„Dla Arka jestem workiem treningowym, na którym bez końca może się wyżywać. Nie potrafię uciec z tego toksycznego związku”

Kobieta, która żyje w toksycznym związku fot. Adobe Stock, kmiragaya
„Tkwię w toksycznym związku i wiem, że rujnuję sobie życie, ale to jest silniejsze ode mnie. To na pewno nie jest miłość. Raczej narkotyk, uzależnienie, coś bez czego, jak mi się zdaje, nie mogę żyć…nie umiem się z niego wyrwać. Nie dlatego, że ktoś trzyma mnie na uwięzi. To mój umysł tworzy krat”.
/ 17.09.2021 14:14
Kobieta, która żyje w toksycznym związku fot. Adobe Stock, kmiragaya

Potrafię spojrzeć na naszą relację z Arkiem z boku, nawet ją ocenić, ale nic z tego nie wynika. Wracam jak bumerang, wyciągam rękę na zgodę, przepraszam. Wszystko po to, by mężczyzna, od którego powinnam uciec, znowu chciał ze mną być.

Wstyd mi, że się tak zachowuję, ale nie potrafię inaczej. Przyjaciele i rodzina patrzą na mnie ze współczuciem. Wiele osób wzrusza ramionami: „ot, jeszcze jedna zakochana idiotka”, ale nie mają racji. Nie jestem zakochana, tylko uzależniona. Dlaczego przydarzyło się to właśnie mnie? Mądrej, rozsądnej dziewczynie… Nie wiem, ale mam nadzieję, że to się skończy, zanim huśtawka emocjonalna zetrze mnie na proch. A już niewiele brakuje.

Arek bez trudu mnie zauroczył. Kiedy się postara, potrafi być ujmujący, a pewna nieprzewidywalność tylko dodaje mu atrakcyjności. Wszystkie lubimy niegrzecznych chłopców, prawda?

Na początku znajomości było wspaniale, nic nie zapowiadało, że sprawy przybiorą zły obrót. Dziś zdaję sobie sprawę, że Arek sprawdzał, na ile może sobie ze mną pozwolić. Stopniowo wprowadzał swoje zasady, wychowywał mnie. Pozwoliłam na to, bo nie chciałam go stracić. Omotał mnie. Był moim życiem, dusiłam się bez niego.

Zdenerwował się, bo go nie słuchałam

Siedzieliśmy w kawiarni. Arek obracał w palcach filiżankę z grubego porcelitu i mówił. Nie patrzył na mnie, a ja siedziałam jak na szpilkach. Czas uciekał, powinnam już biec do szpitala, do mamy, która po lekkim ataku serca potrzebowała mojego wsparcia.

Zbierałam się w sobie, żeby powiedzieć o tym Arkowi, oczywiście najdelikatniej jak potrafię. On jednak perorował o jakimś zdarzeniu w pracy. Ważył słowa, zastanawiał się, czy to, co powiedział szef, wpłynie korzystnie na jego karierę. Byłam mu potrzebna, mógł mi o wszystkim opowiedzieć i to było dla niego ważne. Dla mnie też, bo lubiłam, kiedy był zadowolony. Ale teraz naprawdę powinnam już…

– Nie słuchasz mnie! – Arek dostrzegł, że jestem rozkojarzona.

– Ależ słucham, tylko muszę…

Nie pozwolił mi dokończyć.

– Oczywiście, wszystko jest ważniejsze ode mnie – jego oczy pociemniały od gniewu. 

Przestraszyłam się. Znałam te objawy. Zaraz zrobi mi awanturę, a potem się obrazi. Był bardzo drażliwy, nauczyłam się już, jak nie prowokować takich zachowań, ale teraz musiałam powiedzieć mu prawdę.

– Posłuchaj mnie, proszę – westchnęłam. – Mam kłopoty rodzinne. Wczoraj mamę odwiozło do szpitala pogotowie. Spędziłam z nią pół dnia na izbie przyjęć i wiem, że dziś na mnie czeka. Martwię się o nią. I naprawdę muszę już iść…

– I to jest powód, dla którego mnie lekceważysz? – spytał zimno Arek. – Nie bądź śmieszna!

Powinnam była wstać i wyjść. Wiedziałam o tym, ale siedziałam jak przymurowana. Nie mogłam uwierzyć, że Arek może być tak nieczuły.

– Proszę bardzo, biegnij – ukochany wyciągnął z kieszeni banknot i położył go na stoliku, a potem wyszedł. Tak po prostu, jakbym nie istniała.

Krew uderzyła mi do głowy, byłam zszokowana. Patrzyłam, jak wychodzi z kawiarni. Nawet się nie odwrócił. Chciał mnie ukarać za niesubordynację, jakiej się dopuściłam, przedkładając swoje sprawy nad jego.

Podeszła kelnerka, spojrzała na mnie ze współczuciem. Musiała widzieć niejedną taką scenę, pewnie była przyzwyczajona. Nie patrząc na rachunek, wskazałam jej wzrokiem zostawiony przez Arka banknot. Wolałam się nie odzywać, bałam się, że głos mi się załamie.

– Przepraszam, ale… to za mało – szepnęła dyskretnie dziewczyna.

Oprzytomniałam. Rzeczywiście, Arek zostawił należność tylko za swoją kawę. Wyszarpnęłam z torby portfel i drżącymi palcami wyciągnęłam z niego pieniądze.

– Napije się pani wody? Na koszt firmy – zaproponowała kelnerka.

Potrząsnęłam głową i wstałam, zbierając rozrzuconą po stoliku zawartość torebki. Wyszłam na wietrzną ulicę, czując na sobie wzrok dziewczyny.

Powinnam poczuć się upokorzona, zdenerwowana… i może nawet tak było, ale przede wszystkim czułam strach, że nigdy więcej nie zobaczę Arka. Nie myślałam racjonalnie, chciałam za nim biec i wyjaśnić mu… Co właściwie? Nieważne, potrzebowałam słów, które zakopią przepaść, jaka między nami wyrosła.

O czekającej w szpitalu mamie przypomniałam sobie w ostatniej chwili, już prawie wsiadałam do autobusu jadącego w kierunku mieszkania Arka. Cofnęłam się i nadepnęłam komuś na stopę.

– Trzeba się zdecydować, w tę czy we w tę – sarknął ktoś za plecami.

„Święte słowa” – pomyślałam i już wiedziałam, że decyzja może być jedna – nie zrezygnuję z Arka.

– Dlaczego tak się na niego uparłaś? – spytała mnie kiedyś siostra.– Wybacz szczerość, ale nie chciałabym spędzić z takim dupkiem nawet pięciu minut. Owszem, jest przystojny, ale zachowuje się strasznie. Pępek świata. Primadonna. Jaśnie pan!

– Nie mów tak – zaprotestowałam.

Anka zamiast zamilknąć, zmarszczyła brwi. Znałam ten gest. Była zła.

– Ktoś wreszcie musi ci wygarnąć! – zaczęła. – Gdzie się podziała moja mądra, inteligentna siostrzyczka, nowoczesna kobieta? Pozwalasz sobą pomiatać, a w zamian dostajesz jakieś ochłapy. Jaśnie pan raczy z tobą być, oczywiście dopóki spełniasz jego wyśrubowane wymagania. Bo jak nie, to znika, a ty za nim biegniesz.

– Przestań. Nic o nas nie wiesz – nie chciałam tego słuchać.

– Rzeczywiście, pewne sprawy wydają mi się owiane mgiełką tajemnicy – zgodziła się ze mną Anka.– Zawsze byłam ciekawa, jak udaje ci się go przebłagać, żeby ci wybaczył?

– Za dużo sobie pozwalasz!

– No, a w czym problem? – prychnęła. – Twój pan i władca robi to samo. Od niego zniesiesz wszystko, prawda?

Wstałam gwałtownie. Nie chciałam dłużej wysłuchiwać obelg.

– Zostań – spuściła z tonu siostra. – Porozmawiajmy, proszę. Wiesz, moim zdaniem cały urok tego kolesia polega na tym, że jest dla ciebie nieuchwytny. Nie możesz być go pewna. Jest i za chwilę znika. Nigdy nie wiesz, kiedy to się stanie, balansujesz na linie, a królik ucieka…

To wszystko trochę przypomina sinusoidę

Anka to mądra dziewczyna, potrafi wysnuwać zaskakujące wnioski. Przez moment wydawało mi się, że jest niebezpiecznie blisko prawdy.

– Mam rację? – spytała.

Postanowiłam być szczera.

– Może trochę – powiedziałam z wahaniem. – Nie chcę żyć w ciągłej niepewności, ale… nie mam wyboru.

Anka spojrzała na mnie zdumiona.

– Arek jest dla mnie ważny, ważniejszy niż cokolwiek i ktokolwiek inny. Potrzebuję go – wyjaśniłam.

– Czyli mamy do czynienia z beznadziejnym przypadkiem – westchnęła ciężko siostra. – Odkochaj się jak najszybciej, zanim uwierzysz, że nie jesteś nic warta – doradziła. 

– Ależ zupełnie nie o to chodzi! – zaprotestowałam odruchowo.

– Owszem, o to – powiedziała twardo Anka. – Jemu potrzebna jest ofiara, którą zrówna z ziemią, żeby poczuć się lepszy i ważniejszy. To właśnie ty. Arek wykorzystuje twoje zauroczenie, żeby cię niszczyć, mieć nad tobą władzę. Fajny facet, nie ma co!

Uważałam, że siostra przesadza. Zawsze podchodziła do wszystkiego bardzo emocjonalnie, trudno było ją brać na serio. Arek był trudny, wybuchowy, lubił się obrażać i stawiać na swoim, ale przecież mnie kochał. A w miłości bywa różnie.

Nasz związek trwał, chociaż przypominał sinusoidę – raz w górę, raz w dół. Zawieszona na huśtawce emocji wzlatywałam pod niebo uskrzydlona miłością lub pogrążałam się w czarnej rozpaczy, przekonana, że tym razem to koniec, że już go nigdy nie zobaczę.

Zaczęłam brać środki uspokajające, które bez problemu przepisał mi lekarz. Zawalałam terminy w pracy, popełniałam błędy, z których musiałam tłumaczyć się przed szefową.

– Masz kłopoty, prawda? – Siekiera, bo tak nazywali ją podwładni, miała niebywałe wyczucie. – Ogarnij się dziewczyno, tak dłużej być nie może. Weź urlop, pozałatwiaj swoje sprawy.

Siedziałam bez słowa. Myślałam tylko o tym, jak załagodzić kłótnię z Arkiem. Nie odzywał się już przeszło tydzień. Nigdy pierwszy się nie odzywał, to ja musiałam wyciągać rękę…

– Dziewczyno, mówię do ciebie! Czy ty mnie w ogóle słyszysz? – szefowa straciła cierpliwość.

Spojrzałam na nią przestraszona. Miałam łzy w oczach. Przeprosiłam i wstałam, chcąc odejść.

– Zaczekaj – powiedziała krótko, zatrzymując mnie przy drzwiach.

– Mogę jakoś pomóc? – spytała ciszej, w sposób, który do niej nie pasował.

– Dziękuję, naprawdę nie potrzeba – chciałam jak najprędzej wyjść i zakończyć tę krępującą sytuację. – Może tylko ten urlop… Pozałatwiam swoje sprawy i wrócę jak nowa.

– Umowa stoi – skinęła głową.

Ucieszyłam się. Urlop był mi na rękę. Pojadę do Arka do pracy, wśród ludzi nie będzie robił scen…
A potem zawahałam się. Gdybym nie dostała urlopu, gdyby ktoś inny za mnie zdecydował, powiedział: „nie jedź!”. Może tak byłoby lepiej? Sama nie umiałam powiedzieć: „stop”.

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie dla młodszej, piękniejszej i... pyskatej. Już po rozwodzie on i jego mamusia tego żałowali”
„Nie kochałam Wojtka, tylko pragnęłam się dowartościować. Dlatego uciekłam sprzed ołtarza w dniu ślubu”
„Rozwydrzony bachor sąsiadów znęcał się nad kotami i dałam mu nauczkę. Teraz grozi mi eksmisja!”

Redakcja poleca

REKLAMA