mi, że Aga jest w ciąży. Było jasne, że mój brat jej się oświadczy… Znam swojego ojca. Gdyby Robi ożenił się pierwszy, dom byłby jego. Dlatego parłem do ślubu – zaraz, natychmiast. Wybacz mi. Nie chciałem wyjść w twoich oczach na chciwego dupka, ale na taki dom dla nas musiałbym pracować lata…
Czyżby polował na pierwszą naiwną?
Wybaczyłam Mirkowi. Ciężko pracował od chwili ukończenia szkoły, znał wartość pracy i pieniędzy – to ja byłam panienką na utrzymaniu rodziców. Uwierzyłam w to, co mi powiedział – nie podejrzewałam, że wiedział o ciąży Agi już przed studniówką i polował na pierwszą naiwną dziewczynę, która mogła dać mu szansę na te dwa piętra z ogródkiem…
Ale walkę o dom Mirek będzie musiał ostatecznie stoczyć beze mnie. Przepadła też zaliczka na salę, suknia i hotel w Hiszpanii. Po prostu – cała ta sytuacja podziałała na mnie jak zimny prysznic. Uświadomiła mi, że pomyliłam zauroczenie z zakochaniem, a różnica wieku od początku miała kolosalne znaczenie.
Nie chcę, żeby moim życiem rządziły tylko pragmatyczne wybory: mieszkanie z ogródkiem, meble do kuchni i duży telewizor. Chcę przeżyć taką żarliwą, naprawdę romantyczną miłość jak z książek czy filmów – choćby za cenę spłacania kredytu na M2.
Czytaj także:
„Współlokatorki zamęczały mnie wiecznymi imprezami. Gdy jeden z ich gości wpakował mi się do łóżka, miarka się przebrała”
„Kocham Gosię całym sercem i właśnie dlatego musimy się rozstać. Zamiast oparciem, byłbym dla niej tylko kulą u nogi”
„Siostra pęka z zazdrości, gdy opowiadam o wakacjach. Ona nigdzie nie jeździ, bo niańczy wnuki. Sama dała się w to wrobić”