„Dla ludzi jestem zwyrodnialcem, który zostawił żonę z niepełnosprawnym dzieckiem. Nikogo nie obchodzi moja wersja wydarzeń”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Spodziewałem się, że Natasza zadzwoni zapytać, czy Ola zdrowieje, ale tak się nie stało. Zadzwoniła po czterech dniach, ale tylko po to, by zażądać pieniędzy na terapię sensoryczną. Chyba wtedy zrozumiałem, że młodsza córka nie może wrócić do domu”.
/ 27.06.2022 10:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Kiedy Natasza zaszła w ciążę, myślałem, że złapałem Pana Boga za nogi. Laura przyszła na świat z dziesiątką w skali Apgar. Wszyscy – od moich rodziców, przez teściów, kuzynów, przyjaciół i dalszych krewnych po oczywiście nas oboje – zachwycali się tą śliczną dziewczynką o oczach po tacie i nosku po mamie.

Ale z czasem sielanka zaczęła ustępować niepokojowi. Laura rozwijała się dziwnie powoli, w wieku dwunastu miesięcy nie umiała jeszcze siedzieć, nie wodziła wzrokiem za przedmiotami, nie próbowała gaworzyć.

Długo nie mogliśmy pogodzić się z diagnozą

Nasza córeczka była opóźniona w rozwoju… Podjęliśmy decyzję, że Natasza nie wróci do pracy, bo mała wymagała codziennej rehabilitacji, wożenia do lekarzy i na ćwiczenia. Nie wszystko mógł pokryć NFZ, więc załatwiłem sobie dodatkową pracę, żeby móc płacić rachunki za opiekę medyczną, tony suplementów i alternatywne terapie, które wyszukiwała żona.

Czasami byłem tak potwornie zmęczony, że reagowałem rozdrażnieniem, kiedy dowiadywałem się, że żona znowu zapłaciła jakiemuś bioenergoterapeucie czy innemu specjaliście od oczyszczania aury za pomachanie nad Laurą różdżką.

– Nie rozumiesz, że to jej w niczym nie pomoże?! – krzyknąłem na nią, kiedy zawiozła naszą córkę na drogą i kompletnie niepotrzebną kurację do jakiegoś ośrodka, gdzie przyjeżdżali specjaliści medycyny wschodniej. – Ona nie jest chora i nie wyleczą jej ani leki, ani cudowne zioła! Ona po prostu taka jest. Możemy tylko pomagać jej się względnie usamodzielnić, ale nikt jej nie wyleczy! Zrozum to wreszcie!

Natasza płakała po każdej takiej kłótni. Wyrzucała mi, że nie kocham Laury tak jak ona, że zbyt łatwo „dałem sobie wmówić” jej niepełnosprawność psychoruchową. Ja z kolei widziałem jasno, że żona po prostu nie potrafi zaakceptować faktów.

To ona imała się każdego sposobu, żeby „naprawić” nasze dziecko. Z nas dwojga to ja akceptowałem Laurę bardziej, chociaż żona nie umiała tego zobaczyć.

Druga ciąża? Byłem przerażony

Opieka nad córką wykańczała Nataszę psychicznie. Wiedziałem, że szuka pocieszenia w kolejnych zabiegach czy terapiach, bo zwyczajnie jest jej bardzo ciężko. Nie chciała jednak pomocy.

Odrzucała propozycje mojej mamy, że od czasu do czasu zajmie się wnuczką, żebyśmy mogli spędzić dzień tylko we dwoje. Natasza uważała, że tylko ona może prawidłowo zajmować się naszym dzieckiem.

Trzeba przyznać, że dzięki staraniom matki Laura potrafiła już wiele rzeczy. Miała siedem lat, a rozwojowo była na etapie trzyletniego dziecka. Dla nas to oznaczało wiele, chociaż lekarze nie pozostawiali złudzeń – ona zawsze pozostanie takim trzyletnim dzieckiem, jedynie jej ciało będzie rosnąć.

Po kolejnej niepotrzebnej kłótni żona szlochała tak głośno i rozdzierająco, że chociaż w ogóle nie czułem się winny, przyszedłem ją przeprosić. Pocałowała mnie na zgodę i jakoś tak się zdarzyło, że skończyliśmy w łóżku. Trzy miesiące później powiedziała mi, że jest w ciąży.

Przeraziłem się. Ledwie dawaliśmy sobie radę z Laurą, a teraz drugie dziecko? Ale udawałem, że się cieszę, wspierałem żonę, jak tylko mogłem. Tyle że ona jakby ignorowała fakt, że jest w ciąży.

Ciągle, nawet kiedy miała już duży brzuch, podnosiła Laurę, która była ciężka. Nie dojadała, nie wysypiała się, nie pojechała na dwie kolejne wizyty u lekarza. Zawsze powodem była Laura.

Natasza musiała do niej wstawać, przenosić ją, gdzieś zawozić. Nie dawała nikomu się w tym wyręczać, aż – pomimo jej stanu – zrobiłem jej kolejną awanturę, że zupełnie nie dba o dziecko, które nosi w łonie.

Niemal siłą zaciągnąłem ją na USG

– Płód rozwija się prawidłowo. To będzie dziewczynka – poinformowała nas lekarka i nagle zrozumiałem, że straszliwie pragnę tego dziecka.

Kiedy Ola się urodziła, byłem nieprzytomny ze strachu, że coś będzie nie tak. Przecież Laura też wyglądała przez pierwsze miesiące jak okaz zdrowia. Na szczęście Ola rozwijała się prawidłowo. Niestety, nie mogłem powiedzieć, że Natasza prawidłowo się nią opiekowała…

Niemal codziennie, kiedy wracałem z pracy, maleńka była nieprzewinięta od wielu godzin, w końcu pojawiły się odparzenia na pupie. Na szczęście Natasza karmiła ją piersią, więc nie była głodna, ale kiedy zaczęła jeść pokarmy stałe, po liczbie słoiczków z jedzeniem dla niemowląt mogłem się zorientować, że moja żona jej nie nakarmiła danego dnia.

– Co jadła dzisiaj? – pytałem, a Natasza wybuchała wściekłością, że ją kontroluję.

– Laura miała stan podgorączkowy, cały dzień płakała i się złościła – wyjaśniła w końcu ze zmęczeniem. – Zapomniałam nakarmić małą. Sam to możesz zrobić.

Jasne, mogłem to zrobić i robiłem. Tyle że nie mogłem wychodzić z pracy w ciągu dnia. Z mojej pensji i dodatkowej pracy ledwie jakoś żyliśmy we czwórkę. Któregoś razu po powrocie do domu zastałem Olę z wysoką gorączką. Z przerażeniem zobaczyłem, że „leje się” przez ręce.

– Dzwoniłaś do przychodni? – zapytałem żonę niemal z paniką.– Przyjedzie lekarz?

– Dzisiaj? – zdziwiła się. – Przecież jutro mamy wizytę. No wiesz, u dermatologa.

Zrozumiałem, że ona mówi o lekarzu Laury!

Nie mogłem uwierzyć w to, że nie zauważyła, w jakim stanie jest Ola! Natychmiast pojechałem do prywatnej kliniki. Córka miała zapalenie oskrzeli, musiała dostać antybiotyk. Wykupiłem go i rozpisałem żonie, jak go podawać.

W nocy spałem na materacu przy łóżeczku Oli, zresztą od dawna w naszym łóżku co noc spała Laura. Następnego dnia zadzwoniłem z pracy, żeby zapytać, czy małej się poprawiło.

– Dałaś jej antybiotyk? – zapytałem, nawet nie udając, że ufam żonie w tej kwestii.

– Cholera, o której to miało być? – zapytała Natasza. Tego dnia wyszedłem z pracy wcześniej.

Zawiozłem Olę do moich rodziców. Wyjaśniłem im, że boimy się, że mała zarazi Laurę. Nie przeszło mi przez gardło, że zabrałem córeczkę z domu, bo jej matka nie umiała się nią zająć.

– Jesteś tak skupiona na potrzebach Laury, że zapominasz, że mamy dwoje dzieci! – zarzuciłem jej, dzwoniąc od rodziców. – Zostaję tutaj z Olą, aż wydobrzeje.

Spodziewałem się, że Natasza zadzwoni zapytać, czy Ola zdrowieje, ale tak się nie stało. Zadzwoniła po czterech dniach, ale tylko po to, by zażądać pieniędzy na terapię sensoryczną. Zrobiłem jej przelew i wspomniałem, że Ola czuje się już lepiej. Natasza coś mruknęła i zakończyła rozmowę.

Może to był jakiś jej mechanizm obronny?

Chyba wtedy zrozumiałem, że młodsza córka nie może wrócić do domu. Poprosiłem mamę, żeby zajmowała się nią jeszcze przez jakiś czas, kiedy będę w pracy. Sam zamieszkałem w swoim dawnym pokoju w domu rodziców, żeby móc chociaż wieczorami i nocami być przy córce.

Natasza dzwoniła co kilka dni. Skarżyła się, że jest jej ciężko, że Laura miała znowu zły dzień, że brakuje jej pieniędzy. O Olę pytała jakby z obowiązku. Bolało mnie to, ale zdążyłem się przyzwyczaić, że dla Nataszy istnieje tylko starsza córka.

Nie miała żadnego własnego życia, przyjaciółek, zainteresowań. Całą energię i uwagę koncentrowała na Laurze, ignorując resztę świata.

Może kiedy zajmowała się córką, miała wrażenie, że jakoś kontroluje sytuację, której nikt nie mógł poprawić? To zresztą zasugerował mi prawnik, z którym rozmawiałem o możliwości rozwodu. Powiedział, że nie jestem pierwszym ojcem, który rozwodzi się dla dobra dziecka.

– Będę płacił alimenty i widywał się z Laurą, o ile oczywiście Natasza mi pozwoli – zapewniłem go. – Ale chcę wyłącznej opieki nad Olą. Czy to w ogóle możliwe?

Poradził, żebym spróbował załatwić to z żoną polubownie. Strasznie się bałem tej rozmowy, ale kiedy do niej doszło, Natasza nie wyglądała, jakby chciała walczyć o młodsze dziecko. Skupiła się tylko na finansach. Obiecałem jej to, co chciała.

W sądzie obeszło się bez scen

Zostawiłem Nataszy mieszkanie i zgodziłem się na wysokie alimenty. Przecież Laura to także moje dziecko i chcę, by żyła godnie. Ola i ja mieszkamy nadal z moimi rodzicami. Dobrze, że dom jest duży, a moja mama chętna do pomocy przy małej.

Nie jest idealnie, ale sobie radzimy. Ola jest zdrowa, pogodna, uwielbia się śmiać i ciągle chce rysować. Wożę ją na angielski dla maluchów, wieczorami zwykle coś wycinamy, malujemy albo lepimy, a w niedziele chodzimy na basen.

Mam świadomość, że gdybyśmy wciąż mieszkali we czwórkę, Ola byłaby tego wszystkiego pozbawiona. Żyłaby w cieniu niepełnosprawnej siostry absorbującej całą uwagę matki. Byłaby emocjonalnie, a może i fizycznie zaniedbywana, a ja niewiele mógłbym z tym zrobić. Tak jest lepiej. Nie dobrze, ale lepiej…

Jedyne, co mnie boli, to to, że dla naszych znajomych, rodziny Nataszy i wszystkich, którzy słyszą o naszym rozwodzie i tym, że „zostawiłem żonę z upośledzonym dzieckiem”, jestem najgorszym draniem. Według wielu osób uciekłem od problemów, jestem samolubny i niedojrzały, a Natasza to bohaterka.

Ale staram się o tym nie myśleć. Wszystko, co zrobiłem, zrobiłem dla Oli. Wiem, że nie zastąpię jej matki, która wciąż się nią niezbyt interesuje, ale będę dla niej najlepszym ojcem na świecie. Moje dziecko na to zasługuje.

Czytaj także:
„Nie chciałam dać się wpędzić w kierat żadnemu nierobowi. Uważałam, że pranie skarpet i usługiwanie to niewolnictwo”
„Zawistni urzędnicy zrobili z nas przestępców, bo za dobrze nam się wiodło. Zniszczyli to, na co pracowaliśmy pół życia”
„Moja siostra to obrzydliwa egoistka. Nigdy nie odwiedziła chorej babci, a teraz domaga się jej mieszkania w spadku”

Redakcja poleca

REKLAMA