„Dla męża i syna byłam tylko sprzątaczką, nie miałam ich wsparcia. Gdy zachorowałam czułam, że mogę liczyć tylko na siebie”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Solid photos
„Szkoda słów. Nigdy nie byłam żoną czy kochanką. Zawsze matką. Najpierw jednego dzieciaka, który na oko wyglądał na dorosłego, a potem drugiego. Zarówno męża jak i syna musiałam opierać, karmić i pocieszać, gdy rozbili sobie nosy, ale też popychać do przodu, drażnić ambicje, nie pozwalać, by spoczęli na laurach”.
/ 10.10.2022 17:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Solid photos

Nigdy, przez całe małżeństwo, nie czułam, że ktoś roztacza nade mną opiekę. Wiecie, o co mi chodzi. Chciałabym na przykład zasypiać, bez przewalania w myślach listy czynności na następny dzień, wiedzieć, że nie jestem w tym wszystkim sama.

Że mąż pamięta i sam zajmie się wezwaniem hydraulika czy opłaceniem rat kredytu. Że syn – w końcu ma 18 lat – sam wyprasuje sobie koszulki i nie zapomni o oddaniu książek do biblioteki. A kiedy wrócę z pracy, zakupy będą zrobione, a ziemniaki obrane.

Szkoda słów. Nigdy nie byłam żoną czy kochanką. Zawsze matką. Najpierw jednego dzieciaka, który na oko wyglądał na dorosłego, a potem drugiego. Zarówno męża jak i syna musiałam opierać, karmić i pocieszać, gdy rozbili sobie nosy, ale też popychać do przodu, drażnić ambicje, nie pozwalać, by spoczęli na laurach. A właściwie, żeby w ogóle zdobyli jakieś laury.

To dzięki mnie, mojemu, jak to mąż ze złością nazywał, wierceniu dziury w brzuchu, zgłosił się na konkurs i dostał awans. Jeden, potem drugi. Wierzcie mi, orka na ugorze z takim leniwym osłem. Nie rozumiem, jak zdolny, pomysłowy facet może być tak pozbawiony ambicji! Gdyby nie ja, wciąż gnieździlibyśmy się w dwupokojowej klitce z ubikacją na korytarzu. To ja marudziłam sześć lat, żebyśmy wzięli kredyt na mieszkanie i zaczęli żyć jak ludzie. A po co, a na co, naprawdę jest ci niedobrze? Naprawdę!

Kobieta musi być podporą

Albo Jacek, mój syn. Jakby mu pozwolić, to by całe dni spędzał, grając na komputerze. A zdolny z niego matematyk, po ojcu, świetnie rysuje, po mnie, i ma niezłe pomysły. Więc zapisałam go jeszcze w szkole podstawowej na kurs informatyczny. I na zajęcia plastyki. Żebyście widziały, jak się opierał, jak jęczał, czasami musiałam krzykiem zapędzać go do samochodu, by pojechał na zajęcia. I do tego, żeby ćwiczył w domu, rysował. A nie tylko pykał. A teraz? Właśnie zdał maturę i dostał się na grafikę komputerową. Będzie sam projektował gry...

Myślicie, że syn jest mi wdzięczny? O, nie! Dla obu moich „dzieci” jestem wścieklicą, zołzą, która nie rozumie mężczyzn i chce ich przerobić na roboty. Tak jakby oni rozumieli kobiety!
Też bym chciała być czasem nieodpowiedzialna, lekkomyślna, dziecinna, wiedzieć, że ktoś nade mną czuwa. I kto tu kogo zmienił w robota?

Moja przyjaciółka twierdzi, że ten mój rak piersi to wina moich mężczyzn, bo choroba wynika z psychiki, ale nie ma racji. Kocham moich chłopców, tylko chciałabym, żeby i oni mnie kochali.

Może rzeczywiście popełniłam błąd, jak twierdzi moja matka. Trzeba było najpierw Tomkowi, a potem Jackowi pozwolić dorosnąć. A na to jest tylko jeden sposób – przestać im matkować i rzucić na głęboką wodę. Tylko że... boję się, żebyśmy utonęli.

Czasami kobieta musi być nie tylko kotwicą i podporą swojego męża, ale wręcz nadzorcą, by wydobyć z niego to, co najlepsze. Niestety, nikt nie kocha swojego nadzorcy... Więc może lepiej było się kisić w klitce z kiblem na korytarzu, ale za to być kochaną. Nie, wtedy też nie byłabym szczęśliwa.

– A jak zareagowali na wiadomośćo chorobie? – spytała terapeutka.

– Przestraszyli się – odparłam zgodnie z prawdą. – Zaczęli mnie obchodzić, jakbym była trędowata, albo... już nie żyła. Tyle tylko, że bez słowa sprzeciwu zaczęli wykonywać polecenia. Zanim przyjechałam do szpitala na operację, zostawiłam im listę tego, co mają zrobić, co jeść, jak rozmrozić obiad. Dziś wracam do domu. Zobaczę, czy moje kwiaty przetrwały.

– Zadzwoń i przypomnij mężowi, żeby cię odebrał – usłyszałam. – Nie chcesz chyba tłuc się taksówką.

Wszystkie osoby w sali roześmiały się. Nie, aż tak źle chyba by nie było. Chociaż... Nie zdziwiłabym się wcale. Wokół mnie siedziało jeszcze dziewięć kobiet. Wszystkie byłyśmy pozbawione włosów, które wypadły po naświetlaniach. Bałam się, jak syn i mąż zareagują na mój widok. Jakby nie patrzeć był dość... niecodzienny.

Czy po tym wszystkim Tomasz będzie chciał mnie w ogóle dotknąć? Czy spróbuje o tym porozmawiać? A może... z tym także zostanę sama.

Mimo wsparcia psychologa żadna z nas nie zdążyła jeszcze przywyknąć do strachu, który co wieczór kładzie się z nami spać. Kiedy tylko zamykamy oczy, podkrada się do nas cichaczem i próbuje odebrać nam spokojny sen. Jeszcze do niedawna udawało mu się to ze mną niemal co noc. Po kilku spotkaniach terapeutycznych jestem coraz lepiej przygotowana na jego nadejście. Bardzo pomagają mi w tym rozmowy z innymi chorymi kobietami. One mnie rozumieją.

Każda z nas opowiedziała swoją historię, odkryła własne lęki i sposoby ich  przezwyciężania. Najgorsze to, że wszystkie miałyśmy w ten czy inny sposób skopane życie prywatne.

Od Marzeny odszedł narzeczony

Jeszcze do niedawna byli w sobie szaleńczo zakochani. Planowali wspólną przyszłość, więc wzięli kredyt. A w zasadzie Marzena zadłużyła się na mieszkanie. Drugą pożyczkę na urządzenie i wyposażenie trzech pokoi, kuchni i łazienki miesiąc później miał wziąć Rafał. Nie zrobił tego. Gdy dowiedział się, że kobieta, którą miał wkrótce poślubić, jest chora na raka, zniknął tego samego dnia.

– Przestraszył się, że odejmą mi pierś. Czy ta część ciała była dla niego tak ważna? Zostałam z kredytem na głowie, rakiem w piersi i perspektywą straty pracy. – Marzena podsumowała swoją opowieść.

Spojrzałyśmy na nią przerażone.

– No co? – uśmiechnęła się ironicznie. –W końcu nikt nie będzie czekał na pracownicę, aż ta wydobrzeje... Jeśli oczywiście wszystko pójdzie dobrze – dodała z wyraźnym sarkazmem.

Codziennie gadamy o naszym życiu prywatnym. Codziennie dowiadujemy się, że nie tylko nas dotknęło nieszczęście. Orientujemy się, że dla innych los był nawet okrutniejszy. Uderzył boleśniej i z większą perfidią.

Irminę porzucił mąż. W dniu, w którym pojechała do szpitala na pierwsze naświetlania. Wziął od niej kluczyki do samochodu pod pretekstem pojechania z autem do warsztatu. Kiedy wróciła do domu ze szpitala, okazało się, że w drzwiach zostały wymienione wszystkie zamki.

– To było jego mieszkanie – w oczach Irminy błyszczały łzy. – Ale mimo wszystko tak się nie postępuje. To niegodne i nieuczciwe.

– Miałaś tam swoje rzeczy?

– Moje meble. Przez drzwi zostałam poinformowana, żebym podała adres, pod który zostaną mi odesłane.

– A to sk... – Teresa nie wytrzymała.

Takich to trzeba trzymać krótko przy pysku. Jak ja mojego Heniusia. Raz mi po pijaku podskoczył, to potem tydzień leczył limo. Wie dobrze, że gdyby mi wywinął taki numer, to mógłby od razu zacząć sam sobie kopać mogiłę, żeby mnie nie narażać na koszty.
Roześmiałyśmy się mimo woli. Teresa, choć najbardziej bojowa z nas wszystkich, ma złote serce. Ta prosta kobieta, o dość pokaźnej tuszy, najmocniej dodaje nam otuchy i wbija do głowy, że warto wyzdrowieć. Jest naszą podporą.

Odwróciłam się ze łzami w oczach i...

– Najpierw pokonamy tę cholerę – powiedziała, dotykając swojej lewej piersi – a potem zajmę się moim lubym – w jej głosie usłyszałam groźną nutę. – Moja sąsiadka doniosła mi, że teraz, jak mnie nie ma, to w domu często bywają koledzy i zabawa czasem trwa do rana. I same powiedzcie, jak tu chłopa można samego zostawić na gospodarstwie. Dlatego muszę jak najszybciej skończyć z rakiem i zabrać się za Heniusia. Inaczej rozpuści mi się niczym dziadowski bicz.

Pół godziny później nasza terapia dobiegła końca. Wróciłam do swojego pokoju, z coraz większym niepokojem patrząc na zegar. Przyjedzie? Jednocześnie niepewnie zerkałam w lustro. Może jednak powinnam przykryć głowę chustką. Dlaczego już przy pierwszym spotkaniu mam straszyć najbliższe mi osoby?

Minutę później zerwałam przykrycie głowy. Nie ma co udawać i wzajemnie się oszukiwać. Nieoczekiwanie skrzypnęły drzwi za moimi plecami. Już wtedy wiedziałam, że powinnam była założyć tę chustkę. Zawsze miałam piękne włosy, a teraz...

Dosłownie wbiło mnie w ziemię. W progu stał mój syn i mąż. Obaj byli całkowicie łysi. Przez moment nic nie rozumiałam. I nagle olśniło mnie. Zrobili to przez wzgląd na mnie, żeby mi było raźniej. Dla nich nie ma znaczenia, co mam na głowie, ale kim jestem. Wspierają. Kochają. Rozpłakałam się ze wzruszenia.

Czytaj także:
„Gdy poroniłam, mąż odsunął się ode mnie, a przyjaciele bagatelizowali sprawę. Był jednak ktoś, kto rozumiał mój ból…”
„Wiem, że facetów trzeba trzymać krótko, ale ja swojego rozpieściłam. Skaczę koło niego jak piesek, a on mnie nie docenia”
„Facet mojej siostry to furiat. Podczas napadów szału bije ją i upokarza. Ewa wie, że powinna go rzucić, ale się boi...”

Redakcja poleca

REKLAMA