„Dla męża była darmozjadem, bo przecież tylko zajmowałam się domem i dziećmi. Mały sabotaż sprowadził go na ziemię”

zraniona narzeczona fot. iStock, nensuria
„Przez całą noc leżałam w łóżku, wpatrując się tępo w sufit i za nic nie mogłam zasnąć. Nie sądziłam, że mój mąż posunie się do wyliczania mi każdej wydanej złotówki”.
/ 16.08.2023 08:45
zraniona narzeczona fot. iStock, nensuria

Z Marcinem byliśmy raczej zgodnym małżeństwem. On pracował w firmie budowlanej, a ja przez pewien czas po ślubie zajmowałam się obsługą systemu informatycznego w niewielkim biurze. Potem jednak urodził się Kajtek, a kiedy na świat przyszła także Natalka, oboje z mężem uznaliśmy, że dobrze będzie, jeśli jedno z nas zostanie w domu.

No i padło na mnie. Nie byłam za bardzo związana ani z biurem, które mnie zatrudniało, ani z tamtejszymi ludźmi. Nie zarabiałam kokosów, bo i do roboty miałam tam niewiele, pracowałam zresztą tylko na pół etatu. Pochłonęłam się więc opieką nad dziećmi, ogarnianiem domu, planowaniem wszystkiego naprzód, żeby Marcin nie musiał się tym zajmować.

Raczej rzadko wychodziłam z domu. Dla przyjaciółek nie miałam czasu, więc w końcu same przestały mnie zapraszać, dalszą rodzinę pochłaniały własne sprawy. Wpadała tylko moja mama, czasem żeby mnie odciążyć, a czasem żeby po prostu pogadać. Z początku mąż organizował nam jakieś wspólne weekendowe wyjścia, potem jednak uznał, że jest na to za bardzo zmęczony. Nie obwiniałam go o to i specjalnie się nie martwiłam. To nie było dla mnie nic nowego. W końcu i tak niezmiennie siedziałam w domu.

Trochę marudził, ale ja nie reagowałam

Kiedy Kajtek poszedł do szkoły, a Natalka na dobre zadomowiła się w przedszkolu, Marcin zaczął narzekać. Uważał, że na nic nie ma czasu, jest przemęczony, a ja to mam fajnie, bo przecież nic nie robię. Dzieci pozbywam się na pół dnia, więc mam ciszę, spokój, mogę leżeć do góry brzuchem i pachnieć. Wyśmiałam go wtedy, wymieniając wszystkie domowe obowiązki, które muszę wykonać pod jego nieobecność.

Oczywiście szybko dowiedziałam się, że przesadzam i to wcale nie jest taka harówa, jaką on ma na budowie. Chociaż zajmował kierownicze stanowisko, narzekał ciągle, jak ma ciężko. Kompletnie nie radził sobie z zarządzaniem kimkolwiek i czymkolwiek. Co gorsza, doskonale o tym wiedział, tylko nie chciał się do tego za nic przyznać. A już zwłaszcza przede mną.

– To skoro ta praca jest taka niewdzięczna, może ją rzuć? – zasugerowałam w końcu.

Najeżył się wtedy.

– No pewnie – burknął. – I z czego będziemy żyć? Ty pójdziesz do pracy? I niby co będziesz robić? To samo, co ostatnio? I myślisz, że się z tego utrzymamy?

Zwariowałaś? Powinnaś oszczędzać

Przez pewien czas w domu był względny spokój. Marcin zajął się jakimś ważnym zleceniem, ja skupiłam uwagę na obowiązkach i nie zamierzałam się czepiać. Któregoś dnia, zachęcona przez mamę, zostawiłam dzieci pod jej opieką, a sama przeszłam się do galerii handlowej. Dawno nie byłam na zakupach – nie miałam na to czasu ani siły. Zbliżał się akurat początek wiosny, więc w sklepach wyprzedawano zimowe kolekcje odzieży.

Skorzystałam z okazji i kupiłam sobie ciepły płaszcz, przeceniony niemal o połowę. To była droga marka, więc w regularnej cenie na pewno bym go nie kupiła. Po powrocie do domu pokazałam płaszcz zachwyconej mamie, a potem powiesiłam go na drzwiach szafy. I to był błąd.

– Co to ma być? – rzucił szorstko Marcin, kiedy tylko wszedł do mieszkania. W ręce ściskał wieszak, na którym wisiał mój nowy nabytek.

– Nowy płaszcz – odparłam. – Ładny, nie?

– Ta, najładniejsza jest metka – wycedził zirytowany. – Zwariowałaś? Powinnaś oszczędzać, a nie trwonić moje ciężko zarobione pieniądze!

Zamrugałam.

– Twoje? – powtórzyłam z niedowierzaniem.

– A co? – rzucił odrobinę protekcjonalnie. – Ty się do czegokolwiek dokładasz? Zarabiasz coś?

Zatkało mnie. Mąż natomiast z triumfalną miną odwiesił płaszcz i rzucił jeszcze tylko:

– Powinnaś to zwrócić. Masz w czym chodzić.

Dawno nikt mi tak nie podniósł ciśnienia, jak Marcin podczas tej awantury o płaszcz. Przez całą noc leżałam w łóżku, wpatrując się tępo w sufit i za nic nie mogłam zasnąć. Nie sądziłam, że mój mąż posunie się do wyliczania mi każdej wydanej złotówki. Gdybym rzeczywiście szastała kasą na lewo i prawo, zapominając o potrzebach innych, to rozumiem. Ale ja przecież nie kupiłam sobie nic od pół roku! Mój ostatni, czteroletni płaszcz, nadal wisiał w szafie i miał się całkiem nieźle. Co było złego w tym, że chciałam kupić coś lepszego, co wystarczy na dłużej?

Uznałam jednak, że tak dalej nie może być. Nie zamierzałam czekać, aż Marcin znów mi coś wypomni albo wpadnie na pomysł, by wydzielać mi pieniądze. Musiałam zacząć zarabiać. Nie wiedziałam jeszcze, jak to zrobię, ale chciałam mu udowodnić, że mogę przynieść do domu więcej kasy niż on.

Znalezienie pracy nie było takie trudne

Następnego dnia odbyłam poważną rozmowę z mamą. Ona sama zaproponowała, że może odbierać dzieci ze szkoły, kiedy ja będę pracować. Najpierw trochę się wahałam, bo nie chciałam jej obarczać własnymi problemami, ale prędko przekonała mnie, że uwielbia siedzieć z wnukami i to znacznie ciekawsze, niż samotne odliczanie godzin do wieczora.

Od razu zajęłam się więc poszukiwaniami pracy. Miałam za sobą studia informatyczne, znałam się trochę na programowaniu, analizowaniu danych i sieciach teleinformatycznych, więc znalazłam sporo interesujących mnie ofert. Rozesłałam CV i czekałam.

Rekruterzy odzywali się szybko. Już dwa dni później miałam trzy rozmowy o pracę. Jak się okazało, przyjęli mnie w drugiej z kolei firmie. Właściwie to wysłałam tam swój życiorys bardziej z ciekawości, bo nie podejrzewałam, że w ogóle zwrócą na mnie uwagę. To była duża, choć wciąż się rozwijająca firma z branży IT, a ja miałam być jednym z ich czołowych analityków. Któregoś dnia, kiedy po pracy przygotowywałam późny obiad dla siebie i męża, Marcin wpadł do domu bardzo poruszony.

– Parę godzin temu przyjechałem do domu, bo zapomniałem dokumentów – wyrzucił z siebie. – Ciebie nie było, a dzieci siedziały z twoją mamą. Podobno byłaś w pracy.

– No – odparłam spokojnie – byłam.

Wytrzeszczył oczy

– Jakiej pracy, Aldona? – zawołał w najwyższym zdumieniu. – Przecież ty nie pracujesz!

– Pracuję – mruknęłam. – W IT. Nic interesującego. Nie ma co opowiadać.

Stał i patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. Chyba poszczególne trybiki powoli wskakiwały na swoje miejsce w jego głowie.

– Więc to stąd masz tę czerwoną sukienkę! – rzucił triumfalnie. – Tę, którą założyłaś w zeszłą sobotę do restauracji! Tak mi się wydawało, że wcześniej jej nie widziałem, a nic ostatnio nie wypłacałaś z konta!

Pokiwałam głową.

– Mam teraz swoje ciężko zarobione pieniądze, to mogę kupować, co chcę – stwierdziłam.

Znów chwilę pomilczał, zanim zapytał:

– Ile z tego wyciągasz?

Kiedy mu powiedziałam, o mało się nie przewrócił.

– Przecież to prawie dwa razy tyle, co moja pensja!

Uśmiechnęłam się szeroko i nie mogąc sobie odmówić tej drobnej złośliwości, rzuciłam:

– To może teraz ty się zajmiesz domem?

Receptą była równowaga

Marcin rzucił w końcu tę swoją nudną, stresującą i zupełnie niesatysfakcjonującą pracę. Choć trochę się wahał, bo to, co mu się marzyło, było znacznie mniej dochodowe niż posada w branży IT, ostatecznie zatrudnił się w antykwariacie. Blisko domu, w przyjemnej okolicy, jako zmiennik pewnego starszego pana.

Nie mam mu tego za złe. Sama spełniam się teraz na swoim stanowisku, a wiem, jak on kocha zapach starych książek i ciszę. Poza tym, pieniędzy nam nie zabraknie i nikt nie będzie nieszczęśliwy. Na pewno najbardziej skorzystają na tym Kajtek i Natalka, którzy w końcu poczują, że mają oboje rodziców.

Bo mój mąż ma teraz dużo więcej czasu dla dzieci. Wychodzi do pracy zaledwie na cztery–pięć godzin, a potem może cieszyć się ich towarzystwem. Ja część obowiązków też przeniosłam do domu, dzięki czemu wreszcie funkcjonujemy tak, jak powinna rodzina. Bez kłótni, przerzucania się odpowiedzialnością i licytowaniem, kto jest lepszy. Razem.

Czytaj także:
„Najlepszy przyjaciel wykorzystał mnie dla durnego zakładu z koleżkami. Nigdy łajdakowi nie wybaczę”
„Faceci zawsze oglądali się za moją matką. Nigdy nie przypuszczałam, że jej uroda zniszczy mi życie”
„Żona wciska szajs klientom, ale to niby ja nie znam się na handlu. Nie będzie mnie baba pouczać, jak mam prowadzić biznes”

 

Redakcja poleca

REKLAMA