Byliśmy 15 lat po ślubie, a nasze życie wcale nie było sielanką, o której marzyłam. Przez pierwsze lata jeszcze było OK, choć Andrzej miał zapędy, by mnie wytresować.
Niestety, źle trafił, bo nie zamierzałam mu się w niczym podporządkowywać. Nie podobała mu się ani moja praca, ani to, jak gotuję czy w ogóle prowadzę dom. Nie wiedziałam, po co właściwie się ze mną ożenił. Czasem myślałam, że tylko dla domu, który moi rodzice przepisali na nas zaraz po ślubie.
Wszystko krytykował
Apogeum jego złośliwości zaczęło się, gdy pojawiły się dzieci.
– Zrób coś z tym chlewem – powiedział któregoś dni, gdy wrócił z pracy.
– O co ci chodzi?
– O ten syf. Wszędzie walają się jakieś dziecięce graty
– To normalne, mamy dwójkę małych dzieci..
– Których, jak widać, nie ogarniasz! – niemal krzyknął. – A w ogóle to obiad jakiś jest?
– Jeszcze nie.
– No tak, czego można się innego po tobie spodziewać. To chociaż piwo mi podaj – zażądał i zasiadł niczym pan i władca w fotelu przed telewizorem.
Takie sytuacje stały się normą. Choćbym nie wiem, jak się starała, zawsze było coś nie tak. Byle drobiazg wystarczył, by rozpętała się awantura. Z czasem Andrzej przestał mnie w ogóle zauważać i wolał towarzystwo telewizora wieczorem niż moje. Najlepiej jeszcze, gdy w ręce miał schłodzone piwo. Dzieci też jakoś niespecjalnie go interesowały.
To było chamskie
Któregoś dnia wrócił w jeszcze gorszym humorze z pracy niż zazwyczaj i wyżył się na mnie. Wyszłam właśnie spod prysznica owinięta ręcznikiem, gdy wparował po coś do łazienki.
– Mogłabyś zgubić trochę tego ciałka – powiedział i popatrzył na mnie z jakimś obrzydzeniem.
Momentalnie łzy stanęły mi w oczach.
– Co powiedziałeś?
– Zrobiłaś się za gruba, inaczej wyglądałaś, gdy braliśmy ślub – oświadczył i wyszedł.
Zrobiło mi się przykro, popatrzyłam w lustro i rozpłakałam się. Doskonale wiedziałam, jak wyglądam. Dwie ciąże zrobiły swoje. Sporo wówczas przytyłam i nie mogłam wrócić do poprzedniej wagi. Uznałam, że z czasem coś samo spadnie przy codziennej krzątaninie. Nie sądziłam, jednak, że mój własny mąż może być tak okrutny i wytknąć mi chamsko dodatkowe kilogramy.
Nie odzywałam się do niego przez kolejne dni. Nie wiedział nawet, że planuję wrócić do pracy. Dzieci dobrze czuły się w żłobku i przedszkolu, więc mogłam zająć się teraz sobą. I tak zrobiłam.
Ale był zdziwiony
Gdy pewnego popołudnia Andrzej nie zastał mnie w domu, bo utknęłam w korku, wściekł się.
– Gdzie ty jesteś? – zadzwonił z wyrzutami. – Obiadu nie ma!
– Wracam z pracy – powiedziałam spokojnie, choć gotowało się we mnie.
– Wróciłaś do pracy? A co z dziećmi? – był zaskoczony.
– Gdybyś choć trochę się nami interesował, to byś wiedział. Dzieci od miesiąca chodzą do żłobka i przedszkola.
– Nie musiałaby, gdybyś siedziała na tyłku w domu.
– Ale ja pracuję, a dzieci muszą się usamodzielniać i rozwijać.
– Miejsce kobiety jest w domu! – warknął.
– Jasne, a mężczyzny przed telewizorem z piwem – odpyskowałam i rozłączyłam się.
Miałam go coraz bardziej dosyć. Nie pomagał w domu, nie interesował się niczym. Ot, dawał pieniądze i tyle. Coraz częściej miałam wrażenie, że to transakcja wiązana. On wyciąga kasę, a ja w zamian mam siedzieć cicho, najlepiej jako kura domowa. Nie wychylać się, nie wynurzać z domu, bawić dzieci i gotować obiady. I znosić jego zniewagi. A tych było coraz więcej.
Obraził mnie przy teściach
Nie hamował się, by mi dogryźć. Gdy wybraliśmy się na niedzielny obiad do teściów, najpierw skrytykował moją sukienkę, bo rzekomo wyglądam w niej grubo, a potem dolał oliwy do ognia przy stole.
– Mamo, ale Marzenie to już nie dokładaj. Niedługo w nic się nie zmieści – zarechotał.
– Synu... – teściowa ewidentnie była zaskoczona. – Trochę kultury...
Teść za to popatrzył na Andrzeja i tylko pokręcił głową z niedowierzaniem.
Wtedy we mnie coś pękło. Zaczęła we mnie kiełkować myśl, że nie chcę tak żyć. Nie chcę starzeć się u boku męża, który mną pomiata i krytykuje. Tkwiłam jednak w tym małżeństwie nadal dla dobra dzieci.
Mijały miesiące, a my oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Andrzej nawet nie zauważył, że czasem znikam wieczorami, a dziećmi zajmuje się mama. Postanowiłam zrobić coś dla siebie i zacząć ćwiczyć. Udało mi się zrzucić raptem 4 kg, ale to już było coś. Czułam się lepiej. Nie szukałam już jednak aprobaty w oczach męża.
Coraz rzadziej bywał w domu
Zresztą, kiedy miał cokolwiek zauważyć, jeśli przebywał w domu coraz mniej. Czułam, że chodzi o jakąś kobietę, a moje obawy wkrótce się potwierdziły. Wybrałam się z dziećmi do bawialni w centrum i gdy parkowałam, zobaczyłam auto męża.
Stał obok i całował się z jakąś blondynką na wysokich obcasach. Była moim całkowitym przeciwieństwem, ale totalnie nie pasowała do mojego nieco zapuszczonego męża. Andrzej lubił mi dogryzać, ale sam również mógłby spojrzeć w lustro, bo piwny brzuch powiększał się z każdym miesiącem. Patrzyłam na nich i czułam tylko złość. Nie byłam zazdrosna.
Sprowokowałam go
Przez kolejne dni go obserwowałam. Byłam ciekawa, czy się przyzna. Ale on zachowywał się normalnie. Nadal był chamem, wokół którego wszystko miało się kręcić. Tak mnie to irytowało, że go sprowokowałam.
– Co to za szminka na koszuli? – spytałam bez ogródek.
Spurpurowiał i kompletnie nie wiedział, co powiedzieć, więc udawał głupka.
– Szminka? Jaka szminka? Coś ci się wydaje – próbował mnie zbyć.
– Nic mi się nie wydaje. Zresztą nie kłam, widziałam cię z nią.
Wtedy odetchnął z ulgą.
– No to ułatwiasz mi sprawę. Nie kocham cię już, chcę rozwodu. Teraz Gabrysia będzie moją życiową partnerką.
– Droga wolna – powiedziałam. – Ale dom jest mój i dzieci też zostają ze mną. A teraz wynocha do swojej nowej pani!
Poczułam ulgę
Dawno nie czułam takiej ulgi i spokoju, jak w momencie, gdy za Andrzejem zamknęły się drzwi. I to raz na zawsze. Szybko wystąpiłam o rozwód z orzeczeniem o winie i nie przewidywałam komplikacji. Zajęłam się dziećmi i sobą. W ciągu kilku kolejnych miesięcy, zanim cała procedura rozwodowa nabrała tempa, stałam się innym człowiekiem. Nie tylko byłam lżejsza o prawie 20 kg, ale też o wiele pewniejsza siebie. I dałam tego popis na rozprawie rozwodowej.
– To naprawdę ty? Zmieniłaś się – powiedział z niedowierzaniem Andrzej, gdy zobaczył mnie przed salą rozpraw.
– Rozumiem, że po tylu latach chamstwa, to miał być komplement?
– Yyy... tak, po prostu pięknie wyglądasz. Tak jak kiedyś...
– No cóż, trzeba było o mnie dbać i mnie szanować, to może teraz nie bylibyśmy w tym miejscu.
Popatrzył na mnie, ale nic nie powiedział. W jego oczach dostrzegłam za to cień żalu. Nawet, gdyby mnie teraz błagał, żebyśmy znów byli razem, to nic z tego. Drogę ma już zamkniętą, a na dzieci będzie tylko płacił alimenty, bo jakoś nie ma ochoty się z nimi widywać.
Czytaj także: „Rodzina męża zaprosiła nas na ferie. Zamiast relaksu gospodarze zafundowali nam obóz pracy”
„Syn zaginął 20 lat temu, a ja nie traciłam nadziei, że się znajdzie. Pękło mi serce, gdy znów go zobaczyłam”
„Chcieliśmy z mężem pofiglować, ale niemowlak i wścibska teściowa skutecznie to uniemożliwiali. Na szczęście miałam plan”