Mam trzydzieści dziewięć lat. Jestem bezdzietną singielką po rozwodzie. Nie chcę stałych związków, nie chcę złudzeń i rozczarowań, nie chcę najpierw uwierzyć, a potem cierpieć. Na portalach wybieram tylko te oferty, w których wyczuwam, że drugiej stronie chodzi o to, co mnie, czyli o zdrowy, fajny seks, bez żadnych zobowiązań.
Bywa, że się mylę, bo faceci, szczególnie samotni, chętnie uwiliby jakieś gniazdko u boku pani, która by się nimi zaopiekowała, dała lokum, wikt i opierunek. Od takich uciekam, ile sił w nogach.
Byłam dwukrotnie zdradzona
Pierwszy raz przez narzeczonego, na tydzień przed ślubem. Później tłumaczył, że jeszcze jako wolny człowiek chciał po raz ostatni skorzystać z okazji. Postanowił sobie, że kiedy już założy obrączkę, będzie wierny jak pies. Nie przekonał mnie. Z hukiem zerwałam zaręczyny i odwołałam całą uroczystość. Tak się wściekłam, że założyłam sprawę sądową o zadośćuczynienie za straty moralne i zwrot poniesionych kosztów. Wygrałam, więc pod względem finansowym nawet na tej zdradzie skorzystałam, ale rysa w psychice została. Jest do dzisiaj.
Zdradzona po raz kolejny
Rysę pogłębiła jeszcze zdrada druga, tym razem dokonana przez męża, bo trzy lata później wzięłam ślub z, jak myślałam, fantastycznym człowiekiem, zupełnie innym niż mój narzeczony. Przez prawie rok byłam szczęśliwa jak nigdy przedtem. Gdy od kogoś „życzliwego” dostałam ememesa z pikantnymi zdjęciami małżonka kochającego się z naszą wspólną znajomą, zemdlałam… Potem długo chorowałam, a gdy stanęłam na nogi, przysięgłam sobie, że odtąd żaden mężczyzna nie będzie przyczyną moich łez i żadnemu nie dam się omotać.
Oczywiście rozwiodłam się z winy współmałżonka. W sądzie udowodniłam nieodwracalne dla mojego zdrowia skutki wstrząsu psychicznego spowodowanego zdradą męża i w związku z tym znaczne pogorszenie poziomu życia. Wywalczyłam spore alimenty i korzystny dla siebie podział majątku. Byłam zabezpieczona. Mogłam odetchnąć.
Nowe życie, płomienne romanse
Byłam sama, ale nie samotna, bo właściwie od razu postanowiłam udowodnić samej sobie, że kobieta zdradzona nie znaczy kobieta gorsza, że zdradzona też może zdradzać. Spróbowałam dwa razy i doszłam do wniosku, że znalazłam lekarstwo na kompleks ofiary i że jest to lek skuteczny. Postanowiłam, że będę go stosowała.
Na początku wybierałam takich facetów, których żon, narzeczonych, partnerek nie znałam i nie miałam szans poznać. Jednak z biegiem czasu porzuciłam tę zasadę. Przecież kochanka mojego narzeczonego była moją bardzo dobrą znajomą i nie miała z tym żadnych problemów. Tę od zdrady małżeńskiej też znałam, a ona znała mnie. Zrobiła mi świństwo bez najmniejszych skrupułów. Dlatego przestałam się przejmować tym, czy te zdradzane wiedzą, kim jestem i czy być może kiedyś będę musiała spojrzeć im prosto w oczy. Co z tego?
– Mam to w nosie! – mówiłam sobie.
Bywa, że kobieta jest dla drugiej największym wsparciem i pomocą, ale bywa, że staje się jej najokrutniejszym wrogiem i nie ma litości, zadając cios za ciosem. Ja dwukrotnie dostałam tak, że leżałam jak długa i nikt mi nie mógł pomóc. Pamiętając o tym, specjalnie pielęgnowałam w sobie chęć zemsty, myślałam o innych kobietach źle i niesprawiedliwie. Od tamtej pory już nie mam przyjaciółek.
Kobiety potrafią być okrutne
Była na przykład taka Magda, która irytowała mnie pewnością siebie i tym, że wszystko za co się brała, szło jej jak po maśle. Wkurzała mnie szerokim uśmiechem i gadaniem o tym, że każdy ma to, na co sobie zasłużył. Postanowiłam zetrzeć jej z twarzy ten uśmieszek i udowodnić, że widocznie sama jest sobie winna, skoro jej mąż woli inną.
– Chłop zdradza tylko wtedy, gdy nie ma w domu tego, co lubi i czego potrzebuje. Wtedy idzie w długą – mądrzyła się na jakimś babskim spotkaniu, podczas którego gadałyśmy o tym, dlaczego mężczyźni robią skoki w bok. – Kiedy jest najedzony i wykochany, takie głupoty nawet mu nie przychodzą do głowy! – śmiała się.
– Więc czego brakuje twojemu mężowi? – zapytałam zaczepnym tonem.
– Nie rozumiem – odpowiedziała. – O co ci chodzi, Ewka?
– Skoro ma wszystko w domu, to czego szuka poza domem? Zdradza cię. Nie wiedziałaś?
– Z kim?
– A ze mną – wypaliłam. – Ale nie martw się, z mojej strony to nic poważnego. Poza tym ten twój jest kiepski w łóżku i nudny jak flaki z olejem, więc to w zasadzie skończone. Ale swoją drogą… szkoda cię dla niego. Ja na twoim miejscu rozejrzałabym się za kimś ciekawszym. Dobrze ci radzę.
Byłam zadowolona, choć skończyło się straszną awanturą, bo Magda dostała histerii i chciała mnie pobić. Inne dziewczyny też były przeciwko mnie i wyrzuciły mnie z mieszkania, wrzeszcząc, że jestem podła i obrzydliwa. O mężusiu Magdy nie powiedziały ani słowa, jakby on nie był niczemu winien. Natomiast to, że tak na mnie napadły, utwierdziło mnie jeszcze w przeświadczeniu o głupocie kobiet, które dowiadując się o zdradzie swojego mężczyzny są gotowe zabić rywalkę, a jemu wybaczyć, uznając, że ona jest diabłem, a on jej ofiarą.
Mężusiowie nie są lepsi
Od tamtego zdarzenia nie mam przyjaciółek. Więcej, tak mnie oplotkowały, że nikt mnie do siebie nie zaprasza, a gdy przypadkiem znajdę się w towarzystwie, panie natychmiast budują wokół swoich panów fortecę i traktują mnie jak wroga. To mnie jeszcze bardziej prowokuje i często zdarza się, że facet, którego w normalnych warunkach uznałabym za kompletną ofermę, dostaje ode mnie sygnał: „Podobasz mi się, co ty na to?”. W dziewięciu przypadkach na dziesięć jest natychmiast gotowy do zdradzenia swojej partnerki bez najmniejszych wahań i wyrzutów sumienia.
Nie szanuję tych, którzy tak łatwo dają się poderwać i są gotowi kłamać i oszukiwać swoje ślubne i nieślubne drugie połówki. Zostawiam ich bez najmniejszego żalu, biorę i wyrzucam jak ogryzki. Na nic innego przecież nie zasługują.
Ich kobiet też nie szanuję. Z przyjemnością im udowadniam, że w związkach damsko-męskich jest dziewięćdziesiąt procent pewności, że faceci to świnie. Mój własny przykład i osobiste doświadczenia są tego najlepszym przykładem! Muszę jednak przyznać, że raz mi się nie udało...
Pobyt w sanatorium zapowiadał się uroczo
Pojechałam na prywatny turnus rehabilitacyjny. Miejscowość śliczna, warunki bytowe znakomite, baza lecznicza na wysokim poziomie. To wszystko usposobiło mnie przychylnie, a w dodatku od razu wśród kuracjuszy dostrzegłam mężczyznę, który był nie tylko przystojny, ale wydawał się miły i inteligentny. Złapałam wiatr w żagle i postanowiłam, że ten turnus spędzę pożytecznie i przyjemnie i że nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Fakt, że facet był tutaj z żoną, wcale mi nie przeszkadzał, tym bardziej że ta żona była wyjątkowo nieciekawa – krępa, poruszająca się niezgrabnie i bez wdzięku. Na oko wydawała się beznadziejnie nudna, choć uczciwie muszę przyznać, że miała miły głos i serdeczny, szczery uśmiech.
Ale to mało dla takiego supergościa. Pomyślałam, że w tej sytuacji przyciągnięcie go do siebie to łatwizna, tym bardziej że wygląda na takiego, co lubi te klocki i wie, jak je układać.
Wszystko nam sprzyjało. Jedliśmy posiłki przy jednym stole, jego żona była po skomplikowanym złamaniu nogi, a on tylko jej towarzyszył, więc był wolny, gdy ona się rehabilitowała. Poza tym w jej przypadku dalekie spacery były niemożliwe, a on wydawał się turystą, który dostrzega i docenia piękno wędrówek po wspaniałej okolicy.
Postanowił nie tracić czasu
– Nie będzie pani miała nic przeciwko temu, jeśli porwę pani męża na pieszą wędrówkę po okolicy? – zapytałam podczas któregoś posiłku. – We dwójkę raźniej, a poza tym chodzi też o bezpieczeństwo. Ja mam słabą orientację w terenie, boję się zabłądzić…
Uśmiechnęła się ciepło i powiedziała:
– Czemu miałabym mieć coś przeciwko? Ale to nie ja decyduję, bo mój mąż nie jest dzieckiem i sam wie, co chce robić. Proszę jego pytać.
– Więc? – zwróciłam się w kierunku przystojniaka, patrząc mu głęboko w oczy. – Mogę na pana liczyć?
– Nie może pani – odpowiedział spokojnie i uprzejmie. – Ze względu na chwilowo ograniczone możliwości mojej żony spacerujemy oboje na krótkich dystansach i bardzo wolno. Wątpię, żeby to pani odpowiadało.
Zamurowało mnie. Żonka nadal się uśmiechała, jej mąż pomógł jej wstać i przemieścić się w stronę drzwi, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. A ja siedziałam tak zdumiona, jak chyba nigdy w życiu. Dostałam kosza!
Grzecznie, ale stanowczo mi odmówiono. O, tak łatwo się nie wykręcisz, pomyślałam. Wkurzyłam się. Postanowiłam, że on będzie mój i koniec. Jeszcze zobaczy, kto tu rozdaje karty.
Od tej chwili mój pobyt w uzdrowisku został podporządkowany jednemu celowi – zdobyć i rozkochać w sobie tego mężczyznę, który z każdą godziną coraz bardziej mi się podobał, a który zachowywał się, jakby tego nie dostrzegał albo jakby było mu to całkiem obojętne. Istniała dla niego tylko ta nieciekawa i nieatrakcyjna kobieta, z którą tutaj przyjechał, i która, jak się dowiedziałam, była jego żoną od siedemnastu lat.
Nie chodziło o jakąś czułość na pokaz. Widać było, że łączy ich naprawdę silna więź i że doskonale się rozumieją. Oboje zachowywali się naturalnie i spokojnie, byli mili dla wszystkich, brali udział w sanatoryjnych imprezach i wycieczkach. Będąc zawsze blisko siebie, pokazywali, że razem się dobrze czują. To mnie coraz bardziej irytowało.
Postanowiłam iść na całość
Czas uciekał, a ja nie zdołałam się zbliżyć do niego nawet o milimetr. Było mnóstwo okazji, ale najlepsza zdarzyła się na wieczorku tanecznym z okazji półmetka turnusu.
Włożyłam najlepszą kieckę. Pachniałam drogimi perfumami, moje nogi w szpilkach były jeszcze zgrabniejsze niż normalnie, więc stanowiłam niezły kontrast z tą beczułką w ortopedycznych sandałach i luźnym tiszercie, spod którego wyglądały czarne leginsy.
– Panie proszą panów – powiedziałam zadowolona, że zespół muzyczny gra po kilka kawałków, a dopiero potem robi przerwę.
– Najbliższe pół godziny dla mnie. Tańczymy?
– Bardzo proszę – odpowiedział, ale odchodząc ze mną na parkiet, pochylił się nad swoją żoną i pocałował ją w policzek. Strasznie mnie to wkurzyło!
Przytuliłam się do niego, szepcząc:
– No nareszcie, nawet nie wiesz, jak o tym marzyłam. Kiedy wreszcie się stąd urwiemy i będziemy sami? Chyba widzisz, że szaleję za tobą. Chodźmy do mnie.
To zawsze działało, ale teraz nie wypaliło. Odsunął się i zapytał:
– Jesteśmy na ty?
A zaraz potem, prowadząc mnie w tańcu mocno i pewnie, dodał:
– Widzę, że musimy sobie coś wyjaśnić. Zrobię to raz i krótko, bo szkoda czasu na owijanie w bawełnę. Nieporozumieniem jest to, co pani próbuje zrobić. Otóż nie ma pani szans na romans ze mną ani tutaj, ani nigdzie. Nie ma pani szans nawet na namiastkę romansu, bo jedyną kobietą, która się dla mnie liczy, jest moja żona. Proszę spojrzeć, ona tam siedzi i jest całkiem spokojna, bo wie, że jej nie zdradzę. Więc dotańczymy do końca, potem odprowadzę panią do stolika, ale wcześniej poproszę, aby pani dała spokój z tym śmiesznym uwodzeniem. Dla mnie to jest zabawne, ale dla mojej żony może być przykre. A ja chcę, aby ona była spokojna i zadowolona. Czy pani mnie zrozumiała?
Udała, że mnie boli głowa, i zwiałam...
Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Żadne awantury wściekłych koleżanek, żadne plotki i szyderstwa nie dotknęły mnie tak mocno i boleśnie jak te spokojne i uprzejme wyjaśnienia.
Po powrocie do stolika wytrzymałam jeszcze kwadrans, a potem symulując nagły ból głowy, wróciłam do pokoju. Potem się spakowałam i w dyżurce pielęgniarek zostawiłam kartkę, że wyjeżdżam z powodu otrzymanej wiadomości o rodzinnych problemach. Wsiadłam do auta, zostawiając uzdrowisko, a zabierając okropne wspomnienia.
Nigdy nie zapomnę tego upokorzenia i wstydu, które czułam, gdy mnie odrzucono i zlekceważono. Tego poczucia klęski, świadomości, że jestem gorsza i że uważa tak ktoś, na kim mi zależy. Moje starania były dla niego żałosne, przegrałam i długo się nie podniosę. Czułam to wszystko, co pewnie czuły kobiety, którym odbierałam spokój i radość życia. Czy należała mi się taka lekcja? Pewnie tak. Czy z niej wyciągnę wnioski? Nie wiem. Na razie za bardzo boli.
Czytaj także:
„Dziadek na starość chciał zaznać miłości i znalazł sobie młodszą żonę. Tylko moja matka odbierała mu prawo do szczęścia”
„Zrezygnowałam z macierzyństwa, bo mąż nie chciał dzieci. Na starość zostałam sama, a on zrobił sobie bobasa z jakąś siksą”
„Przyjaciółka na starość zupełnie straciła głowę i chce ciągać mnie po jakichś sektach. Czy ta baba zapomniała, ile mamy lat?”