Patrycja zawsze była dla mnie najważniejsza. W końcu mam ją jedną. Miałam 38 lat, gdy ją urodziłam. Wkrótce potem zostałam wdową - gdy Pati miała 2 latka, mój mąż zginął w wypadku. Nie chciałam kolejnego związku - pustkę w sercu zapełniałam miłością do mojej jedynaczki. Robiłam wszystko, żeby niczego jej nie brakowało, żeby nie czuła się gorsza przez to, że nie ma taty.
To było początkowo bardzo trudne. Nie chciałam szukać dodatkowej pracy, wolałam spędzać czas z córką. Stopniowo wyprzedawałam ziemię, którą miałam na wsi - wcześniej miała być zabezpieczeniem finansowym, ale uznałam że gorsze czasy już chyba nie nadejdą. Pieniądze ze sprzedaży działek chciałam inwestować w przyszłość Patusi, ale potrzeby zawsze były bieżące. Wyjazd na wakacje, nowy telefon... Nawet nie miałam pojęcia, kiedy fundusze znikały.
Dziś żałuję, że wyprzedawałam ziemię tak pochopnie
Patrząc na obecne ceny gruntów, teraz sprzedałabym je za znacznie większe pieniądze i może mogłabym kupić dla Patusi mieszkanie. Może nawet czteropokojowe. I może na jakimś lepszym osiedlu, żeby mogła być spokojna. A tak, musi się biedna męczyć z tym kredytem...
Kiedy Patrycja skończyła szkołę, oczywiście poszła na studia. W końcu zawsze bardzo dobrze się uczyła. Była moją dumą! Trochę się martwiłam, że będzie studiować aż 300 km od domu. Ale dzwoniła do mnie często. Znalazła też dodatkową pracę, w jakimś sklepie z ubraniami. Byłam szczęśliwa, że jest taka obrotna. Powtarzała, że musi mnie odciążyć finansowo. Płaciłam tylko za stancję, a na swoje wydatki zarabiała sama. Chwaliłam się wtedy sąsiadkom, że Pati ma dopiero 21 lat, a już zarabia!
Sielanka potrwała rok. Przez pracę Patrycja zawaliła egzaminy i rzuciła studia. Byłam załamana, ale wytłumaczyła mi, że w dzisiejszych czasach i bez studiów można zrobić karierę. To prawda. Awansowała na kierownika sklepu. Znalazła sobie chłopaka, kilka razy nawet mnie razem odwiedzili. 3 lata temu wzięli ślub, wesele było skromne, ale nie rządziłam bo na większe nie było mnie stać - połowę kosztów pokrywałam ja, a połowę rodzice Mateusza.
Wszystko było dobrze, ale pandemia wszystko zniszczyła. Kiedy sklepy były zamknięte tygodniami, Patusia i Mateusz klepali biedę. Mateusz jest nauczycielem w-fu, więc nawet gdy wcześniej Patrycja dostawała wypłatę z premiami, nie byli w najlepszej sytuacji finansowej - kredyt duży, więc im się nie przelewa. Mi też, ale pomagam jak mogę. Działek na sprzedaż już nie mam, wszystko drożeje, a emerytur jakoś podnosić nie chcą... Najgorzej, że moje leki coraz droższe. Mam nadciśnienie, arytmię serca i początki Parkinsona. Co miesiąc pomagam coraz mniej.
Pati i Mateusz odwiedzają mnie raz w miesiącu. Nie mają dzieci, bo ich nie stać. Patrycja twierdzi, że najpierw chcą się dorobić, a za jakieś 3-4 lata pomyśleć o dziecku. Ostatnio miałam na końcu języka by powiedzieć jej, że może powinni zacząć oszczędzać, zamiast ciągle kupować firmowe ciuchy, tony elektroniki i wyjeżdżać gdzieś co weekend.
Zmilczałam. Przecież są jeszcze młodzi i chcą się pobawić
Ostatnio pokłóciłam się z sąsiadką, Marią. Zasugerowała, że Patrycja wykorzystuje moją dobroć i powinnam przestać dawać jej pieniądze. W zamian mogłabym przestać biedować, zacząć znowu kupować owoce i warzywa (ostatnio bardzo podrożały), a może nawet wykupić wszystkie leki, które zalecił mi lekarz... Oburzyło mnie, że tak źle ocenia moją córkę.
Za 2 dni przyjechała Patrycja. Akurat dostałam emeryturę. Płakała, że znowu nie dostała premii w pracy. Że nie będzie mogła iść na prywatną wizytę u endokrynologa, która miała zaplanowaną na koniec tygodnia. Że musi się zastanowić, czy jej botki wytrzymają kolejny sezon. Co miałam robić? Wyjęłam z szuflady 500 zł, żeby ją pocieszyć. Przecież zdrowie jest najważniejsze, nie może odwoływać wizyty. Ja jakoś sobie poradzę. A młodym teraz tak ciężko...
Kolejnego dnia Maria przyszła na kawę. Zwierzyłam się, że Patrycja musiała wziąć ode mnie pieniądze na lekarza i nowe buty. Sąsiadka nic nie powiedziała, ale pokiwała smętnie głową. Za kilka dni przyszła z telefonem córki. Na początku w ogóle nie rozumiałam, co mi pokazuje. Dopiero gdy założyłam okulary, dojrzałam że na zdjęciu z imprezy jest moja Patrycja z Mateuszem. Jakiś modny klub, rozbawione towarzystwo...
- Moja Anitka obserwuje Patrycję na Instagramie. To taki program, gdzie młodzi sobie różne zdjęcia wrzucają. Pokazała mi, że Patrycja wczoraj wieczorem bawiła się na imprezie. Czy to nie dlatego wzięła od ciebie pieniądze? Stefa, przejrzyj w końcu na oczy. Czy tak się zachowuje 30-latka? Rozum to ona ma małolaty! Gdyby brakowało jej na lekarza i buty, to nie szłaby balować ze znajomymi do klubu. W dodatku bardzo drogiego. Anita mi pokazała, że samo wejście 80 zł kosztuje, a najtańszy drink 30. Są tu też inne zdjęcia. Ciągle dodaje nowe ciuszki, wyjścia do restauracji... I to kosztem czego?! Tego, że jej matka liczy każdą złotówkę i nie może sobie nawet kupić pomidorów?!
Poczułam się, jakby ktoś mnie zdzielił w głowę. Ale tego nie dało się już podważyć
To nie były spekulacje Marysi. Widziałam zdjęcie, widziałam datę. Na telefonie nie umiałyśmy przewinąć do innych zdjęć, ale wierzyłam jej na słowo. Chyba nawet nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam patrzeć na to, jak córka trwoni moje pieniądze.
Zadzwoniłam do Patrycji. Bez pretensji. Powiedziałam, że więcej nie dam jej ani złotówki. Spytałam, co to za zdjęcia które zamieszcza w internecie. Powiedziała, że jest blogerką modową i nie może bez przerwy chodzić w tych samych ubraniach. Że nic nie rozumiem. Rozłączyła się. Może jeszcze zadzwoni...
Czytaj także:
Zosia myślała, że to wyrostek. Nikt nie wpadł na to, że dziewczynka rodzi - miała 14 lat
Moja żona była w dzieciństwie molestowana. Wyparła te zdarzenia i doszło do rozdwojenia jaźni
Podczas operacji przeżyłem śmierć kliniczną. Nie boję się śmierci - już byłem po drugiej stronie