To naturalne, że w pewnym wieku pojawia się chęć powiększenia rodziny, ale nie ma niczego naturalnego w tym, że temu celowi podporządkowywane jest całe życie. Moja żona dosłownie wpadła w obsesję. Wszystko toczyło się według jej kalendarzyka menstruacyjnego, a ja musiałem być na każde jej zawołanie. Jaki normalny facet jest w stanie to wytrzymać? Gdyby trwało to dłużej, całkowicie straciłbym zapał, nie tylko do zbliżeń, ale także do rodzicielstwa.
Oboje chcieliśmy mieć dzieci
Żyjemy w dziwnych czasach. Ludzie pędzą za karierą i pieniędzmi, zapominając przy tym, że w życiu najbardziej liczy się rodzina. Gdy ja i Monika uznaliśmy, że łączy nas coś poważnego, odbyliśmy rozmowę na temat naszych planów i oczekiwań w kwestii dzieci. Byliśmy wyjątkowo zgodną parą i także w tej kwestii nasze pragnienia zbiegały się ze sobą. Chcieliśmy dwójkę szkrabów, ale zależało nam, by przygotować stabilny grunt, zanim sprowadzimy na świat nasze pociechy.
– Poczekajmy z tym, aż będziemy mieli względnie pewne dochody i własne cztery kąty – zaproponowałem.
– A jak dziecko pojawi się wcześniej?
– Nic złego się nie stanie – wzruszyłem ramionami. – Po prostu wprowadzimy pewne modyfikacje do naszego planu na życie.
Nadszedł dobry moment
Po ukończeniu studiów założyłem firmę software'ową, a Monika rozpoczęła pracę w banku. Oboje zarabialiśmy całkiem przyzwoicie, więc w wieku 30 lat mogliśmy opuścić wynajęte mieszkanie i wprowadzić się na swoje. Mieliśmy odhaczone wszystkie najważniejsze punkty na naszej liście, więc nie pozostało nam nic innego, jak tylko zacząć starać się o dziecko.
– Myślisz, że to już odpowiedni moment? – zapytała pewnego dnia.
– Cóż, zastanówmy się. Nie mamy zobowiązań finansowych, żyje nam się dobrze i nadal jesteśmy młodzi. Tak, to chyba odpowiednia chwila. Lepszej nie będzie.
– Ale czy jesteśmy gotowi do tej roli?
– No jasne. Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Kochamy się, a to najważniejsze. Reszta przyjdzie sama, gdy urodzi się dziecko.
– Więc...
– Odstawiamy antykoncepcję – dokończyłem jej myśl.
Początkowo nie wprowadzaliśmy żadnych zmian do naszej codzienności. Bo niby po co? Oboje prowadziliśmy zdrowy, aktywny tryb życia i stroniliśmy od używek. Kochaliśmy się zawsze wtedy, kiedy mieliśmy na to ochotę, czyli często. Co mogło pójść nie tak?
Pierwsze starania nie dały rezultatu
Minęły dwa miesiące, a każdy kolejny test dawał wynik negatywny.
– Myślę, że powinniśmy się przebadać – zaproponowała Monika.
– Nie uważasz, że trochę na to za wcześnie? Przecież nie zawsze udaje tak od razu. Niektóre pary starają się o dziecko nawet przez kilkanaście miesięcy – uspokajałem ją.
– Miłosz, przez cały czas martwię się, że z którymś z nas może być coś nie tak. Nie mogę myśleć o niczym innym, a stres nie sprzyja poczęciu.
– Więc jeżeli ma cię to uspokoić, umówię nas do lekarza.
Badania wykazały, że z moją płodnością wszystko jest w jak największym porządku. Także wyniki mojej żony były książkowe. „Cierpliwości. Nie od razu Rzym zbudowano. Proszę nadal dbać o siebie, pilnować okna płodności i nie przechodzić obok siebie obojętnie w pozostałe dni. Prędzej czy później na pewno się uda. Moim zdaniem, raczej prędzej niż później” – powiedział lekarz.
Żona się niecierpliwiła
Wróciliśmy do domu w wyśmienitych humorach, tak dobrych, że od razu podjęliśmy kolejną próbę, a wieczorem jeszcze jedną. Żyliśmy jak dawniej, nie oszczędzając się w łóżku, ale na testach ciążowych wciąż pokazywała się jedna kreska.
– Na pewno robimy coś nie tak – martwiła się Monika.
– Skarbie, nie denerwuj się. Przecież lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku. Potrzeba nam tylko cierpliwości.
– Nie o cierpliwość tu chodzi, a o nasze podejście.
Następnego dnia wróciła do domu obładowana książkami. Kolejne popołudnia upływały jej na studiowaniu bardziej lub mniej fachowych poradników. „Już wszystko wiem” – powiedziała, gdy skończyła czytać ostatni tytuł. Wtedy się zaczęło.
Wprowadziła absurdalne zasady
Następnego dnia przystąpiła do wprowadzania zmian. Zaczęła od eliminacji mięsa z naszego jadłospisu, bo wyczytała, że białko zwierzęce nie sprzyja płodności. Mogłem to wytrzymać. Następnie dała mi szlaban na kofeinę.
– Skarbie, wiesz przecież, że od lat zaczynam dzień od kubka kawy – oburzyłem się.
– Nie histeryzuj. Ja też rezygnuję z małej czarnej. Oboje musimy coś poświęcić.
– Rozumiem twoją motywację, ale nie ma żadnych badań, które udowadniają, że kofeina wpływa negatywnie na płodność mężczyzn.
– Ale jest takie podejrzenie i mi to wystarczy.
Koniec z mięsem i kawą, a co w zamian? Garść suplementów diety do śniadania. Nie uważałem tego za konieczne. Przecież już wcześniej dbaliśmy, by nasz jadłospis był odpowiednio zbilansowany, ale przystałem na to. Zgodziłem się, mimo że wiedziałem, że te działania nie mają sensu. Przecież badania pokazały, że oboje nie mamy żadnych problemów.
Kolejnym jej posunięciem było wprowadzenie reżimu treningowego. Żyję aktywnie, ale nie jestem „fit–świrem”. Biegam i ćwiczę dla przyjemności, kiedy mam na to ochotę, a nie kiedy muszę. Tymczasem Monika wyznaczyła mi skrupulatny plan treningowy, którego musiałem bezwzględnie przestrzegać. Nie to było jednak najgorsze.
Bliskość przestała być przyjemna
Najbardziej rozzłościło mnie, że nasze intymne chwile przestały być jakkolwiek romantyczne. Zaczęła mnie traktować jak samca rozpłodowego. Gdy zbliżała się jej owulacja, a termometr wskazał właściwą temperaturę, musiałem biec do łóżka, czy mi się to podobało, czy nie. Bez względu na to, gdzie byłem i co robiłem, musiałem wszystko rzucić i biec do niej.
Niektóre panie mogą być zdziwione, ale facet nie zawsze ma ochotę na seks. Mężczyźni bywają zmęczeni i czasami nie dopisuje im nastrój. Zwłaszcza gdy sypialnia zmienia się w salę lekcyjną. Zamiast szeptać czułe słówka, Monika udzielała mi instrukcji co do najbardziej optymalnej pozycji. Pouczała mnie w kwestii tempa i innych rzeczy, które w aspekcie poczęcia nie mają żadnego znaczenia. Po wszystkim leżała nieruchomo i kazała mi odliczać czas. Dokładnie piętnaście minut. Słowo daję, byłem bliski rozpaczy.
Musiałem się zbuntować
Tak dłużej być nie mogło. Jej postawa była absurdalna, ale każdy logiczny argument odbijał się od niej jak od ściany. Czy to takie dziwne, że w końcu się zbuntowałem?
– Miłosz, już czas – zawołała mnie z sypialni.
– Nie mam ochoty. Jestem padnięty i chcę się zdrzemnąć – odpowiedziałem.
– Co to znaczy, że nie masz ochoty? Teraz jest najdogodniejszy moment, więc weź się w garść i bądź mężczyzną – próbowała wpłynąć mi na ambicję.
– Skarbie, naprawdę nie czuję się dobrze. I tak nic z tego nie wyjdzie.
Gdy to usłyszała, poderwała się z łóżka i stanęła nade mną.
– W głowie się nie mieści! Jak możesz marnować okazję?
– Okazja będzie też jutro – skontrowałem.
– Miłosz, zaczynam myśleć, że wcale nie chcesz tego dziecka.
– Wiesz co? Chcę być ojcem. Niczego nie pragnę tak bardzo. Ale twoja postawa sprawia, że odechciewa mi się wszystkiego. Przestaję mieć ochotę na bliskość i chyba zaczynam tracić zapał do rodzicielstwa. Tak dłużej być nie może. Mogę zaakceptować zmiany w jadłospisie. Mogę łykać te głupie suplementy i mogę codziennie biegać. Ale seksu planowanego z zegarkiem w ręku i termometrem w ustach nie zdzierżę. Może dla ciebie wymuszone zbliżenia nie są problemem, ale ja tak nie potrafię.
– Przecież wiesz, że poczęcie dziecka wymaga skrupulatnego planowania.
– Skrupulatnego planowania? A czy wydaje ci się, że twoja matka wariowała tak jak ty, zanim sprowadziła cię na ten świat? Skarbie, przecież to jest obłęd! Gdyby to była jedyna metoda, rodziłyby się tylko planowane dzieci, a przecież wszyscy wiedzą, że tak nie jest.
– Najwyraźniej w naszym przypadku inaczej się nie da, bo każda próba spełza na niczym.
– Nasze próby nie skutkują ciążą, bo za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Przecież w wynikach badań masz czarno na białym, że nasza płodność jest wzorcowa. Monika, zrozum to wreszcie. Jeżeli coś nam utrudnia poczęcie dziecka, to jest to stres wywołany twoją obsesją.
Szczera rozmowa potrafi zdziałać cuda. Monika odpuściła sobie te wszystkie zasady. Daliśmy sobie luz i pozwoliliśmy, by to się po prostu działo. Wróciliśmy do normalnego rytmu, zarówno dziennego, jak i nocnego. I co? Udało się! Bez specjalnej diety i bez garści tabletek do śniadania. Natura zrobiła swoje. Za siedem i pół miesiąca zostaniemy rodzicami.
Miłosz, 31 lat
Czytaj także:
„Matka wydała mnie za mąż za najlepszą partię we wsi. Może i facet bogaty, ale głupi i kiepski w łóżku”
„Znalazłam w szufladzie męża paragon za koronkowe figi. Myślałam, że to prezent dla mnie, ale się myliłam”
„Żona namówiła mnie na wyjazd do pracy za granicę. Wróciłem z portfelem wypchanym kasą, ale do pustego łóżka”