„Nie kochałam Wojtka, tylko pragnęłam się dowartościować. Dlatego uciekłam sprzed ołtarza w dniu ślubu”

Zostawiłam narzeczonego fot. Adobe Stock, fizkes
Oto człowiek, z którym spędzę resztę życia, pomyślałam i... obróciłam się na pięcie i wybiegłam z kościoła, nie zważając na poruszenie, które tym wywołałam.
/ 15.09.2021 12:42
Zostawiłam narzeczonego fot. Adobe Stock, fizkes

Z Wojtkiem byliśmy jak dwa żywioły – silni, pełni pasji, odważni, chcieliśmy podbijać świat. Chyba jednak byliśmy zbyt podobni, by stworzyć udany związek.

Wojtka poznałam na początku studiów. Był liderem organizacji działającej na terenie naszej uczelni. Typ buntownika, szalonego artysty, który chadza własnymi ścieżkami i zawsze mówi „nie”, kiedy inni mówią „tak”.

Był podobny do mnie. Chyba właśnie to nas do siebie zbliżyło

– To przeciwieństwa się przyciągają – mawiała moja babcia. – Ludzie zbyt podobni nie stworzą udanego związku!

Cóż, wierzyłam, że w moim wypadku będzie inaczej. Zaczęło się od niewinnego flirtu, od damsko-męskiej gry sugestii i niedopowiedzeń, którą prowadziliśmy, nie bacząc na otoczenie. Znajomi uśmiechali się i wymieniali znaczące spojrzenia. Wszyscy wiedzieli, że między nami iskrzy.

– I co, jesteście już parą? – pytali wielokrotnie.

Ja jednak nie mogłam odpowiedzieć na te pytania twierdząco. Któregoś razu Wojtek co prawda wyznał mi uczucie, ale najwyraźniej nie chciał rozwijać tego tematu, a ja z obawy przed odrzuceniem również go nie podejmowałam.

Oficjalnie byliśmy więc tylko dobrymi znajomymi

Miałam koleżankę, Ewę. To było ciche, potulne dziewczę, całkowite przeciwieństwo mnie. Wiedziałam, że podkochuje się w Wojtku, ale jakież to miało znaczenie? On traktował ją protekcjonalnie, często nawet naśmiewał się z jej dziecinnego stylu bycia. A poza tym kochał mnie – osobę silną, odważną, gotową bronić swojego zdania w zażartej dyskusji. Sam to przecież przyznał!

– W sobotę robię imprezę urodzinową – oznajmiła mi Ewa któregoś razu. – Wpadnij, będzie Wojtek – miałam wrażenie, jakby puściła mi oczko.

Na tej imprezie zmieniło się wszystko. Zawsze nieśmiała Ewa wypiła trochę alkoholu i... zaczęła przystawiać się do Wojtka, a on ku memu zdumieniu przyjmował jej umizgi bez mrugnięcia okiem. Jego męskie ego rosło, gdy widział moją konsternację. Wyszłam stamtąd wściekła.

Następnego dnia Ewa zadzwoniła i cała w skowronkach oznajmiła mi, że ona i Wojtek są razem.

Poczułam się, jakbym dostała czymś ciężkim w głowę

„Ale jak to? Przecież my się kochamy, przecież nie tak miało być, przecież on kpił sobie z Ewy, każdy z niej kpił…”.

Gdy minął pierwszy szok, postanowiłam, że pójdę i porozmawiam z nim otwarcie. Strasznie bałam się tej rozmowy, bo właściwie nie miałam prawa mieć pretensji. Nie byliśmy w końcu parą. Ułożyłam sobie w głowie wszystko, co chcę mu powiedzieć tak, aby nie zabrzmiało to jak żałosna prośba o miłość. A jednak tak się właśnie czułam – jak uczuciowa żebraczka.

Nie odbierał moich telefonów, więc złapałam go na uczelni.

– To, co zrobiłeś bardzo mnie zabolało. Myślałam, że między nami jest coś więcej… – mój głos drżał.

W oczach Wojtka dostrzegłam źle skrywane zadowolenie.

– Ach, wiesz… przykro mi, że tak wyszło. Ale może to i lepiej, bo jesteśmy do siebie tak bardzo podobni, że pewnie i tak by nic z tego nie wyszło. Masz zawsze inne zdanie niż ja, ciągle byśmy się kłócili. Nie do wiary! A ja tak uwielbiałam tę naszą różnicę zdań...

– Ale dlaczego akurat Ewa? – chwyciłam się wątku, który wydawał mi się najbardziej absurdalny w tej całej historii.

– Cóż, zakochałem się.

Wiedziałam, że kłamał, ale mimo to jego słowa mnie zabolały. Postanowiłam jednak trzymać fason i zachowywać się, jakby nic się nie stało.

Ciężko było patrzeć na tych dwoje obejmujących się i trzymających za ręce

Widziałam zdziwione spojrzenia znajomych, miałam wrażenie, jakby śmiali się ze mnie za plecami. Czułam się upokorzona. Usunęłam się w cień i próbowałam poukładać swoje życie osobiste. Szło mi jednak marnie.

– I jak było? – pytały przyjaciółki po kolejnej randce z Takim-to-a-takim.

– Nudziarz – odpowiadałam znużona.

„Nudziarz” – to była najczęstsza wymówka. W gruncie rzeczy chłopcy, z którymi się spotykałam byli całkiem mili. Ot, tacy zwyczajni.

To właśnie ich zwyczajność mnie odstraszała. Pragnęłam kogoś nadzwyczajnego.

Pragnęłam wielkich emocji, takich, jakie czułam przy Wojtku

Aż pewnego dnia poznałam Grzegorza. Był zaprzeczeniem mojego wyobrażenia o idealnym facecie: miły, spokojny, nieszczególnie przebojowy. Kiedy myślałam o przyszłości, widziałam go w kapciach przed telewizorem. Taka wizja wydawała mi się odstręczająca, bo ja chciałam zdobywać świat.

Miałam już jednak pewne doświadczenia z facetami podobnymi do mnie. Byłam nimi zmęczona, pomyślałam więc: „czemu by nie spróbować?”. I tak rozpoczął się mój najbardziej udany związek. W miarę upływu czasu odkrywałam nowe pozytywne cechy mojego partnera. Był czuły, kochający, wierny, wspierał mnie w każdej trudnej chwili, nigdy nie zranił nawet niewłaściwym słowem.

Dogadywaliśmy się świetnie, więc po skończeniu studiów pojawiła się myśl o ślubie.

I wtedy pojawił się Wojtek...

Pewnego dnia, ni stąd ni zowąd, zapukał do moich drzwi.

– Muszę z tobą porozmawiać – wypalił. – Słyszałem, że wychodzisz za mąż.

– Tak – odparłam. – Nie mamy jeszcze terminu, ale rzeczywiście zaręczyliśmy się. Skąd o tym wiesz?

– Mniejsza o to. Czy jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?

Grzegorz jest dobrym człowiekiem i będzie dobrym mężem i ojcem – odrzekłam zgodnie z prawdą.

– Nie o to pytam. Kochasz go?

„Co go to obchodzi?”. Poczułam złość, a jednocześnie naszły mnie wątpliwości. Wiedziałam, że kocham Grzesia.

Co prawda inaczej, niż kochałam Wojtka, bardziej dojrzale

A jednak teraz stałam, wpatrując się w moją dawną, niespełnioną miłość i nie mogłam wykrztusić słowa. On jednak sam sobie odpowiedział:

– Oczywiście, że go nie kochasz. Posłuchaj, byłem głupi, od samego początku coś do ciebie czułem i nadal tak jest. Nie wiem, dlaczego to wszystko tak się pogmatwało. Chciałbym to naprawić…

– A... Ewa? – czułam się, jakbym śniła.

Tyle razy w przeszłości wyobrażałam sobie scenę, która teraz rozgrywała się przed moimi oczami.

– Ewa nigdy nie była ważna.

– Ale ja chcę już mieć rodzinę, dzieci… – zaczęłam bronić się nieudolnie.

– Więc pobierzmy się. Wszystko da się zorganizować, moja kuzynka miała brać ślub w tym miesiącu, ale zrezygnowała. Może oddać nam termin…

Od tamtej chwili byłam jak zaczarowana

Przestałam myśleć logicznie. Zawładnęło mną jakieś wielkie pragnienie realizacji tego, o czym kiedyś po cichu marzyłam. Dawne uczucia wróciły. Wraz z nimi wrócił gniew i żal, ale spychałam je w najdalszy kąt podświadomości.

Najtrudniej było powiedzieć o wszystkim Grześkowi. Ten zawsze tak spokojny facet wpadł w szał. Nie udało mu się jednak przekonać mnie, bym została...

– Źle robisz, moje dziecko – mówiła babcia. – Będziesz tego żałować.

Ale ja myślałam jedynie o tym, że wreszcie dopięłam swego. W noc przed ślubem śniła mi się Ewa w objęciach Wojtka, oddalali się krzycząc: „Goń króliczka, bo ci ucieknie!”.

Śmieszne? Obudziłam się zlana potem… Kiedy szłam do ołtarza ledwo trzymałam się na nogach. Kościół był pełen ludzi, ale ja nie widziałam nikogo, poza Wojtkiem, który spoglądał na mnie z wyrazem triumfu na twarzy.

„Oto człowiek, z którym spędzę resztę życia”, pomyślałam i... obróciłam się na pięcie i wybiegłam z kościoła, nie zważając na poruszenie, które tym wywołałam. Wiele wysiłku kosztowało mnie, aby udobruchać Grzegorza. Po tym, co mu zrobiłam miał pełne prawo nie chcieć mnie znać. A jednak wybaczył mi moje szaleństwo i od lat stanowimy zgraną parę. Mimo, że jesteśmy tak różni. A może właśnie dlatego. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA